czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 16 od Lorren "Nic nie dzieje się przypadkiem"

Cześć, ja z rozdzialikiem trochę wcześniej, bo normalnie to pojawiłby się jutro, ale chcę dać też trochę czasu Enough, bo teraz, w związku z tym, że Esper trafiła już do Szkoły będziemy pisać rozdziały na zmianę. Czyli będziecie mogli czytać relacje obydwu bohaterek na przemian, ale to wiąże się również z przeskokami czasowymi w obydwu opowiadaniach. Oczywiście i tak dosyć kiepska częstotliwość publikacji stanie się zapewne rzadsza...Możliwe, że nie zrozumieliście z tego nic... Trudno.
Życzę miłej lektury :)
____________________________



Esper zniknęła w portalu, a ja stałam przed nim jeszcze chwilę jak w transie.
- Lorren! Lorren! Lorren!- warknęła Lexi w moich myślach.
- Co?- rzuciłam od niechcenia wpatrując się w migocząca taflę powietrza.
- No wskakuj!- szczeknęła wilczyca.- Esper jest już pewnie na miejscu!
     Taaa… A co ona mnie niby ma obchodzić? Nie wzbudza zaufania. Olewa mnie, a ja przyszłam jej pomóc. Esper to chyba najbardziej irytująca osoba jaką poznałam. Wkurza mnie bardziej niż Andy, a znam ją dzień… Wtrąciła się do mojego życia i traktuje mnie jak powietrze. Chyba nawet nie zdaję sobie sprawy, że jest moją siostrą! A ja mam ją zaakceptować jak gdyby nigdy nic!? Też potrzebuje czasu, tak! A ona nie ułatwia całej tej chorej sytuacji!
      Chociaż… na jej miejscu pewnie też bym się tak zachowywała. W sumie dla Andy’ ego też nie byłam życzliwa… ale to przez to, że on pierwszy nie okazał mi życzliwości. Dopiero… dopiero Tony podał mi przyjacielską dłoń. I teraz leży przeze mnie połamany w domku Antaniasza, a ja nie powinnam odstępować go na krok, a tymczasem teleportowałam się do świata śmiertelników po jakąś kapryśną Nadnaturalną, która rzekomo jest moją bliźniaczką!
- Lorren! Co ty wyprawiasz!- usłyszałam warkot Lexi w moim umyśle.
- Już nic- odparłam szybko i skoczyłam do portalu.
*  *  *
      Wyskoczyłam z niego po drugiej stronie chyba w ostatniej chwili, gdyż tyle co postawiłam stopy na kamiennej posadzce jaskini, blask jakim emanował portal zaczął słabnąć, a jego migotliwa struktura traciła na sile. Za niedługo zamknąłby się na dobre.
- Coś ty tyle wyrabiała po drugiej stronie!- naskoczyła na mnie Esper, a jej paznokcie pokrył szron.- Czekam tu na ciebie i czekam!
- Przepraszam, Esper…- zaczęłam ugodowym tonem. Nie chciałam jej urażać, zwłaszcza po rozstaniu z tym jej całym Pablo, tym Soah’ em. Wyglądał na kogoś ważnego dla niej. Dopiero po chwili spostrzegłam, że policzki Nadnaturalnej są wilgotne. Od łez?
- Dobra, nie tłumacz się- burknęłam pod nosem i spojrzała na Lexi z uwagą, jakby się bała, że moja wilczyca może ją zaatakować, jeśli mnie jakoś obrazi. Ale w tym jej spojrzeniu na ułamek sekundy pojawiła się też pewność siebie, jak mi się zdawało. W końcu ona też miała swojego wilka…
- Esper, rozumiem, że jest ci trudno- zagaiłam, żeby podtrzymać jakoś rozmowę. Ale temat chyba nie była najlepszy. Dziewczyna rozglądała się uważnie po jaskini, przyglądając w szczególności sklepieniu i klatce schodowej po drugiej stronie, znowu mnie ignorując. Lexi wpatrywała się w bezruchu w śnieżnobiałego wilka, który majestatycznie stał u stóp swojej właścicielki. Pewnie z nim rozmawiała. A ja brnęłam dalej…- Wiem, jakie rozstania mogą być trudne. Może wstawię się za Pablo u Antaniasza, on był dla ciebie kimś ważnym, prawda?
- Tak…- odpowiedziałam niemrawo po chwili.- Był… przyjacielem. Pierwszym, który mi pomógł, a ja… a ja byłam głupia i tyle co się z nim pogodziłam… Pojawiłaś się ty.
Ostatnie zdanie wypowiedziała tak dobitnie, zaciskając dłonie w pięści... Załapałam aluzję.
- To wy nie byliście razem?! Tylko przyjaciel?! I nic więcej…?- wypaliłam bezczelnie z wścibskim pytaniem. Nie lubię jak ktoś okazuje do mnie niechęć! Wtedy zaczynam robić się nieznośna i nietaktowna. Taki defekt.
- NIE!- wrzasnęła na mnie marszcząc brwi.- Poza tym to nie twój interes!
- Dobra, dobra… przepraszam Już się tak nie bulwersuj…- mówiąc to uniosłam ręce w górę.
- Kiedy ja się wcale nie bulwersuje!- warknęła do mnie Esper odrzucając do tylu białe włosy.
- Oho, wcale, a wcale…- zacharczała do mnie telepatycznie Lexi i zaczęła się śmiać w ten swój osobliwy sposób. A ja ze wszystkich sił próbowałam powstrzymać uśmiech.
- Już się tak nie obruszaj i chodź. Nikt nie wie, że po ciebie poszłam- powiedziałam do dziewczyny poprawiając kołczan i ruszyłam do wyjścia omijając ją.
        Kiedy byłam już na czwartym schodzie od dołu Esper zadała mi pytanie:
- Strzelasz z łuku?
- Aha. To moja broń. Uczyłam się posługiwać właśnie nią, jako jedyna w szkole. Reszta uczni to nożownicy- odparłam chyba zbyt wylewnie, ale coś podpowiadało mi, żebym zmniejszyła dystans między nami.
- A ja też będę mogła?- znowu usłyszałam za sobą jej przyciszony głos.
- Wybierzesz sobie co będziesz chciała- rzuciłam półgębkiem przez ramię. Kiedy wyszłyśmy na powierzchnię zwróciłam się do nowej Nadnaturalnej:
- Chcesz coś jeszcze wiedzieć na temat szkoły, czy wolisz poczekać aż Mędrzec ci wszystko wyjaśni?
- Jeśli chce ci się odpowiadać na moje pytania…- zawahała się rozglądając po lesie. Przyglądała się najmniejszym szczegółom, nie przeszkadzałam jej w tym.
- Lepsze to niż iść w ciszy- mruknęłam pod nosem i założyłam ręce na piersiach.
- Dobra…ilu was tutaj jest?- zapytała przenosząc na mnie swój wzrok.
- Nadnaturalnych? Bez ciebie... pięcioro. I dwójka Soah’ ów, jak już wiesz. Ale to są szpiedzy, więc… pewnie za niedługo sobie stąd pójdą. Jak jedno z nich w pełni wyzdrowieje…
- A co mu się stało?- zapytała już pewniejszym zaciekawionym tonem i zrównała ze mną krok.
- Co JEJ się stało- poprawiłam ją.- Mieliśmy problem z… wilkołakami. Pomijając fakt, że byłam w to zamieszana...
     Spojrzałam niepewnie na Esper. Dziewczyna wbijała wzrok w ziemię. Ale na to jak wspomniałam o wilkołakach przez jej twarz przeleciał cień przerażenia, które teraz próbowała bezskutecznie zamaskować.
- Pozbyliście się ich?- zapytała nie odrywając oczu od ściółki.
- Chyba…
      Nie uspokoiłam jej, wiem. Ale to była moja pierwsza myśl, a zazwyczaj gadam to co mi przyjdzie do głowy. Zwłaszcza rozmawiając trochę na siłę z osobą, do której nie mam ochoty się odzywać.
       I na tym urwała się nasza rozmowa. Szłyśmy dalej milcząc. W lesie panowała cisza, pomijając szelest jaki robiłyśmy brnąc przez krzaki. W pewnym momencie jakiś ptaszek zaczął cichutko ćwierkać na drzewie. Zaczęłam wsłuchiwać się w jego melodię… i kojarzyłam ją. Już kiedyś to słyszałam, ale nie mogłam przypomnieć sobie gdzie. Dłuższą chwilę przegrzebywałam szufladki w mojej głowie. Nagle ptaszek urwał, a mnie oświeciło. Takie same zakończenie, tą samą melodie, ten sam rytm miał jeden z utworów Tony’ ego. Pewnie wziął nuty od tego niewinnego zwierzątka… Na myśl o Tony’ m ogarnął mnie smutek. Ledwo powstrzymałam łzy jak przypomniałam sobie jak strop się na niego zwala. Ale nie mogłam rozkleić się przy Esper. Wyprostowałam się i uniosłam do góry brodę, żeby nie pokazywać swojego zdołowania. Nie wyszło, bo zaczepiłam się lukiem o jakąś wystającą gałąź. Esper miałam ubaw z tego, jak próbowałam wyplątać broń klnąc pod nosem. Straciłyśmy na tym trochę czasu, ale w końcu mi się udało i postanowiłam dalej nieść łuk w ręce. Potem niedługo szłyśmy leśną ścieżką, aż wyprowadziłam Esper z głuszy i ruszyłyśmy przez szkołę. Nie zważałam na jej reakcje, nie pozwalałam się jej zatrzymywać, prowadziłam ją bezwzględnie do Antaniasza. Jeszcze sobie pozwiedza szkołę dokładnie, a ja już miałam dość tego milczenia! I chciałam mieć ją już z głowy… Wiem, okropne, bo to w końcu moja bliźniaczka (i rzeczywiście była podobna, gdyby nie te włosy) ale irytowała mnie. Może z czasem się do niej przekonam? Jak poznamy się lepiej?
- Śnieżynko, wszędzie cię szukałem!- usłyszałam za sobą nawoływanie. Bez słowa obróciłam się błyskawicznie na pięcie, sięgnęłam po strzałę i założyłam ją na cięciwę celując prosto w Andy’ ego.
- Jeszcze raz powiesz do mnie śnieżynko- warknęłam.- Jestem zajęta, jakbyś nie zauważył! Daj mi teraz spokój! Nie mam czasu na twoje śnieżynkowanie! Nie wtrącaj się, rozumiesz?!
- Hej, hej, spokojnie…- Chłopak uniósł ręce w górę i zrobił dwa kroki w bok.- Opuść łuk, dobra? Ostatnio jesteś strasznie nerwowa...
- A zgadnij dlaczego!- syknęłam do niego poluźniając cięciwę i opuszczając broń. Lexi warknęła głucho. Biały wilk jej zawtórował. Esper przyglądała się tej scence z szeroko otwartymi oczami, wlepiając we mnie oczy z niedowierzaniem. Na początku szkolenie bałam się, że stanę się bezwzględna jeśli chodzi o broń… I faktycznie tak się stało. Łuk był bardzo niebezpieczny w moich rękach. Biorąc pod uwagę załamanie nerwowe, które ostatnio przechodziłam… to nie warto było się do mnie zbliżać.
- Już nie pytam, skąd wytrzasnęłaś tą nową
Śnieżynkę…- zaczął zgryźliwie Andy.
- Jakiś problem?- burknęła do niego Esper w błyskawicznym odwecie i poprawiła włosy.
- Nie, nie… Nie wnikam kim jesteś i skąd jesteś, ani co tu robisz, bo ostatnio w naszej Szkole dzieją się dziwne rzeczy…- po tych słowach przeniósł z powrotem znudzony wzrok na mnie.- Lorren, mam ci coś do przekazania… Tony prosił, żebyś do niego przyszła jak najszybciej, bo chciał z tobą o czymś porozmawiać. A jak się okazało, że nie ma cię na terenie Ośrodka to zaczął panikować. Znaczy… wszyscy się zdenerwowali oprócz Antaniasza i Soah’ ów. Strzelam, że mieli związek z twoim zniknięciem…- Wtedy uniosłam ponownie łuk.- Ale ja się nie wtrącam! Już sobie idę! A ty najlepiej ochłoń…śnieżynko.
      I oddalił się pospiesznie.
      Kręcąc głową z dezaprobatą zwróciłam się do Esper, która miała kwaśną minę:
- Chodź i nie przejmuj się nim. Idzie się przyzwyczaić do jego charakterku. Andy wszystkich tu wkurza…

*  *  * TONY

      Auć. Możliwe, że to był błąd, że pogorszyłem swój stan, wstając z łóżka... Auć. Ale nie usiedziałbym dłużej w tym pokoju! Auć. Musiałem się ruszyć. To zaczynało mnie przytłaczać! Auć…
    Antaniasz zrobił wszystko co było w jego mocy. Użył najpotężniejszych mocy, tych których nie przekazuje nam- uczniom, do uratowania i naprawienia mojej dłoni. Przeze mnie nasz Mistrz podupadł na zdrowiu, bo zmusił się do przywołania tak wyczerpujących zaklęć. Ale skoro włożył w wyleczenie mnie tyle wysiłku… to wypadało sprawdzić przynajmniej, czy na coś się to zdało… Więc co? Długo się nie zastanawiałem. Po prostu wziąłem kule, które przyniósł mi na potem Andy… i zlazłem na dół. Na swoje szczęście nie spotkałem Mędrca na schodach, więc spokojnie (jęcząc żałośnie co jakiś czas) pokuśtykałem na werandę, żeby zażyć świeżego powietrza. Antaniasz odwalił kawał dobrej roboty. Dłoń kompletnie mnie nie bolała, jak gdyby nigdy nic. Manualnie tez była sprawna. Zupełnie jak nowa. Cieszyłem się z tego jak małe dziecko, któremu da się lizaka. Serio! To była dla mnie najszczęśliwsza wiadomość w ciągu ostatnich miesięcy! Niestety, z resztą moich kości już nie było tak pięknie i prosto. Piszczel nadal miałem złamany, dlatego chodziłem o kulach, ale gdybym miał niesprawną rękę nawet to byłoby niewykonalne. Płuca piekły mnie okropnie, jak zalewane jakimś żrącym środkiem z laboratorium moich prześladowców. Kłopoty z oddychaniem pozostały, pomimo to, że Antaniasz podał mi jakieś prochy, które miały ułatwić tą sprawę…
      Jeszcze jakieś pięć miesięcy temu załamałbym się w takiej sytuacji. Nie… jeszcze pięć miesięcy temu nie poszedłbym za nikim w ogień. Nie poświęcałbym się tak, zabrakłoby mi odwagi, stchórzyłbym, spanikował… Ale dla Elliota (i Clov)… Dla Lorren… to co innego.
      Z trudem przełknąłem ślinę i skrzywiłem się z bólu. Nie przejmowałem się tym, że ktoś mógł zauważyć, że nie ma mnie w łóżku, że siedzę sobie w najlepsze cały połamany na ganku. Zacząłem rozmyślać. Dawno tego nie robiłem. Naprawdę. Korciło mnie, żeby w dalszym ciągu przetestować naprawioną dłoń... Jakby tak spróbować zagrać? Na gitarze. Tylko, że nie miałem jej przy sobie i nikt by mi jej w tym momencie nie przyniósł. Szkoda. Więc moje myśli pogoniły ku Lorren. Była przy mnie po wypadku. Chciała być blisko. A ja... ją chyba odstraszyłem. Nie wiem... speszyłem? Po tym jak dała mi całusa...? Eh... mogłaby dawać takie częściej... Nie, no dobra, już się ogarniam! Nie w tym rzecz! Wtedy widziałem ją po raz ostatni. Potem już do mnie nie przyszła. Prosiłem, wypytywałem wszystkich pozostałych i bez rezultatu! Aż w końcu Andy powiedział mi, że Lorren zniknęła. Nie ma jej w Ośrodku. Pierwsze co przyszło mi do głowy: las. Poszła do lasu. Szukać portalu! Albo poszła do świata śmiertelników! Nie powiem, zdenerwowałem się. A spokój jaki okazał w tej sprawie Antaniasz i Soah’ owie, jeszcze bardziej mnie wkurzył!
     Siedziałem tak dłuższą chwilę, słuchając rajskich ptaszków i próbując wymyślić jakiś tekst. Łapałem płytkie oddechy, a pomiędzy nimi usłyszałem czyjeś kroki na ścieżce. Ciężko uniosłem głowę, a za krzaków wypadła Lexi… i jeszcze jeden biały wilk? Na widok zwierzaków szeroko otworzyłem oczy. Zaraz za wilkami pojawiły się dwie postaci. Lorren uzbrojona w łuk i strzały… i jakaś białowłosa dziewczyna uderzająco do niej podobna. Miała na sobie rozpiętą zimową kurtkę… albo kożuch? Obydwie miały poważne miny i kroczyły przed siebie w ciszy.
      Udało mi się nawiązać kontakt wzrokowy z Lorren, która jak tylko mnie zauważyła stanęła w miejscu jak wryta. W sekundzie po tym zostawiła nową dziewczynę, która przyglądała mi się teraz z zaciekawieniem, i rzuciła się biegiem na werandę wołając mnie po imieniu.
- Co ty wyprawiasz!- wrzasnęła do mnie z frustracją i złapała mnie za ramię, gdy tylko wpadła z impetem na ganek.- Czemu nie leżysz w łóżku!?
- Wietrzę się, a co- odparłem prosto i uśmiechnąłem się lekko. Rzuciłem okiem na białowłosą, która wraz ze swoim wilkiem i Lexi zdążyła już dojść do domku.
- Zwariowałeś?!- nadal na mnie krzyczała.- Zszedłeś tu o własnych siłach i to w piżamie! Tony, powinieneś się oszczędzać! Dwa dni temu miałeś wypadek!
      Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo drzwi na ganek otworzyły się gwałtownie i wyszedł do nas Shon zamykając mi tym samy usta.
- Co tu się dzieje?- zapytał z poirytowaniem chłopak.- Mistrza boli głowa, a wy się drzecie!
   Soah spostrzegł białowłosa i uśmiechnął się szeroko. Nie wiedziałem co to miało znaczyć, ale postanowiłem nie wnikać w to w twej chwili. Od początku obstawiałem, że ta nowa to jakaś Nadnaturalna, więc reakcja Shona za bardzo mnie nie zdziwiła. Potem zadowolony chłopka przeniósł wzrok na Lorren i nie przestając się szczerzyć powiedział:
- Gratulacje! Lorren, spisałaś się na medal!- złapał ją za ramiona i potrząsną nią radośnie. – A to panna Cantori?- zwrócił się do nowej dziewczyny.
- Esper Cantori. Miło mi. Chyba...- przedstawiła się dziewczyna z grymasem na twarzy.
- Czekamy na ciebie! Zapraszam do Antaniasza!- gestem wskazał wnętrze domku. Dziewczyna spojrzała niepewnie na Lorren, potem na swojego wilka, a następnie posunęła niepewnie kilka kroków do przodu i ponaglana prze Shona wpełzła do środka.
       Kiedy drzwi się za nimi zatrzasnęły zwróciłem się od razu do Lorren, która wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w ich drewnianą, rzeźbioną fakturę:
- I co, nie dostanę buziaka na powitanie?- zapytałem z udawanym zawodem.

6 komentarzy:

  1. "Kłopoty z oddychaniem pozostały, pomimo to, że Antaniasz podał mi jakieś prochy, które miały ułatwić tą sprawę…" - marihuana czy "babka w proszku"? :D
    Fajne ;) A ten tekst na koniec... Zupełnie jakbym Pawła słyszał :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani jedno, ani drugie! Niestety, nie trafiłeś! :P (Chodziło mi o przyprawę do pierniczków, wiesz!!! Wcale nie miałam na myśli lekarstw... No skąd...!)
      Rozumiem, że tak długość odpowiada? Cieszę się, że ci się podobało :)

      Usuń
    2. A jakie te pierniczki? :P
      No tak, długość jest spoko jak dla mnie ;)

      Usuń
  2. Szczerze w tym rozdziale bardziej podobała mi się część oczami Tony'ego niż Lorren. Była taka... inna, ale nieważne. Ogólnie to mi się podobało i czekam na kontynuację. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pozytywny koment :)
      Teraz będę już częściej pisać z perspektywy Tony' ego, bo stanie się on nawet bardziej istotny niż Lorren... Ale nie wyprzedzajmy faktów :D
      Kontynuacja będzie od Enough, bo skoro Esper jest już w szkole... Piszemy od teraz na zmianę. Rozdziały oczyma obydwu bohaterek będą pojawiać się naprzemiennie, więc możecie dostrzec przeskoki w czasie.

      Usuń
  3. Umarłam, rozdział zajebisty. Macie talent :)
    Świetnie piszecie i nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń