Jeszcze raz przepraszam za to, że będziecie musieli czekać aż siedem dni na CD tego opka, ale moi kochani nauczyciele robią mi już testy, z których oceny będą się liczyły na drugi semestr, więc jeżeli się na czymś wyłożę jeszcze przed feriami, to mam przekichane nie tylko to półrocze, ale i kolejne. Trochę się rozpisałam w tej przedmowie, nie? Życzę miłego czytania ;D
____________________________
Padłam wycieńczona na łóżko, a na zegarze wybiła pierwsza trzydzieści. Tyle rzeczy dzisiaj się działo!
Rozmowa z Elliotem
przebiegła dosyć gładko, choć nie była
krótka. Nie dąsał się długo i był ewidentnie padnięty, tak jak ja, więc
pozadawał kilka podstawowych pytań dotyczących moich przeprowadzek, ciotki,
tego jak pamiętam ojca (a, że w ogóle go nie pamiętam, to swoja drogą),
odnalezienia Lexi itp. Opowiedziałam mu wszystko, lecz może trochę bardziej
szczegółowo niż Tony’ emu. Niewiele przed dwunastą dałam mu całusa w czoło,
otuliłam kołdrą, pożyczyłam dobrej nocy i wyszłam, gasząc światło i
zatrzaskując drzwi.
Wśliznęłam się do swojego
pokoju i zaczęłam grzebać po szafkach, tak by nie zbudzić zwiniętej w kłębek w
kącie, śpiącej Lexi. Znalazłam coś co potencjalnie mogłoby służyć za piżamę. Zebrałam
naręcze kosmetyków i ręcznik, po czym wyszłam i poczłapałam ziewając do
łazienki. Nigdy się nie wysypiałam, można się do tego przyzwyczaić, ale dziś
byłam niewiarygodnie wykończona, jakby ktoś wypompował ze mnie całą energię. W
łazience było pusto, nic dziwnego, Clov już pewnie od dawna spała, a tylko my
dwie jesteśmy tu dziewczynami. Rozłożyłam swoje kosmetyki pod jednym z
prysznicy i zabrałam się do szorowania zębów, nad jedną z trzech umywalek. Oczy
mi się okropnie kleiły i nawet wtedy, gdy zrzuciłam ubranie i zalałam się
strugą zimnej wody, to nic nie pomogło. Umyłam włosy pięknie pachnącym
gruszkowym żelem. W sumie to nie wiem, czy nie zasnęłam pod prysznicem, bo
siedziałam tam dobre czterdzieści minut. Już dawno się tak nie wymoczyłam. W
końcu wyszłam z pod niego i otuliłam się mięciutkim, puszystym ręcznikiem,
którym po części wysuszyłam również włosy ( z jednej strony dlatego, że mi się
o tej porze nic nie chciało, z drugiej dlatego, że nie znalazłam w pokoju suszarki i w pół do
pierwszej nie chciałam zakłócać spokoju sąsiadów.) Włożyłam piżamę, czyli żółte
luźne spodnie zwężane przy kostkach, podobne do dresów i przylegający, szary
podkoszulek z krótkim rękawem. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i skierowałam
się do swojego pokoju. Szłam pocierając twarz i nie patrząc przed siebie, kiedy
wpadłam na kogoś.
- Sory – odezwał się ów ktoś bełkotliwie i przesunął minie w bok
łapiąc za ramiona. Podniosłam głowę i zobaczyłam jak obojętnie minął mnie Tony
ze szczoteczką w ustach, również w piżamie. Potarłam twarz raz jeszcze i
pociągnęłam za klamkę drzwi swojego pokoju.
Chwila? Tony? Co?
Nie, nadla go nie rozgryzłam. Koleś jest nie do ogarnięcia. Kiedy
położyłam się do łóżka i zakopałam pod kołdrą nieświadomie nuciłam moją... naszą
melodie. Rozmyślałam o tym chłopcu, o tym co od niego usłyszałam. W mojej
głowie odbiło się jeszcze echem jego imię i zapadłam w głęboki sen.
Nie miałam żadnych
snów, a gdy ktoś potrząsał natrętnie moim ramieniem, wyrywając mnie z tego
stanu, miałam wrażenie, że spałam dwie minuty, a nie dwie godziny. Pierwsze co
to popatrzyłam na zegarek na biurku: za dwadzieścia czwarta. Dopiero potem
szukałam zaspanym wzrokiem osoby, która mnie zbudziła.
- Elliot?- szepnęłam zauważając brata przy moim łóżku. Miał na sobie
niebieską piżamę, a włosy sterczały mu na wszystkie strony w nieludzkim
nieładzie.- Co jest? Czemu nie śpisz?
- Bo nie mogę- odpowiedział prosto.- Chciałbym, żebyś pomogła mi z
powrotem zasnąć w tym hałasie.
O czym on bredził? Jasne,
zawsze mogę go ukołysać, siedzieć przy nim póki nie zaśnie, zaśpiewać itp. Ale jaki hałas…? Dźwięk
dotarł do mnie dopiero po chwili. Wdarł się do mojej nieprzytomnej
podświadomości i rozpoznałam basy perkusji. I znowu nie potrafiłam się odnaleźć
w sytuacji. Nie kojarzyłam faktów.
- Dobra, chodź- powiedziałam mu, wstając chwiejnie z łóżka. Otoczyłam
go ramieniem i wyszliśmy na korytarz. Muzyka byłą coraz głośniejsza. Skądś znałam ten
utwur. Miałam nieodparte wrażnei, że zanm nawet tekst tego kawałaka.
Zobaczyłam Andy’ ego. Krzyczał coś i walił w drzwi o dwa pokoje oddalone od pokoju Elliota. On również miał
na sobie piżamę: czerwony podkoszulek bez rękawów i popielate spodnie zupełnie
jak moje. Blond włosy sterczały mu na wszystkie strony, jednak nie były aż tak
rozczochrane jak włosy Elliota. Przyciągnął moją uwagę. Podeszłam wraz z bratem
do Andy’ ego, który kompletnie nie zwracał na nas uwagi, jakby wcale nas nie
było i dalej walił w drzwi otwartymi dłońmi. Objęłam samom siebie i milcząco
wpatrywałam się w chłopaka dewastującego drzwi.
- Stary, przestań!- wrzeszczał Andy okładając drzwi obiema pięściami
na raz.- Jest
czwarta rano!!!
Dopiero teraz do mnie dotarło,
że to pokój Tony’ ego. To on gra. I śpiewa...? Tak, rozpoznaję
słowa, a głównie refren: radioactiv! Powiedział mi dzisiaj, że słucha utworów,
które w jakiś sposób wiążą się z jego życie, a ten kawałek zdecydowanie je
odzwierciedla. Ku własnemu zdziwieniu zaczęłam wsłuchiwać się w jego głos,
zamykając oczy.
- Zmień przynajmniej utwór!- ryczał wściekły Andy, kopiąc drzwi.- Serio?! Od trzech
lat to samo. Człowieku, litości!
Nagle dźwięki się
urywały i po chwili rozbrzmiała inna melodia. Ją również rozpoznałam bez wysiłku,
a moją tezę potwierdziły słowa wyśpiewane prze Tony ‘ego:
- Impossible!
Impossible! Impossible! Impossible!
Czyli ostatnie dwa wersy refrenu w Impossible James’ a Arthura. Zaśmiałam się w duchu.
Z powrotem słychać
było perkusje, tym razem musiała to być improwizowana solówka, której nie byłam
w stanie rozpoznać, co nie zmienia faktu, że była bardzo dobra i mi się podobała,
choć o czwartej rano…Elliot spoglądał niepewnie, a może z zainteresowaniem to
na mnie to na kipiącego złością Andy’ ego, który walił wściekle po drzwiach i był gotów
wywarzyć je w każdej chwili, gdy nagle melodia urwała się w pół dźwięku.
- Nareszcie!- wrzasnął Andy.
- Pałeczka mi się złamała!- dotarł do nas ochrypły głos Tony’ ego.
- Dziękuje!- odpalił blondyn patrząc wymownie w sufit. Potem wzrok
przeniósł na nas i kiwnął na mnie głową.- Przyzwyczajaj się, śnieżynko.
Burknąwszy to odszedł
spod drzwi i minął mnie zahaczając ramieniem, tak że prawie się przewróciłam.
Spojrzałam na drzwi od pokoju Tony’ ego.
- Nie rozumiem tego gościa-
przesłał mi telepatycznie Elliot.
- Wiesz, miał… ciężkie
dzieciństwo- odesłałam mu trochę wymijająco. Nie chciałam mu mówić, do
czego się zdolni śmiertelnicy, kiedy stawką jest sława i pieniądze. – Chodź, posiedzę przy tobie aż nie zaśniesz,
dobrze?
- Okej- odparł w myślach i
wzruszył ramionami.
Od tej chwili nie
wiele pamiętam, jak przez mgłę odprowadziłam Elliota do pokoju, poczekałam aż
zaśnie…nuciłam mu starą kołysankę, którą pamiętałam z dzieciństwa. Nie wiem jak
wróciłam do siebie i rzuciłam się z powrotem na łóżko.
* * *
Rano zerwało mnie
łomotanie do drzwi. Zerwałam się spadając z łóżka i zaplątując w kołdrę.
- Wstawaj, śnieżynko! Pobudka! - odezwał się ktoś za drzwiami. Proste,
to Andy, kto inny mówiłby do mnie śnieżynko. Swoją drogą drażniło mnie to
przezwisko.- Za piętnaście minut śniadanie!
Podniosłam się z
podłogi. Jeszcze zaspana pościeliłam łóżko, pogadałam w myślach z Lexi o
wczorajszym dniu i wybrałam ciuchy, w które postanowiłam się przebrać. Wzięłam
czarną koszulkę z niebieskimi nadrukami, dżinsowe szorty i narzuciłam jeszcze
na siebie granatową cienką koszulę. Spojrzałam przez okno, pogoda była cudna,
słońce świeciło jasno, a ptaki śpiewały. Zabrałam kosmetyczkę i udałam się do
łazienki. Kiedy wracałam Elliot już czekał pod moimi drzwiami wraz z Lexi i
Haru.
Poszliśmy wszyscy
razem do jadalni. Podziwiałam Szkołę Antaniasza od nowa, niby znałam wszystkie
uliczki, ale dziś zwracałam uwagę na więcej szczegółów. I tak największe wrażenie
zrobił na mnie sad. Znowu…
W altanie jadalnej,
przy stole siedział już Andy i Clov. Dziewczynka jadła coś z zapałem, ale Andy
grzebał w jakiś resztkach na talerzu. I jejku, w co on się ubrał, pod żadnym
względem nie przypominał chłopaka z dworcowej kawiarni. Miał na sobie białą
koszulę, garnitur i zawiązany pod szyją czerwony krawat. Jednak nie tylko Tony’
ego nie da się ogarnąć?
Gdy podeszliśmy bliżej zobaczyłam
wszystkie potrawy: koszyk z pieczywem, dwa rodzaje dżemu, miód, dzbanek
ciepłego mleka, płatki kukurydziane, talerz z serem żółtym i wędliną- do
wyboru, do koloru.
- Cześć- przywitałam się niemal równocześnie z Elliotem i dosiedliśmy
się do stołu. Clov odpowiedziała na powitanie entuzjastycznie, lecz Andy
zmierzył mnie tylko przenikliwym wzrokiem, jak rentgenem. Zignorowałam go.
Nałożyłam sobie dwie
kromki ciemnego pieczywa, obydwa dżemy i nalałam mleka do dwóch kubków, jeden
dla Elliota. Tymczasem mój brat gawędził o niczym z ćwierkającą słodziutko
Clov. Lexi zajadał się chlebem z szynką, a Haru chłeptała mleko z talerza,
który podłożył jej Elliot. Dopiero teraz zauważyłam, że brakuje Tony’ ego.
Właśnie w tym momencie zapytał mnie o niego Andy.
- Nie mam pojęcia- fuknęłam opryskliwie. Nie miałam zamiaru z nim
gadać.
- Podasz mi ser?- zapytał blondyn spontanicznie, ale ja skrzywiłam
się tylko zaskoczona taką prośbą i zamarłam w bezruchu unosząc brwi.
- Aj, dobra…- Odparł machając ręką lekceważąco i podniósł się z miejsca odrzucając krawat na plecy i nachylając przez cały stół, by dosięgnąć półmiska z serem. Potrącił dzbanek z mlekiem i wylał wszystko na mnie!
- Aj, dobra…- Odparł machając ręką lekceważąco i podniósł się z miejsca odrzucając krawat na plecy i nachylając przez cały stół, by dosięgnąć półmiska z serem. Potrącił dzbanek z mlekiem i wylał wszystko na mnie!
- ANDY!!!- wrzasnęłam
na niego, podrywając się z miejsca. - Patrz co robisz!
Cały podkoszulek
miałam mokry, mleko ściekało mi po nogach. Elliot i Clov zamilkli patrząc na
mnie ze zdziwieniem.
- Lorren, przepraszam- wytrzeszczył na mnie oczy chłopak i zaczął się
tłumaczyć, chyba ze szczerą skruchą.- To naprawdę było niechcący!
- Daj spokój. Muszę
się przebrać- warknęłam i odwróciłam się wpadając przodem prosto na Tony’ ego,
który pojawił się w jadalnie bezszelestnie.
- Hej, gdzie tak lecisz?- złapał mnie za ramiona i odsunął od siebie.
Był ode mnie wyższy prawie o głowę, dopiero dziś to zauważyłam stojąc parę
centymetrów od niego. Miał na sobie ciemny podkoszulek i czarną rozpiętą
koszulę. Na szyi wisiały mu czarne słuchawki, a ja nie miałam pojęcia dlaczego
zwracałam na niego w tym momencie taką uwagę!
- Andy mnie trochę zmoczył- odparłam obrzucając blondyna niemiłym
spojrzeniem.- Idę do Uczniowskiego Domu. Cześć!
Wyminęłam go i
ruszyłam po schodach altany, kiedy z powrotem złapał mnie za rękę.
- Czekaj idę z tobą- zatrzymał mnie Tony.
- Po co?
- Nie skończyliśmy wczoraj rozmawiać.
- No, dobra- zająknęłam się zaskoczona tą propozycją. Wpatrywałam się
w jego niezmienną minę.Nie, nadal nie mogę dojść do tego co siedzi mu w głowie...
- Plan dnia- przypomniał Andy zgryźliwie. Oboje zwróciliśmy się w
jego stronę.
- Co, plan dnia?- burknął Tony.- Stary, w co ty się dziś wcisnąłeś? Garniak? Nie
przesadzasz? Chyba za bardzo się wczułeś w antaniaszowanie. A nawet on
nie nosi garnituru, dyrektorku.
- Nie twój interes- syknął Andy.- Ubieram się w to co chcę, i kiedy
chcę, tak jak ty bezkarnie drzesz się o czwartej rano! Wolność, nie?- Tony
przychylnie kiwnął głową mierząc go podejrzliwym spojrzeniem.- Więc plan dnia,
jak zawsze obowiązuje. O dziesiątej w Budynku Treningowym W-F do 11:30. O 11:45
zajęcia na arenie z bronią, szermierka, łucznictwo, to co zawsze. Potem przerwa
na lunch od 13:00 do 14:30. Następnie spotykamy się o 14:45 w Budynku
Treningowym na lekcjach obowiązkowych trwających do 18: 30. Nie mam wieczornych
zajęć z okiełznania mocy, aż do powrotu Antaniasza.
- Czekaj, ty będziesz prowadził lekcje obowiązkowe?- wtrącił się
Tony.- Angielski?
Matma? Historia? Biologia?
- Tak, jakiś
problem?
- Nie i tak to
oleję- odparł w prost Andy’ emu z tą swoja kamienną miną.
- Zrobisz co chcesz, ale Antaniasz i tak się dowie- zagroził mu
blondyn. Tony wzruszył tylko ramionami.
- Chodź- zwrócił się do mnie obojętnym tonem i popchał do ogrodu.-
Nie będę dziś jadł śniadania.
Lexi bezwzględnie
ruszyła z nami. W tym samym momencie dopadł do mnie Elliot z Haru, który
oświadczył, że już skończył jeść i idzie z nami. To towarzystwo ewidentnie
skrępowało Tony’ ego.
- Dobra- odezwał się w końcu.- Przepraszam was za to w nocy. Czasem
tak mam…
- Radioactiv? - szepnęłam
tylko. Tony przygryzł dolną wargę w odpowiedzi.
- Nie przejmuj się- odpowiedział mu Elliot- tylko mnie obudziłeś i
przestraszyłeś, nic więcej. Nie będę chował za to urazy. Nie jestem jak Andy.
- Dzięki, mały- odpowiedział Elliotowi nie zdradzając już żadnych
emocji w głosie. Przeszliśmy przez sad w milczeniu. Taka cisza mnie
przytłaczała. Stwierdzając po mimice twarzy mojego brata, rozmawiał on z Haru.
Ciekawa byłam jaki głos miała lisiczka, ale o tym wiedzą tylko Lexi i on.
- To z tymi tekstami- zwróciłam się do Tony’ ego. Przez jego twarz
przeleciał dziwny cień ulgi. Spojrzał na mnie wyczekująco.- To nadal aktualne?
- Ta, tak- odpowiedział przenosząc nieufny wzrok na Lexi, która idąc
przy mojej nodze nie spuszczała z niego oka.- Wpadnij do mnie w przerwie na
obiad, dobra? Jeżeli wilczyca ci pozwoli… Podrzucisz mi kilka kawałków,
opowiesz w jakich okolicznościach powstały, co czułaś, a ja się nad nimi
spokojnie zastanowię i tak nie idę na lekcje Andy’ ego.
- Zobaczymy, zobaczymy, czy ja puszczę!- szczeknęła w mojej głowie
Lexi.
- Dlaczego nie pójdziesz?- zainteresował się Elliot. Tony wydął
policzki.
- Hm, dobre pytanie. Chyba po prostu dlatego, że nie mam ochoty
ślęczeć na zajęciach prowadzonych prze kolesia, który jest ode mnie dwa lata
starszy. Nagle wszystkie rozumy postradał, czy co? To będzie strata czasu.
- Ja tam się chyba jednak pojawię- stwierdziłam z zastanowieniem.-
Nie mam ochoty bardziej podpadać Andy’ emu. Poza tym to nasz pierwszy dzień,
nie Elliot?
- Właśnie, właśnie. Już się nie mogę doczekać zajęć na arenie!- mówiąc to klasnął radośnie.
- Ja już dawno mu podpadłem- dodał z goryczą muzyk.- A, nie chcę cię
rozczarowywać, mały, ale sądzę, że od razu Andy nie pozwoli ci miotać nożem.
- Tak też myślałem- westchnął mój mały braciszek. Ja byłam w tej
lepszej sytuacji. Podróżując samotnie z Lexi, nosiłam przy sobie sztylet
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Miałam już częściową wprawę.
- A ty, Tony, jaką bronią się szkolisz?- zapytałam go podtrzymując
temat rozmowy. Minęliśmy czerwony mostek i pusty, jak na razie, domek
Antaniasza. Zaraz będziemy na miejscu i będę mogła zrzucić z siebie mokre od
mleka ubranie.
- Ja? Właśnie miotam nożami- odpowiedział z zawahaniem.- Co do łuku,
to nie mam dobrych wspomnień. A szermierka na sztylety to kiepska sprawa. Nie
mamy tu mieczy z prawdziwego zdarzenia.
- Ile trwa szkolenie?- zapytał z zaciekawianiem Elliot.
- Około trzech do pięciu lat- odparł z lekkim zawahaniem Tony.- W
zależności w jakim wieku zaczniesz. W twoim wypadku będzie trwało jakieś pięć
lat. Mogę się założyć, że nie znasz w pełni swoich możliwości, z resztą tak jak
Clov. Lorren, zapewne będzie szkolić się, po odbyciu próby, trzy lata. Ja
zaczynam czwarty rok, od zawsze miałem kłopoty z nadnaturalnością, nauczyłem
się z nią żyć już w okresie próbnym, a teraz się doszlifowuje. Choć to nic nie
zmienia, bo żyjemy tu do osiemnastego roku życia, niezależnie od stadium nauki.
- A jeżeli nie zaliczy się próby?- To pytanie od dawno mnie mierziło.
Tony dłuższą chwilę nie odpowiadał. Zdążyliśmy już dojść do Uczniowskiego Domu.
Ptaki wesoło ćwierkały w lesie, a kolorowe ważki latały nad strumykiem. Za chwilę zrzucę te
śmierdzące mlekiem ciuchy!
- Nie wiem- mówiąc to spojrzał na mnie posępnie i wzruszył
ramionami.- Same sześć miesięcy przygotowawczych dużo daje.
Na tym zakończyliśmy
rozmowę. Weszliśmy do długiego korytarza. Kiedy dotarłam do swoich drzwi Tony
odezwał się ostatni raz zanim odszedł:
- Będę czekać po południu.- Kiwnął na mnie głową.- Przynieś teksty,
wiesz gdzie mnie szukać.
- W-F jest za pół godziny?- zapytałam, a on potwierdził skinieniem.-
Więc jeszcze się wcześniej zobaczymy.
- Jeżeli się tam pojawię- odpowiedział już odwrócony tyłem i wśliznął
się do swojego pokoju.
- Jak ma się przygotować?- zapytał mnie Elliot.
- Czekaj, przyjdę do ciebie, jak tylko się przebiorę i ci pomogę,
okej? Na razie rozpakuj rzeczy, które wzięliśmy z Kansas.
- No, dobra- zgodził się znikając za swoimi drzwiami z Haru.
Ja również wśliznęłam
się do swojego pokoju z Lexi. Pierwsze co to ruszyłam do szafy w poszukiwaniu
suchych ubrań, te które miałam na sobie, już częściowo przeschły smagane letnim
wiatrem. Zaczęłam przeglądać koszulki i spodnie, przy okazji szukając czegoś
stosownego na W- F.
- Lubisz go?- zapytała mnie nieoczekiwanie Lexi.
- Kogo?
- Już dobrze wiesz kogo!- warknęła w odpowiedzi, tym swoim
poirytowanym tonem.- Tony’ ego! Czekałam wczoraj na ciebie! O której wróciłaś?
- Nie potrzebnie- odesłałam jej uspokajająco, nadal grzebiąc w
szafie. Wzięłam czarne materiałowe spodenki i biały podkoszulek na ramiączkach,
to będzie dobre na trening. Zabrałam się za szukanie zwykłych ubrań.- Elliot
wybłagał wreszcie u mnie tą rozmowę. Wiesz, o moim dotychczasowym życiu, trochę
mi u niego zeszło.
- To nie jest odpowiedź na moje pierwsze pytanie!- szczeknęłam
żachając się wilczyca.
- Sama mi powiedziałaś, że powinnam się z nim zaprzyjaźnić, nie?-
odesłałam jej buńczucznie.
- Dobra, dobra, niech ci będzie.
- Poza tym jest muzykiem. Słyszałabyś jego głos!- wyznałam jej rozmarzonym
tonem.
- Lorren? Słyszałam,
w nocy, nie dawał mi spać. Czemu, akurat w nocy?
- Tego nie wiem, ale podziwiam jego wytrwałość.- I opowiedziałam jej
co wczoraj powiedział mi Tony. W międzyczasie znalazłam sobie czystą popielatą
koszulkę z krótkim rękawem i dżinsowe rybaczki. Przebrałam się w to. Poszłam z
Lexi do Elliota i pomogłam mu odnaleźć strój na W- F. Wszystkie swoje rzeczy
poukładał porządnie na półkach.
Jeszcze przed dziesiątą zdążyłam wrócić do siebie i rozpakować
rzeczy, które zawsze miałam przy sobie, czyli kilka par ubrań na zmianę, w tym
moja ulubiona czarna pluszowa bluza, telefon, w którym dawno padła mi bateria i
nie miałam okazji jej naładować. Scyzoryk, sztylet, o którym ostatnio
praktycznie zapomniałam, resztka oszczędności i… tyle, to był cały mój dobytek.
Torbę, w której to wszystko nosiłam rzuciłam na dno szafki. Potem wcisnęłam na
siebie biało-czarny W-F’ owy strój i pobiegłam ze swoja wilczycą i bratem,
truchcikiem, do budynku Treningowego, w ramach rozgrzewki, co okazało się błędem,
bo Andy na rozgrzewkę zafundował nam czterdzieści okrążeń wokół sali. Byłam w
lepszej sytuacji niż Elliot, bo przez wieczną tułaczkę i ucieczki wyrobiłam
sobie formę, jednak przy dwudziestym okrążeniu zaczynam się męczyć.
Przynajmniej miałam czas, żeby przyjrzeć się Budynkowi Treningowemu od środka,
była to po prostu duża sala gimnastyczna, jak w każdej szkole z rzędem
drabinek, dwoma koszami, bramkami itp. Miała jednak specjalne pomieszczenie do
trenowania mocy, ale tam Andy mnie nie wpuścił. Blondyn skończył pierwszy i
siedział teraz pod drabinkami popijając wodę. Gdy skończyliśmy biegać dołączył
do nas Tony.
- Spóźniłeś się- wyrzucał mu Andy, władczym tonem. Wstał spod
drabinek.
- Bo miałem w ogóle nie przychodzić- odparł, jeszcze bardziej go
wkurzając, Tony.- Czterdzieści okrążeń, jak zawsze?
- Tak- potwierdził to tamten, a mina mu złagodniała.
Tony zaczął biegać z
obojętnym wyrazem twarzy, nie zwracając na nas uwagi. Tymczasem, ja, Elliot,
który gadał z Clov i Andy robiliśmy serie ćwiczeń rozciągających. Myślałam, że
mięśnie mi się pourywają, ale jakoś wytrzymałam ból. Elliot odpuścił w połowie,
a Andy nie terroryzował go za to i dał mu odpocząć. Ja robiąc skłony
przyglądałam się dyskretnie biegającemu Tony’ emu. Nie był świetnie zbudowany, wydawał
się wręcz wychudzony i kościsty (ale jak nie jada się śniadań?), lecz nie
złapała zadyszki, tak jak ja, ani nie okazywał jakiegokolwiek zmęczenia, na
jego czole nie zauważyłam żadnych kropelek potu. Trzeba było mu przyznać, że
wbrew pozorom był wytrzymały. Niestety nie mógł się równać z Andy’ m który
robił pompki na jednej ręce, chodził na rękach i był giętki jak guma ( nic
dziwnego, skoro tańczy ). Największe wrażenie obaj chłopcy wywarli na mnie wtedy,
gdy zaczęli się ścigać, który zrobi więcej brzuszków, zwisając głową w dół,
będąc zaczepionymi kolanami o drabinki… Ta, ja nigdy czegoś takiego nie zrobię.
Mogę zapomnieć. Do dziś nie wiedziałam, że można tak powyginać ciało.
W-F się skończył i mieliśmy
piętnaści minut przerwy na wytchnienie, napicie się czegoś i dojście na arenę.
Tam dopiero się zaczęło.
Aren wyglądała jak
miniaturka Koloseum. Był to po prostu okrągły plac otoczony kamiennymi ławami. Na
jednej z okrągłych ścian ustawiona była broń, czyli rzędy sztyletów i noży, ale
żadne nie podobały mi się tak jak mój własny, który dostałam od ciotki. Nie
wiem czemu, ale coś ciągnęło mnie do stanowiska z łukami. Nigdy nie miałam
styczności z taką bronią, ale poczułam do niej jakiś sentyment. Kojarzył mi się
z jakimś miłym wspomnieniem z dzieciństwa, których tak naprawdę nie posiadałam.
- Co wybieracie?- zwrócił się do nas Andy, zachodząc mnie i Elliota
od tyłu. Podskoczyłam w miejscu, widząc go opierającego się o słomiany manekin.
- Nie mam pojęcia- pierwszy odezwał się Elliot. Szczerze mówiąc
czułam się tu niepewnie wiedząc, że pod nogami nie kręci mi się Lexi, tylko
leży na trybunach.
- Mam propozycję- wypalił nieoczekiwanie, przeczesując palcami swoje
blond włosy.- Siądziecie na trybunach i popatrzycie, jak my posługujemy się bronią,
okej? Skoro nie ma Antaniasza, nie chcę wciskać wam byle czego, żebyście sobie
jeszcze coś zrobili. Poza tym, zawsze, dla bezpieczeństwa, trenujemy wszystko
pojedynczo, w równych odstępach czasowych. Jedna osoba na arenie.
- Dobra, mi to pasuje- odpowiedziałam, nadal zerkając na łuki.
- No to, szoruj na trybuny, śnieżynko!- Machnął głową, wskazując
kamienne ławy. Wzięłam ze sobą Elliota i znaleźliśmy sobie miejsca obok naszych
towarzyszy.
- Kto pierwszy?- zwrócił się do pozostałych Andy.
- Ja mogę- zaproponował sucho Tony, wybierając sobie sztylety.
- Świetnie, chodź Clov- zgodził się na to Andy i pociągnął na sobą
dziewczynkę, która podrzucała beztrosko nóż. Powiem, że trochę przerażało mnie
ich podejście do broni. Jednak doszłam do wniosku, że podróżując w samotności
nie przejmowałam się tym, a jeżeli za kilka lat mam z powrotem żyć wśród
śmiertelników pasowałoby nabyć takie i inne umiejętności.
Tony rozstawił sobie
manekiny naokoło całej areny, sam stanął w środku i wypuszczając powietrze
ustami rozpoczął skomplikowaną sekwencję błyskawicznych ruchów. Co chwilę padał
na ziemie, ciskał sztylet w kolejny manekin, podskakiwał, obracał się na pięcie
i nim minęły dwie minuty we wszystkich kukłach tkwiły przynajmniej po dwa, trzy
noże. WOW! Przez cały układ nie usłyszałam najmniejszego szelestu, który
spowodowałyby jego gwałtowne zwroty. Chłopak zawsze celował w głowę, klatkę
piersiową lub łydki i uda. Zaczęłam się zastanawiać, czy ta szkoła to na pewno
bezpieczne miejsce. Czy ja też po pewnym czasie będę zdolna do czegoś takiego?
A może dla Tony’ ego to okazja do wyżycia się? Może w manekinach widzi
naukowców, którzy go badali?
- Genialne- przesłał mi
telepatyczny komentarz Elliot.
- Z pewnością budzące trwogę-
odesłałam mu, nadal rozmyślając.
- Gadasz głupoty, on jest
świetny. Ale każdy ma swoje zdanie- odparł z podnieceniem w głosie.
Tony przyjął bez emocji
pochwały Andy’ ego. Tak, Andy jest idealnym ucieleśnieniem pogody, jeszcze nie
poznałam osoby tak zmiennej, jak on. Potem przyszła kolej na Clov. Ona nie
użyła manekinów, walczyła z wyimaginowanym przeciwnikiem, również krótkim
ząbkowanym sztyletem. Później wyjaśniła mi, że szkoli się do walki z dzikimi
zwierzętami, ale ona ni powinna nam teraz mówić jakimi, bo to tajemnica, o
której wyjawieniu może decydować tylko Antaniasz. Jej słowa bardzo mnie
zaintrygowały, przykuły również uwagę Elliota. Myślałam nad tym co mi
powiedziała i ogarnęła mnie jeszcze większa chęć poznania Antaniasza. Elliot
chyba chciał, ją wypytywać, ale ugryzł się w język i żadne z nas się nie
odezwało. Kompletnie zatraciłam się w swoich myślach i nawet nie widziałam co
takiego zrobił Andy, otrząsnęłam się dopiero wtedy, gdy walnął piorunem na
zakończenie.
Przyszła kolej na nas.
Elliot bezwzględnie ruszył wraz z Clov do stojaka z nożami. Dołączył się do
nich Tony przyglądając się ich poczynaniom i co jakiś czas wtrącając swoje trzy
grosze, do objaśnień i teorii wykładanej prze Clov. Ja z lekkim zawahaniem
przysunęłam się do stanowiska łuczniczego. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć ( i
nadal nie potrafię ), ale ta broń miała na mnie hipnotyzujący wpływ. Chwyciłam
drewniany łuk i pierwszy lepszy kołczan ze strzałami, podchodząc do wymalowanej
na ziemi białej linii i ustawiając się przed tarczą z punktami.
- Dobry wybór, śnieżynko- usłyszałam głos, tuż za swoimi plecami.
Błyskawicznie odwróciłam się na pięcie, dobywając strzały i kładąc ja na
cięciwę. Nie wiem, czemu to zrobiłam, to był dziwaczny odruch bezwarunkowy.
- Przepraszam- wycedziłam sama zaskoczona swoim zachowaniem. Opuściłam łuk. Andy
wpatrywał się we mnie wielkimi oczami, w których malowały się zielone,
przerażona znaki zapytania.
- Spokojnie, nie chciałem cię przestraszyć.
- Jasne- warknęłam i zwróciłam się z powrotem do tarczy. On chyba
odszedł. Oddałam kilka strzałów, pierwsze nie były super celne, ale z każdym
następnym szło mi coraz lepiej. Nawet się nie obejrzałam, jak trening dobiegł
końca.
Na obiad, który
zjedliśmy wszyscy razem w ciszy, była zupa warzywna i potrawka z ryżem z
kurczaka. Smaczne, nie powiem.
Na przerwie udałam
się z wizytą do Tony’ ego, chciałam podrzucić mu teksty, ale nie zastałam go w
jego pokoju. W rezultacie cały czas wolny spędziłam z Elliotem, Lexi, milczącą
Haru i Clov. To fajna mała dziewczynka, ale nie mogłam się do niej przekonać,
tak jak mój brat. Ogień. Ogień to ona. A ja mam wstręt do ognia, może nawet trochę
się go boję, w końcu jestem lodem, nie lubię ognia. Proste.
Wygląd lekcji
obowiązkowych zagiął mnie totalnie. Oczywiście Tony się nie pojawił, nie
widziałam go już tego dnia. Ale Andy przyszedł do sali, która wyglądała jak
najzwyklejsza szkolna klasa, miał na sobie garnitur, jak rano, paczkę pop-corn’
u, pod pachą butelkę coli i kilka płyt z filmami fabularnymi. Tony nie wie co
tracił. Obejrzeliśmy Skyfall, ale w
niektórych momentach musiałam zakrywać oczy Elliotowi, a Andy kazał zaciskać
powieki Clov. „Lekcje” dobiegły końca, zjedliśmy kolację (kolejny posiłek w
ciszy ) i rozeszliśmy się do siebie. Dziś położyłam się spać o normalnej porze,
ale długo rozmyślałam o tym nowym życiu- było całkiem fajne. A na pewno
tysiąc razy lepsze od ciągłej ucieczki i braku dachu nad głową. Tu są ludzie,
którzy mają problemy takie jak ja i mogę się tu spokojnie zaaklimatyzować.
Zasnęłam myśląc o tym, jak upiększę swój pokój, czy Antaniasz zagwarantuje mi
rzeczy, o które poproszę, tak jak innym? Też dostanę perkusję i będę budzić
sąsiadów grając po nocach? Właśnie! Na szczęście tej nocy nikt nie zakłócał
mojego arcyważnego snu…
* * *
Tak mijały kolejne dni,
które przerodziły się w tygodnie, a Antaniasza, jak nie było, tak nie ma. Coraz
lepiej szło mi z łukiem, na W-F’ ie się tak nie męczyłam. Zaczęłam darzyć
większym zaufaniem Clov, spotykałam się popołudniami z Tony’m…
Wszystko było
monotonne, dni takie same, w kółko i w kółko. No, może z wyjątkiem paru
przełomowych niespodzianek…?
"Samom siebie"... serio, Freedom? Poza tym kilka liter Ci się poprzestawiało.
OdpowiedzUsuńA tak to fajne. Gdybym miał więcej czasu to mógłbym czytać i czytać te Wasze opowiadania (niestety mogę sobie pozwolić na tylko 1 dziennie...)
Ten błąd i tak nie może się równać z moimi poprzednimi, Enough będzie wiedziała, które mam na myśli.
OdpowiedzUsuńGdybym ja miała więcej czasu pisałabym i wrzucała częściej. Niestety, chyba każdy jest zabiegany. Ja już ledwo łapię wszystkie sprawy i nie mogę się doczekać ferii! :)
Tak... Ja teraz muszę ze sobą pogodzić kilka projektów i jeszcze ten zespół... Na szczęście MKI już nie muszę się martwić ;)
Usuń