Za to możecie podziękować mojemu dobremu sercu i motywacji, bo stwierdziłam, że bez rozdziału jednak się nie obędzie ;) Tak więc, zapraszam do czytania (z wielką nadzieją, że pojawią się jakieś komentarze- pozytywne czy negatywne) i myślę, że za bardzo was nie przynudzam moimi wypocinami ;)
______________
* * *
Odkąd
jesteśmy w Naszym Świecie minęło dobre kilka miesięcy. W sumie tak
naprawdę nie mam pojęcia jaki jest dzień tygodnia, miesiąc...W tej
krainie naprawdę można się zatracić. Jest tutaj wszystko, czego
Nadnaturalny, a nawet zwykły śmiertelnik, potrzebuje do życia. Wielkie
jeziora, rzeki, w których można się wykąpać w miarę słonecznego dnia,
lasy, po których można pospacerować z przyjaciółmi, łąki,
wrzosowiska...Kalina (bo tak miała na imię owa kobieta, która jakże miło
nas przywitała) poprowadziła nas ścieżką do wielkiej willi. Nasz Świat
jest bardzo zróżnicowany- w jednym miejscu można znaleźć mini plaże,
jeziora, lasy, a w drugim drogi, domy, kawiarnie. Wygląda to tak jakby
zwykły świat śmiertelników upchać pod ziemię i zgromadzić w jedynym
miejscu. Kiedy drugi dzień spędzony z Nadnaturalnymi dobiegał końca
myślałam, że już za kilka godzin mnie tu nie będzie i znów pogrążę się w
szarą rzeczywistość ponad nami. Po raz kolejny Kalina mnie zaskoczyła
(tym razem pozytywnie) i zdradziła nam swoją tajemnicę. Mianowicie,
razem z kilkoma innymi Nadnaturalnymi, znalazła jedno możliwe miejsce, w
którym da się przetrwać więcej niż dwa dni; możesz przeżyć miesiące, a
nawet lata w bezpiecznym świecie, z dala od ucieczek, wytykania palcami
przez innych...Ta perspektywa bardzo mi się spodobała i, pomimo tego że
Pablo cały czas naciskał, że musimy dalej podróżować do Szkoły
Antaniasza, od razu zgodziłam się zostać w Naszym Świecie jeszcze kilka
dni, z czego zrobiły się potem miesiące...
Było
mi dobrze; dobrze jak nigdy dotąd. Miałam ochotę przeżyć tak całe swoje
życie, ale jednak los znowu wszystko zepsuł i znów musieliśmy uciekać.
Wszystko
zaczęło się od pewnego słonecznego poranka, kiedy to leżałam na trawie i
przyglądałam się chmurom, które płynęły nade mną. Miałam na sobie wtedy
bluzkę na szerokich ramiączkach, dżinsowe spodnie do kolan oraz czarne
trampki. Dzień zapowiadał się jak każdy inny w poprzednich miesiącach:
chwilę posiedziałabym tu, potem tam, poszłabym po coś do picia, może
popływała w jeziorze... Zapomniałam dodać, że aby przerwać musieliśmy
znajdować się w tym ,,bezpiecznym miejscu'' tylko w noc, kiedy mijały
dwa dni pobytu w Naszym Świecie. Resztę mogliśmy spędzać, gdzie chcemy.
Podbiegła
do mnie Kalina z wściekłością wypisaną na twarzy. Zdziwiłam się, bo
zazwyczaj kobieta była łagodna i rzadko kiedy się złościła; chyba że
miała do tego naprawdę dobry powód.
- Masz się stąd wynosić jak najszybciej!- krzyknęła.- Ty i twoi przyjaciele!
- Ale, o co chodzi?- Podniosłam się z ziemi i wbiłam pytający wzrok w kobietę.
-
O to, że nas odkryli!- warknęła, omal nie wybuchając z wściekłości.-
Odkryli nas i to przez was! Teraz Nasz Świat pustoszą wilki, wojownicy i
to wszystko przez was! Wynoście się, sprowadzacie na nas same kłopoty!
Odeszłam kilka kroków do tyłu, lecz Kalina nadal piorunowała mnie wzrokiem.
- To powiedz mi przynajmniej, gdzie są Kayal i Pablo- powiedziałam. Jeśli...jeśli mi powiesz, odejdziemy stąd szybciej.
Przewróciła oczami i odparła:
- W domu.
,,Krótka
i szczera odpowiedź.''- pomyślałam. Nawet nie fatygowałam się, by jej
podziękować. Pobiegłam w stronę willi. Z daleka dobiegały do mnie nikłe
dźwięki walki i wycia. ,,Oni zawsze nas odnajdą''- przemknęło mi przez
myśl.- ,,W każdym miejscu. Jedynym wyjątkiem jest...Szkoła Antaniasza.''
- A niech to- mruknęłam pod nosem.- Pablo zawsze musi mieć racje.
Wpadłam jak burza do budynku, a tam w salonie zastałam Pabla i Kayal'a grających w jakieś gry na konsoli.
- Zbierajcie się, wyjeżdżamy.
Leniwie przenieśli wzrok z ekranu komputera na mnie; nie ruszyli się z miejsca.
- Nie słyszeliście? Idziemy- raz dwa. Spakujcie tylko potrzebne rzeczy.
-
Em, Eser, przecież nie musimy nigdzie iść- odpowiedział Kayal.-
Jesteśmy w Naszym Świecie, halo! Możemy tu spędzić całą wieczność.
-
Czy perspektywa tego, że wilki jakimś cudem przedostały się tutaj i są w
stanie nas dopaść, jakoś motywuje was do wyjazdu?- spytałam.-
Pośpieszcie się!
Chłopcy
przez chwilę siedzieli jeszcze z kamiennymi minami, po czym ze zgodną
co do sekundy synchronizacją zerwali się z kanapy i pobiegli na górę po
swoje rzeczy. Założyłam ręce na piersi i czekałam. Po kilku minutach
byli już na dole.
- Idziemy- westchnęłam.
Wyszliśmy
z domu (prowadziłam) i skierowaliśmy się do lasu. Kayal uparcie
twierdził, że gdzieś w tej zielonej puszczy znajduje się portal, którym
bezpiecznie możemy wrócić do świata śmiertelników. Oczywiście nie
wiedział, do którego państwa ani nawet na który kontynent prowadzi owy
portal, ale zapewniał, że nie wylądujemy na środku oceanu. Pocieszające.
Przedarliśmy
się przez pierwszą linię krzaków i drzew. Spojrzałam za siebie i w
oddali dostrzegłam płomienie i dym, unoszące się z kawiarenki, którą
często odwiedzałam. Niestety, jeśli następnym razem tu trafię (oby w
bardziej sprzyjających okolicznościach) nie będę mogła napić się tego
samego koktajlu truskawkowego...
,,Ciekawe,
czy jeśli wejdzie się przez inne przejście, to trafi się w tą samą czy
inną część Naszego Świata...''- zastanawiałam się. W sumie chciałabym to
sprawdzić, chciałabym jeszcze raz trafić w to miejsce i choć na chwilę
oderwać się od moich problemów. Zauważyłam, że w Naszym Świecie w ogóle
nie miałam problemów z mocami i praktycznie o nich zapomniałam. Nie
mogły mi się nasilać w czasie negatywnych emocji, gdyż to miejsce
wytwarzało taką atmosferę, że po prostu nie dało się nie uśmiechać przez
cały czas.
-
To tutaj- oznajmił Kayal. Zatrzymaliśmy się pośrodku polany usianej
stokrotkami. Z góry spoglądało na nas słońce, ogrzewając tę nieosłoniętą
część lasu swoimi promieniami.
-
Skąd wiesz?- zapytałam rozglądając się wokoło. Według mnie ta polana
wyglądała jak każda inna, lecz może chłopak przeżywając swoje trzecie
życie, postrzega magiczne miejsca trochę inaczej niż ja.
Wzruszył ramionami.
- Po prostu wiem.
- W takim razie znajdź ten portal i przetransportuj nas do śmiertelników- poprosiłam.
- To nie będzie takie łatwe.- Uniósł wskazujący palec w górę.- Ale ja temu podołam.
Zaczął
chodzić po trawie, ostentacyjnie tupiąc. Czołgał się, wąchając
stokrotki. W sumie, spodziewałam się tego, mając na uwadze to, jak za
pierwszym razem szukał przejścia. Usiadłam na trawie, opierając się
plecami o drzewo.
- Mówisz, że wilki wdarły się tutaj?
Uniosłam
wzrok. Nade mną stał Pablo. Zapomniałam, że on też bierze udział w tej
wyprawie, bo...no cóż odkąd powiedział mi, co o mnie myśli, stał się
taki milczący, pogrążony w swoich myślach...To zupełnie nie ten sam
Pablo, którego znałam wcześniej. Kiedyś doczepiał się o wszystko, chciał
wiedzieć wszystko, cały czas gadał i to czasami bez sensu, próbował pomóc...no właśnie, próbował
pomóc. Ale teraz już nie próbuje, nie traci czasu na bezsensowne
rzeczy. ,,A może ja też się zmieniłam?''- zadałam sobie pytanie. ,,Może
teraz inaczej patrzę na świat i nie traktuję wszystkich tak zimno? Może
czymś się przejmuję?''
- Tak powiedziała mi Kalina.- Wzruszyłam ramionami.- Wierzę jej, a poza tym była wściekła i kazała nam się wynosić.
Chłopak
kiwnął głową i przeniósł spojrzenie na Kayal'a. Takie traktowanie przez
Pabla jednocześnie mnie złościło, ale i smuciło; jednak go rozumiałam,
bo wcześniej właśnie ja tak się zachowywałam i pewnie on czuł się
podobnie jak ja.
-
Długo będziesz jeszcze tak siedzieć?- zapytał Kayal. Chłopcy stali
przed ogromnym kręgiem światła, który utworzył się pośrodku polany.
Promieniował biało-niebieskim światłem, a blask unosił się ku górze.
- Już idę.
Podeszłam do nich i razem wkroczyliśmy w portal.
Na
początku poczułam miłe łaskotanie w brzuchu i już myślałam, że ta
podróż będzie przyjemniejsza. No cóż, na przyszłość muszę zapamiętać,
żeby nie cieszyć się za wcześnie.
Wnętrzności
jakby mi się skurczyły, a potem gwałtownie zwiększyły swoją objętość,
prawie rozsadzając mnie od środka. Zgięłam się wpół, a w tym samym
czasie nieznana siła porwała mnie do góry. Unosiłam się zaledwie kilka
sekund, a potem poczułam grunt po stopami. Dziwne uczucie pomieszane z
bólem, które wypełniało mnie od środka- zniknęło. Poczułam zimny,
kąsający wiatr na mojej skórze. Rozejrzałam się wokoło. Staliśmy na
równinie pokrytej gruba warstwą śniegu. W zasięgu wzroku widziałam tylko
biały puch- nic więcej; żadnych budynków, dróg, miasta...
Pustkowie.
No i nie wylądowaliśmy na oceanie.
Śnieg
wokół nas wirował, osiadając na skórze, ubraniach i włosach. Z
przerażeniem uświadomiłam sobie, że stoję w środku zimy, w miejscu,
gdzie nie ma żadnych sklepów, w krótkich spodenkach i bluzce na
ramiączkach. A co więcej, nie było mi zimno; czułam tylko lekkie
mrowienie po teleportacji i nieznaczny chłód w okolicy kostek (stałam
prawie po kolana w śniegu!).
Ogarnęłam
jeszcze raz wzrokiem przestrzeń wokół siebie i dostrzegłam nikłą
sylwetkę człowieka; ruszyłam w tamtą stronę, brnąc przez śnieg.
Zastanawiałam się, co w ogóle zrobimy w takiej zamieci, nie wiedząc
nawet w jakiej części świata jesteśmy. Miejmy nadzieję, że chłopcy coś
wymyślą.
Kiedy
wreszcie doszłam do nich, zawzięcie dyskutowali, krzycząc do siebie, co
i tak nie dawało zamierzonego efektu. Pablo na migi pokazywał, abyśmy
poszli na północ (południe, wschód lub zachód, kto by tam wiedział),
jednak Kayal jakby nie bardzo ogarniał o co chodzi, cały czas tylko
wzruszał ramionami i kręcił głową. W końcu jakimś cudem udało nam się
obrać jakikolwiek kierunek i zaczęliśmy iść. Nie było to łatwe, gdyż po
pierwsze: miałam niezbyt dobre buty do wędrówek po śniegu, po drugie:
wiatr cały czas dmuchał nam w twarz i po trzecie: pod nową warstwą
białego puchu znajdował się stary lód, który w najmniej odpowiednim
momencie pękał i człowiek zapadał się po pas. Po kilku minutach
uciążliwego marszu niedaleko przed nami zauważyłam średniej wielkości
kształt. Pomyślałam wtedy:,,Może to jakiś krzak albo skała! Może to
znak, że jesteśmy w pobliżu cywilizacji!''. Okazało się, że jest to coś
zupełnie innego.
Kształt
powoli nabierał ostrzejszych rysów. Podeszliśmy jeszcze bliżej i
stwierdziłam, iż to był błąd. Zorientowałam się, co stoi przed nami.
Śnieżnobiały wilk wpatrywał się we mnie czarnymi jak węgiel oczami.
-
Nie ruszajcie się, spokojnie.- Głos Pabla zabrzmiał wyjątkowo głośno.
Tak jakby cała wichura umilkła, a świat składał się tylko ze mnie i tego
wilka. Był niesamowity; zupełnie inny od watahy Lyx'a: dostojny,
majestatyczny i łagodny, a to wszystko dało się wyczytać z jego oczu i
postawy. Futro idealnie się układało i błyszczało w miejscach, gdzie
docierały do niego nikłe promyki słońca. Uszy były postawione jakby
czegoś nasłuchiwał, ale oczy...One wyróżniały to zwierzę spośród innych.
Czarne niczym noc, niczym węgiel...wyglądały tak, jakby właśnie w nich
skrywała się cała osobowość i charakter wilka. Nie wydawało mi się, że
mógłby być naszym wrogiem, a wręcz byłam tego pewna. Kątem oka
zauważyłam, że Pablo wyciąga sztylet i zbliża się ku zwierzęciu.
Instynktownie wyciągnęłam rękę i powstrzymałam chłopaka; ten spojrzał na
mnie pytająco, lecz nic nie powiedział. Dalej nie spuszczałam wzroku z
wilka, a on ze mnie. Wpatrywaliśmy się w siebie, a ja czułam, że nie
potrafię tego zakończyć, że mogłabym godzinami przyglądać się mu i nie
robić nic poza tym. Zdawało mi się, że zwierzę swoim spojrzeniem chce
przekazać mi:,,Chodźcie ze mną.''
I jakby na potwierdzenie tego urwał kontakt wzrokowy ze mną i przeszedł kilka kroków.
- Chodźmy za nim- zwróciłam się do chłopaków.
-
Ee...jesteś pewna, że to dobry pomysł?- Kayal uniósł brwi. Szczękał
zębami i trząsł się z zimna, ale jednak nie cieszyła go perspektywa
pójścia za wilkiem i być może znalezienia jakiegoś schronienia.
- Jestem pewna- potwierdziłam.- Chodźcie.
Nadnaturalny
wzruszył ramionami, jednak Pablo miał nietęgą minę. Rozumiem, że mógł
mi ni zaufać, ale wkrótce możliwość uwolnienia się choć na chwilę od
śnieżycy wzięła nad nim górę.
Ruszyliśmy-
wilk, ja, Kayal i na końcu Pablo. Kiedy tak szliśmy czułam, że wiatr
wokół nas jest mniejszy, a płatki śniegu omijają nas szerokim łukiem.
Całą drogę skupiałam swoją uwagę na zwierzęciu kroczącym przede mną i
ani się spostrzegłam, a staliśmy przed jaskinią. Wkroczyliśmy do środka i
zastaliśmy tam tuż przy wejściu stosik suchych gałązek, jakby
przygotowanych dla nas, żebyśmy rozpalili ognisko i się ogrzali. Weszłam
w głąb groty i usiadłam na ziemi. Pablo i Kayal znieśli chrust dalej od
wejścia i wzięli się za rozpalenie ogniska; jedynym problemem był tylko
ogień.
-
Mogę stworzyć iluzję- zaproponował Kayal.- Tylko wytrzyma ona zaledwie
kilka godzin i nie będzie dawać tyle samo ciepła co zwykły ogień.
- Zawsze coś- mruknęłam.
Kilkadziesiąt
następnych minut ogrzewaliśmy się przy iluzji ogniska. Wilk, po tym jak
doprowadził nas do jaskini, zaszył się gdzieś na jej końcu i nie dawał
znaków życia. Postanowiłam zapuścić się dalej w głąb groty i sprawdzić,
co z nim.
Skrył
się bardzo dobrze; leżał przy samej ścianie w zagłębieniu, który
tworzył zakręt. Niepewnie podeszłam bliżej. Wilk schował głowę między
łapami, oczy miał zamknięte. Zrobiłam krok w jego stronę, niechcący
trącając kamyk, który potoczył się kilka centymetrów; dźwięk rozniósł
się echem po jaskini.
W
mgnieniu oka zwierzę podniosło głowę, nastawiło uszy i zauważyło mnie.
Znów zatraciłam się tych czarnych oczach, które przewiercały mnie na
wylot i zdawało się, że widziały wszystkie moje myśli. Miałam
przeczucie, że wilk mówi:,, Po co tu przyszłaś?''Chyba, że to nie było
przeczucie: ten głos naprawdę rozbrzmiewał gdzieś w zakamarkach mojego
umysłu.
- Esper, idziesz?- dobiegł mnie głos Kayala, zwielokrotniony przez echo.- Masz ochotę na kanapkę, czy coś...?
-
Jasne, idę- odpowiedziałam, wiedząc, że on raczej tego nie usłyszy.-
Em...no to pa- zwróciłam się do wilka (czy ja wariuję? Słyszę głosy,
gadam do zwierząt...).
Chłopcy
siedzieli przy prowizorycznym ognisku, Pablo grzebał w plecaku. Kiedy
mnie zauważył, wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał kanapkę,
opakowaną w biały papier. Odebrałam od niego jedzenie i usiadłam pod
ścianą jaskini, opierając się o nią plecami.
- Wiesz, przydałoby się dowiedzieć skądś, gdzie jesteśmy- powiedział Pablo.
- Masz rację, tylko skąd?- zapytał Kayal z ustami pełnymi chleba.- Przecież jesteśmy na totalnym pustkowiu.
Przyszła
mi do głowy pewna myśl:,,Może ten wilk nas poprowadzi? Skoro już
znalazł nam tą przytulną jaskinię, może jest w stanie odnaleźć również
Szkołę Antaniasza.''
-
Słuchajcie, a może...- zaczęłam, chcąc przedstawić im swój pomysł, ale
zamilkłam, gdyż chłopcy wpatrywali się we mnie z szeroko otwartymi
oczami.- Co?
- Chciałaś żeby tu przyszedł?- spytał prawie bezgłośnie Pablo.
- Ale kto?- zdziwiłam się.
Chłopak
poruszył lekko głową, wskazując coś na lewo ode mnie. Odwróciłam się.
Na granicy blasku padającego od ogniska stał ten majestatyczny biały
wilk. Przed nim, na leciutkiej warstwie piasku leżącego na ziemi, było
wypisane słowo:,,Mogę''.
- O co chodzi?- Głos Kayal'a przerwał ciszę.
- M-myślę...- zająknęłam się.- Myślę, że on może zaprowadzić nas do Szkoły Antaniasza.
Spojrzałam w mroczne oczy zwierzęcia. Wydawało mi się, że jakby się uśmiecha, a w moim umyśle rozbrzmiał głos:,,Zgadza się.''
Fajne, ale... "Eser" - nietrzeźwy Kayal czy błąd? :D
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie odpowiedzieć za Enough: to jest błąd, Sagi ;)
Usuń(choć pisząc to jeszcze się śmieje z twojego komentarza.) ;D :P
Taa to zdecydowanie błąd, chociaż...nie, jednak błąd ;)
UsuńTak myślałem ale wolałem się upewnić ;)
UsuńOoo... papa Kraino. Esper, zdecydowanie przynosisz pecha :D
OdpowiedzUsuńRany, tyle miesięcy, a ci się jeszcze nie pogodzili! (o).(o)
Jeju... ten wilk! Trochę mnie zszokował. Z pewnością jest dobry, w końcu może im pomóc, czyż nie? No i ta więź z Esper...
Nie spodziewałabym się takiej akcji po przygodach związanych z wędrówką do odszukania szkoły Antaniasza! c; z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej mnie zadziwiasz! To zdecydowanie plus ;3
Niestety........... odkryłam, że mi się rozdziały do czytania kończą *wiem, genius* więc... ja Ci radzę ruszyć tyłek i wziąć się za 13, bo jak skończę, to będę czekać! A skończę zaraz, bo....
Lecę czytać kolejny! ;3