niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 15 od Esper ,,Ta Nowa''

- Chodź, szybko!- ponaglał mnie jasnowłosy chłopak.
Kiedy jednak nie wykazałam większego zainteresowania pójściem jego śladem, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.
Przemierzaliśmy ten malutki domek tak długo, jakby był wielkim zamkiem. Mijaliśmy mnóstwo pokoi, gabinetów, z czego połowa była niedostępna dla ,,zwiedzających''.
Wreszcie natrafiliśmy na malutkie pomieszczenie, którego drzwi były lekko uchylone. Blondyn pociągnął mnie brutalnie do środka.
- Antaniaszu!- krzyczał.- Antaniaszu!
Kiedy zdołałam uwolnić się z żelaznego uścisku chłopaka, zauważyłam niewysoką, ubraną chyba w japońskie kimono postać, stojącą tyłem do nas przy oknie. Domyśliłam się, że był do właśnie Antaniasz, mistrz i założyciel Szkoły.
- Anianiaszu!- powtórzył chyba po raz setny blondyn.- Znalazłem ją! Znalazłem!
Był najwidoczniej bardzo dumny z tego, co zrobił. Kiedy spojrzałam na tego twarz, dostrzegłam szeroko otwarte oczy i błyskające w nich iskierki szczęścia.
- Znalazłem ją!- wykrzyknął.
- Spokojnie, Shon.- W pokoju rozbrzmiał czysty, nieco ochrypły głos mężczyzny.- Po co mówisz mi o wydarzeniach, o których wiem już od kilkunastu dni? Po co marnujesz ślinę na nic niewarte słowa?
Mistrz nadal stał przodem do okna i wpatrywał się w przestrzeń. Kątem oka dostrzegłam jak Shon powoli opuszcza głowę, a iskierki w jego oczach gasną. Najwyraźniej myślał, że przyprowadzeniem mnie do Antaniasza wzbudzi jego euforię. Niestety okazało się, że on od dawana już o wszystkim wiedział i zareagował dość sucho na naglące wieści od Shona.
- Możesz odejść- powiedział mężczyzna.- A, i powiedz Lorren, żeby zaprowadziła Tony'ego z powrotem na górę. Miał nie ruszać się z łóżka.
Kiedy chłopak skłonił głowę, mruknął ciche ,,oczywiście'' i wyszedł, ostrożnie zamykając drzwi, Mistrz wreszcie odwrócił się w moją stronę.
Mogłam zobaczyć jego twarz. Twarz człowieka, prowadzącego Szkołę, do której nieutrudzenie podążałam przez ostatnie kilka miesięcy.
Jego charakterystyczną cechą z pewnością były śnieżnobiałe wąsy. Miał je dosłownie na pół twarzy, do tego brwi, które zajmowały drugą część jego oblicza. Włosy związał w kucyk na czubku głowy, a na nosie umieścił okulary.
- Miło mi cię poznać, Esper Cantori- rzekł, wystawiając do mnie pomarszczoną rękę. Zmarszczyłam brwi, jednak nie chcąc obrazić Mistrza, uścisnęłam jego dłoń.
- Tak więc witaj w mojej Szkole- kontynuował.- Wiedząc, ile pokonałaś, próbując tu dotrzeć, mógłbym sądzić, iż bardzo ci na tym zależało.
Nastała niezręczna cisza. Podniosłam wzrok znad swoich kolan i z przerażeniem stwierdziłam, że Antaniasz wpatruje się we mnie uporczywie. Najwidoczniej oczekiwał mojej odpowiedzi.
- Em...no tak. 
Po kilku minutach ciszy, mężczyzna znów przemówił:
- Jakim żywiołem dysponujesz?- spytał.
Byłam pewna, że w tej sytuacji muszę odpowiedzieć.
- Em...dysponuję wodą, a konkretniej lodem...- odparłam.- mistrzu- dodałam po krótkiej przerwie.
- Rozumiem...- Pogładził się po brodzie.- Interesujące...A czy potrafiłabyś na przykład sprawić, by ten fotel, na którym teraz siedzisz, pokrył się lodem?- zadał pytanie. W moim przekonaniu jednak nie pytał, tylko KAZAŁ mi to zrobić.
Przełknęłam ślinę. Nienawidziłam tego typu zadań. Zrób to, zrób tamto z użyciem swojej mocy...Gdybym mogła, wybiegłabym teraz z tego pokoiku i zaszyłabym się gdzieś jak najdalej stąd. Tyle że moja sytuacja raczej na to nie pozwalała zważywszy na to, że po pierwsze: rozmawiałam z MISTRZEM, a po drugie: kompletnie nie znałam terenu Szkoły i pewnie zabłądziłabym, kiedy tylko skręciłabym postawiłabym krok na udeptanej ziemi.
Położyłam dłoń na oparciu fotela. Materiał w dotyku był bardzo przyjemny. Od środka aż dygotałam z przejęcia, jednak z zewnątrz pozostawałam niewzruszona i pewna siebie. Lata praktyki robią swoje.
Skupiłam się na lodzie i wszystkim, co mi się z nim kojarzyło. Lodowce. Kostki lodu. Zamarznięte jeziora, rzeki.
Poczułam, jak powoli w moich żyłach zaczyna krążyć zimna woda, która kiedy tylko wydostanie się na zewnątrz organizmu zmieni się w ciało stałe. ,,Byle tylko opanować moc, błagam...''- powtarzałam sobie w myślach. Po dziesiątym wymówieniu tego samego zdania, wreszcie zdecydowałam się nie zwlekać. Siłą woli zlikwidowałam zastawki, broniące lód przed wydostaniem się i dałam upust mocy.
Fotel momentalnie zaczął pokrywać się lodem. Najpierw cieniutką warstwą, która stopniowo się powiększała. Stwierdziłam, żeby nie przesadzać. Z całej siły spróbowałam zatrzymać wypływ mocy. Nie udało się. Kawałek po kawałeczku nadal wydostawał się ze środka. 
Spanikowałam. A co, jeśli nie dam rady? Cały pokój może pokryć się lodem, mogę nawet zamrozić Antaniasza! 
Nagle poczułam na ramieniu dłoń. Dłoń, która emanowała takim ciepłem, takim bezpieczeństwem i troską, że nawet moja wola nie była potrzebna do tego, aby zatrzymać moc. Stopniowo cofała się w głąb mojego organizmu, osiadając w tym samym miejscu co zwykle, czekając, aż uwolnię ją ponownie- na samym dnie mojego serca.
Spojrzałam w górę i ujrzałam zatroskane oblicze Antaniasza. Jego spojrzenie zdawało się mówić- ,,Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.''
Jednak nie powiedział nic na głos. Mogłam snuć tylko domysły, co tak naprawdę siedziało w jego głowie.
Mężczyzna powrócił za swoje biurko i oparł na nim dłonie.
- Dziekuję- rzekł cicho, a jego wzrok utkwiony był w gładkiej powierzchni mebla.- Rozumiem, że masz problemy z mocą. Ale dzięki tej placówce z czasem kontrolowanie jej przyjdzie ci z łatwością, zobaczysz. Twój pokój to przedostatnie pomieszczenie po stronie dziewczyn w Uczniowskim Domu. Poproś kogoś, aby wskazał ci tam drogę. Znajdziesz tam również plan zajęć, z którym masz się zapoznać. Od jutra stajesz się pełnoprawną uczennicą mojej Szkoły. Jeśli będziesz czegoś ode mnie potrzebować, zawsze możesz przyjść do mojego domku. Więcej informacji udostępnię ci w swoim czasie. A teraz przepraszam, mam kilka spraw do załatwienia.
Tym ostatnim zdaniem dawał mi do zrozumienia, że ma mnie dość i że nie jestem mu już potrzebna. Bez słowa skierowałam się do drzwi i wyszłam z gabinetu.
Na korytarzu czekał ten jasnowłosy chłopak...Chwila, jak on miał na imię? A już sobie przypominam- Shon. Nasze spojrzenia się spotkały, a on tylko kiwnął głową i ruszył przed siebie. 
Tym razem nie oponowałam- podążyłam za nim, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego domku. Kiedy wyszliśmy na świeże powietrze, chłopak pozostał na ganku, a ja bez specjalnego pojęcia, gdzie idę, skierowałam się w stronę zniżającego się ku horyzontowi słońca.
Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nie zwróciłam najmniejszej uwagi na wystrój w domku zamieszkiwanym przez Antaniasza. Miałam tylko nadzieję, że nieprędko będę miała szansę nadrobić straty.
Wędrowałam przez dobrych kilkadziesiąt minut. Wielka czerwona kula, zwana powszechnie słońcem, prawie skryła się już za linią wysokich drzew, porastających większą część terenu Szkoły, o czym zdążyłam się już przekonać.
W pewnej chwili dostrzegłam wąską ścieżkę, która odbiegała nieco od tej, którą dotąd podążałam. Bez zwrócenia na to szczególnej uwagi, skręciłam na nią i stworzyłam w ten sposób nową trasę mojej wędrówki.
Przez całą drogę podziwiałam piękno mijanego krajobrazu. Duże drzewa o zielonych liściach, ptaki, które wiły sobie gniazda w koronach dębów i buków, niekiedy czworonożne zwierzęta, przebiegające przez ścieżkę.
W końcu las ustał, a moim oczom ukazała się arena. Równo ubita ziemia z rzędami kamiennych ławeczek po jej dwóch stronach. Bez zawahania przeszłam przez środek konstrukcji. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu, więc miałam większą swobodę ruchów. Kątem oka zauważyłam stojak, na którym porozkładane były noże i sztylety. Lorren mówiła mi, że większość uczniów Antaniasza to nożownicy, a ona sama strzela z łuku. 
Ogarnęłam wzrokiem resztę terenu i po przeciwnej stronie areny zobaczyłam kolejny stojak, tym razem z zawieszoną na nim bronią Lorren i kołczanem z kilkoma strzałami. Nie wiedząc do końca czemu, ruszyłam w stronę łuku. Ani przez moment się nie zawahałam- myśl, że jestem tu jedyna dodawała mi pewności siebie.
Pogładziłam ręką smukły przedmiot. Pod palcami poczułam niewielkie rysy i rowki wykonane pewnie podczas jakiejś wojny. Chwyciłam go do ręki, a z kołczanu wyciągnęłam strzałę. Założyłam ją na cięciwę, a następnie naciągnęłam ją. Przyłożyłam koniec strzały do policzka, przymknęłam jedno oko i obrałam sobie za cel manekina, stojącego przy stojaku z nożami.
Zwolniłam cięciwę.
Strzała wbiła się centralnie w środek. Na moją twarz powoli wypłynął uśmiech zadowolenia, potem jednak przysłoniła go przerażająca myśl.
Lorren strzela z łuku. Tylko ona. A ja nie zamierzam się wyróżniać z tłumu, a co gorsza wyróżniać się z tłumu w towarzystwie LORREN.
Wypuściłam z ręki łuk, który z cichym łoskotem upadł na ziemię, wzbijając nieco kurzu.
Pędem pobiegłam w stronę stanowiska z nożami. Skoro mam się wtapiać w tłum, należy najpierw nauczyć się rzucać nożami.
Uwolniłam stojak od ciężaru jednego niewielkiego sztyletu. Ustawiłam się naprzeciwko najbliższego manekina i wycelowałam.
Broń wyleciała w powietrze, a ja krzyknęłam z bólu.
Oczywiście, nie mając zielonego pojęcia co do rzucania nożami, musiałam jakimś cudem zawadzić sztyletem o rękaw bluzy i tym samym rozciąć sobie rękę.
Patrzyłam teraz tylko jak strumyk krwi spływa po mojej ręce. Zacisnęłam zęby. Rana była dosyć głęboka.
I wtedy usłyszałam za sobą kroki.
______________
Ach, macie ten swój rozdział! Udało mi się go napisać jeszcze w weekend ;) Jestem z siebie dumna.
Ale do rzeczy.
Jakie wrażenia po rozmowie Esper i Antaniasza?
Macie jakieś podejrzenia co do osoby, która może zbliżać się do głównej bohaterki?
I przede wszystkim: czy rozdział wam się podobał?
Czekam na komentarze ^-^
Pozdrawiam

Już planująca CD opka
Enough

8 komentarzy:

  1. Wiem, wiem, obiecałem napisać zaraz po szkole... no niestety się nie udało, za co przepraszam :c
    Ja też jestem z ciebie dumny ;) Rozmowa z Antaniaszem... Odebrałem wrażenie, że nasz kochany miszczu miał zły humor - mam rację? Ogólnie rozdział mi się podobał, ale bez obrazy... przedstawiłaś Esper jako taką troszkę... ciamajdę? No nie wiem jak to określić... żeby rozciąć sobie rękę przy rzucie nożem... rękę rzucającą... Trzeba mieć talent :D
    Kto może się zbliżać... według mojej intuicji (:P) jest to albo Lorren, albo Andy... ewentualnie Shon albo Pablo - to, że nie wiem, skąd Paweł miałby się tam wziąć, to szczegół :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha ale to gupio brzmi po angielsku xD

      Usuń
    2. Po pierwsze: dzieki :) A co do rozmowy...mozna powiedziec ze ja nie bylam jakos szczegolnie zadowolona z zycia wiec Antaniasz wyszedl jaki wyszedl.
      Esper jest ofiara losu, ale szczerze mowiac nie wiedzialam jak to opisac a chcialam. Jest mi potrzebne (jeszcze nie wiem do czego, ale jest ;) ).
      Twoja intuicja po czesci nie zawodzi xD Clov jest ranna Elliota po co bym tak wsadzala Tony czuje sie nienajlepiej. Czyli pozostaje nam Lorren lub Andy ;) Prosta logika :D

      Usuń
    3. Prawdę mówiąc nie zastanawiałem się nad tym w ten sposób. Andy i Lorren to po prostu dwie pierwsze osoby, o których pomyślałem ;)
      Powiadasz, że nie byłaś zadowolona z życia?

      Usuń
    4. Tak powiadam iz nie bylam zadowolona z zycia ;) I udzielila mi sie pewna tajemnicza postac...Freedom powinna wiedziec jaka ;)

      Usuń
    5. Oj tak, wiem, wiem!!! Jak mogłabym nie wiedzieć? Kocham ją!!! <333333333333

      Usuń
    6. <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3 Jak mozna by jej nie uwielbiac? :D

      Usuń
    7. Ale ja nie wiem jaka :P

      Usuń