NIEZNANE SĄ WYROKI LOSU
Szedłem
przez szkołę, popijając napój z puszki. Przechodziłem właśnie obok ławki, na
której siedziało kilku chłopaków, z gatunku debili, cieszących się z cudzego
nieszczęścia. Z początku nie zwracałem na nich większej uwagi, będąc zbyt
zajętym filozoficznymi rozmyślaniami na różne tematy (na przykład: „Po co Bóg
stworzył takich ludzi jak Żubru?” [oczywiście chodzi o jednego z tych idiotów,
obok których dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie przechodziłem]) żeby
zajmować się swoim najbliższym otoczeniem. Wtem ktoś podłożył mi nogę i runąłem
jak długi na podłogę, oblewając napojem siebie, podłogę i najbliższe otoczenie,
przy wtórze ogólnego śmiechu i rozbawienia, tudzież złości wśród oblanych
osobników.
Z wściekłością spojrzałem za siebie. Byłem
wściekły nie tyle o to, że ktoś podstawił mi nogę i wywróciłem się, rozlewając
mój ulubiony napój – kto by się przejmował takimi bzdurami? No na pewno nie ja
– a o to, że zostałem wyrwany z rozmyślań. Jest to jedna z tych przyczyn, które
zawsze wytrącają mnie z równowagi i zamieniają w demona.
Z wciąż wyprostowaną nogą siedział
oczywiście sam Żubru, zaśmiewając się wniebogłosy, lecz gdy tylko przeszyłem go
lodowatym, nienawistnym wręcz spojrzeniem, przeszła mu chęć do śmiechu,
zastąpiona przez graniczące z paniką przerażenie. W ciągu kilku miesięcy, które
spędziłem w tej szkole, wiele razy byłem wyprowadzany z równowagi, jednak tak
rozwścieczonego mnie tu jeszcze nie widziano. Krew wręcz gotowała mi się w
żyłach.
Chociaż może lepiej powiedzieć: zmroziła.
Ale może zanim przejdę dalej, powiem coś o
sobie. Nazywam się August. Tak, dobrze myślicie, jestem nadnaturalny, lecz
potrafię kontrolować swoją moc; kontrola nigdy nie stanowiła dla mnie problemu.
Moja moc związana jest oczywiście z wodą w każdej postaci i stanie skupienia
oraz innymi cieczami.
Biorąc pod uwagę, że ciało przeciętnego
człowieka składa się w około 60 procentach z wody, niebezpiecznie jest mieć we
mnie wroga.
Naturalnie mam ciemnoblond włosy, teraz
jednak przefarbowałem je na kolor czarny, bo ten kolor o wiele bardziej mi się
podoba. Na oczach noszę soczewki w kratkę. Tak, w kratkę. A co, nie wolno mi?
W ludziach nie lubię kilku rzeczy, między
innymi nadmiernej pewności siebie; to można jeszcze wyleczyć. Kolejną rzeczą,
której po prostu nie znoszę, która doprowadza mnie do szału i którą staram się
za wszelką cenę wyplewić jest skurwysyństwo. Na to niestety nie ma lekarstwa.
To trzeba niszczyć żelazem i wypalać ogniem. Chyba właśnie dlatego tak bardzo
lubię cytat z Wiedźmina „Na pohybel skurwysynom”. Kto wie, może będzie to moim
celem, ideą przyświecającą mi przez całe życie? Kto wie…
Żubru głośno przełknął ślinę; jak
dotąd tylko on zauważył, że coś jest nie tak. Oczy zaczęły mu powoli wysychać,
bez skutku mrugał powiekami i robił wszystko, by je choć trochę zwilżyć.
Później zaschło mu w gardle, a skóra na twarzy momentalnie mu wyschła. Dopiero
wtedy reszta tłumu zajarzyła, że dzieje się coś dziwnego, coś, co w normalnych
warunkach nie powinno mieć miejsca.
Ale właśnie wtedy wstałem, odrywając wzrok
od chłopaka i zatrzymując przepływ mocy. Oddaliłem się powoli korytarzem,
zostawiając zdezorientowanych uczniów i niezwykle szybko parującą kałużę.
*
Tego dnia po szkole wybrałem się na spacer
uliczkami najpaskudniejszej dzielnicy tego miasta, w której mieszkam, nawiasem
mówiąc. Tutaj gwałty, pobicia, kradzieże i napady są na porządku dziennym i
nikt, oprócz siedzących za biurkami urzędników, nie jest nimi zaskoczony. Przeważnie
nawet ja nie zwracam na takie rzeczy uwagi, często przechodzę obojętnie. Rzadko
zdarza się, żebym mieszał się do takich wypadków – zbyt często są to zwykłe
porachunki miejscowych gangów – oni pobili naszych chłopaków, to my zgwałcimy
dziewczynę ich bossa, oni zgwałcili dziewczynę naszego bossa, to my pobijemy
ich chłopaków…
Ale tym razem było inaczej. Tym razem
znałem i chłopaków, i dziewczynę. Tym razem było to pobicie, które mogło mieć
skutek śmiertelny, nie jakiś tam zwykły gwałt.
Kiedy zobaczyłem swojego przyjaciela
uderzającego w twarz moją koleżankę – która była w zasadzie naszą wspólną
koleżanką, którą znaliśmy już od dłuższego czasu, a do tego mój przyjaciel
wiedział, że nie jest dla mnie kimś zwykłym – doznałem szoku, a kiedy jego
towarzysz, a mój serdeczny kolega kopnął ją kolanem w brzuch, to był już koniec
tego, co mogłem przyjąć jednego dnia. To było dla mnie jak nóż wbity w plecy
przez rodzoną matkę – której nigdy nie znałem.
Krew zamarzła mi w żyłach na ułamek
sekundy, by choć trochę schłodzić trawione gorączką wściekłości ciało. To się
dopiero nazywa zachować zimną krew…
Ruszyłem
w ich kierunku. Znajdująca się w powietrzu para wodna zaczęła się skraplać,
spadając na ziemię i od razu zamarzając, to znów topiąc się i parując –
pierwszy raz w życiu straciłem kontrolę nad mocą.
Ale wraz z mocą wymknęło się spod kontroli
ciało.
Działałem instynktownie; być może w inny
dzień bym tak nie zareagował, dzisiaj jednak moja równowaga psychiczna była
poważnie naruszona. Wbiłem koledze pięść w brzuch, jego koszulka pokryła się lodem
w miejscu uderzenia. Drugą ręką chwyciłem go za nogi w kolanach i uniosłem w
górę, po czym rzuciłem nim w przyjaciela. Żaden z nich nie zdążył nawet
krzyknąć.
Przyjaciel upadł na ziemię, przywalony
ciężarem ciała kolegi. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, nie mogąc wydobyć z
siebie nawet jednego słowa.
- Jak mogłeś mi to zrobić? – spytałem, nie
oczekując odpowiedzi. Odwróciłem się do niego plecami i spojrzałem na
dziewczynę. Pomogłem jej wstać i bez słowa odeszliśmy stamtąd.
Chwilę później, kolega odzyskał świadomość.
Od przyjaciela dowiedział się, co właściwie zaszło. I przeraził się, a chwilę
później także przyjaciel. Zrozumieli bowiem, że teraz prędzej zostaną moimi
wrogami niż przyjaciółmi.
I straciłem przyjaciela. Nie chciałem, żeby
to się tak skończyło. Nie chciałem, żeby to się w ogóle skończyło.
Ale nieznane są wyroki losu. I nikt nie
wie, jaka ścieżka została mu przeznaczona, dopóki nie dojdzie do końca drogi.
Bo nikt nie może przewidzieć przyszłości.
Fajne :D Zabrakło mi chyba jedynie rozmowy między głównym bohaterem, a ofiarą jego kolegów... Nie podziękowała mu nawet?
OdpowiedzUsuńI nie wiem czemu, ale to opowiadanie przywiodło mi na myśl naszą poniedziałkową rozmowę...
Dziękuję :) Nie byłem wczoraj w nastroju do dialogów :/
UsuńPoniedziałkową rozmowę? No tak, faktycznie... Ale nie pisałem tego z myślą o niej ;)
Ale i tak mi się tak skojarzyło.
UsuńI bez tej rozmowy jest fajne, choć pierwsze wrażenia było wybrakowane, rozumiesz mnie, takie urwane... Ale mną się nie sugeruj :)
Rozumiem... No cóż, mówiłem, że jest słabe ;)
UsuńNie jest słabe! Jest ciekawe, krótkie, ale treściwe :)
UsuńPoza tym mi nie mówiłeś, że jest słabe...
Więc teraz ci mówię ;)
UsuńW każdym razie dziękuję :)