________________________
Wszystko zaczęło powoli się układać. Moje
życie wskoczyło na stare, spokojne tory, bez zbędnych wrażeń, zaskoczeń i
druzgocących zdarzeń… Mijały dni. Spokojne dni. Mogłam odetchnąć. Uff…
Zdarzały się także radosne dni. Jak na przykład dzień, w którym Tony
wyszedł już o własnych siłach bez kul z domku Antaniasza. Strasznie się
cieszyłam, że wrócił do normalności, że wyzdrowiał, że wszystko już dobrze, że
zakończył terapie. To ściągnęło ze mnie brzemię zmartwień. Tony pomógł mi
odreagować. Z powrotem zaczęliśmy razem tworzyć. Już pierwszego dnia, kiedy
wrócił do Uczniowskiego Domu złapał za gitarę i zaczął grać. Aż miło było
popatrzeć z jakim utęsknieniem muskał struny. Regularnie chadzaliśmy na skalną
półkę, to już weszło nam w nawyk. I podobały mi się te wszystkie
przyzwyczajenia. Uwielbiam spędzać czas w towarzystwie Tony’ ego, ale mniejsza
o to… Jednak czasem wydaje mi się, że nasze stosunki są… mocno dziwne. W
sensie… on jest dla mnie czasem kimś więcej niż tylko przyjacielem. Nasze
niektóre rozmowy często sprowadzają się do takich tematów. Ostatnio zaczęłam
się zastanawiać, czy rzeczywiście nie chciałabym, żeby był dla mnie kimś
więcej… Zależy mi na nim… Ale jego uczucia stanowią dla mnie zagadkę W tym
problem. Dotarło do mnie, że… że… powiedzmy zaistniała taka możliwość, że czuję
do niego coś więcej… (To mnie lekko przeraża.) I niestety nie wiem, czy on to
odwzajemnia… Ehh… Ależ ja mam problemy…
Dobra, już dosyć o moich relacjach z
nim…
Więc tak zmieniając temat: wydaje mi
się, że Esper się zaaklimatyzowała. Chociaż jest strasznie aspołeczna i
nieufna. Z początku chciałam się z nią zaprzyjaźnić, w końcu to moja siostra,
ale była tak opryskliwa i emanowała tak odtrącającą aurą, że odpuściłam. I też
zrobiłam się w stosunku do niej opryskliwa, nie czuję się z tym zbyt dobrze. Chyba
tylko Lexi zauważyła, że jej towarzysz gdzieś przepadł, w sumie tego samego
dnia, w którym zawitał w naszej szkole. Moja wilczyca się z nim zaprzyjaźniła,
więc tylko ona zwróciła na to uwagę. Chyba nawet jego właścicielka nie przejęła
się jego zniknięciem. Po prostu był i nie ma. To trochę dziwne…Ale Esper
zachowuje się czasem naiwnie. Zgrywa samowystarczalną, nie chce pomocy i
towarzystwa (nic dziwnego, że nie interesuje się swoim wilkiem), obraża się o
byle co, udaje, że ma cały świat w nosie. Jakby trafienie do Szkoły było
najgorszą rzeczą jaka przytrafiła się jej w życiu! Nie dostrzega tego, że
wszyscy w koło chcą jej pomóc – to mnie ociupinkę irytuje. Postanowiłam trochę
ją rozkręcić, ale nie załapała… Czasem jest taka ciężko myśląca i nie potrafi
rozróżnić żartu od docinek i przytyków… Ale wbrew sobie potrafi być całkiem
zabawna. Zwłaszcza wtedy gdy dostaje ode mnie śnieżka w twarz i nie potrafi się
obronić! Serio!? Nawet największe pokraki, osoby, które kompletnie nie panują
nad mocą, są niedoświadczone, potrafią nie tyle stworzyć tarczę, czy linię
obrony, ale w odwecie odwdzięczyć się tym samym! Widać wymagam od niej zbyt
wiele… Ale wyrobi się. Prędzej czy później… Jak na razie nie chce jej dręczyć,
czy coś, wiec po prostu najnormalniej w świecie ostentacyjnie ją olewam i
koniec. Wcale nie czuję się jej siostrą, dla mnie mogłaby nie istnieć i też
byłoby okej! Bo tak naprawdę ja dla niej nie istnieję…
Za to przejmuję się moim bratem.
Elliot nie najlepiej zniósł informację o śmierci ojca. Jednak nie wie nic o
Esper. Na pewien czas zamknął się w sobie. Zaczął przesiadywać na miejscu
katastrofy. Odseparowywał się. Swego czasu też przechodziłam taki okres. Na
szczęście jakiś tydzień temu wrócił do normalności. To po części zasługa
Antaniasza, po części Clov.
Mi się wszystko poukładało w ciągu
tych kilku tygodni… Ale coś nie tak było z Andy’ m. Tylko nie mogłam rozgryźć
co… Przestał mi docinać, już nie nazywał mnie śnieżynką. Zrobił się nawet miły.
Jednak wiedziałam, że humor nijak mu nie dopisuje. Bez przerwy lał deszcz… Co
oznaczało, że coś go gryzie. Martwił się, był przygnębiony. Zajęcia były odwoływane
z powodu ulew, które nam fundował. Wszyscy wiedzieliśmy, że to jego sprawka.
Klimat w Szkole się oziębił, a to zasługa tylko i wyłącznie Andy’ ego. To on
jest odpowiedzialny za pogodę w naszym Ośrodku, a Antaniasz nie chciał niszczyć
jego beznadziejnej aury. Nie rozumiałam tego. Może chodziło o to, że każdy ma
prawo do chwili słabości… tylko ta chwila w wydaniu Andy’ ego trwała cztery
tygodnie…
W ciągu tego miesiąca wszystko udało
mi się poskładać do kupy. Udało mi się ustatkować, lecz dopiero teraz dotarło
do mnie, że czeka mnie próba… Zapomniałam o niej kompletnie! Antaniasz
uświadomił mnie pewnego chłodnego popołudnia, że dzień mojego testu wypada w
Święto Iou- pierwszej Nadnaturalnej. Czyli po jutrze…
*
* *
Usilnie chciałam zasnąć. Nie dało się. Po
prostu nie potrafiłam. Za bardzo się stresowałam. Juto jest dzień mojej próby...
To sześć miesięcy tak szybko zleciało! Przez ten czas zdarzyło się tyle rzeczy.
Esper jest z nami od miesiąca i nadal chyba nie wie, że jest moją siostrą! Ale
pogodziłam się z tym, że mnie ignoruje. Jest mi kompletnie obojętna, nie
obchodzi mnie to, że ta ofiara losu sobie nie radzi. Mam własne sprawy na
głowie!
Leżałam tak w
ciemnym pokoju już kilka godzin, spojrzałam na zegarek- trzecia trzydzieści.
Super! Jutrzejszy dzień może zaważyć o wszystkim, a ja się nawet nie wyśpię.
Nie mam pojęcia czego się mogę spodziewać! Jaki rodzaj próby wylosuję? Próbę Odwagi? Żywiołów? Słabości?
Sprytu i wytrwałości? Z tego co wiem jest kilka opcji do wyboru. Nie
wiem co będę musiała zrobić! Jak dowieść, że jestem godną adeptką! Jeszcze
Elliot… Angelo (dawno, dawno temu na stacji benzynowej) powiedział mi, że uda
się tylko jeżeli będziemy współpracować. Czyli razem zdajemy ten test? Nie wiem
na czym to polega! Stres mnie zżerał od środka. Przewracałam się z boku na bok
i z całej siły zamykałam powieki. Nie działało! To, że nie mogłam zasnąć
jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Brzuch mnie zaczął boleć z nerwów, robiło
mi się gorąco za chwilę zimno. Czułam jak nadnaturalność buzuje mi w żyłach, jednak
bez problemu udawało mi się ją blokować. Czy nie mogłabym się zwinąć w kłębek i
zacząć chrapać jak Lexi?!
Doszłam do wniosku, że nic nie wskóram
bezsensownym leżeniem w bezruchu i gapieniem się w sufit. Wstałam więc po cichu
i zarzuciłam na siebie czarną bluzę. Postanowiłam wyjść na zewnątrz, żeby się
przewietrzyć. Może to mi pomoże? Zostawiłam więc Lexi i wypełzłam z pokoju na
palcach, po czym delikatnie zamknęłam drzwi. Kiedy znalazłam się na korytarzu
dotarła do mnie muzyka… Tak, pianino. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zapięłam
bluzę i bez zawahania ruszyłam pod drzwi Tony’ ego. Bo kto inny mógłby grać na
pianinie w środku nocy? Tylko
on! W sumie cieszyłam się, że nie spał. Na pewno zechce ze mną pogadać,
dać mi jakąś radę.
Cichutko podeszłam do jego drzwi i
nadstawiłam uszu. Melodia była melancholijna i trochę smutna. Zupełnie jakby
nuty użalały się nad sobą. Nie zapukałam od razu, gdyż dotarł do mnie ledwo
słyszalny wokal chłopaka. Udało mi się wychwycić kilka wersów:
In
that one day.
You wanted to be close to me...-
I wanted to say: yes
But I abash you, sorry -
You wanted to be close to me...-
I wanted to say: yes
But I abash you, sorry -
I
wish today
Can I have you again?
You laugh at me?
That I was wrong...
Can I have you again?
You laugh at me?
That I was wrong...
Forgive
me! Baby please...
I wish today...
It' enough, I know
I sorry so.
Nagle urwał i
zagrał kilka taktów nieprzyjemnych dla ucha, zupełnie jakby uderzył czołem w
klawisze. Wtedy delikatnie zapukałam. Słyszałam szum wewnątrz i dopiero po
chwili Tony otworzył mi drzwi.
- Lorren?-
szepnął na mój widok wytrzeszczając oczy.- Czemu ty nie śpisz?!
- Denerwuję się
– odpowiedziałam pocierając kark dłonią, po czym objęłam samą siebie.- Wiesz, próba, jutro, stres mnie
zżera. Możemy porozmawiać? Martwię się…A co będzie jak nie zdam? Wylecę
stąd?
- Hej, nawet
nie myśl o tym, że mogłabyś nie zdać!- szepnął z otuchą.- Chodź, ja też nie
mogę spać.- Mówiąc to zaprosił mnie gestem głowy do środka i mówił dalej.-
Każdemu się udaję. Tobie też na pewno się powiedzie. Wierzę w ciebie. I pomyśl…
Andy za niedługo odchodzi, nie będzie cię wkurzał, rozpraszał. Poza tym podobno
w przyszłości możesz być niebezpieczna, sama Wyrocznia tak powiedziała. Musisz
się szkolić!
- Wiem,
wiem…ale i tak jestem niespokojna- odpowiedziałam mu łamiącym się głosem i
rozejrzałam po jego pokoju, w którym panował przytulny półmrok. Świeciła się
tylko jego lampka nocna. Moją uwagę przykuło pianino zawalone zeszytami, więc
od razu podeszłam do instrumentu.
- Masz jakieś
nowe teksty?- zapytałam przeglądając notesy i zmieniając temat. Chyba właśnie
tego było mi trzeba- zmiany tematu. Czegoś co zajęłoby mi myśli. Wertowałam
kartki, a w oko wpadło mi kilka ciekawych wersetów.
- N-nieee…-
zająknął się dziwnie stając za moimi plecami i patrząc mi przez ramię na swoje
zapiski.
- Jasssne… A to
co przed chwilą grałeś? Zanim przyszłam? Co to było? Nie słyszałam tego
wcześniej- odwróciłam się do niego i oparłam o pianino.
- Słyszałaś to?
Aaa... to nic takiego. Drętwy tekścik napisany w chwili słabości- odparł
nieswoim tonem. Ograniczył swoją wypowiedź, coś kręcił, czułam to.
- Podobało mi
się- uśmiechnęłam się do niego- zresztą jak wszystkie twoje utwory. Ale o kim
jest ta piosenka? To mnie dosyć ciekawi…
„O tobie, a o kim?!” usłyszałam jego
głos w swojej głowie. Nie tyle co sama odpowiedź mnie zdziwiła, a to, że
połączył się ze mną telepatycznie. Już raz nam się to zdarzyło, całkiem
niechcący.
- S-serio…?-
spytałam idiotycznie, ale tylko to udało mi się wykrztusić. Cofnęłam się o
krok, by zwiększyć dystans między nami i wpadłam na pianino. Zacisnęłam palce
na jego frezowanej krawędzi i wgapiałam się nieprzytomnie prosto w oczy Tony’
ego bez możliwości cofnięcia się dalej. Jego wzrok mnie rozbrajał. Utonęłam w
głębinach jego ciemnych tęczówek.
- Serio…-
odparł nie odrywając ode mnie swojego tkliwego wzroku.- O tobie… A dokładniej o
tym dniu kiedy… kiedy po katastrofie przy mnie siedziałaś. Jak jeszcze byłem
słaby i pogruchotany. Ja… powiedziałem ci coś, wyznałem wtedy…wiesz. A ty dałaś
mi całusa i wyszłaś. Nie chciałem wtedy cię jakoś odstraszyć, ani wymusić
współczucia. Potem na dodatek zniknęłaś i wróciłaś taka wkurzona z Esper…
- T- tony…-
zająknęłam się i spuściłam wzrok, bo dłużej bym nie wytrzymała naporu jego
orzechowych oczu.- To nie twoja wina. Kiedy zobaczyłam jak znikasz wtedy w
ogniu uświadomiłam sobie, że mi na tobie zależy, że bez ciebie…moje życie
straciłoby sens. Nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli, nie chciałam w to
wierzyć, nie chciałam przyznać się przed samą sobą, że mogę cię…
- Ja cię też…-
przerwał mi i złapał mnie za podbródek unosząc moja głowę w górę, żebym na
niego spojrzała. Zapadło milczenie. Nie mogłam uwierzyć, że zdobyłam się na odwagę, by mu to wreszcie powiedzieć. Patrzyliśmy tak na siebie w bezruchu, znowu
zatraciłam się w jego oczach. Nasze spojrzenia mówiły same za siebie. Zdrowy
rozsądek całkiem mi się teraz wyłączył… Od tej chwili wszystko co zrobiliśmy
było tylko odruchami i impulsami.
Tony odgarnął mi włosy za ucho i
pochylił się nieznacznie. Ja też przysunęłam się do niego niepewnie i lekko
uniosłam na palcach. A kiedy tylko jego wargi odnalazły moje usta czas stanął w
miejscu, wszystko potoczyło się inaczej. To miał być tylko niewinny, delikatny
pocałunek trwający nie dłużej niż trzy sekundy, ale… No, właśnie- ALE! Znam
wiele opisów namiętnych pocałunków, ale sposób w jaki całował Tony nie
kwalifikował się do żadnego z nich. Czułam jak wiotczeję w jego ramionach, nogi
miałam jak z waty, a z mózgu zrobiły mi się lody truskawkowe. Zarzuciłam mu odruchowo
ręce na szyje, on złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie bliżej. Mogłabym
tak stać do końca swoich dni, lecz Tony po raz ostatni musnął moje wargi i
oderwał od nich swoje. Momentalnie poczułam dziwny zawód i niedosyt. Popatrzył
mi raz jeszcze głęboko w oczy… tym razem jakoś inaczej. Z taką tęsknotą i
żalem. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Słowa grzęzły mi w gardle. Chciałam
przekazać mu za dużo rzeczy na raz i nie potrafiłam znaleźć słów do ich
opisania.
- Przepraszam-
szepnął cicho drżącym głosem.- Musiałem to zrobić. Chociaż raz.
Puścił mnie i odsunął się patrząc w
podłogę. Po chwili zerknął na mnie zupełnie tak jakby chciał zapamiętać mnie,
opierająca się w szoku o pianino… Po czym wycofał się pośpiesznie i wyszedł ze
swojego własnego pokoju wpadając w futrynę i trzaskając potem drzwiami.
Zostawił mnie samą… jeszcze bardziej skołowaną i zdezorientowaną.
Nie no, rozwalił mnie ten rozdział- pozytywnie oczywiście :) Świetny, naprawdę :) A o skojarzeniach jakie mi się przy nim nasunęły nie powiem :P
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńZastanawiałam się, czy oni przypadkiem za krótko się nie znają... ale stwierdziłam, że nie będę jednak z tym dłużej zwlekać... :)
Dobrze, nie wiem, czy chcę wiedzieć o czym myślałeś jak to czytałeś! :P
P.S. Przepraszam, że do cb nie napisałam jak wrzuciłam, ale robiłam to w pośpiechu i szczerze mówiąc zapomniałam :/
Spoko, nic się nie stało :) Za krótko to się Zbyszek z Danuśką znali :P
UsuńDobrze że z tym nie zwlekałaś. To by było trochę... czy ja wiem... nienaturalne?
W sumie to oni znają się jakieś pół roku... Mieli wystarczająco dużo czasu żeby się w sobie zakochać... tak na poważnie, a nie tylko zauroczyć, nie?
UsuńAle i tak zastanawiała się co do tej scenki z pocałunkiem na zakończenie... Na szczęście Enough mi "doradziła"...? I jest jak jest :)
Chyba mieli ;)
UsuńNo, w sumie dobrze zrobiła że ci doradziła ;) Nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja już się zastanawiałem czy to w ogóle się stanie ;)
Ale wiesz jak wygląda doradzanie w wydaniu Enough...? Mały szantaż, wymuszenie, męczenie w kółko...
UsuńNo i widzisz wreszcie się stało :) I to nie ostatni raz.
No popatrz... w ten sam sposób wyciąga informacje których woli nie wiedzieć ;)
UsuńNie ostatni? :3 Już nie mogę się doczekać :)
A te informacje to na przykład... ??? O,o
UsuńNom. W końcu Lorren i Tony muszą zostać parą, nie?! Takie były założenia od początku :)
Och, wolę nie mówić tego więcej ;)
UsuńOni w cale nie muszą! :P Zawsze możesz zmienić plan ;)
Dobra, jak tam chcesz... ;)
UsuńOwszem, muszą! Wiesz, że szybko nie zmieniam zdania! :P
No nie wiem, nie wiem :P To się jeszcze okaże ;)
UsuńNARESZCIE CZEKAŁAM NA TO CAŁY CZAS ♥♥♥♥ TORREN
OdpowiedzUsuńHaha! Torren... to jest to ;* Właśnie się kiedyś zastanawiałam, jak skleić ich imiona... i prosę! The Lotka zrobiła to za mnie! :D
UsuńDo usług ^^
Usuń