- Ale...co ty z nimi zrobiłeś?- spytałam pełna obaw.
- Wprowadziłem ich w trans- powiedział wpatrując się we mnie.
- Ale po co?
W moim umyśle nie rozbrzmiała żadna odpowiedź, a postawa wilka wyglądała tak, jakby chciał wzruszyć ramionami, gdyby tylko mógł.
- Kiedy się wybudzą?- Usiadłam koło wilka naprzeciwko chłopaków.
Ich oczy były zamglone, wzrok nieobecny. Usta mieli otwarte, a głowę lekko przechyloną w przód- zupełnie jakby w ogóle nie panowali nad swoim ciałem.
- Znajdują się teraz w zupełnie innym miejscu i czasie- podpowiedział mi wilk.- Nic nie poradzisz, musisz czekać.- Niech ci będzie- burknęłam.
Spuściłam głowę i wpatrzyłam się w ziemię. Moje palce nieświadomie zaczęły błądzić po kamyczkach leżących wokół moich nóg, turlałam je, podnosiłam i wyrzucałam w górę, przesiewałam je garściami przez palce. Nagle doszły do mnie dźwięki, których wcześniej brakowało w tej ciszy. Podniosłam wzrok i ujrzałam Pabla i Kayal'a, którzy przecierali oczy i masowali sobie twarz.
- Nic wam nie jest?- zapytałam.- Co widzieliście?
- E...o co ci chodzi?- Kayal popatrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem.- Czekaliśmy aż wrócisz. I jak tam ubrania?
- Dobrze...- lekko zawahałam się z odpowiedzią.
- To skutek uboczny?- zadałam sobie w myślach pytanie.
- Poniekąd- rozbrzmiała w moich myślach nieoczekiwana odpowiedź.
- Nieważne- mruknęłam pod nosem.- W takim razie: idziemy?- dodałam już głośniej.
Kayal kiwnął głową, a Pablo nadal milczał.
Nie rozumiałam jego zachowania. Odkąd powiedział mi prosto w twarz, co myśli o moim zachowaniu, o tym jak go ignoruje, przestał się do mnie odzywać.
Zaczęliśmy się zbierać: pakować rzeczy do plecaków i zakładać ubrania (każdy oczywiście znalazł coś dla siebie, poza tym, że Pablo dostał nieco za małe spodnie…co nie wpłynęło korzystnie na jego i tak już ponury nastrój).
Zebraliśmy się przy wyjściu z jaskini. Chciałam porozmawiać z chłopakami na temat tego transu, w który wprowadził ich śnieżnobiały wilk, ale… wzięliby mnie za wariatkę. W końcu oni nic nie pamiętają na ten temat! A wilk nawet słówkiem się nie wygada!
- Idziemy- zarządził Kayal. Zerknęłam na zwierzę, które miało odtąd przewodzić naszemu losowi- albo poprowadzi nas dobrze albo wyprowadzi na manowce i odda Lyx’owi i jego watasze. Jednak nie mamy wyjścia… to jedyny sposób, żeby przetrwać. Siedząc tutaj wkrótce umrzemy z głodu. Drugą alternatywą jest śmierć od kłów dzikich zwierząt, które przypadkowo się tu znajdą.
- Idziemy- potwierdziłam szeptem.
I wkroczyliśmy w wirujący śnieg.
~~][~~
Niewiele mnie wtedy obchodziło. Podczas tego nieustannego marszu. Chodziło o to, żeby przetrwać wśród zamieci i niedostrzeganym z żadnej strony niebezpieczeństwem. Mieliśmy trzymać się razem, ale w praktyce wszystko wychodziło gorzej. Kilka razy się zgubiliśmy, kilka razy prawie umarłam ze strachu.
W końcu jednak dotarliśmy do cywilizacji, jeśli wioskę Eskimosów można uznać za cywilizację. Kilkanaście domków z lodu (albo jak niektórzy mówią igloo, jak zwał tak zwał) rozmieszczonych chaotycznie na niewielkim kawałku ziemi, gdzie śnieg był wygładzony i zamienił się już w twardy lód.
Doszliśmy do pierwszego igloo, a wiatr jakby osłabł, a śnieg nie zasłaniał nam widoku. Ujrzałam kilkoro dzieci, które pognały w naszą stronę w momencie, kiedy wyszliśmy z tej przeklętej zamieci. Szczerze mówiąc, chociaż moją mocą jest lód i powinnam się cieszyć, że jestem wśród swojego żywiołu, byłam cholernie szczęśliwa, kiedy z niej wyszliśmy.
Dziewczynki chwyciły nas za ręce i pociągnęły za sobą. Biegliśmy, omijając przy okazji śnieżne budowle, bałwany bez nosów, aż wreszcie stanęliśmy przed nieco większym od innych igloo.
Dzieci gestem dłoni zaprosiły nas do środka, jednak że przez chwilę staliśmy jakbyśmy przyrośli do ziemi, one kucnęły i zaczęły gramolić się do środka przez mały otwór.
Niechętnie wsunęłam się do środka, nie zapominając wytknąć sobie jaka to jestem gruba przy przeciskaniu się, i usiadłam. Wnętrze igloo wyglądało tak jak z zewnątrz, oprócz niewielkiego ogniska, które płonęło pośrodku pomieszczenia. Kayal i Pablo usadowili się koło mnie i wpatrzyli w potężnego Eskimosa naprzeciwko nas. Mężczyzna zrzucił futrzany kaptur i ukazał poznaczoną bliznami twarz, z której spoglądały na mnie wielkie oczy. Wydawało mi się, że tliła się w nich wielka siła… ale też i wiekowa mądrość.
- Witajcie- powiedział z dziwnym akcentem. W pierwszej chwili chciało mi się śmiać na dźwięk jego głosu, ale w porę się opanowałam. Pewnie stoimy przed jakimś przedstawicielem plemienia czy coś w tym stylu, więc lepiej go nie obrażać.
- Witajcie!- powtórzył z większym entuzjazmem.- Na pewno jesteście bardzo zmęczeni waszą wędrówką, dlatego jako życzliwi gospodarze oddajemy wam to igloo w posiadanie, abyście mogli w nim zamieszkać na czas, kiedy się u nas zatrzymacie. Witajcie!- dodał na zakończenie, po czym zwyczajnie wyszedł z pomieszczenia, stękając przy przeciskiwaniu się przez ,,drzwi’’.
- Dziwak- mruknął tylko pod nosem Kayal i oparł się plecami o zimną ścianę domku. Potarł rękami o siebie i zbliżył je do ogniska.
- Nie mają tu jakiegoś żarcia?- spytał z irytacją. – Myślą, że po wędrówce będziemy super syci i najedzeni? Możecie pójdziecie się ich zapytać, co? Nie stójcie tak bezczynnie.
Pablo bez słowa wstał i wyszedł z igloo.
- Czekaj!- krzyknęłam za nim i również wygramoliłam się na zewnątrz.- Mieliśmy iść razem, nie pamiętasz?
- Fakt- odpowiedział, jednak nie zatrzymał się.
- Czemu traktujesz mnie tak zimno, co?- spytałam, zrównując z nim krok.- Przecież już mi wszystko wygarnąłeś! Już wiem, co sobie o mnie myślisz i może się zmieniłam, co? Może pomyślałam, że byłam w stosunku do ciebie nie fair i chcę to naprawić?
Pablo niespodziewanie się zatrzymał i spojrzał na mnie tymi głębokimi, zielonymi oczami. Od tak dawna nie miałam szansy ich ujrzeć… Brakowało mi tego. W jego spojrzeniu wyczuwałam jakąś taką czułość, opiekę i ochronę, którymi chciał się podzielić z każdą osobą, widzącą to w jego oczach. Chciałabym, żeby zaakceptował mnie taką, jaką jestem- z moim charakterem, wadami i zaletami.
- Nie wiesz, co czułam po tym, kiedy mi wszystko wyznałeś- powiedziałam, spuszczając wzrok.- Myślisz, że jestem bez uczuć? Że nic mnie to nie obeszło?
- Nie- odezwał się po chwili.- I tak naprawdę… nie czytałem w twoich myślach od tamtego czasu. Chciałem, żebyś miała jakąś swobodę, więc nie odzywałem się, bo… chciałem, żebyś to ty zaczęła rozmowę.
- I miałeś zamiar milczeć dopóki ja nie zacznę tego tematu?- spytałam, unosząc brew.- Przecież mogłam się poddać i nie rozmawialibyśmy już nigdy.
- Miałem nadzieję, że jednak tak nie będzie- wyznał.
Zapadła cisza. W oddali słychać było śmiech bawiących się dzieci i szczekanie psów.
- Czyli teraz możemy już normalnie rozmawiać?- spytałam z nadzieją.
- Pewnie.- I po raz pierwszy na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.
- Chodźmy, bo Kayal się wkurzy- powiedziałam i ruszyliśmy przed siebie.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie myślałam nawet nad odpowiedziami- one same wypływały z moich ust jakby spragnione wydostania się na świat.
- Poczekaj- powiedział nagle chłopak, przystając.
- O co chodzi? Przecież nie znaleźliśmy jeszcze żadnego Eskimosa- odparłam.
- Nie to mam na myśli. Zobacz tam.
Zerknęłam we wskazanym kierunku. Na ziemi przed wejściem do najbliższego igloo klęczała dziewczyna. Mogła być moją rówieśniczką, miała brązowe sięgające nieco za ramiona włosy. Ubrana była w płócienne spodnie, a na czarną bluzę miała niedbale narzucony futrzany kożuch.
- Idziemy do niej?- spytał Pablo, spoglądając na dziewczynę spode łba.
- Nie, po co. To pewnie kolejna zabłąkana osóbka, która potrzebuje pomocy. Zupełnie jak my.
Nagle zerwał się wiatr. Lekko zatoczyłam pod wpływem mroźnego podmuchu, który zerwał mi również kaptur z głowy.
- Cholera- zaklęłam.- Myślałam, że tu nie wieje- powiedziałam z powrotem okrywając głowę materiałem.
- Popatrz na jej minę.- Pablo nadal wpatrywał się w nieznajomą. Ona też wgapiała się w nas z szeroko otwartymi oczami.
- Ona też dyskryminuje ludzi z jasnymi włosami?- spytałam sarkastycznie.
- Nie wiem- odpowiedział chłopak, kręcąc głową.- Chodź, przekonamy się.
- Co? Nie!
Nie zdążyłam zareagować, a przyjaciel pociągnął mnie w stronę dziewczyny. Bezskutecznie zapierałam się nogami o ziemię- Pablo dociągnął mnie do niej.
- Cześć- powiedział z promiennym uśmiechem.- Jestem Pablo.- Wyciągnął do niej rękę, jednak ta zignorowała ten gest.
- Jestem Lorren FrostyBlast- powiedziała, przenosząc wzrok na mnie.- Jak ty się nazywasz?
- Esper- mruknęłam z lekką niechęcią, podając jej rękę. Uścisnęła ją.
- A nazwisko?- spytała.
- A co to ma do rzeczy?- zapytałam po części zdziwiona jak i zirytowana.
- Em…- Zaniemówiła.
Wzruszyłam ramionami.
- Czyli…
Dobiegło mnie groźne warczenie i szczekanie. Po chwili przy Lorren stał czarny wilk, szczerząc na nas kły. Zauważyłam, że miał duże i pałające mądrością oczy. Gdzie ja już takie widziałam?
_______________
Ten rozdział ma taką przeciętną długość, a to dlatego, że mam zamiar jutro wstawić kolejny. Nie chciałam wszystkiego mieszać w jednym, a że jeszcze przypomniałam sobie o jednym wydarzeniu...Więc ten kolejny rozdział może być jednym z krótszych...ale mam nadzieję, że wam to nie będzie przeszkadzać...Dodam go najprawdopodobniej jutro po południu ;)
P.S. Wróciłam! I mam zamiar wziąć się ostro do pisania i publikować do tydzień ;)
Pozdrawiam
Powracająca
- Wprowadziłem ich w trans- powiedział wpatrując się we mnie.
- Ale po co?
W moim umyśle nie rozbrzmiała żadna odpowiedź, a postawa wilka wyglądała tak, jakby chciał wzruszyć ramionami, gdyby tylko mógł.
- Kiedy się wybudzą?- Usiadłam koło wilka naprzeciwko chłopaków.
Ich oczy były zamglone, wzrok nieobecny. Usta mieli otwarte, a głowę lekko przechyloną w przód- zupełnie jakby w ogóle nie panowali nad swoim ciałem.
- Znajdują się teraz w zupełnie innym miejscu i czasie- podpowiedział mi wilk.- Nic nie poradzisz, musisz czekać.- Niech ci będzie- burknęłam.
Spuściłam głowę i wpatrzyłam się w ziemię. Moje palce nieświadomie zaczęły błądzić po kamyczkach leżących wokół moich nóg, turlałam je, podnosiłam i wyrzucałam w górę, przesiewałam je garściami przez palce. Nagle doszły do mnie dźwięki, których wcześniej brakowało w tej ciszy. Podniosłam wzrok i ujrzałam Pabla i Kayal'a, którzy przecierali oczy i masowali sobie twarz.
- Nic wam nie jest?- zapytałam.- Co widzieliście?
- E...o co ci chodzi?- Kayal popatrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem.- Czekaliśmy aż wrócisz. I jak tam ubrania?
- Dobrze...- lekko zawahałam się z odpowiedzią.
- To skutek uboczny?- zadałam sobie w myślach pytanie.
- Poniekąd- rozbrzmiała w moich myślach nieoczekiwana odpowiedź.
- Nieważne- mruknęłam pod nosem.- W takim razie: idziemy?- dodałam już głośniej.
Kayal kiwnął głową, a Pablo nadal milczał.
Nie rozumiałam jego zachowania. Odkąd powiedział mi prosto w twarz, co myśli o moim zachowaniu, o tym jak go ignoruje, przestał się do mnie odzywać.
Zaczęliśmy się zbierać: pakować rzeczy do plecaków i zakładać ubrania (każdy oczywiście znalazł coś dla siebie, poza tym, że Pablo dostał nieco za małe spodnie…co nie wpłynęło korzystnie na jego i tak już ponury nastrój).
Zebraliśmy się przy wyjściu z jaskini. Chciałam porozmawiać z chłopakami na temat tego transu, w który wprowadził ich śnieżnobiały wilk, ale… wzięliby mnie za wariatkę. W końcu oni nic nie pamiętają na ten temat! A wilk nawet słówkiem się nie wygada!
- Idziemy- zarządził Kayal. Zerknęłam na zwierzę, które miało odtąd przewodzić naszemu losowi- albo poprowadzi nas dobrze albo wyprowadzi na manowce i odda Lyx’owi i jego watasze. Jednak nie mamy wyjścia… to jedyny sposób, żeby przetrwać. Siedząc tutaj wkrótce umrzemy z głodu. Drugą alternatywą jest śmierć od kłów dzikich zwierząt, które przypadkowo się tu znajdą.
- Idziemy- potwierdziłam szeptem.
I wkroczyliśmy w wirujący śnieg.
~~][~~
Niewiele mnie wtedy obchodziło. Podczas tego nieustannego marszu. Chodziło o to, żeby przetrwać wśród zamieci i niedostrzeganym z żadnej strony niebezpieczeństwem. Mieliśmy trzymać się razem, ale w praktyce wszystko wychodziło gorzej. Kilka razy się zgubiliśmy, kilka razy prawie umarłam ze strachu.
W końcu jednak dotarliśmy do cywilizacji, jeśli wioskę Eskimosów można uznać za cywilizację. Kilkanaście domków z lodu (albo jak niektórzy mówią igloo, jak zwał tak zwał) rozmieszczonych chaotycznie na niewielkim kawałku ziemi, gdzie śnieg był wygładzony i zamienił się już w twardy lód.
Doszliśmy do pierwszego igloo, a wiatr jakby osłabł, a śnieg nie zasłaniał nam widoku. Ujrzałam kilkoro dzieci, które pognały w naszą stronę w momencie, kiedy wyszliśmy z tej przeklętej zamieci. Szczerze mówiąc, chociaż moją mocą jest lód i powinnam się cieszyć, że jestem wśród swojego żywiołu, byłam cholernie szczęśliwa, kiedy z niej wyszliśmy.
Dzieci gestem dłoni zaprosiły nas do środka, jednak że przez chwilę staliśmy jakbyśmy przyrośli do ziemi, one kucnęły i zaczęły gramolić się do środka przez mały otwór.
Niechętnie wsunęłam się do środka, nie zapominając wytknąć sobie jaka to jestem gruba przy przeciskaniu się, i usiadłam. Wnętrze igloo wyglądało tak jak z zewnątrz, oprócz niewielkiego ogniska, które płonęło pośrodku pomieszczenia. Kayal i Pablo usadowili się koło mnie i wpatrzyli w potężnego Eskimosa naprzeciwko nas. Mężczyzna zrzucił futrzany kaptur i ukazał poznaczoną bliznami twarz, z której spoglądały na mnie wielkie oczy. Wydawało mi się, że tliła się w nich wielka siła… ale też i wiekowa mądrość.
- Witajcie- powiedział z dziwnym akcentem. W pierwszej chwili chciało mi się śmiać na dźwięk jego głosu, ale w porę się opanowałam. Pewnie stoimy przed jakimś przedstawicielem plemienia czy coś w tym stylu, więc lepiej go nie obrażać.
- Witajcie!- powtórzył z większym entuzjazmem.- Na pewno jesteście bardzo zmęczeni waszą wędrówką, dlatego jako życzliwi gospodarze oddajemy wam to igloo w posiadanie, abyście mogli w nim zamieszkać na czas, kiedy się u nas zatrzymacie. Witajcie!- dodał na zakończenie, po czym zwyczajnie wyszedł z pomieszczenia, stękając przy przeciskiwaniu się przez ,,drzwi’’.
- Dziwak- mruknął tylko pod nosem Kayal i oparł się plecami o zimną ścianę domku. Potarł rękami o siebie i zbliżył je do ogniska.
- Nie mają tu jakiegoś żarcia?- spytał z irytacją. – Myślą, że po wędrówce będziemy super syci i najedzeni? Możecie pójdziecie się ich zapytać, co? Nie stójcie tak bezczynnie.
Pablo bez słowa wstał i wyszedł z igloo.
- Czekaj!- krzyknęłam za nim i również wygramoliłam się na zewnątrz.- Mieliśmy iść razem, nie pamiętasz?
- Fakt- odpowiedział, jednak nie zatrzymał się.
- Czemu traktujesz mnie tak zimno, co?- spytałam, zrównując z nim krok.- Przecież już mi wszystko wygarnąłeś! Już wiem, co sobie o mnie myślisz i może się zmieniłam, co? Może pomyślałam, że byłam w stosunku do ciebie nie fair i chcę to naprawić?
Pablo niespodziewanie się zatrzymał i spojrzał na mnie tymi głębokimi, zielonymi oczami. Od tak dawna nie miałam szansy ich ujrzeć… Brakowało mi tego. W jego spojrzeniu wyczuwałam jakąś taką czułość, opiekę i ochronę, którymi chciał się podzielić z każdą osobą, widzącą to w jego oczach. Chciałabym, żeby zaakceptował mnie taką, jaką jestem- z moim charakterem, wadami i zaletami.
- Nie wiesz, co czułam po tym, kiedy mi wszystko wyznałeś- powiedziałam, spuszczając wzrok.- Myślisz, że jestem bez uczuć? Że nic mnie to nie obeszło?
- Nie- odezwał się po chwili.- I tak naprawdę… nie czytałem w twoich myślach od tamtego czasu. Chciałem, żebyś miała jakąś swobodę, więc nie odzywałem się, bo… chciałem, żebyś to ty zaczęła rozmowę.
- I miałeś zamiar milczeć dopóki ja nie zacznę tego tematu?- spytałam, unosząc brew.- Przecież mogłam się poddać i nie rozmawialibyśmy już nigdy.
- Miałem nadzieję, że jednak tak nie będzie- wyznał.
Zapadła cisza. W oddali słychać było śmiech bawiących się dzieci i szczekanie psów.
- Czyli teraz możemy już normalnie rozmawiać?- spytałam z nadzieją.
- Pewnie.- I po raz pierwszy na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.
- Chodźmy, bo Kayal się wkurzy- powiedziałam i ruszyliśmy przed siebie.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie myślałam nawet nad odpowiedziami- one same wypływały z moich ust jakby spragnione wydostania się na świat.
- Poczekaj- powiedział nagle chłopak, przystając.
- O co chodzi? Przecież nie znaleźliśmy jeszcze żadnego Eskimosa- odparłam.
- Nie to mam na myśli. Zobacz tam.
Zerknęłam we wskazanym kierunku. Na ziemi przed wejściem do najbliższego igloo klęczała dziewczyna. Mogła być moją rówieśniczką, miała brązowe sięgające nieco za ramiona włosy. Ubrana była w płócienne spodnie, a na czarną bluzę miała niedbale narzucony futrzany kożuch.
- Idziemy do niej?- spytał Pablo, spoglądając na dziewczynę spode łba.
- Nie, po co. To pewnie kolejna zabłąkana osóbka, która potrzebuje pomocy. Zupełnie jak my.
Nagle zerwał się wiatr. Lekko zatoczyłam pod wpływem mroźnego podmuchu, który zerwał mi również kaptur z głowy.
- Cholera- zaklęłam.- Myślałam, że tu nie wieje- powiedziałam z powrotem okrywając głowę materiałem.
- Popatrz na jej minę.- Pablo nadal wpatrywał się w nieznajomą. Ona też wgapiała się w nas z szeroko otwartymi oczami.
- Ona też dyskryminuje ludzi z jasnymi włosami?- spytałam sarkastycznie.
- Nie wiem- odpowiedział chłopak, kręcąc głową.- Chodź, przekonamy się.
- Co? Nie!
Nie zdążyłam zareagować, a przyjaciel pociągnął mnie w stronę dziewczyny. Bezskutecznie zapierałam się nogami o ziemię- Pablo dociągnął mnie do niej.
- Cześć- powiedział z promiennym uśmiechem.- Jestem Pablo.- Wyciągnął do niej rękę, jednak ta zignorowała ten gest.
- Jestem Lorren FrostyBlast- powiedziała, przenosząc wzrok na mnie.- Jak ty się nazywasz?
- Esper- mruknęłam z lekką niechęcią, podając jej rękę. Uścisnęła ją.
- A nazwisko?- spytała.
- A co to ma do rzeczy?- zapytałam po części zdziwiona jak i zirytowana.
- Em…- Zaniemówiła.
Wzruszyłam ramionami.
- Czyli…
Dobiegło mnie groźne warczenie i szczekanie. Po chwili przy Lorren stał czarny wilk, szczerząc na nas kły. Zauważyłam, że miał duże i pałające mądrością oczy. Gdzie ja już takie widziałam?
_______________
Ten rozdział ma taką przeciętną długość, a to dlatego, że mam zamiar jutro wstawić kolejny. Nie chciałam wszystkiego mieszać w jednym, a że jeszcze przypomniałam sobie o jednym wydarzeniu...Więc ten kolejny rozdział może być jednym z krótszych...ale mam nadzieję, że wam to nie będzie przeszkadzać...Dodam go najprawdopodobniej jutro po południu ;)
P.S. Wróciłam! I mam zamiar wziąć się ostro do pisania i publikować do tydzień ;)
Pozdrawiam
Powracająca
Enough
Pierwszy komentarz, pozdrawiam mamę i tatę! :D
OdpowiedzUsuńKrótki i przyjemny do czytania, lekki... Fajny :) Wytykanie błędów chyba sobie na dobre odpuszczę. Ale zobaczymy, czy nie zapomnę o tej zasadzie ;)
Przyznam szczerze, że takie skrócenie akcji było w sumie dobrym pomysłem. Nie ciągnęłaś niepotrzebnie tej wędrówki przez kilka rozdziałów więcej. I dobrze, bo to mogłoby być nudne.
,,Pozdrawiam mamę i tatę!'' ?- o co z tym chodzi? xD
UsuńE, tam w każdym razie wiem, że błędy są, ale mam nadzieję, że nie jakieś makabryczne...
Tak...nawet nie miałam pomysłów na ciągnięcie jej w nieskończoność, a że goni mnie czas spotkania Lorren i Esper, więc...tak się złożyło i zamknęłam to w kilku zdaniach.
Czyli mam rozumieć, że ci się podobał, tak? :)
Tak ;)
UsuńNo i dobrze. Przedzieranie się przez śnieg... przez kolejne 2 rozdziały... to byłaby masakra. A tak, streściłaś to w kilku linijkach i możesz myśleć dalej :P
A i nie odpisałaś na mój komentarz pod Twoją jednorazówką -,-
Cieszę się :)
UsuńTo byłaby masakra zarówno dla mnie jak i dla czytelnika ;) A tak to ułatwiłam wszystkim życie ;)
Nie odpisałam na twój komentarz? Przepraszam! Już lecę odpisywać ;)
Miło, że się o nas (czytelników) troszczysz ;)
UsuńW końcu ten blog jest dla was! Żebyście mogli sobie poczytać moje wypociny ;) i je pooceniać xD
UsuńNo w sumie masz rację ;)
UsuńEj, Enough! Nie zapominaj, że moich wypocinach!!! :P
UsuńNo oczywiście, Freedom :) NASZYCH wypocinach xD
UsuńJestem! Trochę z opóźnieniem, ale gości miałam i tak za bardzo nie wypadało przy nich blogować, więc się z tym ograniczyłam do minimum. No ale jestem!
OdpowiedzUsuńCzyżby zetknięcie dwóch opowieści? O.o o właśnie, skoro mam teraz więcej czasu, to wezmę się jeszcze za drugą historię ;> ale to wieczorkiem!
Co do rozdziału - świetny. Ja błędów nie szukam, bo ja nie od tego. Sagi wróć do swojej roboty, bo jeszcze dziewczyny zostaną bez komentarzowej bety! :D
Nareszcie gdzieś dotarli! Chociaż jestem ciekawa co takiego widzieli w tych wizjach... jak na złość nie wiem ;-; a miasteczko eskimosów przytulne, ale ja bym do igloo nie wlazła. Zbyt klaustrofobicznie :D
Hmm, a ten wilk był Lorren? A wilk Esper gdzie uciekł? Do mnie?! *rozgląda się z nadzieją po pokoju* eee.. chyba zabłądził :C
Świetny rozdział, to jak zawsze :D
Lecę dalej ;p