piątek, 28 marca 2014

Rozdział 20 od Lorren "Nic nie dzieje się przypadkiem"

Wróciłam! Ale tylko na chwile...:( Zerwałam kilka nocek żeby ogarnąć jako tako mojego laptopa i uregulowałam go na tyle by napisać dziś rozdział i wstawić. Jednak nadal będę nieobecna przez jakiś czas, bo mojego komputera i tak nie ominie serwis. Lecz skoro udało mi się choć tyle dla Was zrobić wrzucam ten rozdział, który jest dosyć długi... Może to przetrwacie. I dedykuje go mojej kochanej Enough, która ma do mnie anielską cierpliwość...<3
Pozdrawiam i ściskam
Wasza zgnębiona i ograniczona Freedom
__________________


- Zdałam?- wybełkotałam niedowierzając. Antaniasz z uznaniem kiwnął potakująco. Zrobiłam niepewnym krok w tył i zachwiałam się, gdyż zaczęło mi się mocno kręcić w głowie. Mroczki wyskoczyły mi przed oczami, a wszystko dookoła zaczęło wirować. Czułam jak wiotczeje moje całe ciało. Zatoczyłam się po raz ostatni i odleciałam, tracą przytomność z totalnego wyczerpania i wycieńczenia, jak i szoku.

*  *  *
- Zadałam?!- zerwałam się z krzykiem odzyskując świadomość. Głowa mi nadal pękała. Rozejrzałam się nerwowo dookoła i powoli do mnie docierało, że właśnie siedziałam wygodnie w fotelu w gabinecie Antaniasza. Mistrza nie widziałam, ale nie wykluczone, że był w tym pomieszczeniu. Rozcierałam skronie przypominając sobie po kolei wszystko co stało się dziś po południu. Jęczałam mimowolnie odtwarzając w myślach zdarzenia z dzisiejszej próby. Zdałam. Nie mogę w to uwierzyć. Przecież ten test to była kompletna porażka. Zaklęć używałam już w skrajnej desperacji. Spanikowałam niejednokrotnie, więc niby jak dowiodłam, że jestem odważną i godną wyższego stopnia uczennicą? I wtedy przypomniałam sobie ostatnie zaklęcia, które wypowiedziałam… No tak. W sumie to poświęcenie mogło zaważyć nad wynikiem mojej próby.
Nie było koło mnie Lexi, przez co poczułam się nieswojo. Siedziałam w fotelu i czekałam. Sama nie wiem na co…? Chyba po prostu na Antaniasza, którego nigdzie nie było. Rozglądałam się po gabinecie oglądając pobieżnie wszystko co w nim się znajdowało. Nic nowego nie zauważyłam- stare meble, mnóstwo dziwacznych przedmiotów, papierzyska walające się po biurku. Przerzuciłam swój wzrok na tablicę ze zdjęciami pełnoprawnych adeptów. Prześledziłam wszystkie wizerunki po kolei. Swoje spojrzenia zawiesiłam na dłuższą chwilę na fotografii taty. Patrząc na jego młodą i uśmiechniętą twarz poczułam ucisk żalu w swojej duszy, więc szybko przeleciałam oczami dalej. I trafiłam na sam koniec listy gdzie było nowe zdjęcia. Moje zdjęcia. Nie wiem skąd tam się wzięło w końcu nikt mi tu nie robił żadnych fotek. Zwaliłam to na działanie magii. Zaniepokoiła mnie natomiast jedna rzecz. Moje myśli odbiegły w stronę Elliota… Co z jego próbą? Jak mu poszło? Zdał? Dlaczego nie ma tu jego wizerunku?!
Właśnie… Ile byłam nieprzytomna?
       Nagle usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Poprawiłam się w fotelu i czekałam, czy ktoś (w domyśle Antaniasz) wkrótce się pojawi. Kilka sekund później usłyszałam za sobą dobrze mi znany i ciepły głos:
- Nareszcie się ocknęłaś- odezwał się Mistrz wychodząc za oparcia mojego fotela. Przeszedł powolnym krokiem za biurko i zasiadł na rzeźbionym, drewnianym krześle.- Ale miałem wystarczająco dużo czasu, żeby porozmawiać wstępnie z Willem.
- Przepraszam, z kim?- wyrwało mi się nie do końca eleganckie pytanie.
- Z naszym nowym Nadnaturalnym, który właśnie przybył- odparł mi Mędrzec z uśmieszkiem pod wielkimi wąsiskami.- Pożegnałem również naszych Soah’ ów, odsyłając ich do świata śmiertelników.
- Aha… No tak- mruknęłam spuszczając wzrok. Pasowało by poznać tego nowego, nie? Ciekawa jestem jak wygląda, jaką magią się para…Ale tego dowiem się w swoim czasie, zapewne już niedługo.
- Więc- zaczął Antaniasz wyrywając mnie z zamyślenia- jeszcze raz gratuluję ci, że zdałaś. Naprawdę jestem z ciebie dumny. Zaimponowałaś mi dzisiaj. Twoja determinacja była niesamowita.
- Dziękuję- wykrztusiłam niemrawo.- Ale jaki sens miały te wszystkie bodźce, które musiałam pokonać, że tak się wyrażę.
- Dobrze wiem, że się domyśliłaś tego w czasie próby, leczy wyjaśnię ci to, byś nie miała wątpliwości- mówiąc to zgarnął jedne z długopisów i zaczął się nim bawić jak dziecko.- Wylosowałaś Próbę Słabości, no i bądźmy szczerzy, innego typu testu nie mogłabyś wylosować, bo na kartkach był tylko ten. Owszem, zakładałem z góry ten rodzaj próby dla ciebie. I przeanalizujmy wszystko po kolei. Na początku wrzuciłem cię do ciasnej, podziemnej komory. Wiem, że masz klaustrofobię, z którą świetnie sobie poradziłaś. Dalej, wybuch i ogień. To również jedna z twoich fobii, o czym równie dobrze wiem. Kolejne były węże, no i chyba już nie muszę mówić, że świetnie zdaję sobie sprawę z tego jak panicznie boisz się tych gadów i jaki masz do nich wstręt. Próba Słabości, tak? Czyli miałaś zwalczać swoje lęki, co ci wyszło idealnie.
- Faktycznie, już sama na to wpadłam- odpowiedziałam zakładając nogę na nogę.- Dobra, a Tony? Dlaczego on?!
- Bo on jest twoją największą słabością!- prychnął Mistrz z pobłażliwym uśmiechem.
        Czułam jak policzki zalewają mi rumieńce. Zaskoczyła mnie prostota i prawdziwość tego stwierdzenia. No cóż, ale to była w dużej mierze prawda.
- A Elliot?- zapytałam szybko zmieniając temat.- Jak mu poszło? Zdał? Jak jego próba została wykreowana?
- To cię zapewne zaskoczy- zaczął Antaniasz i spochmurniał w momencie.- Elliot nie podjął się próby. Wyrzekł się jej po tym jak zobaczył co ciebie spotkało i po tym jak padłaś z wycieńczenia. Owszem, wyprzedzam zapewne twoje pytania, wszyscy na arenie mieli magiczny wgląd do tego co działo się wewnątrz ziemnej komory. Widzieli coś podobnego do hologramu.
- Nie wierzę- burknęłam pod nosem i zaczęłam mrugać z powątpiewaniem.
- Spójrz, na tablicę- Mistrz kiwnął w tamtą stronę głową.- Jest tylko twoje zdjęcie, niestety. Twój brat podjął taką decyzję i staję do próby za kolejne pół roku. Miał pełne prawo do takiego wyboru.
- Ale…- zająknęłam się. Nie docierało do mnie, że Elliotowi się nie powiodło. Zaczęłam siebie obarczać winą. Angelo powiedział, że może się nam udać tylko wtedy gdy będziemy współpracować… Nie robiliśmy tego odkąd dotarliśmy do Szkoły… Dobrze wiedziałam, że to był mój błąd.
- Posłuchaj- zwrócił się do mnie stanowczo Mędrzec i pochylił nad biurkiem, opierając się o blat na przedramionach.- Zanim porozmawiasz z bratem lub Tony’ m… Proszę, idź do Esper. Dzisiaj wieczorem jest ognisko, po pierwsze z okazji Święta Iou, po drugie dlatego, że dzisiaj Andy ukończył szkolenie i jutro… odchodzi…- głos Antaniasza jakby się załamał. Nie dziwiłam się. Wiedziałam, że Andy był dla niego jak syn. Mistrz go wychowywał od niemowlęcia. To zapewne będzie dla nich obydwu ciężkie rozstanie.- W każdym razie- kontynuował, a ja słuchałam uważnie- chcę, żebyś poprawiła z nią swoje relacje do dzisiejszego wieczoru. Jesteście siostrami, a żyjecie ze sobą jak kot z psem! To jest niewiarygodne! Masz z nią porozmawiać jak z przyjaciółką, ale nie uświadamiaj jej o waszym pokrewieństwie. Esper nie do końca sobie radzi, najpierw chcę żeby się ustatkowała zanim przyjmie to do wiadomości.
        Ton jakim wypowiedział kilka ostatnich zdań… był nie znoszący sprzeciwu.

*  *  *
        Stanęłam przed drzwiami Esper. Wcześniej wymieniłam jeszcze kilka zdań w pośpiechu z Lexi. W końcu Antaniasz od razu kazał udać się mi do… siostry. To trochę dziwnie brzmi, ale co tam. W każdym razie wzięłam głęboki wdech, wyprostowałam się i zapukałam stanowczo. Usłyszałam w środku trząśnięcie jakąś szafką, potem kilka energicznych kroków i wreszcie Esper otworzyła mi zamaszyście drzwi z tekstem:
- Już mówiłam, nie pożyczę ci laptopa!
- Cześć- mruknęłam zdezorientowana.- Ale ja wcale nie chciałam twojego…
- A to ty!- przerwała mi, chyba z lekkim zmieszaniem.- Sory, ale ten nowy, Will, chciał przedtem mój komputer…
- Nie no spoko- zdobyłam się na uśmiech.- Wiesz, ja nie chcę twojego laptopa… tylko chciałabym pogadać.
- Pogadać?- powtórzyła za mną ze zdziwioną miną. Kiwnęłam potakująco, pocierając lewe przedramię prawą dłonią. Esper zamrugała i chyba rozweseliła się chwilowo.- Może się przejdziemy?
- Dobra- przystałam na jej propozycję i odetchnęłam w duchu. Nie jest źle. Jest skora do rozmowy, więc może pójść z górki. Dostrzegałam w jej zachowaniu pewną zmianę.
      Esper zgarnęła jeszcze swoją bluzę i wyszłyśmy z Uczniowskiego Domu. Z początku szłyśmy w ciszy, dopóki ona pierwsza się nie odezwała. Nooo… w sumie ja to powinnam zrobić, ale jakoś nie mogłam znaleźć tematu.
- Jak ci poszła próba?- zadał mi pytanie dosyć suchym i pozbawionym emocji głosem. Szłyśmy jedną z dróżek, które prowadziły do sadu. Było ciepło, choć dzień już się kończył.
- Mówiąc krótko: zdałam- wybąknęłam cicho.- Ale łatwo nie było. Antaniasz wykreował mi całkiem ciekawy scenariusz…
- Jak to?- zdziwiła się dosyć szczerze.- Myślałam, że próbę się losuje, całe te zadania, czy coś.
- Teoretycznie tak, ale wszystko jest już ustawione!- odparłam z wyczuwalną goryczą w głosie.- Odgórnie narzuconą miałam Próbę Słabości. I wiesz o co w tym chodzi? Masz zmierzyć się ze swoimi wszystkimi lękami i nie dostać zawału.
- Jaka szkoda, że mnie tam nie było…- odpowiedziała mi z ironią.- To z czym miałaś się zmierzyć?
- Z moją klaustrofobią, lękiem przed ogniem i wstrętem do węży- wymieniłam po kolei.- Atakowały mnie różne paskudztwa… A no i miałam obezwładnić Tony’ ego, czego w końcu nie zrobiłam… Nie potrafiłabym czegoś takiego mu zrobić…
- Aha- usłyszałam niemrawą odpowiedz. Prze kilka chwil milczałyśmy. Było już późne popołudnie. Nieśpiesznie przemierzałyśmy uliczki Ośrodka. Nie rozglądałyśmy się zbytnio. Znam już tutaj każdy kwiatek na pamięć, a Esper nie interesują takie rzeczy jak rośliny.
- Słuchaj, Lorren…- zaczęła niepewnie moja towarzyszka.- W nocy słyszałam jakiś dziwne odgłosy. Trzaskanie drzwiami, kroki. To mi nie dawało spać… tak jakby. A kiedy wyjrzałam, no to widziałam ciebie przed drzwiami Tony’ ego… I tak się zastanawiałam: pokłóciliście się?
- N- nie…- odpowiedziałam nerwowo.- Właśnie wręcz przeciwnie… Bo ja i Tony to jest dosyć skomplikowane. Sama tego nie rozumiem. Nie wiem, jak mam to rozumieć.
- No dajesz- zachęciła mnie niezbyt wylewnie z tą swoją obojętna miną.- Może coś doradzę. Nigdy nikomu nie dawałam rad, ale jestem dość dobra w takich sprawach. Wszystkie moje relacje z ludźmi to jedna wielka porażka. Skomplikowane sprawy to moja specjalność.
- Nie zrozumiesz- odpowiedziałam z zawahaniem.- Zresztą to nie istotne, lepiej mi powiedz jak tam ten nowy uczeń?! Will, prawda?
- Owszem, Will- wypowiedziała jakoś dziwnie jego imię.- Ciekawa osobowość. Nie gadałam z nim zbyt długo. Niewdzięczny typ.
„ To tak jak ty, nie?”- miałam już na końcu języka, ale w porę się w niego ugryzłam.
- Z czasem wszyscy go lepiej poznamy- dodałam na głos, a Esper zastanowiła się chwilę, po czym przytaknęła. Przysiadłyśmy na jednej z ławek i przyglądałyśmy się wiszącemu nisko słońcu, które powoli zabarwiało niebo na różowo.
- Wiesz, że Andy jutro odchodzi?- zwróciłam się do niej zmieniając temat.
- Mam się wzruszyć z tego powodu?- prychnęła kręcąc głową z dezaprobatą. Jej białe włosy zafalowały.
- No co ty!- zachichotałam pod nosem.- Ale Antaniasz organizuje z tej okazji ognisko dziś wieczorem. Może być ciekawa zabawa…
- No to idziemy, nie?- Esper uśmiechnęła się do mnie niepewnie, lecz szczerze.
        Przytaknęłam, ale zanim gdziekolwiek poszłyśmy gadałyśmy jeszcze przez  jakiś półtorej, dwie godziny. Nie mogłam w to uwierzyć, ale gdy rozkręciły się tematy, dobrze mi się z nią gawędziło. Zaskoczyła mnie jej odmiana. Z aspołecznej dziewczyny stała się skorą do przyjaźni i otwartą nastolatką. Opuściło ją wieczne naburmuszenie i okazała się całkiem fajna. Dowiedziałam się o niej paru ciekawych rzeczy: muzyka jest je pasją, co mnie akurat poniekąd pozytywnie zaskoczyło i właśnie o tym rozmawiałyśmy najdłużej. Przyznała się wreszcie, że wolałaby strzelać z łuku… Opowiedziała mi o tym jak trafiła do Szkoły. O swoim przyjacielu Soah’ u. Chłopak miał na imię Pablo i bardzo jej pomógł. Mówiła też o swoim wilczym towarzyszu, który chyba należy do Willa… to było smutne, zrobiło mi się jej szkoda. A ja opowiedziałam jej o spotkaniu z Angelo. O odnalezieniu Lexi, ogółem o dzieciństwie. Przedstawiłam, na jej prośbę, historię z odszukaniem Elliota. No i wypytywała mnie o różne podstawowe rzeczy. Zupełnie tak jak robi się to poznając nowego przyjaciela.
         Ani się nie obejrzałyśmy, a w miłej i przyjacielskiej atmosferze podążyłyśmy ku placu na ogniska, gdzie za chwilę miała rozpocząć się impreza. Cieszyłam się, że udało mi się poprawić z nią relacje i mam wrażenie, że ona też była zadowolona z tego powodu.
*  *  *
        Kiedy dotarłyśmy na miejsce słońce schowało się już prawie całe za widnokręgiem. Pozostali byli już obecni. Wszystko zostało już przygotowane: drewno na opał, kiełbaski, kilka paczek pianek i metalowe pręty, na których będziemy piec te przysmaki.
        Wkoło placu na ognisko rozstawione były grube bale. Zobaczyłam Antaniasza rozmawiającego z jeszcze mi nie znanym chłopakiem- Willem. Przyznam, że miał on specyficzny wygląd. Znaczy się… ubierał się przeciętnie tylko na średniej długości blond włosach miał pozaplatane liczne warkoczyki, a w jego uszach dostrzegłam kilkanaście kolczyków. Rzeczywiście ciekawy typek. Podeszłam do niego żeby się przywitać. Potraktował mnie trochę oschle, zupełnie jak Esper na początku, ale zdawał się być spoko gościem. Rozmawiałam z nim chwilę „o pogodzie”, w domyśle o niczym konkretnym. Zdawał się być inteligentny, a jego rodzaj mocy był dosyć ciekawy.
        Esper dała się wciągnąć Andy’ emu w jakąś dyskusję i nabijanie pianek na patyczki. Nie przysłuchiwałam się ich rozmowie. W głębi duszy to cieszyłam się, że Esper próbowała nawiązać lepszy kontakt z uczniami. Widać chciała to zrobić, może nawet wcześniej, tylko nie wiedziała jak…
        Lexi z Haru beztrosko skakały między rabatkami. Elliot siedział okrakiem na jednej z bali, naprzeciwko Clov. Aż miło się patrzyło na ich roześmiane buźki. Moje relacje z Clov są dosyć obojętne… zwłaszcza po pożarze. I raczej nie mam zamiaru ich zmieniać. To dziecko wzbudza we mnie wątpliwości i pewnego rodzaju lęk.
        Wszyscy zasiedliśmy naokoło ogniska. Kiedy całkiem się ściemniło, a pierwsze gwiazdy pojawiały się na niebie Antaniasz w uroczysty i magiczny sposób rozniecił ogień. Brakowało mi tylko jednej osoby. Nigdzie nie mogłam zlokalizować Tony’ ego…
         Nagle poczułam dziwny ucisk w skroni. Czyjeś myśli próbowały się do mnie dobić. Spuściłam, barierę i przyjęłam wiadomość. 
Hej, kochana, jak się czujesz?- Odbierając to uśmiechnęłam się sama do siebie, bo dobrze znałam ten słodki głos. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, na belce koło mnie usiadł Tony. W ręce trzymał gitarę, a na jego twarzy gościł promienny uśmiech.
Musimy coś uzgodnić- przesłałam mu, bo chciałam zachować jakąkolwiek dyskrecje. Jego migoczące oczy mówiły same za siebie. Najchętniej to rzuciłabym mu się teraz na szyję i zaczęła wrzeszczeć z radości, że wszystko się powiodło, że nie musiałam go krzywdzić, ale przy nich wszystkich…
Co ty chcesz uzgadniać? Potrzebujesz formalności? Bo dla mnie to jest dosyć oczywiste i logiczne, że jesteśmy…- Dotarła do mnie jego urwana wypowiedź, gdyż właśnie w tym momencie odezwał się Antaniasz:
-Jesteśmy już w komplecie, więc możemy świętować!- Mówiąc to pogładził brodę.- A mamy kilka okazji… i to nie byle jakich. Andy spędzi z nami już ostatni wieczór…
- No, niestety…- odezwał się blondyn z przygnębioną miną.- Ale jutro będziemy się żegnać, teraz mam nadzieję na dobrą zabawę z wami wszystkimi.
- Stary, zapamiętasz ten wieczór do końca życia!- wtrącił się Tony.- Ja ci to mogę spokojnie zagwarantować!
- Właśnie, Tony!- zwrócił się do niego Mistrz.- Ty przecież też wczoraj obchodziłeś swoje święto! Siedemnaste urodziny to nie byle co!
        Kiedy to usłyszałam aż mnie zesztywniło. W końcu nic o tym nie wiedziałam! Nie złożyłam mu życzeń, nie mówię o jakiś wymyślnych prezentach, ale nie dałam mu nic, co mogłoby go ucieszyć. Musiałam to naprawić i to jak najszybciej…Po ognisku go przeproszę, jakoś się zrewanżuje, nie powinien mi mieć tego za złe, prawda…?
- No i musimy godnie powitać naszego nowego adepta Willa- kontynuował Mędrzec.- Mam nadzieję, że zaaklimatyzujesz się w naszej Szkole i będziesz się czuł wśród nas dobrze- odwrócił się do chłopaka, który siedział po jego prawej. Ten przytaknął z wątłym uśmiechem.- A na dodatek Esper jest już z nami od miesiąca… robi postępy. I nie możemy zapomnieć o najgłośniejszym wydarzeniu dnia dzisiejszego jakim jest pozytywne przejście próby przez naszą Lorren!
           Po tych słowach wszyscy zajęli się ożywionymi rozmowami, każdy chwycił pręt z kiełbaską i zaczął opiekać ją nad ogniskiem. Noc była ciepła i bezchmurna, księżyc przyświecał wesoło kiedy w, chciałoby się rzecz, rodzinnej atmosferze opowiadaliśmy sobie nawzajem kawały i różne anegdoty. Śmialiśmy się i jedliśmy. Antaniasz okazał się całkiem luźnym i zabawnym staruszkiem. Z początku Will trzymał się na uboczu, potem częściej zaczął się odzywać. Gawędziłam chwilę z Elliotem i Clov, która zwęgliła całkowicie swoją kiełbaskę i zjadła ją z makabryczną ilością keczupu. Lexi i Haru wygrzewały się przy ogniu i bawiły wszystkich zebranych. W pewnej chwili odwiedził nas też tajemniczy biały wilk, który przybył tu z Esper. Dziewczyna nakarmiła go, ale zwierzak nie został przy niej na długo…
- No, Tony, masz teraz swoje pięć minut!- odezwał się nagle Andy, przerywając wszystkie rozmowy i oblizując palce.- Nie bez powody wysłałem cię po gitarę!
- Serio chcecie tego słuchać…?- zmarszczył w odpowiedzi brwi, wrzucając patyczek do żaru. Jego pytanie zostało stłumione przez entuzjastyczny pomruk pozostałych. Wzruszył więc ramionami i chwycił gitarę. Siedział chwilę w bezruchu, zapadła głęboka cisza przerywana trzaskiem płonących drewienek. Wszyscy wgapiali się w niego wyczekująco, ja również byłam ciekawa co zagra, duże zainteresowanie wykazał także Will.
Oh, misty eye of the mountain below
Keep careful watch of my brothers' souls
And should the sky be filled with fire and smoke
Keep watching over Durin's sons.

Zaśpiewał pierwszą zwrotkę i dopiero po chwili zaczął grać, delikatnie muskając struny.
Uwielbiam ten utwór, więc trafił w sedno. Wszyscy wsłuchiwali się w jego hipnotyzujący głos. Antaniasz kiwał się z dumną miną. Ta piosenka przy akompaniamencie trzaskających drewienek brzmiała wręcz magicznie. Jeszcze nigdy nie słyszałam tak dobrego coveru tego utworu. Z lubością przysłuchiwałam się wszystkim tonom i zamknęłam oczy. Tony doszedł już do refrenu:
Now I see fire
Inside the mountain
I see fire
Burning the trees
And I see fire
Hollowing souls
I see fire
Blood in the breeze
And I hope that you'll remember me

Otworzyłam oczy kiedy odezwała się do mnie Esper i szturchnęła mnie w ramię. Nie mogła uwierzyć, że to autentyczny wokal Tony’ ego. Rzeczywiście miał specyficzny głos. Bardzo nietypowy, ale trzeba przyznać, że każdy utwór w jego wykonaniu brzmiał świetnie. Tony przeszedł przez kilka kolejnych zwrotek i refren. Śpiewając wzrok miał utkwiony w ognisku. Płomyki odbijały się w jego orzechowych oczach. Jego palce z łatwości przemykały się po strunach, chociaż ta piosenka ponoć jest ciężka do zagrania.
And if the night is burning
I will cover my eyes
For if the dark returns
Then my brothers will die
And as the sky is falling down
It crashed into this lonely town
And with that shadow upon the ground
I hear my people screaming out
Właśnie wyśpiewał moja ulubioną zwrotkę. Słuchając rozejrzałam się po pozostałych. Elliot z Clov wpatrywali się w niego z zadowoleniem i kiwali się rytmicznie na boki. Andy usiadł na trawie i oparł się o swój pieniek. Piekąc pianki uśmiechał się pod nosem, wystukując rytm palcami o kolano. Esper gapiła się na niego z niemalże otwartą buzią, a Will... mrużył oczy i zakrywał usta pięściami złożonymi razem, zupełnie jakby się zastanawiał lub coś wspominał.
I see fire
(Oh you know I saw a city burning)
Fire
And I see fire
(Feel the heat upon my skin)
Fire
And I see fire
Fire
And I see fire burn auburn on
The mountain side*
Skończył. A szkoda. W odpowiedzi uzyskał pełne podziwu brawa. Adepci namówili go na jeszcze kilka piosenek. Wszyscy zajadaliśmy się piankami. Miałam wrażenie, że Antaniasz zjadł ich najwięcej… Tony w tym czasie śpiewał nam niemalże na zamówienie. Nawet ja dałam się wciągnąć w duet na prośbę Andy’ ego. Długo nie zastanawiałam się z Tony’ m co zagramy… Wybraliśmy jedną z piosenek, którą niedawno wspólnie napisaliśmy. Również się spodobała, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Próbowałam namówić Esper, żeby nam coś zagrała i zaśpiewała, ale gdy tylko jej to zaproponowałam zmroziła mnie zabójczym spojrzeniem i odmówiła.
        Później graliśmy jeszcze w kalambury. Był niezły ubaw. Nawet Will włączył się intensywnie do zabawy. Czułam, że ci wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają są prawdziwymi przyjaciółmi, nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. No może z wyjątkiem jednego z domów dziecka, w którym zaprzyjaźniłam się z pewnym śmiertelnikiem, ale to był wyjątek.
        Robiło się coraz później. Elliot z Clov zaczęli zasypiać na siedząco, wiec odprowadziłam ich do Uczniowskiego Domu i położyłam spać. Kiedy wróciłam na ognisko cudna atmosfera nadal panowała między uczniami. Gadaliśmy jeszcze jakiś czas, ale w końcu ja też zaczęłam robić się senna. Esper podzieliła w końcu moje poglądy i gdzieś nad ranem zostawiłyśmy chłopców z Antaniaszem i udałyśmy się do pokoi. Kiedy kładłam się do łóżka zaczynało już świtać.Ale z radością mogę stwierdzić, że dzień którego tak się bałam okazał się moim najlepszym dniem w życiu. Nie czekałam długo aż sen ukołysze mnie w swoich ramionach. Zasnęłam błyskawicznie pomimo promyczków, które powoli wkradały się już do mojego pokoju.
*  *  * ANDY
        Tony miał racje… Nigdy nie zapomnę tego ogniska. To był najlepszy pożegnalny wieczorek jaki mógłbym sobie wymarzyć. Przyjaciele pozwolili mi się odprężyć i zrzucić stres na drugi plan. Przyznam szczerze, że bałem się zmiany… W końcu całe swoje życie, od początku spędziłem tutaj. W Szkole. Z Antaniaszem. Bywałem u śmiertelników raz na jakiś czas w ciągu tych ponad osiemnastu lat, ale nigdy nie zostawałem na dłużej…
        Ośrodek miałem opuścić wraz z Mistrzem około południa. Tymczasem zbudziłem się dopiero po czwartej. Wczoraj… to znaczy dzisiaj trochę przegięliśmy. Ledwo zwlokłem się z łóżka. Głowa mi pękała, jakbym miał kaca. A może faktycznie go miałem…? W końcu kiedy dziewczyny sobie już poszły… A że Antaniasz nie miał nic przeciwko opijaniu sukcesu Lorren… Co ja sobie myślałem sięgając po tą butelkę…? Ale jak szaleć to szaleć, nie? Każdy ma prawo żeby zrobić coś głupiego, prawda? Swoją drogą byłem ciekaw jak czuł się Tony…
          Cieszyłem się, że wszystkie swoje rzeczy spakowałem już wczoraj. Dzisiaj po południu nie byłbym w stanie zebrać myśli. Zapomniałbym czegoś, to więcej niż pewne. Ale poczułem ucisk żalu gdzieś w głębi siebie patrząc na puste szafki. Po raz ostatni ogarnąłem swój pokój wzrokiem i przysiadłem na łóżku w kącie. Ze smutkiem doszedłem do wniosku, że opuszczenie Szkoły będzie bardzo bolesne. Wychowywałem się w tym miejscu. Matka mnie nie chciała i podrzuciła Antaniaszowi, który mnie wychował. Wtem zerwałem się z miejsca i przypadłem do podręcznej torby. Wyciągnąłem z niej małą teczkę, w której chowałem swoje najważniejsze rzeczy… Między innymi list od matki. Nie był zbyt długi…
Proszę o opiekę nad tym maleństwem. Nazywa się Andy Stormbreaker i jest Nad. Jego ojciec zginął tydzień temu na morzu w pobliżu Nowej Zelandii. Przepraszam, ale tak będzie dla niego najlepiej. Zawsze będę go kochać.
                                                                                                                  Desperatka
            Znam już na pamięć tą notkę. Za każdym razem gdy do niej wracam chce mi się gdzieś pobiec i zaszyć. Nawet nie wiem jak nazywali się moi rodzice. Losy młodych Nadnaturalnych są okrutne, ale ja miałem szczęście. Moje życie było chyba najlepszą alternatywą. Miałem wszystko co było potrzebne i wszystko czego pragnąłem.
            Nie podnosząc się z klęczek wyciągnąłem kopertę z listem od Jassy. Ten był długi. Nie mogłem nadal uwierzyć w to, że rozstaliśmy się bez pożegnania i nie widziałem jej już ponad pół roku. Przeczytałem szybko treść jej listu z przeprosinami. Zawiesiłem wzrok odczytując kilkakrotnie ostatnie zdania: Kocham cię. Twoja Jass. Złożyłem kartkę, pozapinałem torby i stanąłem w progu po raz ostatni spoglądając na swój pokuj. Wyszedłem pośpiesznie z Uczniowskiego Domu i udałem się do jadalni. Zastałem tam jedynie Antaniasza, dziewczyny, maluchy i zmasakrowanego Tony’ ego, który z kwaśną miną siedział przed pustym talerzem i pocierał skronie. Ja również nie miałem apetytu. Obiad przesiedzieliśmy cały prawie, że w milczeniu. Czas leciał dla mnie zbyt szybko, chciałbym zostać tu dłużej, ale nie mogłem, więc zaraz po posiłku spotkaliśmy się wszyscy na głównym placu…
        Siedziałem już na jednej z toreb czekając na Mistrza. Wszyscy, oprócz tego nowego, przyszli się ze mną pożegnać. Pierwsza rękę podał mi Lorren…
- Powodzenia w świecie śmiertelników- powiedziała przyjaznym tonem.- Słyszałam, że Antaniasz załatwił ci studia prawnicze. Obyś odniósł sukces!
- Dziękuje- odbąknąłem niepewnie.- Słuchaj, Lorren, skoro to już koniec naszej znajomości chciałbym cię przeprosić. Za wszystko. Za to jaki byłem dla ciebie niemiły, jak cię gnębiłem, wiedz, że teraz jest mi przykro.
- Andy… nic się nie stało.- Uśmiechnęła się pokrzepiająco.- To fakt byłeś wkurzający, ale ja też nie byłam w stosunku do ciebie fair.
- Niemniej przepraszam- dodałem na koniec. Żałowałem swojego zachowania. Kołek ze mnie i tyle. A chciałem się z nią rozstać w przyjaznej atmosferze. Lorren jeszcze raz pożyczyła mi powodzenia i podeszła do mnie Esper. Pożegnanie z nią było dosyć suche, bo nie znaliśmy się najlepiej. Powiedzmy, że ta rozmowa była neutralna.
         Kolejny był Tony. Pożegnaliśmy się po przyjacielsku. Wszelkie waśnie jakie za sobą mieliśmy już się nie liczyły.
- Obyś szybko odnalazł Jassy- powiedział ściskając moją dłoń.- I przekaż jej pozdrowienia od starego, ponurego Tony’ ego. Albo nie… lepiej od starego Tony’ ego, który wreszcie zrozumiał czym jest szczęście!
- Właśnie, stary…- przypomniałem sobie w tym momencie najważniejszą rzecz. Kazałem się mu zbliżyć i powiedziałem do ucha największy sekret. Sekret mój i Jassy… - Zabierz tam Lorren. Słuchaj dzisiaj mija miesiąc, powinien być dostępny.
- Dopiero teraz mi o tym mówisz!- wybuchnął zaszokowany. W jego głosie wyczuwalna była nutka złości. Rzeczywiście mógł mi mieć za złe zatajenie takich informacji.
- Tak wyszło… wiesz…- chciałem się jakoś nieudolnie wytłumaczyć.
           Nie zdążyłem, bo zjawił się Antaniasza. Ubrany był przeciętnie, tak jak zawsze gdy wybierał się do świata śmiertelników. W ręce miał małą walizkę.
- Słuchajcie, kochani!- zawołał na nas wszystkich.- W związku z tym, że wyruszamy już z Andy’ m nie będzie mnie przez kilka najbliższych dni, więc moje obowiązki i nadzór przejmie jedno z was. Teoretycznie tym kimś powinien być Tony, gdyż jest aktualnie najstarszy spośród pełnoprawnych adeptów, ale dobrze wiem, że on wszystko zbagatelizuje…
- Dziękuję za szczerość, Mistrzu!- zaśmiał się pod nosem zakładając ręce na piersiach. Automatycznie się uśmiechnąłem. Oj, będzie mi brakować tego gościa, przekomarzania się z nim, jego olewackiego podejścia do życia. Ogółem będę tęsknić za nimi wszystkimi…
- Więc sprawunki przejmuje Lorren, ona jest chyba najbardziej odpowiedzialna- kontynuował Mędrzec. Zwracając się do dziewczyny dał jej jakieś kartki z instrukcją i planami. Na jej twarzy rysowało się przerażenie i zaskoczenie, ale przyjęła ten obowiązek. To było do przewidzenia. Teraz ona stanie się ulubienicą Mędrca. Już dawno przejęła kilka moich obowiązków, ale byłem pewien, że świetnie mnie zastąpi. A może będzie nawet lepsza?
- Dobra, Andy żegnaj się z wszystkimi- odwrócił się do mnie Antaniasz z przygnębioną miną.- I musimy już lecieć.
        Bez słowa pożegnałem się jeszcze raz z wszystkimi po kolei. Serce ściskał mi żal i gorycz. Na placu zapanowała cisza. Żałosna cisza. Ciekawe, czy ktokolwiek będzie tu za mną tęsknił…? Ale tego się raczej nie dowiem.
         Jeszcze raz ogarnąłem wzrokiem przyjaciół zbitych w jedną gromadę. W tym gronie było teraz już o jednego mniej. Mnie tam nie było. Spojrzałem ponuro na Antaniasza. Mędrzec kiwnął głową z aprobatą. Już czas… Zebrałem więc wszystkie rzeczy i podsunąłem się do Mistrza. Po chwili świat wkoło mnie zawirował i otoczyła mnie nieprzenikniona ciemność.
         Właśnie zamknąłem jeden rozdział swojego życia. Pora by zacząć pisać kolejny. 
______________________________
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam...
*A piosenka, której tekst zamieszczony jest w rozdziale to I See Fire Ed'a Sheerana, utwór napisany specjalnie do filmowej adaptacji Hobbita, do posłuchania w naszej zakładce. Polecam!

8 komentarzy:

  1. Ha! Fajny rozdzialik. Pozytywnie zaskoczyła mnie zmaiana zachowania Esper. Szkoda, że Andy odchodzi :( czekam na next
    P.S Dzień pierwszego komentarza Lotki trwa dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PPS. HA! Wreszcie jestem przed Sagim. Ja taki yolo
      PPPS. Enough jutro cię na gorzkich żalach widzę

      Usuń
    2. Miałaś szczęście bo jechałem do Brzeska :P

      Usuń
    3. No zobaczyłem rozdział jak już miałem wychodzić...

      Usuń
  2. No, myślałem że oprócz mnie nikt tu już nie zagląda. Ale jednak!
    Fajny rozdział. Obiecałem że nie będę się czepiał ale... nie, dobra, nie powiem tego. Fajny rozdział, nawet jego długość mi nie przeszkadza.
    P.S. A co ci się tak w ogóle stało z komputerem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hellou, ja tylko informuję że wszystko nadrobię, ale mam teraz ogromną presję czasu i nie ma kiedy. 8 dni do początku egzaminów, a jestem w jednej wielkiej rozsypce :") nadgonię jak tylko znajdę czas i będę po egzaminach :<
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. NOMINUJĘ was do Libster Blog Award (jeśli się w to bawicie) szczegół u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń