Spokojna
Wenecja. Miasto dopiero budziło się do życia- ludzie leniwie zwlekali się z
łóżek, rozsuwali zasłony, aby powitać pierwsze promyki słońca widoczne na
horyzoncie. Niektórzy, bardziej przykładający się do swojej pracy, jedli już
śniadanie, aby być punktualnie w wyznaczonym miejscu. Ulice były puste, nie
licząc kilku kotów i psów żerujących w zaułkach przy koszach na śmieci.
Młoda dziewczyna szła ulicami
miasta. Białe włosy sięgały jej do ramion, a niebieskie oczy połyskiwały w
ciemnościach poranka, kaptur od czarnej bluza zarzuciła niedbale na głowę.
Dzień rozpocznie od wyprawy nad
jezioro, a skończy na spotkaniu z przyjacielem. Tego ostatniego najbardziej nie
mogła się doczekać, ponieważ to on sam ją zaprosił i dziewczyna czuła, że coś
może wyniknąć z tego spotkania. Musi jednak czekać aż do zachodu słońca, aby
znów zobaczyć twarz przyjaciela.
Przeskoczyła nad niewielkim rowem
i wkroczyła do lasu. Nie była to jakaś okazała puszcza, lecz kawałek łąki z
rosnącymi na niej drzewami, których ludzie zapomnieli ściąć przy okazji
budowania niedaleko bloków. Dziewczyna cieszyła się, że zapomnieli o tej
części, gdyż dzięki temu mogła spokojnie chodzić do lasu nie obawiając się
niczego.
Zazwyczaj była bardzo strachliwa.
Nie tykała się niczego, co mogło zagrażać wypływie jej mocy.
Tak, była Nadnaturalna. Tak, nie
była z tego zadowolona. Tak, chciała to zmienić.
Wszyscy naokoło niej powtarzali
jej, żeby przystosowała się do otoczenia. Rodzice zastępczy, którzy chyba
najbardziej tego pragnęli, mówili, że zawarcie nowych znajomości w szkole na
pewno jej pomoże. Lecz dla dziewczyny było to bardzo trudne- kiedy tylko
zbliżała się do jakiejkolwiek osoby ogarniał ją taki strach, taka niemoc, że
nie zdolna była wtedy wydusić ani jednego słowa. Odchodziła, a nastolatkowie
naokoło niej padali ze śmiechu i wytykali ją palcami.
Nauczyciele też chcieli jej
dobra- pomagali, kiedy miała problemy z jakimś przedmiotem, próbowali
podpowiadać jej jak najlepsze metody do nawiązania kontaktów z rówieśnikami.
Czasami nawet wręcz zmuszali uczniów, aby zapraszali dziewczynę na swego
rodzaju imprezy. Ta jednak ignorowała to wszystko, wiedząc, że i tak prędzej
czy później znów przeniesie się do innego miasta, do innego kraju. Tu, w
Wenecji, była już ponad miesiąc i powoli zaczynała odczuwać, że jej czas w tym
pięknym mieście dobiega końca.
Na horyzoncie zamajaczyła jej
pomiędzy drzewami gładka tafla wody. Przyśpieszyła kroku i chwilę potem stała
już nad jeziorem.
Zdjęła z pleców niewielki plecak
i wyjęła z niego czerwony ręcznik, który rozłożyła na trawie przy brzegu.
Po chwili stała już z
podwiniętymi spodniami w wodzie. Czuła muł i kamyki pod stopami, ale nic sobie
z tego nie robiła, a co więcej sprawiało jej to przyjemność i relaksowało ją.
Weszła nieco głębiej.
- Myślałem, że wyrwiesz się z
domu dopiero wieczorem- rozległ się za nią głos.
Dziewczyna odwróciła się i
zobaczyła wysokiego bruneta o czekoladowych oczach, który stał na brzegu z
założonymi rękami i szerokim uśmiechem. Nieświadomie zrobiła krok w tył, noga
jej się obsunęła i zanurzyła się cała w wodzie. Chłopak parsknął śmiechem.
Dziewczyna wynurzyła się z wody,
łapczywie chwytając powietrze. Kiedy już nieco ochłonęła, zauważyła bruneta i
przewróciła oczami.
- Teraz ci jest do śmiechu, co?-
zapytała. Zataczając koła rękami i uderzając nogami o powierzchnię wody,
popłynęła do brzegu.
- O tak- odparł, a uśmiech nie
znikał mu z twarzy.- Powinnaś bardziej uważać.
- Dzięki za radę- odburknęła,
wychodząc na brzeg. Ubranie miała przemoczone, włosy mokre, jednak po chwili
razem z chłopakiem wybuchnęła głośnym śmiechem. Podnosząc z ziemi ręcznik,
zaczęła się wybierać.
- Może tak zdejmiesz to mokre
ubranie?- zasugerował brunet, podchodząc bliżej dziewczyny.
- Ale się zrobiłeś zabawny-
odpowiedziała sarkastycznie.- Niestety nie mam zapasowego.
- W takim razie...- zaczął, ale
od razu wtrąciła się dziewczyna:
- Nawet nie kończ tego zdania-
powiedziała, śmiejąc się.
Zapadło milczenie. Dało się teraz
usłyszeć wiatr szeleszczący w koronach drzew oraz nawoływania ptaków. Słońce
przygrzewało, dlatego niebieskooka zaniechała dalszego wycierania się,
twierdząc, że niedługo sama wyschnie. Spakowała rzeczy do plecaka.
- To gdzie idziemy?- zapytał
chłopak.
On dalej tu jest!-
uświadomiła samą siebie.
- Nie mieliśmy przypadkiem
spotkać się dopiero wieczorem?- spytała, przypatrując mu się spod zmrużonych
powiek.
- No wieesz...- odparł
wymijająco.- Przeszkadza ci to, że tu jestem?
- Niee...- Zapatrzyła się w
niebo. Usłyszała ciche fuknięcie.- Żartuję przecież.- Dała mu kuksańca w ramię.
- Daj ten plecak- powiedział
zdejmując przedmiot z pleców dziewczyny.- Poniosę go.
- Jak chcesz, chociaż nie jest
taki ciężki.
Odpowiedział uśmiechem.
- Idziemy?- zapytał po chwili.
- Jasne- odparła, łapiąc go za
rękę. Przez jej ciało przeszedł lekki dreszczyk.- Idziemy.
Ruszyli przez las. Kroczyli
niezbyt dobrze udeptaną ścieżką. Liście na nad nimi chroniły ich od gorąca, a
wilgotne jeszcze po nocy krzewy dodawały świeżości powietrzu. Odetchnęła
głęboko, ciesząc się chwilą. Przez jej wczesne spotkanie z przyjacielem ten
dzień nabrał sensu. Uwielbiała z nim przebywać, promieniował taką energią, aż
chciało się żyć.
Ona wcale nie podejrzewała, że
spotka kiedykolwiek kogoś takiego jak on. Miesiąc temu, kiedy pierwszy raz
przekroczyła próg szkoły, myślała, że będzie tak samo jak w każdym innym
mieście. Śmiechy i kpiny na jej widok, głupie kawały... Kilka dni po
rozpoczęciu roku podszedł do niej ten chłopak. Tak po prostu, zagadał, zapytał
skąd jest i czy dobrze jest jej w nowym mieście. Z początku była zaskoczona, że
ktoś w ogóle odważył się do niej podejść, ale kiedy już ochłonęła, zdała sobie
sprawę z tego, że ktoś może chcieć jej wykręcić kolejny numer poprzez tego
chłopaka. Spokojnie odpowiedziała na jego pytania, potem jednak prosto z mostu
kazała mu spadać i odeszła do klasy na kolejną lekcję.
Lecz on nie dawał jej spokoju. Na
każdej przerwie można było zobaczyć ich razem- on bez przerwy zadający jej
przeróżne pytania, ona- niebyt chętna, by na nie odpowiadać. Po ciężkich
namowach, dziewczyna zgodziła się, aby odprowadził ją po szkole do domu. Po
szkole jak zwykle zabrała swoje rzeczy, przebrała się i kiedy wyszła,
spostrzegła, że on już na nią czeka. Z grymasem na twarzy podeszła do niego i
razem ruszyli w stronę jej domu. Okazało się, że chłopak mieszka niedaleko niej
i był z tego bardzo zadowolony. Ona- wręcz przeciwnie.
Kiedy macocha spytała o pierwszy
dzień w szkole, niebieskooka wolała to przemilczeć. Zamknęła się w swoim pokoju
i rozmyślała. Nienawidziła, kiedy ludzie się z niej naśmiewali, ale teraz wtedy
odkryła, że jeszcze bardziej nie znosi tego jak ktoś się do niej
przyczepia.
Następnego dnia już podczas drogi
do szkoły spotkała bruneta. Stał przed furtką do jej domu i uśmiechał
się.
i tak było dzień w dzień,
Dziewczyna powoli zaczynała dostrzegać dobre cechy całej tej sytuacji i przede
wszystkim- samego chłopaka. Spędzali ze sobą więcej czasu, spotykali się po
szkole i w weekendy, chodzili na spacery...Tak zrodziła się ich przyjaźń. Miała
tylko nadzieję, że nic jej nie złamie. Od tylu lat starała się znaleźć kogoś,
przy kim będzie czuć się bezpiecznie, komu będzie mogła powierzyć swoje
tajemnice nie obawiając się, że ujrzą one światło dzienne. Czuła, że wreszcie
spełniło się jej marzenie- od tak dawna tylko jemu w pełni mogła zaufać.
- Zobacz- szepnął chłopak,
wyrywając ją z transu.- Tam, między drzewami.
Wytężyła wzrok i dostrzegła to-
dużą, smukłą sarenkę nieświadomie skubiącą liście.
- Jest śliczna.
- Chodź, obejdziemy ją tędy.-
Wskazał niewielką przestrzeń pomiędzy dwoma drzewami.- Dalej jest dróżka, którą
dojdziemy...tam, gdzie idziemy.
,,Niezwykle wymijająca
odpowiedź''- pomyślała. Posłusznie wkroczyła za przyjacielem głębiej w las. I
rzeczywiście, po kilku minutach uciążliwego marszu jej oczom ukazała się
ścieżka, niedbale wysypana kamieniami.
- Ścigamy się?- spytał brunet
obracając się w kierunku dziewczyny.
- Zawsze i wszędzie-
odpowiedziała i puściła się biegiem przed siebie.
Czuła wiatr we włosach i kamienie
pod stopami. Od zawsze kochała biegać, bo sprawiało jej to wielką przyjemność.
Bieg oznaczał wolność. Nie musiała się wtedy niczym przejmować, po prostu
pędziła przed siebie.
- Zaraz cię przegonię!- usłyszała
za sobą głos przyjaciela. Przyspieszyła, ponieważ nie miała zamiaru przegrać.
Nie dzisiaj.
Znalazła się na polanie. Słońce
przygrzewało z góry, drzewa okalały łączkę z wszystkich stron.
- I jesteśmy na miejscu- oznajmił
chłopak zatrzymując się tuż za nią.- I jak: podoba ci się?
- Jest pięknie- odpowiedziała
rozglądając się wokoło.
- I świetnie widać niebo-
dodał.
Usiadła na trawie i spojrzała w
górę. Niewielkie kłębki chmur przesuwały się po błękitnej tafli nieba,
układając się w przeróżne kształty.
- Zobacz, ta wygląda jak drzewo.-
Wskazała wyróżniający się strzępek. Chłopak położył się na trawie i razem
obserwowali niebo.
* * *
Nawet nie zauważyli, kiedy
zaczęło się ściemniać.
- Spóźnimy się- powiedział
brunet, wstając.- Chodź, szybko.
Pociągnął ją za rękę, tym samym
pomagając jej wstać. Popędzili razem przez las, co jakiś czas zatrzymując się,
aby sprawdzić drogę i mieć pewność, że się nie zgubili.
Wkroczyli do miasta. Kroczyli
uliczkami, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy patrzyli na nich jak na
wariatów.
- Tędy.
Chłopak zaczął się wspinać po
schodkach z tyłu budynku aż na samą górę. Zdążyli w samą porę- słońce już za
chwilę miało schować się za horyzontem.
Na dachu budynku zastali
rozłożony koc i koszyk z kilkoma smakołykami.
- Przygotowałeś to?- zapytała z
niedowierzaniem.- Dla mnie?
- Oczywiście- odparł, a uśmiech
rozlał się po jego twarzy.- Mogę?- zapytał wyciągając do niej rękę.
- Jasne.
Usiedli, zwieszając nogi z
krawędzi budynku. Chłopak wyciągnął zza siebie brązową gitarę i obradował ją
kolejnym uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Będziesz grał?
- Pewnie. Czy to nie odpowiednia
chwila?- Wskazał ręką przed siebie.
Słońce właśnie kończyło swoją
podróż po niebie i chowało się za widnokręgiem. Ostatnie promienie rozświetlały
świat, dzień się kończył. Brunet chwycił instrument i przejechał palcami po
strunach, które wydały z siebie przepiękne dźwięki.
‘Cause all I know is we said hello
Zanucił.
Naprawdę pięknie śpiewał.
- Nie
krępuj się.
Przegrał
kilka akordów, jakby bojąc się zacząć. Zmierzył się jednak ze swoim lękiem i
kontynuował.
And your
eyes looking like coming home
All I know it’s a simple name, everything has changed
All I know is you held the door
You’ll be mine and I’ll be yours.
All I know since yesterday is everything has changed
-
Brawo.- Zaklaskałam lekko.- To było przepiękne.
-
Zwykły fragment piosenki dla upiększenia chwili.- Uśmiechnął się.-
Zagrać coś jeszcze?
- Pewnie.
Come
back and tell me why,
I’m
feeling like I’ve missed you all this time
And meet me there tonight
And let
me know that it’s not all in my mind* (przypis na końcu rozdziału )
Ostatnie dźwięki gitary rozniosły
się w powietrzu. Zapadła cisza.
- Słuchaj...- zaczął nieśmiało.-
Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę, ale nie wiem, czy się zgodzisz.
- Oczywiście,
że się zgodzę- odpowiedziała. Uwielbiała tego chłopaka całym sercem i nie miała
powodów, aby mu domówić.- Tylko jeszcze nie zjedliśmy tego, co tu
przygotowałeś...
- Nie
ucieknie, nie bój się. Wrócimy to potem.
Po
czym pociągnął ją za rękę i zeszli z dachu budynku. Doszli do ulicy, przed nimi
stał czarne auto nieznanej dziewczynie marki.
-
Wsiadamy- oznajmił.
Uniosła
brwi, ale nic nie powiedziała. Posłusznie wykonała polecenie chłopaka i
usadowiła się na jednym z siedzeń z tyłu, jej przyjaciel zajął miejsce z
przodu.
-
Wiesz, gdzie jechać- zwrócił się do mężczyzny w czarnym garniturze siedzącym za
kierownicą. Ten odpowiedział tylko skinięciem głowy.
Samochód
z piskiem opon ruszył z miejsca. W środku panowała cisza, gdyż dziewczyna bała
się odezwać- nieco onieśmielał ją kierowca.
Przemierzali
ulice miasta z zawrotną prędkością, czasami nie zważając nawet na czerwone
światła. Wyglądało to tak, jakby się dokądś spieszyli albo uciekali przed kimś,
bojąc się straty czegoś cennego.
Pasażerowie
zaczęli się rozluźniać, lecz wtem auto gwałtownie zahamowało i skręciło w jedną
z bocznych ulic. Dziewczyna uderzyła twarzą w szybę.
-
Jesteśmy na miejscu- rzekł kierowca, wciskając hamulec ręczny.- Wysiadać.
Dwójka
młodych ludzi ruszyła w stronę niewielkiego szarego budynku, z którego ścian
miejscami odpadał tynk.
-
Jesteś pewny, że to tutaj?- spytała.
-
Oczywiście- odparł chłopak.- Ten facet za kierownicą to zaufany przyjaciel
mojego ojca, zawiózłby nas wszędzie, gdzie mu karzę.
Niezbyt
pocieszyła ją jego odpowiedź, ale nie miała innego wyjścia, jak tylko podążać
za brunetem.
Wkroczyli
do środka, a dziewczyna stanęła w miejscu ze zdziwienia. Na pozór stary i
brzydki budynek, wewnątrz okazał się świetnie wyposażonym laboratorium. Szli
głównym korytarzem. Po bokach widniały pokoje i gabinety, w których ludzie w
białych fartuchach przeprowadzali doświadczenia. Niekiedy z daleka dało się
usłyszeć wybuch, krzyk człowieka albo trzask spadanych fiolek zawierających
różnego rodzaju substancje. Chłopak nie zwracał na to najmniejszej uwagi,
jednak jego przyjaciółka za każdym razem obracała się na wszystkie strony,
chcąc zlokalizować źródło dźwięku. Po kilku minutach doszli do większego od
innych pomieszczenia, w którym znajdowała się masa komputerów, biurek
zawalonych papierami i kilka stołów operacyjnych- na szczęście nikt na nich nie
leżał.
Podeszliśmy
do jednego ze stanowisk, stojących najdalej od wejścia. Krzątał się przy nim
dość niski mężczyzna o czarnych szpakowatych włosach, ubrany w czarne dżinsy i
granatową koszulę. Przelotnie uniósł oczy, aby zobaczyć, kto przeszkadza mu w
pracy. Kiedy jednak zorientował się, KTO mu przeszkadza w pracy, porzucił swój
sprzęt i zwołał kilku ludzi z zaplecza.
-
Przyprowadziłem ją, ojcze- powiedział jej przyjaciel.
Dziewczyna
bardzo się zdziwiła, po pierwsze ze słów ,,ojcze'', ponieważ nie wiedziała o
tym, że jego tata pracuje w laboratorium, a po drugie z samego zdania,
wypowiedzianego przez chłopaka, gdyż wątpiła, by przyprowadził ją tu ze względu
na ojca...
-
Świetnie, synu- odpowiedział mężczyzna- brawo.- Po czym klasnął w dłonie, a
zwołani przez niego ludzie zaczęli zbliżać się do dziewczyny, próbując ją
złapać.
- Co
się dzieje?- spytała drżącym głosem. Oni byli coraz bliżej. Jeden z nich złapał
ją za ręce i wykręcił je do tyłu, obezwładniając dziewczynę na chwilę. Ta
jednak spróbowała się bronić- kopała, gryzła i rzucała się na wszystkie strony,
co wcale nie polepszało jej sytuacji. Mężczyźni chwycili ją, a następnie
ułożyli na stole operacyjnym.
- Co
tu się dzieje?!- krzyknęła. Strach ogarnął jej ciało, zamieniając całą krew w
lód.
Nie
wiedziała co robić, bała się. Wszystkie jej myśli pędziły jak oszalałe, nawet
na chwilę się nie zatrzymując. Dziewczyna gorączkowo próbowała wyrwać się z
uścisku mężczyzn. Czuła się tak osaczona jak nigdy. Zawsze wiedziała, że z
każdej strony może spodziewać się ataku- w końcu była Nadnaturalna- ale nie
miała pojęcia, że nadejdzie to w takiej chwili i w taki brutalny sposób.
-
Przypnijcie ją pasami- powiedział tylko dowodzący mężczyzna.
Wiedziała,
że nie może szukać u niego pomocy. Zwróciła się więc do swojego przyjaciela,
który jak dotąd nie zrobił nic, aby ją ratować. Lód w jej żyłach powoli pełzł w
stronę dłoni.
-
Isaac!- krzyknęła rozpaczliwie, patrząc w stronę przyjaciela. Łzy spływały jej
po policzkach. Widziała, że on nic nie robi aby jej pomóc. Stał z założonymi na
piersi rękami i przypatrywał jej się z twarzą niewyrażającą żadnych uczuć.
-
Proszę, pomóż mi!- Dziewczyna zaniosła się szlochem. Zaczęła słabnąć, a dłonie
jej oprawców coraz mocniej zaciskały się jej na rękach i nogach. Poczuła
przeszywające zimno w koniuszkach palców, a stół operacyjny, na którym
siedziała, pokrył się lodem. Mężczyzna stojący obok jej przyjaciela zapisał coś
na w notesie trzymanym w ręce.
-
Fascynujące- mruknął pod nosem.
-
Ratunku!- krzyczała.- Pomocy!
Nikt
jej nie słyszał. Nikt nie miał prawa jej słyszeć. Czuła, jak wraz z
wypuszczanym z ciała lodem, ucieka z niej i siła. Wreszcie, wykończona, osunęła
się w dłonie oprawców, którzy w mgnieniu oka ułożyli ją na stole operacyjnym,
przypięli pasami i podpięli do maszyn.
Wysoki
brunet podszedł bliżej obezwładnionej Nadnaturalnej.
-
Przepraszam- powiedział głosem, w którym nie dało się słyszeć ani krzty
współczucia.- Ale to od początku miało tak wyglądać, Esper.
___________________
Tamtararam!
Przedstawiam wam moją jednorazówkę ;) Mam nadzieję, że się wam choć ociupinkę
podobała i nie jesteście źli, że dodałam ją zamiast rozdziału :) Miałam na nią
wielką wenę xD
Następnego
rozdziału możecie się spodziewać w obrębie następnego tygodnia lub jeszcze w
ten weekend jak się sprężę :3
A,
właśnie! Przypis:
-
jest to fragment piosenki ,,Everything has changed'' wykonanej przez Taylor
Swift i Eda Sheerana (<333). Znajduje się ona w zakładce ,,Muzyka'' i
możecie sobie ją przesłuchać ;)
To
tyle
Buziaki!
;***
Fajna jednorazówka! Widać, że miałaś na nią wenę! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, twoja szalona. :D
Haha dziękuję :)
UsuńMasz racje, pomysł na nią chodził mi już kilka dni wcześniej po głowie ;D
Fajna, ale prawdę mówiąc nie wprowadziła mnie w dobry humor (tak jak Tytanik, Oliver Sweeft [?] i ich koledzy dramaty). Za to przypomniał, że nikomu nie należy zbyt ufać - i potwierdza to co już kiedyś pisałem! (Enough, pamiętasz to o nienaturalnych zachowaniach?...)
OdpowiedzUsuńZa to znowu mam się do czego przyczepić :P
No to tak. "- Niee...- Zapatrzyła się w niebo. Usłyszała ciche fuknięcie.- Żartuję przecież.- Dała mi kuksańca w ramię." To żartuję... chyba powinno być w następnej linijce, nie? Bo kto to powiedział?
To raz. A dwa... a dwa mi się gdzieś zgubiło i nie mogę znaleźć. Ale jakieś było ;)
Przepraszam, że wprowadziła cię w niedobry humor :( No cóż...wena na opka przychodzi do mnie tak niespodziewanie jak kartkówki na geografii i jak już mam jakiś pomysł to chodzi mi po głowie i tylko to mogę napisać ;)
UsuńChodziło właśnie o to, że nikomu nie należy zbytnio ufać- taki był sens jednorazóweczki oraz pokazanie pewnych wydarzeń...które wpłynęły na życie Esper.
Masz rację! Błędy za błędami! Już je poprawiam!
A dwa może znajdziesz...;) Może nawet kilka tych dwóch..:D
No nie wiem... Już jestem zmęczony... i chyba w ogóle dam już spokój z tymi błędami ;)
UsuńNo tak, pokazała to w bardzo... dobitny sposób. Wręcz spektakularny ;)
Nie no, fajna ta jednorazówka i mi się podobała... Nawet w pewnym sensie podobna do "Wiedźmina" - na początku wszystko fajnie, pięknie się układa, w sumie to nawet po myśli bohatera a później - trach! I Geralt ginie na końcu przebity widłami! (a w tym wypadku ląduje na stole laboratoryjnym...)
Może będzie mi brakować tego wytykania...? Nie wiem ;)
UsuńTo dobrze, że ci się podobała :) Lubię pisać rzeczy, które podobają się o ciekawią czytelników :)
No bo w końcu Geralt i Esper to takie podobne osoby xD Niczym...bliźniaki xD
Zobaczymy, zawsze mogę do tego wrócić ;)
UsuńTak, są bardzo podobni do siebie ;) Nawet włosy mają w tym samym kolorze ;)