niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 19 (1/2) od Lorren " Nic nie dzieje się przypadkiem"

Cześć! Nastąpiła mała zmiana planów... W związku z tym, że miałam wrzucać rozdział w okolicach środy miałby on jakieś 10 stron... więc postanowiłam go rozbić na 19 (1/2) i 19 (2/2), która pojawi się w najlepszym wypadku w czwartek lub w piątek, gdyż muszę dopiero napisać drugą połowę tego rozdziału.
Stwierdziłam, że to najlepsze wyjście wstawić ten rozdział w dwóch kawałkach, a nie zanudzać was jednym długaśnym zlepkiem wydarzeń... :)
Przepraszam przy okazji Enough, ona wie za co :*
________________________

*  *  * TONY
      
    Jestem największym idiotą na świecie. Ale z drugiej strony… jestem najszczęśliwszym idiotą na świecie… Jeszcze nigdy nie miałem takiej głupawki. Zupełnie jakbym najadł się przeterminowanych krówek i jakby zaczęło mi odbijać od nadmiaru cukru.
   Zmokłem, to fakt. Ale nie przejmowałem się tym. Wypadłem z Uczniowskiego Domu na tą ulewę w samym podkoszulku bez rękawów i spodniach przypominających dresy. Bezmyślnie udałem się do altanki nad stawem, nie zważając na pogodę, nie zważając na nic. Kiedy do niej dotarłem nie zasiadłam na ławce wewnątrz. Wspiąłem się po balustradzie na daszek. W jego centralnej części było małe zagłębienie, bo dach był specyficznie wyprofilowany, więc poślizgując się tysiąc razy na mokrych dachówkach wciągnąłem się do niecki, w której było trochę wody, ale z której nikt nie mógł mnie dostrzec. Nie myślałem o niczym sensownym. Działałem impulsywnie. Nie docierało do mnie to co przed chwilą zrobiłem. Wreszcie zdobyłem się na to by ją pocałować… Korciło mnie już od dawna, żeby to zrobić. Tak szczerze mówiąc zakochałem się w niej pierwszego wieczoru w właśnie tej altance, na której daszku teraz siedziałem… Eh… Nadal czułem dotyk jej miękkich warg na ustach. Zamknąłem oczy i przypomniałem sobie jej minę. Zawstydzoną i zafrasowaną, opierającą się w szoku o moje pianino…
To co zrobiłem było ryzykowane. Narzucając się tak mogłem zniszczyć naszą przyjaźń. W końcu nie wiedziałem, czy ona odwzajemnia moje uczucia… Chociaż… Ale… W sumie nie mam ale. Parę minut temu utwierdziłem się w przekonaniu, że jednak nie jestem jej obojętny, sama powiedziałam, że jej na mnie zależy. I najlepsze -  nie odtrąciła mnie, nie zdzieliła pięścią w nos, a nawet odwzajemniła pocałunek!
    Myślałem, że w moim życiu nie ma już miejsca na szczęście. Lorren to zmieniła. Odkąd ją poznałem, chce mi się żyć. Wstaję każdego dnia z myślą, że ją zobaczę. Znowu będę mógł wsłuchiwać się w jej śmiech, jej głos, śpiew, będę mógł na nią dyskretnie patrzeć. Ona sprawia, że inaczej spoglądam na świat. No… chyba nie tak łatwo zmienić poglądy kogoś, kto próbował jakieś trzy razy popełnić samobójstwo, żyjąc w przekonaniu, że wszystko stracił. Tak naprawdę wtedy nie straciłem jeszcze nic. Nic istotnego. Bo nie znałem wtedy jeszcze Lorren. Teraz mam ją, najistotniejszą osobę w moim życiu! Właśnie ona mnie zmieniła.
    Ukrywałem się w pół leżącej pozycji na dachu altanki, zalewany zimnymi, wielkimi kroplami. Deszcze wybijał rytm na dachówkach. Ten prysznic pozwolił mi trochę ochłonąć. Byłem cały mokry, ale co tam. Włosy lepiły mi się do czoła, a ubrania przylgnęły do ciała. Na linii horyzontu ponad drzewami rozlewała się już blada różowa łuna. Straciłem poczucie czasu, nie miałem pojęcia ile tutaj już siedziałem. Dotarło do mnie, że nie zmrużyłem przez całą noc oka. I raczej nie zmrużę, nie zdołałbym zasnąć.
    Po chwili zastanowienia postanowiłem wrócić do Uczniowskiego Domu. Ześlizgnąłem się z daszku i strzepałem włosy. Powolnym krokiem udałem się do swojego pokoju. I coś przyszło mi do głowy… A co jeśli Lorren nadal tam na mnie czeka…?

*  *  * LORREN
        
      Święto Iou. Niby taki radosny dzień. W końcu to święto pierwszej Nadnaturalnej. Ale mi tego dnia nie było do śmiechu.
      Odwołano wszystkie zajęcia. Każdy dostał jakieś specjalne zadanie. Jedynie ja i Elliot nie mogliśmy być obecni przy przygotowaniach… Czy z wszystkiego tutaj muszą robić tajemnice?! Czy ja mam tylko takie wrażenie?! Po południu miała odbyć się nasza wielka próba, ja pierwsza, potem Elliot- tylko tyle wiem. Był to jeden z punktów dzisiejszej uroczystości. Antaniasz oświadczyła, że w nocy dostał informację „z zewnątrz”, że do naszej Szkoły przybędzie dziś nowy adept. Zainteresowało mnie to. Byłam ciekawa kto to będzie. Ale to Esper miała zająć się nowym Nadnaturalnym... Szczęściara! Normalnie to bym jej zazdrościła, ale dziś nie potrafiłam się na niczym skupić, więc nie pomogłabym wiele nowicjuszowi. Moje rozkojarzenie sięgnęło zenitu. Andy zaparzył mi rano do śniadania cztery kubki kawy. Nie pomogło! Nadal byłam padnięta i praktycznie zasypiałam na siedząco.
    Zauważyłam tylko dwie rzeczy… Przestało padać i słonko z powrotem zaczęło przygrzewać – widać Andy się ogarnął.
     I przy śniadaniu nie było Tony’ ego…Szukałam go wczoraj (a raczej dzisiaj nad ranem) po tym naszym rozkosznym pocałunku, ale go nie znalazłam… Tak - zadurzyłam się w nim już na samym początku naszej znajomości, teraz mogę się do tego przyznać. A on nareszcie dał mi dowód, że nie jestem dla niego tylko zwykła przyjaciółką. I to jaki dowód! Teraz nie wiem, czy wolałabym żeby to się nigdy nie zaczęło, czy żeby inaczej się skończyło. Owszem jestem na niego trochę wkurzona, że to przerwał. Taaa… chciałabym czuć na sobie jego dotyk dłużej. Jego usta, jego dłonie…
Po prostu muszę z nim jak najszybciej porozmawiać. Na poważnie. O nas, o tym co między nami zaszło i co z tym dalej zrobimy. Bo nie mam zamiaru żyć beztrosko, jak gdyby nigdy nic z świadomością tego, że koło mnie mieszka osoba, z którą mogłabym… Dobra, jak z nim nie pogadam to nic z tego nie będzie.  
    A tymczasem miałam co innego na głowie. Coś co martwiło mnie jeszcze bardziej. Moja przeklęta próba! Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę. Ale to były tylko skrawki, o czym bym nie pomyślała to sprowadzało się do Tony’ ego. W ciągu dnia łapałam się na tym, że nucę podświadomie Radioactiv. Nic mi nie wychodziło, nawet rozmowa z bratem. Byłam roztrzęsiona. Nie potrafiłam go podnieść na duchu. Skoro nie mieliśmy być obecni przy przygotowaniach. Zabrałam go na skalną półkę. Pokazałam mu to miejsce po raz pierwszy. Spodobało mu się, zauważyłam, że się odprężył, a cień zmartwień zniknął z jego twarzy. Ze mną tak nie było. Lexi praktycznie się do mnie nie odzywała. Ja też wolałam nie zaczynać z nią rozmowy. Milczałam i biłam się ze szczątkami myśli. Więc… jak ja mam podjąć się testu? Czekam niecierpliwie do popołudnia, bo wcześniej Antaniasz niczego mi nie zdradzi. Mam inny wybór? Musze zmierzyć się z tym zadaniem.

*  *  *
       Słońce wisi wysoko na niebie – zaczynamy.
     Próba miała odbyć się na arenie. Stawiłam się tam o umówionej godzinie wraz z Elliotem. Pozostali przybyli również oglądać widowisko. Pierwszy przyszedł Andy. Potem przybył Shon i Shasha – kuzynostwo zostało u nas na dłużej z powodu choroby Shashy, na którą zapadła ona po ataku wilkołaków. Antaniasz poświęcał też więcej czasu na wyleczenie Tony’ ego i Clov, więc terapia młodej Rosjanki trwała dłużej. No i Soah’ owie chcieli też obejrzeć dzisiejsze widowisko. Nigdzie nie dostrzegałam Esper, pewnie zajmowała się tym nowym… Po chwili pojawiła się Clov. Jednak Tony się spóźniał. Nie chciało mi się wierzyć, że akurat w tym dniu przestał mnie wspierać. To było niemożliwe! Starałam się jednak nie panikować. Udało mi się nawet spontanicznie poprowadzić rozmowę z Andy’ m, który okazał się nienaturalnie pomocny i raczył dać mi kilka wskazówek, gdy siedzieliśmy na trybunach. Przede wszystkim miałam nie panikować, co by mnie nie spotkało, robić wszystko co w mojej mocy, posługiwać się wyłącznie magią, a nie bronią. Miałam pokazać swoją nadnaturalność od jak najlepszej strony. Będę się tego trzymała- zadam na 99% Pocieszył mnie…
    Nagle przestrzeń rozdarł dźwięk gongu. W tym samym momencie na arenę wpadł Tony. Nasze spojrzenia od razu się spotkały. Jednak nie potrafiłam nic wyczytać z jego oczu. Chciałam mu znowu powiedzieć za dużo rzeczy na raz, a nie miałam w tej chwili na to czasu...Kiedy zabrzmiał drugi gong chłopak wbiegał już po schodkach na trybuny i kierował się pośpiesznie w moją stronę, z zawstydzonym uśmieszkiem. 
    Trzeci gong. Najgłośniejszy ze wszystkich. Spojrzałam w stronę areny. Gdy tylko zabrzmiał ostatni sygnał, poraziła mnie smuga jasnego światła, a na środku placu pojawił się Antaniasz… I tutaj najbardziej zaskakująca rzecz… Mędrzec lewitował w powietrzu siedząc po turecku. Wytrzeszczyłam w szoku oczy, lecz gdy poczułam lekki ucisk w żołądku, świat rozmył mi się przed oczami i w niezrozumiały sposób zostałam ściągnięta z widowni i stanęłam na środku areny, byłam jeszcze bardziej zdezorientowana. Zwyciężyłam zmęczenie z łatwością. Podświadomie się rozbudziłam, jak tylko stanęłam na udeptanym placu, w otoczeniu różnych dziwnych przedmiotów, których zastosowania nie znałam. Dostrzegłam dziwaczne pudła, przeróżne przedmioty z Budynku Treningowego, broń.
- Witajcie, kochani!- zawołał Antaniasz.- Dzisiejszego pamiętnego dnia, w Święto Iou nasza utalentowana adeptka Lorren FrostyBlas i jej brat Elliot podejmą się próby! To dla nich wielkie wydarzenie! – Teraz zwrócił się do mnie.- Panie zaczynają. Lorren, wylosuj rodzaj testu jaki będziesz zdawać.
   Jeszcze dobrze nie skończył zdania pojawiła się przede mną szklana, przeźroczysta misa… również lewitująca… Na jej dnie było kilka karteczek. Spojrzałam niepewnie na Antaniasza. Mistrz zachęcił mnie do wyciągnięcia jednego z zawiniątek. Powoli sięgnęłam do szklanej kuli, wkładając do niej rękę aż po łokieć. Musnęłam opuszkami palców kilka wierzchnich karteluszek, ale zdecydowałam się wyciągnąć najmniejszy skrawek z samego środka. Gdy tylko wyciągnęłam dłoń z powrotem na zewnątrz misa zniknęła z głuchym pyknięciem. To było dziwne, nie powiem.
- Rozwiń los i przeczytaj na głos rodzaj próby- polecił mi Antaniasz spokojnie kołysząc się w powietrzu i uśmiechając do mnie zachęcająco.
     Dłonie mi się trzęsły, kiedy rozginałam papier. W końcu udało mi się go rozprostować i przeczytałam ledwo słyszalnym drżącym głosem:
- Próba Słabości…- Przełknęłam ślinę i spojrzałam po zgromadzonych, przez których przeleciał dziwny pomruk. Elliot pokazał mi, że trzyma za mnie kciuki. Tony uśmiechał się pocieszająco. Andy też miał pogodny wyraz twarzy, chociaż dostrzegałam w jego minie zmartwienie.
- Świetnie!- zawołał Antaniasz.- A teraz możesz sobie wybrać pięć dowolnych przedmiotów znajdujących się na arenie, które pomogą ci zdać test.
       Zmarszczyłam brwi i dyskretnie spojrzałam na Andy’ ego. Blondyn pokiwał przecząco głową.
- Dziękuję, ale zrzekam się wszelkich pomocy z zewnątrz- miałam nadzieję, ze zabrzmi to poważnie i stanowczo, ale tak nie było, drżenie w moim głosie było dobrze słyszalne…
       Antaniasz wyszczerzył się pod wąsem.
- Jeszcze lepiej! To ci się chwali, lecz utrudnia zadane, gdyż twoja próba nie jest zwyczajna, tak samo jak ty nie jesteś zwykłą Nadnaturalną…- odparł tajemniczo Mędrzec.- Mama dla ciebie specjalną przeszkodę. Staniesz przeciwko jednemu z pełnoprawnych adeptów, jeśli uda ci się stłamsić moc przeciwnika to będzie oznaczało, że przewyższasz moich wychowanków i po części mnie.
- Co takiego?!- wrzasnął Andy z widowni zrywając się z miejsc. Zwróciłam się w jego stronę równocześnie z Antaniaszem, który posłał mu tak naburmuszone spojrzenia, że chłopak od razu się uspokoił i skulił na miejscu kręcą głową z niedowierzaniem.
- Wylosuj przeciwnika – polecił mi Mistrz, a przede mną pojawiła się znowu kryształowa kula. W tym momencie nogi zrobiły mi się jak z waty. Przełknęłam z trudem ślinę. Wyciągnęłam rękę do przodu i wsadziłam ją do misy, modląc się o to by nie wylosować Andy’ ego. Z nim nie miałam szans, dobrze o tym wiedziałam. Podczas naszego pierwszego spotkania się o tym przekonałam. Nie tak łatwo stłamsić czyjąś moc. A porażka w takim wypadku jest bolesnym uszczerbkiem na zdrowiu. Osoba, której moc jest tłamszona odczuwa różnego rodzaju ból, zależnie od tego jak potężne zaklęcie zostało zgaszone przez przeciwnika. Zatrzymałam palce tuż nad kartkami. Stałam tak chwile w bezruchu, a serce waliło mi jak młotem. Na arenie panowała grobowa cisza. W końcu sięgnęłam po pierwszą lepszą karteczkę i wyciągnęłam ją.
    Rozwinęłam papier.
    To nie był Andy.
    Tylko… Tony.
           


8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Lotka, to zakończenie pisałam specjalnie z myślą o tobie :*

      Usuń
  2. Nie, Freedom, obrażam się. Skończyć w takim momencie?!
    Ale poza tym rozdział fajny. Miło się go czytało w szkole :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jeszcze trochę nie na temat... Widzę że często zmieniacie nazwę tego licznika odwiedzających :P

      Usuń
    2. E tam czesto...ledwie 2 razy ;) Szukamy nowych pomyslow, takich zapadajacych w pamiec i pasujacych ;)

      Usuń
    3. Nom. Żeby było tak... hm, kreatywniej, oryginalniej...a nie tak przeciętnie jak np. Odwiedzający... :)
      _____________
      A tak co do rozdziału... To fajnie, że się podobało pomimo zakończenia... (tak, wiem jestem okropna, że urwałam to w takiej chwili...:P)

      Usuń
    4. Mi też zdarza się tak coś urwać :P
      Oryginalniej... zapadająco w pamięć... Życzę powodzenia w wymyślaniu ;)

      Usuń
  3. 1. Jeszcze raz świetny rozdział
    2. U mnie króciutki rozdzialik dla informacji
    3. Enought jak twoje kolana po wczoraj i hiszpański?
    4. Zła Enougt czytała Emleo

    OdpowiedzUsuń