wtorek, 11 marca 2014

Rozdziała 18 od Lorren "Nic nie dzieje się przypadkiem"

Witam! Długo się nie rozpisuję, bo mam piękną pogodę i nie mam zamiaru siedzieć w domu przed laptopem... Jednak rozdział dodaję :) I dedykuje go mojej kochanej Enough, bo wiem, że długo wyczekiwała na wydarzenie w nim opisane :* (nie musicie podzielać jej entuzjazmu, rozdział nie wnosi nic ważnego i do najciekawszych nie należy)
________________________


   Wszystko zaczęło powoli się układać. Moje życie wskoczyło na stare, spokojne tory, bez zbędnych wrażeń, zaskoczeń i druzgocących zdarzeń… Mijały dni. Spokojne dni. Mogłam odetchnąć. Uff…
     Zdarzały się także radosne dni. Jak na przykład dzień, w którym Tony wyszedł już o własnych siłach bez kul z domku Antaniasza. Strasznie się cieszyłam, że wrócił do normalności, że wyzdrowiał, że wszystko już dobrze, że zakończył terapie. To ściągnęło ze mnie brzemię zmartwień. Tony pomógł mi odreagować. Z powrotem zaczęliśmy razem tworzyć. Już pierwszego dnia, kiedy wrócił do Uczniowskiego Domu złapał za gitarę i zaczął grać. Aż miło było popatrzeć z jakim utęsknieniem muskał struny. Regularnie chadzaliśmy na skalną półkę, to już weszło nam w nawyk. I podobały mi się te wszystkie przyzwyczajenia. Uwielbiam spędzać czas w towarzystwie Tony’ ego, ale mniejsza o to… Jednak czasem wydaje mi się, że nasze stosunki są… mocno dziwne. W sensie… on jest dla mnie czasem kimś więcej niż tylko przyjacielem. Nasze niektóre rozmowy często sprowadzają się do takich tematów. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście nie chciałabym, żeby był dla mnie kimś więcej… Zależy mi na nim… Ale jego uczucia stanowią dla mnie zagadkę W tym problem. Dotarło do mnie, że… że… powiedzmy zaistniała taka możliwość, że czuję do niego coś więcej… (To mnie lekko przeraża.) I niestety nie wiem, czy on to odwzajemnia… Ehh… Ależ ja mam problemy…
       Dobra, już dosyć o moich relacjach z nim…
      Więc tak zmieniając temat: wydaje mi się, że Esper się zaaklimatyzowała. Chociaż jest strasznie aspołeczna i nieufna. Z początku chciałam się z nią zaprzyjaźnić, w końcu to moja siostra, ale była tak opryskliwa i emanowała tak odtrącającą aurą, że odpuściłam. I też zrobiłam się w stosunku do niej opryskliwa, nie czuję się z tym zbyt dobrze. Chyba tylko Lexi zauważyła, że jej towarzysz gdzieś przepadł, w sumie tego samego dnia, w którym zawitał w naszej szkole. Moja wilczyca się z nim zaprzyjaźniła, więc tylko ona zwróciła na to uwagę. Chyba nawet jego właścicielka nie przejęła się jego zniknięciem. Po prostu był i nie ma. To trochę dziwne…Ale Esper zachowuje się czasem naiwnie. Zgrywa samowystarczalną, nie chce pomocy i towarzystwa (nic dziwnego, że nie interesuje się swoim wilkiem), obraża się o byle co, udaje, że ma cały świat w nosie. Jakby trafienie do Szkoły było najgorszą rzeczą jaka przytrafiła się jej w życiu! Nie dostrzega tego, że wszyscy w koło chcą jej pomóc – to mnie ociupinkę irytuje. Postanowiłam trochę ją rozkręcić, ale nie załapała… Czasem jest taka ciężko myśląca i nie potrafi rozróżnić żartu od docinek i przytyków… Ale wbrew sobie potrafi być całkiem zabawna. Zwłaszcza wtedy gdy dostaje ode mnie śnieżka w twarz i nie potrafi się obronić! Serio!? Nawet największe pokraki, osoby, które kompletnie nie panują nad mocą, są niedoświadczone, potrafią nie tyle stworzyć tarczę, czy linię obrony, ale w odwecie odwdzięczyć się tym samym! Widać wymagam od niej zbyt wiele… Ale wyrobi się. Prędzej czy później… Jak na razie nie chce jej dręczyć, czy coś, wiec po prostu najnormalniej w świecie ostentacyjnie ją olewam i koniec. Wcale nie czuję się jej siostrą, dla mnie mogłaby nie istnieć i też byłoby okej! Bo tak naprawdę ja dla niej nie istnieję…
       Za to przejmuję się moim bratem. Elliot nie najlepiej zniósł informację o śmierci ojca. Jednak nie wie nic o Esper. Na pewien czas zamknął się w sobie. Zaczął przesiadywać na miejscu katastrofy. Odseparowywał się. Swego czasu też przechodziłam taki okres. Na szczęście jakiś tydzień temu wrócił do normalności. To po części zasługa Antaniasza, po części Clov.
    Mi się wszystko poukładało w ciągu tych kilku tygodni… Ale coś nie tak było z Andy’ m. Tylko nie mogłam rozgryźć co… Przestał mi docinać, już nie nazywał mnie śnieżynką. Zrobił się nawet miły. Jednak wiedziałam, że humor nijak mu nie dopisuje. Bez przerwy lał deszcz… Co oznaczało, że coś go gryzie. Martwił się, był przygnębiony. Zajęcia były odwoływane z powodu ulew, które nam fundował. Wszyscy wiedzieliśmy, że to jego sprawka. Klimat w Szkole się oziębił, a to zasługa tylko i wyłącznie Andy’ ego. To on jest odpowiedzialny za pogodę w naszym Ośrodku, a Antaniasz nie chciał niszczyć jego beznadziejnej aury. Nie rozumiałam tego. Może chodziło o to, że każdy ma prawo do chwili słabości… tylko ta chwila w wydaniu Andy’ ego trwała cztery tygodnie…
     W ciągu tego miesiąca wszystko udało mi się poskładać do kupy. Udało mi się ustatkować, lecz dopiero teraz dotarło do mnie, że czeka mnie próba… Zapomniałam o niej kompletnie! Antaniasz uświadomił mnie pewnego chłodnego popołudnia, że dzień mojego testu wypada w Święto Iou- pierwszej Nadnaturalnej. Czyli po jutrze…

       *  * *
     Usilnie chciałam zasnąć. Nie dało się. Po prostu nie potrafiłam. Za bardzo się stresowałam. Juto jest dzień mojej próby... To sześć miesięcy tak szybko zleciało! Przez ten czas zdarzyło się tyle rzeczy. Esper jest z nami od miesiąca i nadal chyba nie wie, że jest moją siostrą! Ale pogodziłam się z tym, że mnie ignoruje. Jest mi kompletnie obojętna, nie obchodzi mnie to, że ta ofiara losu sobie nie radzi. Mam własne sprawy na głowie!
Leżałam tak w ciemnym pokoju już kilka godzin, spojrzałam na zegarek- trzecia trzydzieści. Super! Jutrzejszy dzień może zaważyć o wszystkim, a ja się nawet nie wyśpię. Nie mam pojęcia czego się mogę spodziewać! Jaki rodzaj próby wylosuję? Próbę Odwagi? Żywiołów? Słabości? Sprytu i wytrwałości? Z tego co wiem jest kilka opcji do wyboru. Nie wiem co będę musiała zrobić! Jak dowieść, że jestem godną adeptką! Jeszcze Elliot… Angelo (dawno, dawno temu na stacji benzynowej) powiedział mi, że uda się tylko jeżeli będziemy współpracować. Czyli razem zdajemy ten test? Nie wiem na czym to polega! Stres mnie zżerał od środka. Przewracałam się z boku na bok i z całej siły zamykałam powieki. Nie działało! To, że nie mogłam zasnąć jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Brzuch mnie zaczął boleć z nerwów, robiło mi się gorąco za chwilę zimno. Czułam jak nadnaturalność buzuje mi w żyłach, jednak bez problemu udawało mi się ją blokować. Czy nie mogłabym się zwinąć w kłębek i zacząć chrapać jak Lexi?!
    Doszłam do wniosku, że nic nie wskóram bezsensownym leżeniem w bezruchu i gapieniem się w sufit. Wstałam więc po cichu i zarzuciłam na siebie czarną bluzę. Postanowiłam wyjść na zewnątrz, żeby się przewietrzyć. Może to mi pomoże? Zostawiłam więc Lexi i wypełzłam z pokoju na palcach, po czym delikatnie zamknęłam drzwi. Kiedy znalazłam się na korytarzu dotarła do mnie muzyka… Tak, pianino. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zapięłam bluzę i bez zawahania ruszyłam pod drzwi Tony’ ego. Bo kto inny mógłby grać na pianinie w środku nocy? Tylko on! W sumie cieszyłam się, że nie spał. Na pewno zechce ze mną pogadać, dać mi jakąś radę.
    Cichutko podeszłam do jego drzwi i nadstawiłam uszu. Melodia była melancholijna i trochę smutna. Zupełnie jakby nuty użalały się nad sobą. Nie zapukałam od razu, gdyż dotarł do mnie ledwo słyszalny wokal chłopaka. Udało mi się wychwycić kilka wersów:
In that one day.
You wanted to be close to me...-
I wanted to say: yes
But I abash  you, sorry -
I wish today
Can I have you again
?
You laugh at me?
That I was wrong...

Forgive me! Baby please...

I wish today...
It' enough, I know
I sorry so.
Nagle urwał i zagrał kilka taktów nieprzyjemnych dla ucha, zupełnie jakby uderzył czołem w klawisze. Wtedy delikatnie zapukałam. Słyszałam szum wewnątrz i dopiero po chwili Tony otworzył mi drzwi.
- Lorren?- szepnął na mój widok wytrzeszczając oczy.- Czemu ty nie śpisz?!
- Denerwuję się – odpowiedziałam pocierając kark dłonią, po czym objęłam samą siebie.- Wiesz, próba, jutro, stres mnie zżera. Możemy porozmawiać? Martwię się…A co będzie jak nie zdam? Wylecę stąd?
- Hej, nawet nie myśl o tym, że mogłabyś nie zdać!- szepnął z otuchą.- Chodź, ja też nie mogę spać.- Mówiąc to zaprosił mnie gestem głowy do środka i mówił dalej.- Każdemu się udaję. Tobie też na pewno się powiedzie. Wierzę w ciebie. I pomyśl… Andy za niedługo odchodzi, nie będzie cię wkurzał, rozpraszał. Poza tym podobno w przyszłości możesz być niebezpieczna, sama Wyrocznia tak powiedziała. Musisz się szkolić!
- Wiem, wiem…ale i tak jestem niespokojna- odpowiedziałam mu łamiącym się głosem i rozejrzałam po jego pokoju, w którym panował przytulny półmrok. Świeciła się tylko jego lampka nocna. Moją uwagę przykuło pianino zawalone zeszytami, więc od razu podeszłam do instrumentu.
- Masz jakieś nowe teksty?- zapytałam przeglądając notesy i zmieniając temat. Chyba właśnie tego było mi trzeba- zmiany tematu. Czegoś co zajęłoby mi myśli. Wertowałam kartki, a w oko wpadło mi kilka ciekawych wersetów.
- N-nieee…- zająknął się dziwnie stając za moimi plecami i patrząc mi przez ramię na swoje zapiski.
- Jasssne… A to co przed chwilą grałeś? Zanim przyszłam? Co to było? Nie słyszałam tego wcześniej- odwróciłam się do niego i oparłam o pianino.
- Słyszałaś to? Aaa... to nic takiego. Drętwy tekścik napisany w chwili słabości- odparł nieswoim tonem. Ograniczył swoją wypowiedź, coś kręcił, czułam to.
- Podobało mi się- uśmiechnęłam się do niego- zresztą jak wszystkie twoje utwory. Ale o kim jest ta piosenka? To mnie dosyć ciekawi…
„O tobie, a o kim?!” usłyszałam jego głos w swojej głowie. Nie tyle co sama odpowiedź mnie zdziwiła, a to, że połączył się ze mną telepatycznie. Już raz nam się to zdarzyło, całkiem niechcący.
- S-serio…?- spytałam idiotycznie, ale tylko to udało mi się wykrztusić. Cofnęłam się o krok, by zwiększyć dystans między nami i wpadłam na pianino. Zacisnęłam palce na jego frezowanej krawędzi i wgapiałam się nieprzytomnie prosto w oczy Tony’ ego bez możliwości cofnięcia się dalej. Jego wzrok mnie rozbrajał. Utonęłam w głębinach jego ciemnych tęczówek.
- Serio…- odparł nie odrywając ode mnie swojego tkliwego wzroku.- O tobie… A dokładniej o tym dniu kiedy… kiedy po katastrofie przy mnie siedziałaś. Jak jeszcze byłem słaby i pogruchotany. Ja… powiedziałem ci coś, wyznałem wtedy…wiesz. A ty dałaś mi całusa i wyszłaś. Nie chciałem wtedy cię jakoś odstraszyć, ani wymusić współczucia. Potem na dodatek zniknęłaś i wróciłaś taka wkurzona z Esper…
- T- tony…- zająknęłam się i spuściłam wzrok, bo dłużej bym nie wytrzymała naporu jego orzechowych oczu.- To nie twoja wina. Kiedy zobaczyłam jak znikasz wtedy w ogniu uświadomiłam sobie, że mi na tobie zależy, że bez ciebie…moje życie straciłoby sens. Nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli, nie chciałam w to wierzyć, nie chciałam przyznać się przed samą sobą, że mogę cię…
- Ja cię też…- przerwał mi i złapał mnie za podbródek unosząc moja głowę w górę, żebym na niego spojrzała. Zapadło milczenie. Nie mogłam uwierzyć, że zdobyłam się na odwagę, by mu to wreszcie powiedzieć. Patrzyliśmy tak na siebie w bezruchu, znowu zatraciłam się w jego oczach. Nasze spojrzenia mówiły same za siebie. Zdrowy rozsądek całkiem mi się teraz wyłączył… Od tej chwili wszystko co zrobiliśmy było tylko odruchami i impulsami.
     Tony odgarnął mi włosy za ucho i pochylił się nieznacznie. Ja też przysunęłam się do niego niepewnie i lekko uniosłam na palcach. A kiedy tylko jego wargi odnalazły moje usta czas stanął w miejscu, wszystko potoczyło się inaczej. To miał być tylko niewinny, delikatny pocałunek trwający nie dłużej niż trzy sekundy, ale… No, właśnie- ALE! Znam wiele opisów namiętnych pocałunków, ale sposób w jaki całował Tony nie kwalifikował się do żadnego z nich. Czułam jak wiotczeję w jego ramionach, nogi miałam jak z waty, a z mózgu zrobiły mi się lody truskawkowe. Zarzuciłam mu odruchowo ręce na szyje, on złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie bliżej. Mogłabym tak stać do końca swoich dni, lecz Tony po raz ostatni musnął moje wargi i oderwał od nich swoje. Momentalnie poczułam dziwny zawód i niedosyt. Popatrzył mi raz jeszcze głęboko w oczy… tym razem jakoś inaczej. Z taką tęsknotą i żalem. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Słowa grzęzły mi w gardle. Chciałam przekazać mu za dużo rzeczy na raz i nie potrafiłam znaleźć słów do ich opisania.
- Przepraszam- szepnął cicho drżącym głosem.- Musiałem to zrobić. Chociaż raz.  
    Puścił mnie i odsunął się patrząc w podłogę. Po chwili zerknął na mnie zupełnie tak jakby chciał zapamiętać mnie, opierająca się w szoku o pianino… Po czym wycofał się pośpiesznie i wyszedł ze swojego własnego pokoju wpadając w futrynę i trzaskając potem drzwiami. Zostawił mnie samą… jeszcze bardziej skołowaną i zdezorientowaną.

14 komentarzy:

  1. Nie no, rozwalił mnie ten rozdział- pozytywnie oczywiście :) Świetny, naprawdę :) A o skojarzeniach jakie mi się przy nim nasunęły nie powiem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      Zastanawiałam się, czy oni przypadkiem za krótko się nie znają... ale stwierdziłam, że nie będę jednak z tym dłużej zwlekać... :)
      Dobrze, nie wiem, czy chcę wiedzieć o czym myślałeś jak to czytałeś! :P
      P.S. Przepraszam, że do cb nie napisałam jak wrzuciłam, ale robiłam to w pośpiechu i szczerze mówiąc zapomniałam :/

      Usuń
    2. Spoko, nic się nie stało :) Za krótko to się Zbyszek z Danuśką znali :P
      Dobrze że z tym nie zwlekałaś. To by było trochę... czy ja wiem... nienaturalne?

      Usuń
    3. W sumie to oni znają się jakieś pół roku... Mieli wystarczająco dużo czasu żeby się w sobie zakochać... tak na poważnie, a nie tylko zauroczyć, nie?
      Ale i tak zastanawiała się co do tej scenki z pocałunkiem na zakończenie... Na szczęście Enough mi "doradziła"...? I jest jak jest :)

      Usuń
    4. Chyba mieli ;)
      No, w sumie dobrze zrobiła że ci doradziła ;) Nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja już się zastanawiałem czy to w ogóle się stanie ;)

      Usuń
    5. Ale wiesz jak wygląda doradzanie w wydaniu Enough...? Mały szantaż, wymuszenie, męczenie w kółko...
      No i widzisz wreszcie się stało :) I to nie ostatni raz.

      Usuń
    6. No popatrz... w ten sam sposób wyciąga informacje których woli nie wiedzieć ;)
      Nie ostatni? :3 Już nie mogę się doczekać :)

      Usuń
    7. A te informacje to na przykład... ??? O,o
      Nom. W końcu Lorren i Tony muszą zostać parą, nie?! Takie były założenia od początku :)

      Usuń
    8. Och, wolę nie mówić tego więcej ;)
      Oni w cale nie muszą! :P Zawsze możesz zmienić plan ;)

      Usuń
    9. Dobra, jak tam chcesz... ;)
      Owszem, muszą! Wiesz, że szybko nie zmieniam zdania! :P

      Usuń
    10. No nie wiem, nie wiem :P To się jeszcze okaże ;)

      Usuń
  2. NARESZCIE CZEKAŁAM NA TO CAŁY CZAS ♥♥♥♥ TORREN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Torren... to jest to ;* Właśnie się kiedyś zastanawiałam, jak skleić ich imiona... i prosę! The Lotka zrobiła to za mnie! :D

      Usuń