sobota, 22 marca 2014

Rozdział 18 od Esper ,,Anioły''

 Tym razem rozdział wstawiony o wiele wcześniej ;) Mam nadzieję, że się cieszycie?! :P
Ta notka ma charakter...refleksyjny. Wstawiłam tam też...a zresztą, przeczytacie- zobaczcie!
Liczę na szczere komentarze ;)
___________

 Uwielbiam przyrodę.
Znów zaczynam zatapiać się w uczuciach. Co się ze mną dzieje?
Dostrzegłam piękno otaczającego mnie świata. Teraz, kiedy nie czułam ciężaru czasu, kiedy nie musiałam martwić się o spóźnienie na zajęcia, jakby nowymi oczami spoglądałam na wszystko dookoła. Drzewa wydawały mi się duże, majestatyczne i obrośnięte soczyście zielonymi liści. Trawa była niezwykle miękka w dotyku, aż chciało się na niej położyć i zapomnieć o wszystkim innym. Lekki powiew wiatru muskał mi twarz i prześlizgiwał się pomiędzy pojedynczymi kosmykami włosów, wprawiając je w delikatne falowanie. Słońce wychynęło zza, teraz już prawie niewidocznych, chmur i rozdawało światu przyjemne ciepło.
Ścieżka zaprowadziła mnie nad niewielki wodospad. Strugi lodowatej wody spadały kaskadami w dół, obijając się o ,wystające ponad powierzchnię, kamienie i zmieniając dzięki temu drogę. Pomimo nieszczególnej wielkości zachwycił mnie swoją prostotą i takim naturalnym pięknem. Podnosząc wzrok w górę zauważyłam niewielkie drzewo z rozłożystymi konarami. Nie zastanawiając się długo, jednym zręcznym skokiem przemierzyłam strumyk i stanęłam przed drzewem. Chwyciłam rękami wystające części kory i powoli zaczęłam piąć się w górę. Kiedy uznałam, że nie jestem w stanie wyjść wyżej, przycupnęłam na jednym z szerszych gałęzi i zerknęłam w dół.
Wodospad tworzył teraz nieznaczny spadek strumyka. Ścieżka znikała pośród drzew. Niepewnie przekręciłam się i oparłam plecami o pień. Było tu całkiem przyjemnie. Rozmarzyłam się, przypominając sobie dni spędzone w Brazylii w otoczeniu egzotycznych roślin. Jedno wspomnienie ciągnęło za sobą drugie, tak więc- rysunki, teksty...Czasami chciałoby się powrócić do tamtych czasów, kiedy jeszcze nie wiedziałam nic o Szkole Antaniasza, o Kayalu, Pablu...Jedynym towarzyszem była dla mnie moc.
Kiedy tylko w mojej głowie zagościł obraz Pabla, po raz kolejny poczułam się dziwnie. Jakby czegoś mi brakowało, jakbym oddała część siebie przy tamtym pożegnaniu...Zielone oczy wywiercały mi teraz dziurę w duszy...Chciałabym znów w nie spojrzeć, dostrzec jakiś promień nadziei, radości...Niestety, tak już nie będzie. On odszedł, sama  nie wiem, gdzie, ja dotarłam tutaj. Nasze drogi pewnie nigdy się już nie skrzyżują. Poczułam niemiłe ukłucie w sercu...Pablo był dla mnie przyjacielem, bardzo cieszyłam się z tego, że chociaż pogodziłam się z nim przed odejściem. Szkoda tylko, że wcześniej nie miałam okazji przeprowadzić z nim luźnej rozmowy; zawsze wynikała kłótnia i odosobnienie. W sumie patrząc na to po tych wszystkich wydarzeniach, mogę stwierdzić, że te nieporozumienia były bez sensu i zawsze wynikały z mojej winy. No cóż, taka jest już moja natura.
Naszła mnie myśl: gdybyśmy tak wszyscy byli aniołami...pewnie wiele rzeczy wydawałoby się o wiele prostszymi niż są teraz. Nie wynikałyby pomiędzy nami spory. Moglibyśmy latać w niebie, każdy w swoim lub wszyscy w jednym i tym samym. Akceptowalibyśmy się nawzajem, nikt nie byłby odrzucany, bo odpychając kogoś innego, odpychalibyśmy samego siebie...Bo wszyscy bylibyśmy aniołami. Wtedy pewnie czułabym się spełniona. Nic by mnie nie ograniczało, świat stałby przede mną otworem. Bo wszyscy bylibyśmy aniołami.
Wreszcie zdałam sobie sprawę z tego, że w Szkole Antaniasza nie jest źle. Przecież mogłabym skończyć o wiele gorzej jak na przykład w laboratorium otoczona szalonymi ludźmi, którzy za wszelką cenę chcą wydobyć z ciebie tajemnicę mocy. Niejeden z Nadnaturalnych tego doświadczył.
W sumie moje życie toczy się całkiem spokojnie, a przynajmniej od ostatniego miesiąca. Codzienny harmonogram wyrobił we mnie poczucie czasu i zaplanowanego dnia. Nie gościła już w moim wnętrzu pustka; zawsze miałam co robić. Gdybym tylko zdołała polepszyć swoje relacje z innymi adeptami...Mogłabym być spełniona. A przynajmniej w pewnym stopniu. Zupełnie jak te anioły.
Dziwne myśli zawsze mnie ogarniały, kiedy znalazłam się w miejscu, które w pewnym stopniu wpływało na moją psychikę. Zapragnęłam przelać te wszystkie porównania i rozważania na papier, tworząc coś w rodzaju...czegoś. W rodzaju piosenki, jeśli tylko melodia sprzyjałaby słowom. Z nowym postanowieniem zsunęłam się z drzewa i lekko spadłam na miękką trawę. Podążyłam tą samą ścieżką, za pomocą której tu trafiłam. Wychynęłam spmiędzy drzew na skraju lasu i dostrzegłam niedaleko długi biały budynek Uczniowskiego Domu.
Zapragnęłam pobiec. Pobiec i zatrzymać się dopiero przy drzwiach kwatery adeptów. Puścić wodze, trzymające mnie w miejscu, dać upust adrenalinie i emocjom, gnieżdżącym się w środku mojego organizmu.
Ruszyłam pędem przed siebie. Ze szczerym uśmiechem na ustach gnałam przed siebie, omijając wystające kamienie i przeskakując leżące na ziemi gałązki. Czułam się wolna. Zupełnie jak anioł, który może rozłożyć skrzydła i pofrunąć, gdzie dusza zapragnie.
Dotarłam do Uczniowskiego Domu. Nawet nie próbowałam uspokoić swojego szybkiego oddechu; weszłam, otwierając drzwi na oścież, i przemierzyłam długi korytarz, docierając do mojego pokoju. Otworzyłam jedną z szuflad w biurku i gorączkowo zaczęłam przerzucać kartki, szukając jeszcze niezapisanej. Kolejnym celem był długopis. Już po chwili siedziałam na łóżku z cienkopisem w dłoni, którego końcówkę przygryzałam zębami. Kiedy gubiłam wątek lub myśl, tak najczęściej próbowałam go sobie przypomnieć. Zapisałam pierwsze słowa:
 

I think I can fly
Angels fly
Somewhere in heaven

Opadłam na łóżko. Podkurczyłam nogi i wpatrzyłam się w chropowatą powierzchnię sufitu. Swoją drogą, gdyby przemalować go na niebiesko z ciemniejszymi wstawkami, może jakoś urozmaiciłoby to ten pokój. Nigdy nie pytałam Antaniasza o zmiany dotyczące pokoju. Chociaż teraz zaciekawiło mnie to, czy pozwoliłby mi zmienić kolor lub tapetę. Zawsze to mogłoby ożywić pomieszczenie.
Ale byłam przy temacie piosenki! Nie rozpraszaj się- powtarzałam sobie.- Skup się na jednej rzeczy, a zrobisz ją szybciej niż się spodziewałaś.
Powróciłam do wspomnień. Dzięki nim zawsze można coś stworzyć; tak naprawdę jest to główny wyznacznik. Gdyby nie miało się przeżyć to byłoby się osobą bez uczuć, nieszczęśliwą i pogrążoną w marzeniach, które nigdy nie doszłyby do skutku.
Przypomniały mi się moje rodziny zastępcze. Plany, które snułam podczas pobytu u poszczególnych osób. Niekiedy w beznadziejnych sytuacjach nawet próbowałam odebrać sobie życie...Nie udawało mi się. I teraz chyba mogę się z tego cieszyć.
 

Sometimes, there's a moment when I want to kill myself
And go far far away
But now I'm here
And I want to live
I feel here like at home which I've never had

Gdybyśmy wszyscy byli aniołami, akceptowalibyśmy się nawzajem. W końcu jak można nie akceptować samego siebie?
 

 People like me
Accept me


We are angels
Wtedy byłoby prościej. Bezpieczniej. Ciekawiej. Bez nieporozumień. Jedno wielkie niebo i małe dla każdego z osobna. Drugi świat w niebie stworzony byłby właśnie dla nas. Moglibyśmy robić, cokolwiek zapragniemy. Latać.  

I think I can fly
In my heaven, in our heaven

Dzięki moim skrzydłom dostałabym się wszędzie. Do każdego miejsca na świecie. Na drugi koniec kuli ziemskiej. Do naszego nieba. Nic by mnie nie ograniczało.
I think I can fly
I feel my wet wings on my back

I nie tylko ja byłabym aniołem. Każdy z nas, gdyby tylko chciał, mógłby z prostego człowieka (lub Nadnaturalnego) przemienić się w czystego ducha, podległego Bogu, niezatrzymanego przez żadną materialną siłę.
 

 I think I can fly
I know you can fly with me


'Cause we are angels

Uśmiechnęłam się szeroko. Wszystko to, co krążyło po mojej głowie przez ostatnią godzinę wreszcie znalazło swoje ujście. Przelałam myśli na papier. I mam nadzieję zachować je również w sercu, na zawsze. Mieć świadomość uczuć, które w tamtej chwili ogarnęły moje ciało i duszę.
Usłyszałam stukot palców o drzwi mojego pokoju. Uniosłam wzrok znad trzymanej w rękach kartki i zatrzymałam go na drzwiach.
- Proszę!- krzyknęłam, pospiesznie chowając tekst piosenki pod poduszkę.
W progu ukazał się Will. Widać było, że zadomowił się już w pokoju. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na jego ubranie, jednak teraz zdecydowanie rzuciło mi się w oczy.
Miał na sobie żółtawą koszulkę z krótkim rękawem, na której widoczne były przeróżne wzory, które jednocześnie zlewały się ze sobą, jak i tworzyły spójną całość. Szare dżinsy były nieco duże, jednak nie było to zbyt widoczne. Na nogach zauważyłam ciemne adidasy.
- Czego chcesz?- rzuciłam nieco opryskliwie, maskując entuzjastyczny nastrój.
- Nie masz przypadkiem komputera?- spytał z kamienną twarzą.
Uniosłam wysoko brwi i odpowiedziałam:
- A niby po co ci on?
- Po coś- burknął, rozglądając się po moim pokoju. W jego oczach na krótką chwilę dostrzegłam triumfalny błysk, kiedy zadał mi pytanie:
- A to co?- Wskazał na moje biurko, na którym leżał mój prywatny laptop. Wzruszyłam ramionami.
- Laptop- powiedziałam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Czekałam na reakcje chłopaka.
- A czy mógłbym go pożyczyć?- zapytał, nawet nie siląc się na przyjazny ton głosu.
- Nie- odparłam krótko.- Możesz już wyjść?
Will warknął w odpowiedzi i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Kiedy przekroczył próg, dostrzegłam świstek papieru, który wypadł z tylnej kieszeni jego spodni, a następnie prześlizgnął się przez niewielką szparę pomiędzy podłogą a drzwiami i pozostał w moim pokoju. Zaciekawiona, wstałam i podeszłam bliżej. Schyliłam się i pochwyciłam w palce wymiętą kartkę. Wygładziłam ją i przyjrzałam się, co jest na niej narysowane.
Prawie cała pokryta była przeróżnymi rysunkami i napisami. Wydawało mi się, że skądś ją kojarzyłam, ale jeszcze w tamtej chwili nie byłam świadoma, gdzie i kiedy ją widziałam. W całej tej plątaninie postaci, niektóre rzuciły mi się w oczy. Średniowieczny statek. Niewielki, prawie niewidoczny, symbol Hitlera- swastyka. Niekiedy przekleństwa.
Już miałam odłożyć kartkę, ale mój wzrok zatrzymał się na rysunku dziewczyny, która trzymała w rękach sztylet.
I wtedy przypomniałam sobie, skąd kojarzę te symbole.
Widziałam je już kiedyś.
Lecz wtedy ich autorem był Pablo.

______________
Co by tu pisać....tym razem nie mam pomysłu na autorskie zakończenie ;)
Do następnego rozdziału!
Pozdrawiam

ciesząca się wiosną
Enough

9 komentarzy:

  1. "Wings on my back, I've got horns on my head"... Takie małe skojarzenie do tekstu Esper ;)
    Ciesz się wiosną póki możesz bo jutro już podobno będzie padać! :P
    Rozdział fajny, refleksyjny... Aż chce się znowu szukać sznura... taaa...
    Nie udało się popełnić samobójstwa? So true... :(
    No, ale poza tym fajny. Mam nadzieję że masz już pomysł na cd i niedługo wrzucisz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i przepraszam ale nie mogę się powstrzymać... Jest ta gałąź, nie ten gałąź ;)

      Usuń
    2. Dzisiaj pogoda do kitu :( Mam nadzieje, że w poniedziałek znów powieje wiosną :D
      Dzięki, Sagi ;) Na CD mam już pomysł...ale niestety będę mogła zacząć go pisać dopiero jak Freedom wrzuci swoją 20-tke...Wydarzenia będą następować po sobie i muszę mieć wszystko czarno na białym, żeby nie pomieszać fabuły ;)

      Usuń
    3. No cóż, w takim razie... Freedom, pospiesz się! :P
      Nie chcę cię martwić, ale poniedziałek też ma być do kitu... :(

      Usuń
  2. Fajny rozdział! Chciałam powiedzieć, że jakby co to już jestem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Jeśli już jesteś, to rozumiem, że rozdziały (moje i Freedom) będziesz komentować? :)

      Usuń
  3. Fajny rozdzialik. ;) Zapraszam do mnie tak nareszcie :D PS Enough idziesz dziś na gorzkie żale ? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Lotka u ciebie już byłam :)
      Dzięki, naprawdę miło mi się robi na sercu, kiedy czytam te wasze komentarze c:
      P.S. Tak, idę ;) Jeszcze tylko 2 i będę mieć zaliczone wszystkie! :D

      Usuń