Ten rozdział dedykuję The Lotce i jej playliście na blogu, która mnie inspirowała. A dodatkowo przepraszam ją za niezbyt częste komentowanie wpisów...Obiecuję, zamierzam się poprawić!
Odwróciłam się, jednocześnie chowając ręce za plecami, aby ukryć ranę. Przecież nie chce teraz wyjść na totalną idiotkę, która nie umie rzucić zwykłym nożem. Muszę zrobić jak najlepsze pierwsze wrażenie na uczniach Szkoły. Najlepiej jest zaprzyjaźniać się na początku, a potem tylko pielęgnować nowe znajomości...Ja wolę najpierw zachowywać się normalnie, dopiero później utrzymywać taki stan przez większość czasu. Podniosłam wzrok znad swoich butów i ujrzałam wysokiego blondyna, który przypatrywał mi się spod zmrużonych powiek. Dyskretnie zmierzyłam go od stóp do głów, zapamiętując wygląd, strój i postawę. Czasami myślę, że mam naprawdę kiepską pamięć...nie pamiętam zbyt wiele szczegółów, dlatego przy każdym nowym spotkaniu dokładnie zapamiętuję nowo poznaną osobę.
-Co tu robisz?- spytał chłopak przeciągając słowa i unosząc jedną brew.
Wzruszyłam ramionami, udając osobę obojętną na wszystko. Z jednej strony byłam w tym niezła, ale z drugiej nigdy nie maskowałam uczuć po nieudanym ,,rzucie'' sztyletem. Czułam jak ciepła krew prześlizguje mi się przez palce i niewielkimi kroplami spada na suchą ziemię. Błagałam w myślach, żeby tylko blondyn tego nie zauważył.
- Pewnie poznajesz Szkołę, co?- zapytał nieznacznie przysuwając się do mnie.- Jestem Andy.
Na moje szczęście nie wyciągnął ręki na powitanie.
- Emm...mógłbyś zaprowadzić mnie do...- szukałam w pamięci nazwy budynku- Uczniowskiego Domu? Nie znam się jeszcze zbyt dobrze na terenach Szkoły, dopiero co tutaj dotarłam, a chciałabym...zakwaterować się w swoim pokoju.
- Niech ci będzie- burknął.- I tak nie mam nic innego do roboty. Tylko pamiętaj- ostrzegł- że zaprowadzę cię tylko do pokoju, ale nie będę tracił czasu na oprowadzanie cię po całej Szkole, jasne?
- Okey- Wzruszyłam ramionami.- W sumie było mi wszystko jedno, byle tylko zaprowadził mnie w moje własne bezpieczne miejsce, do którego nikt nieproszony nie będzie zaglądał.
- Chodźmy- powiedział i ruszył przed siebie.
Nie miałam szans na zapamiętanie drogi z areny do Uczniowskiego Domu. Andy przeprowadzał mnie istnym labiryntem pełnym najróżniejszego rodzaju roślin- od gigantycznych drzew po malutkie żółte kwiaty, na które swoją srogą prawie nadepnęłam.
Ogólna flora zrobiła na mnie dość miłe wrażenie. Od zawsze przyroda była moją jedyną towarzyszką, z którą lubiłam przebywać. Podczas pewnego pobytu u rodziny zastępczej w Ameryce Południowej, gdzieś w Brazylii, mieszkałam bardzo blisko lasu w domku jednorodzinnym. Codziennie po szkole (co prawda rzadko do niej w ogóle docierałam, ale to szczegół) zamiast zaszywać się w swoim pokoju, przebywałam właśnie w puszczy. Często przysiadałam na konarach drzew i rozmyślałam o moim życiu, które cały czas zataczało koło. Rodzina zastępcza- problemy- skargi- przeniesienie- nowa rodzina zastępcza- problemy- skargi- przeniesienie... Mój stalowy charakter po części wykreował ten okrąg. Przyzwyczaiłam się do ciągłej zmiany otoczenia, ludzi, warunków do życia i kultury. Musiałam znosić to ze stoickim spokojem, być ,,grzeczną dziewczynką'', jakiej oczekiwali nowi opiekunowie. Problem jednak tkwił w tym, że akurat tej roli nigdy nie nauczyłam się grać. Potrafiłam być niewzruszona, pobieżnie wykonywać wszystko, co mi każą, przenosić się z miejsca na miejsce, ale ,,grzeczna dziewczynka'' to zdecydowanie nie mój żywioł. Oprócz rozmyślań, las nakłaniał mnie do innych przeróżnych czynności. Mogłam rysować otaczający mnie krajobraz, mogłam marzyć i wyobrażać sobie moje lepsze życie, mogłam...tworzyć. Pisać. Pisać piosenki.
- Oto on- oznajmił z dumą Andy, wyrywając mnie z zamyślenia. I dobrze, akurat wkroczyłam na nieprzyjemny temat. Podniosłam wzrok na biały budynek stojący przede mną. Z zewnątrz wyglądał jak zwykły dom, może był tylko nieco dłuższy niż zazwyczaj się widuje. Andy poprowadził mnie do dużych dwuskrzydłowych drzwi z misternie wykutą klamką. Dostrzegłam na niej podobizny lwów, wilków i kotów, a także coś co przypominało ognisko oraz chmurę. Ciekawy zestaw. Weszliśmy do środka i moim oczom ukazał się nad przeciętnie długi korytarz, którego koniec tonął w mroku. Z czasem posuwania się naprzód zauważyłam, że pokoje rozmieszczone są równomiernie po obu stronach, domyśliłam się, że jedna strona przeznaczona jest dla dziewczyn, a druga- dla chłopaków.
- Wiesz pewnie, który pokój został ci przydzielony- odezwał się niespodziewanie Andy.- Nie mam nastroju do oprowadzania cię po całej Szkole. Znajdź sobie kogoś do tego.- Już miał zamiar odejść, kiedy nagle coś sobie przypomniał.- A i jeszcze jedno- pokoje po prawej stronie korytarza przeznaczone są dla dziewczyn. W tych wybieraj, nie pomyl się.
Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem przemierzył korytarz. Po chwili dosłyszałam trzaśnięcie drzwiami w zapadła głucha cisza. Postanowiłam odnaleźć swój pokój i zadomowić się w nim. A potem najlepiej nie opuszczać go aż do końca dnia i jeszcze przez następne kilka...naście tygodni. Tak, to odpowiedni układ.
Odtworzyłam w pamięci słowa Antaniasza: ,,przedostatnie drzwi od końca''. Stanęłam w wyznaczonym miejscu i nacisnęłam klamkę. Wkroczyłam do pomieszczenia. Urządzone było w prostym stylu, ale czego można było się spodziewać po SZKOLE. Pod oknem naprzeciwko wejścia stało duże łóżko z białą pościelą. Połowę lewej ściany zajmowało mahoniowe biurko i półki, ciągnące się od ziemi prawie do sufitu. Kiedy przekroczyłam próg, posuwając się nieco do przodu, zauważyłam niewielką szafę, która zajmowała przestrzeń na lewo od wejścia. Uchyliłam drzwiczki i ze zdumieniem stwierdziłam, iż na półkach leżały idealnie poskładane w kosteczkę ubrania, głównie w odcieniach szarości i błękitu, a do tego kilka par butów oraz kosmetyki. Jest dobrze- pomyślałam z ulgą.
No cóż, było dobrze dopóty, dopóki nie zauważyłam smukłego jasnobrązowego przedmiotu wciśniętego w kąt pokoju. Podeszłam bliżej, przyglądając się gitarze. Po co ona tutaj? Kto w ogóle urządzał ten pokój? Wyszłam na korytarz i jeszcze raz starannie policzyłam pokoje. Jeden, dwa- przedostatni. Wejście jest tam, a koniec tutaj. Efekt- przedostatnie drzwi od końca. Westchnęłam z rezygnacją i, zatrzaskując za sobą drzwi, rzuciłam się na łóżko i przymknęłam oczy.
To tutaj będę musiała spędzić najbliższe kilka lat mojego życia, ćwicząc i harując od świtu do nocy. Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju, szukając wzrokiem kartki z rozpiską zajęć. Dobre pierwsze wrażenie- powtarzałam sobie w myślach. Wreszcie zlokalizowałam świstek papieru niedbale przyczepiony taśmą klejącą do jednej z półek. Podeszłam do niej. 8.00-9.00- śniadanie, 10.00-11.30- wf w Budynku Treningowym (gdziekolwiek on jest), 11.45- zajęcia na arenie, 13.00-14.30- przerwa na lunch, 14.45-18.30- lekcje obowiązkowe, 19.00-21.00- zajęcia z okiełznania mocy.
- Całkiem ciekawe zestawienie- mruknęłam.
Nie miałam pojęcia, która jest teraz godzina, ale stwierdziłam, że nie pojawię się już dzisiaj na żadnych zajęciach. Przygotuję się mentalnie na jutro. I w sumie mogłabym tak siedzieć w pokoju przez następną dobę, ale rozpraszała mnie jedna rzecz w moim pokoju, którą miałam ochotę wywalić za okno, a mianowicie- gitara.
Do niektórych złych wspomnień warto nie wracać. Właśnie TO wspomnienie jest jednym z tych. Nienawidzę przypominać sobie tamte dni, a potem wmawiać, że teraz wszystko jest w porządku i kiedyś nic się nie stało. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Następnie do mojego pokoju zajrzała Lorren.
- Aha, czyli ty tutaj mieszkasz- mruknęła pod nosem, jednak nie uszło to mojej uwadze.
- Jakiś problem?- spytałam unosząc brwi.
- Mieszkam obok- odpowiedziała tylko, po czym jej wzrok padł na instrument w kącie pokoju.- Grasz?- zainteresowała się.
- Nie- skłamałam.- Coś jeszcze?- zapytałam nieco opryskliwym tonem, dając jej do zrozumienia, że mam jej dosyć.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nie odpowiedziała, tylko szybko wycofała się na korytarz. Zerknęłam przez okno. Zmierzchało. Stwierdziłam, że nie mam nic do roboty, więc w sumie mogę się zdrzemnąć. Opadłam na łóżko i wpatrzyłam się w sufit. Wprost nie mogłam doczekać się następnego dnia.
* * *
Zaczęło się od tego, że nad ranem ktoś zbudził mnie, waląc pięścią w drzwi. Niechętnie zwlekłam się z łóżka, bo choć położyłam się wcześniej, po kilkunastu nieprzespanych nocach jeden wypoczynek nie wystarczy, aby znów być w dobrej formie.
Na śniadaniu usiadłam z dala od innych. Tak naprawdę przy stole byli tylko Lorren, Andy i jakiś młodszy chłopak o czarnych włosach, którzy niekiedy zerkali na mnie, ale większość czasu pogrążeni byli w ożywionej rozmowie.
Nieco spóźniona pojawiłam się na WF-ie w Budynku Treningowym. Nie zamierzałam nikogo prosić o drogę, tak więc kilka razy zabłądziłam, ale w końcu pojawiłam się w wyznaczonym miejscu. Zajęcia minęły w grobowej atmosferze.
Trening na arenie za szczęście mnie ominął. Nie wiedziałam, o co chodzi, w każdym razie Antaniasz nie pojawił się na miejscu i mogłam ten czas sama sobie zagospodarować.
Lunch spożyłam w swoim pokoju, z dala od innych. Spędzałabym tu większość czasu gdyby nie gitara, którą bałam się wyrzucić zważywszy na to, że mógł dać mi ją Antaniasz.
* * *
Wieczorem, już całkowicie padnięta po treningu mocy, zatopiłam twarz w poduszce. Podczas zajęć kilkakrotnie dostałam w twarz śnieżką od Lorren (na co nie mogłam odpowiedzieć) i zostałam skatowana przez Antaniasza, który męczył mnie swoimi zaklęciami i tarczami obronnymi. Miałam serdecznie dosyć.
Sen przyszedł niespodziewanie szybko.
* * *
Miesiąc później nie czułam się lepiej. Nadal nie radziłam sobie z mocą, nie zaprzyjaźniłam się z żadnym z pozostałych adeptów.Jak na złość cały czas padał deszcz i niektóre zajęcia był całkowicie odwołane. Rana na ręce prawie się zagoiła za pomocą jakichś liści, które podwędziłam w czasie zajęć z Antaniaszem (chyba tego nie widział...).
W końcu podjęłam próbę zmierzenia się ze swoją przeszłością.
Wchodząc do pokoju mój wzrok spoczął na gitarze. Postanowiłam spróbować.
Usiadłam na łóżku i chwyciłam instrument w dłonie. Przeszedł mnie, od tak dawna nie odczuwalny, dreszcz.
Trzeba przezwyciężyć strach, bo tylko dzięki temu można stwierdzić, co tak naprawdę nas przeraża.
Trzeba zapomnieć o tym, co było kiedyś i iść naprzód, rozpocząć nowy okres w swoim życiu, bez bólu i niepowodzeń.
A można go rozpocząć tylko zamykając ten wcześniejszy rozdział i nie patrząc już wstecz.
___________________
Niezbyt mi wyszło to zakończenie, ale miałam zawrzeć w rozdziale cały pierwszy miesiąc na prośbę Freedom ;) A dodatkowo całkowicie zapomniałam o ranie Esper! Ale się ogarnęłam i jakoś to wplotłam ;)
Bardzo przepraszam, że tak późno wstawiłam post...znowu :/ To wszystko przez mój wtorkowy test z geografii...I książki :D
Pozdrawiam!
wkręcona w czytanie Zwiadowców
Enough
No, fajne ;) Kilka fragmentów musiałem przeczytać parę razy, bo nie byłem pewien o co chodzi, ale już wszystko jasne :)
OdpowiedzUsuńTylko znowu trochę późno! :c Od piątku czekałem aż to wrzucisz ;)
Och jak mi miło ♥ Bardzo fajny rozdzialik :) Czekam na next'a P.S nwm czy byłaś w niedziele na 12 na mszy, ale ksiadz mowil o WP XD
OdpowiedzUsuń