sobota, 15 marca 2014

Jednorazówka od Sagiego van Cahear aep Reuel

    THOR SIĘ NIE LICZY



 Na świecie panował półmrok, z nieba lały się strugi deszczu. Ulica, na której stałem, była paskudna o każdej porze dnia i nocy, ale w takich chwilach, kiedy deszcz ograniczał widoczność do zaledwie kilkunastu metrów, była jeszcze gorsza. Cała dzielnica była paskudna. Nie ukrywam, była to najpaskudniejsza dzielnica w tym mieście. Mieszkały tu i spotykały się największe męty tego miasta, a kradzieże, gwałty i napady były tu na porządku dziennym, i nikogo – no, może poza zgrają urzędasów – nie dziwiła ani ich liczba, ani tym bardziej sam fakt występowania.
     Oczywiście, ja widziałem o wiele więcej. O wiele więcej paskudnych dzielnic, z czego większość była jeszcze gorsza od tej. Widziałem o wiele więcej wśród deszczu. Mi nie przeszkadzał on zbytnio. W ciągu swojego życia widziałem o wiele gorsze ulewy.
     W ogóle dużo widziałem w ciągu swojego życia.
     Myślicie, że życie przez cztery tysiąclecia jest łatwe? Że wieczna młodość jest fajna, wygodna i w ogóle? Że to takie genialne: patrzeć, jak rozwija się świat? Jak kształtują się kultury? Brać udział w historycznych wydarzeniach?
     Otóż tak nie jest.
     Zaufajcie mi, bo doświadczyłem tego na własnej skórze. Urodziłem się w Egipcie w drugim tysiącleciu przed Chrystusem. Jako syn jednego z ważniejszych urzędników zostałem nienajgorzej wykształcony. Pewnego dnia spotkałem kapłana. Kapłan polubił mnie i wziął do siebie na wychowanie. Okazało się, że nie był on zwykłym kapłanem. Nauczył mnie wielu rzeczy, w tym i magii – później okazało się, że są to tylko podstawy, wtedy jednak była to duża wiedza.
     Jako młody czarodziej, miałem wtedy bowiem szesnaście lat, zapragnąłem zdobyć nieśmiertelność, sposób na zostanie młodym. Wiecznie młodym.
     Wyruszyłem więc w dół Nilu. Dotarłem do ujścia wielkiej rzeki, jednak okazało się, że mój statek nie jest w stanie przemierzyć morza, nad którym się znalazłem, co nieco pokrzyżowało mi plany. Postanowiłem więc udać się na zachód. Było to dobre posunięcie, bowiem idąc cały czas wzdłuż wybrzeża, dotarłem do Fenicji. W jednym z portów mieszkał znający się na roślinach i ich właściwościach mężczyzna. Z jego pomocą opracowałem napój sprawiający, że ciało ani umysł się nie starzały, a podawany starcom odmładzał ich o kilka lat, a im więcej wypili – tym młodsi byli.
     Szczęśliwy, że osiągnąłem swój cel, wyruszyłem dalej na północny zachód. Osiadłem w Grecji. Spędziłem tam dobrych kilkaset lat. Kiedy Dorowie zaczynali podbój Grecji, przemieściłem się dalej na północ i w jakiejś krainie – której nazwy nie znam do dzisiaj – spędziłem kolejne kilka wieków. Następnie, a było to około roku pięćsetnego przed Chrystusem, przeniosłem się do Rzymu, gdzie w spokoju rozwijałem swoją praktykę aż do czterdziestego czwartego roku przed Jezusem z Nazaretu opuściłem granice Cesarstwa (czy tam Republiki, kto by się tym przejmował?), gdyż wojna domowa, która wtedy miała miejsce zagrażała zarówno mi, jak i mojej pierwszej uczennicy. Wywędrowaliśmy na północ, przez Galię i przeprawiliśmy się do Brytanii.
     W Brytanii spędziliśmy wiele czasu. Tam też pierwszy raz zetknąłem się z wilkołakami. I wiecie co? Prawie wszystko, co o nich mówią, to bzdury. Na przykład, mogą zmieniać swoją postać kiedy tylko chcą. I wbrew pozorom, w postaci wilka są świadome swoich czynów. W Brytanii także pierwszy w życiu raz spotkałem wampira. Co wiecie o wampirach? Śmiało, mówcie. Chętnie obalę kilka mitów. 
     Gdy na wyspy przybyli pierwsi wikingowie, wraz z uczennicą, która po kilkuset latach wreszcie kończyła szkolenie, przenieśliśmy się do Skandynawii, gdzie wśród wikingów spędziliśmy około stu lat. Tyle czasu wystarczyło, abyśmy zostali jednymi z nich. Kultura wikingów, w odróżnieniu od tych, z którymi się do tej pory zetknąłem, spodobała mi się. Polubiłem ich bogów… i tak oto stałem się wyznawcą Odyna i spółki. Oczywiście, nie zapomniałem o Ra, Ozyrysie i reszcie egipskich bogów. Stworzyłem coś w rodzaju nowej religii z panteonem składającym się z bogów egipskich i nordyckich. Ciekawy zestaw. Ale najlepsze jest patrzenie, jak nasi kochani bogowie się kłócą, któremu bardziej podlegam. A już najlepsze są kłótnie nordyckiej Hel, egipskiego Ozyrysa i celtyckiej Morrigan (kiedy w dziesiątym wieku przeniosłem się, już bez uczennicy, do Irlandii, zostałem także Celtem). Przeważnie spory wygrywa Ozyrys, jako że jemu najdłużej podlegam. Ale na szczęście mnie w te swoje kłótnie nie wciągają.
     Jak już wspomniałem, w dziesiątym wieku przybyłem do Irlandii, gdzie jednak nie spędziłem zbyt wiele czasu. W dwunastym wieku przeniosłem się do Bizancjum, które wtedy już powoli chyliło się ku upadkowi. Spędziłem tak tylko kilkadziesiąt lat, z powodu prześladowania, które mnie tam dotykało. A raczej szturchało pod żebra. I to głęboko.
     Na dłuższy czas wyniosłem się z Europy i okolic i osiadłem na zachodzie Azji, w szybko powiększającym się państwie Czyngis-chana. Przez dłuższy czas żyłem tam spokojnie, zbyt zajęty własnymi sprawami, żeby interesować się upływem czasu czy sytuacją polityczną w kraju, w którym zamieszkałem. Znalazłem nowego ucznia, który okazał się o wiele bardziej pojętny, niż moja poprzednia uczennica. I, choć byłem starszy i moja wiedza znacznie przewyższała tą, którą posiadałem kształcąc poprzednią uczennicę, więc nowy uczeń miał więcej materiału do opanowania, już po dwustu latach zakończył naukę i wyruszył w świat… A ja zdałem sobie sprawę z tego, ile czasu spędziłem w Mongolii. Spakowałem swój dobytek i ruszyłem dalej na wschód, do Japonii. Tam również spędziłem trochę czasu, jednak, kiedy poznałem pewną wiedźmę, stwierdziłem, że mój czas w Kraju Kwitnącej Wiśni dobiegł końca i tak, w szesnastym wieku przeniosłem się do Indii. Tam jednak zabawiłem jedynie kilka lat i wróciłem do Egiptu, przez dawną Asyrię, Fenicję i Palestynę. Tak oto moja historia zatoczyła krąg: znów byłem w swojej ojczyźnie. Spędziłem tam sporo czasu, bowiem dopiero w dwudziestym wieku przeniosłem się do Ameryki i zamieszkałem w okolicy gór Sierra Nevada.
     I tak oto teraz stoję w deszczu w niewielkim amerykańskim miasteczku. Ja, człowiek urodzony na przełomie epok. Człowiek, który początek swojego życia spędził w epoce brązu – tak na marginesie, ta epoka chyba była lepsza od tej, którą mamy teraz.
     Ujrzałem parę idącą szybko ulicą. Przynajmniej mi się wydaje, że to była para. Równie dobrze mógł to być przyjaciel z przyjaciółką. Ale nieważne. Nie mieli ze sobą parasola, co sugerowało, że wyszli już jakiś czas temu – deszcz lunął przed godziną. Zdołałem usłyszeć urywek ich rozmowy.
     - Jeszcze raz ci dziękuję, August… mówiła dziewczyna.
     - To naprawdę nic takiego bronił się chłopak, zapewne noszący imię August. Skojarzył mi się ze starym znajomym, Oktawianem Augustem…
     Chłopak miał silną aurę magiczną, trzeba to przyznać. Nie był jednak klasycznym przedstawicielem czarowników, wiedźm ani niczego w tym stylu… Nie mogłem rozpoznać tej aury. Zetknąłem się z taką już wiele razy w życiu, nigdy jednak nie zastanawiałem się nad nią…
     I wtedy przypomniałem sobie jednego z moich dawnych uczniów, Abdula Gaffara, zwanego Husamem. On miał bardzo podobną aurę, kiedy spotkałem go po raz pierwszy. Nie ukończył szkolenia, nie dał rady. Poddał się po dwudziestu latach. Brakowało mu cierpliwości i wytrwałości, chociaż predyspozycje miał dobre. Odszedł ode mnie z prawie identyczną aurą, z jaką przyszedł. No cóż, szkolenie u faceta, liczącego sobie kilka tysięcy lat, nie może być krótkie.
     Ciekawe, gdzie podział się Husam. Dawno go nie widziałem, z trzysta lat jak nic - on opracował własną metodę pozyskania nieśmiertelności, jednak nie podzielił się nią ze mną.
     Jako jedna z najstarszych, a za razem najpotężniejszych istot chodzących po tej ziemi, bez problemu łamię wszystkie blokady, zapory i inne magiczne metody ukrywania siebie lub innych przedmiotów, bez problemu więc wyśledziłem byłego ucznia. Znajdował się w tak zwanej Szkole Antaniasza. Chyba jeszcze tam nie byłem.
     Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, nie? W sumie ciekawe, jak to wygląda. Ma dość silne bariery i zabezpieczenia. Jest w ciągłym ruchu, co może mi nieco utrudnić dostanie się tam.
     Ale co z tego? Przeżyłem jedne cztery tysiąclecia, przeżyję i następne. Czemu by nie sprawdzić, co to jest ta cała Szkoła, póki jeszcze istnieje? I tak ją przeżyję.
     W sensie, że będę żyć jeszcze długo po tym, jak ona upadnie.
     A może przy okazji znajdę jakiegoś nowego ucznia? Od dawna nikogo nie szkoliłem.

     Thor się nie liczy.       

7 komentarzy:

  1. Nacieszcie się, bo to prawdopodobnie moje ostatnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu ostatnie?! No, weź! Nie rób nam tego, jesteś jedynym czytelnikiem, który pisze jednorazówki...
      I oczywiście podobała mi się powyższa jednorazówka, jak wszystkie pozostałe. Fajnie powiązałeś te swoje opowiadania ze sobą ;)
      P.S. Przepraszam cię, że jeszcze nie zerknęłam na te opoka, które mi wysłałeś... Ale obiecuję, że je przeczytam, tylko nie wiem kiedy... :/

      Usuń
    2. Ostatnie, bo założyłem się z Enough że mnie nie przekona, żebym coś jeszcze napisał (ty też mnie nie przekonasz! nikt mnie nie przekona dopóki Enough nie zrobi tego co ma zrobić jeśli przegra! :P)
      Dziękuję :) To z Augustem jest specjalnie dla ciebie bo brakowało ci podziękowania ;)
      Spoko, nie ma się co spieszyć ;)

      Usuń
    3. A skąd wiesz, że ja cię nie przekonam! Wbrew pozorom mogę być bardzo wpływowa... :P
      A co ma zrobić Enough??? Nie chwaliła się, że weszła z tobą w zakład. A to ciekawe, bo ona tak fajnie się wkurza jak przegrywa <3
      Dzięki, że pomyślałeś o tej mojej uwadze a propos Augusta w tym opku ;)

      Usuń
    4. Freedom, uparłem się, że nic nie napiszę, dopóki Enough nie zrobi tego co ma zrobić... A co ma zrobić? No nie wiem, czy mogę ci powiedzieć :P
      Tak, wziąłem ją sobie do serca ;)

      Usuń
    5. Mi nie powiesz...??? :'(
      Dobra, jak chcesz, teraz będę nękać o to Enough. Błahahaha!!! W końcu pęknie i sama mi powie, co ma zrobić. I niech najlepiej zrobi to jak najszybciej.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń