Abdul Gaffar, znany również jako Husam, siedział na ławce, garbiąc się lekko. Wzrok miał utkwiony w nieokreślonym punkcie korony jednego z rosnących w parku drzew. Nie był ubrany jakoś specjalnie – szara bluza z kapturem, granatowe bojówki, stare, nieco zniszczone trampki… Wyglądem nie wyróżniał się spośród wszystkich ludzi znajdujących się w parku. Coś jednak sprawiało, że wszyscy unikali zbliżania się do niego. Może były to zwierzęce rysy jego twarzy; może był to przenikliwy wzrok, potrafiący przeszyć na wylot każdego, kto stanął w jego zasięgu; może była to towarzysząca mu aura tajemniczości…
Miał on proste, długie, ciemne włosy. Jego oczy były dość małe, czarne tęczówki otoczone były cienką, żółtą obwódką. Usta miał blade i wąskie, tak że prawie nie było ich widać. Zbyt duże ubranie maskowało jego posturę, można jednak było wnioskować, że jest chudy i wysoki.
Coś w koronie drzewa poruszyło się i spomiędzy liści wystawił głowę sęp. Rozejrzał się po okolicy, najwyraźniej szukając czegoś.
Albo kogoś.
Husam wstał, przyglądając się uważnie ptakowi. Wystawił rękę, jak sokolnicy, przywołujący swego ptaka. Sęp wydał z siebie syczący odgłos, po czym wygrzebał się z gałęzi i wystartował. Zatoczył w powietrzu szerokie koło, po czym usiadł posłusznie na ramieniu człowieka.
Jesteś, Mahmud – rzekł Husam w myślach. Nie doczekał się odpowiedzi, ptak jedynie spojrzał na niego swym nieprzeniknionym wzrokiem. – Obraziłeś się – stwierdził mężczyzna. – Jak chcesz.
Husam ruszył ścieżką prowadzącą przez park, a temperatura w jego ciele rosła.
*
- Kim on jest? – spytała Nicole, wskazując głową siedzącego pod drzewem człowieka, którego widziała po raz pierwszy w życiu.- Nie mam pojęcia – odparł Hans, kręcąc głową. Pomiędzy jego palcami przemykały się drobne płomyczki, kiedy obserwował nieznajomego.
- Pójdę go zapytać – zdecydowała nagle dziewczyna, co było u niej wcześniej niespotykane: taka nagła decyzja.
- Nie, Nicole! – syknął Hans. – Czekaj...!
Ale dziewczyny już nie było. W kilku susach dopadła nieznajomego i stanęła przed nim, nieco bezczelnie przekazując tym działaniem, że chce z nim porozmawiać.
- Hej – zagadnęła wesoło. – Nazywam się Nicole. Jesteś tu nowy, prawda? Jak się nazywasz?
Mężczyzna powoli przeniósł na nią swoje spojrzenie, nieco zaskoczony tak nagłym wyrwaniem z zamyślenia.
- Nie – odparł niespiesznie. – Byłem tu na długo przed tobą, Nicole, i opuściłem to miejsce, zanim się urodziłaś. Wróciłem po latach, by odwiedzić starego druha, Antaniasza. Nazywam się Abdul Gaffar, ale możesz mi mówić Husam. Tak jest krócej.
- Jesteś Arabem? – spytała zaskoczona dziewczyna.
- Nie. Nie wiem, skąd pochodzę. Imię nadałem sobie sam, na cześć Beduina, który mnie znalazł… A raczej, którego ja znalazłem…
*
Abdul Gaffar prowadził swego dromadera wąskim wąwozem wśród skał; zwierze objuczone było całym dobytkiem starego mężczyzny. Arab ubrany był w długą, białą szatę, na głowie miał turban związany z beżowej chusty.Nagle, ciszę wciąż jeszcze skwarnego wieczoru przerwał przeciągły, straszny ryk. Wielbłąd wierzgnął dziko – co w jego podeszłym wieku zdarzało się bardzo rzadko – tak, że mężczyźnie ledwo udało się go uspokoić.
Zza zakrętu, znajdującego się przed wędrowcem, wyłonił się sporych rozmiarów lew, niespiesznie kierując się w stronę łatwej zdobyczy. Gdy mężczyzna spojrzał za siebie, ujrzał drugie zwierzę, również zmierzające w jego stronę. Zrozumiał, że dla niego nie ma wyjścia z tego wąwozu.
Pierwszy z lwów przyspieszył i skoczył, wyciągając w tym skoku całe swe imponującej długości ciało. Jego wysunięte łapy o obnażonych pazurach już sięgały mężczyzny, w którego oczach nie było widać strachu – bez słowa skargi przyjmował swój smutny los, którego koniec właśnie miał nastąpić. I właśnie wtedy, kiedy pogodził się już z perspektywą śmierci, coś wystrzeliło zza skały i zderzyło się z lwem w locie. Oba stworzenia uderzyły w ścianę wąwozu i upadły na ziemię. Lew wydał z siebie wściekłe warknięcie, zamachując się łapą na drugą istotę. Lecz ta wydała z siebie dziwny, nieokreślony dźwięk, osadzając lwa na miejscu. Widząc, że zwierzę już się nie rzuca, istota odwróciła się do mężczyzny…
Był to kilkuletni chłopiec.
*
- Czy dobrze rozumiem – przerwała mu Nicole – że wychowałeś się na pustyni?Husam przeniósł na nią swój nieobecny wzrok, który powoli wracał do obecności.
- Tak naprawdę to nie… Na sawannie.
- Aha…
Zapadła cisza, która trwała dłuższą chwilę. Nicole patrzyła z zafascynowaniem na Husama, który z kolei zapatrzony był w odległy punkt na horyzoncie. Dało się słyszeć skrzek krążącego po niebie Mahmuda, który wciąż obrażony na przyjaciela, nie miał zamiaru powrócić na ziemię.
- Interesuje cię to w ogóle? – spytał Hussam, przerywając milczenie. – Moja historia…
- Tak – zapewniła prędko Nicole. – Powiedz, masz żonę?
Na to pytanie Abdul Gaffar spochmurniał. Próbował ukryć swój smutek. Nieudolnie. Jego twarz wyraźnie wykrzywiła się z bólu, zmieniając prawie nie do poznania; oczy, zaszedłszy łzami, stały się szkliste i nienaturalnie wilgotne.
Dziewczyna zrozumiała, że był to temat bolesny dla nowopoznanego mężczyzny, jednak było już za późno i nie zdążyła zmienić tematu, nim padła odpowiedź.
- Nie, ale miałem… Kiedyś, dawno temu.
- Jakim żywiołem władasz? – Nicole starała się jak najszybciej odejść od poruszonego przed chwilą tematu.
- Ogniem – odparł Husam, a jego twarz powoli powracała do stanu sprzed pytania o żonę. – A ty?
- Ziemią… - dziewczyna zamyśliła się na chwilę. –Opowiesz mi coś jeszcze o sobie? – poprosiła.
Mężczyzna zamyślił się, przymykając lekko oczy. Siedział tak dłuższą chwilę, Nicole pomyślała więc, że zasnął. Kiedy już miała wstać i odejść, Husam odezwał się.
- Przypominasz sobie może historię z polowaniem na czarownice? Byłem tam w centrum zawieruchy… Byłem jedyną prawdziwą czarownicą. Mogę ci o tym opowiedzieć, ale nie będzie to zbyt porywająca opowieść…
*
Husam przylgnął do ściany domu. Ulicą przebiegł tłumek wściekłych wieśniaków z widłami i pochodniami, wykrzykując coś w niebogłosy. Polowali na niego. Polowali na Nadnaturalnych. I na tych, których za Nadnaturalnych uważali.Oddech miał przyspieszony, poziom adrenaliny we krwi podwyższony. Musiał uciekać. Ale dokąd? Nie było żadnej drogi, żadnego wyjścia. Mógłby użyć zaklęć – zatrzymać czas, teleportować się gdzieś. Mógłby, gdyby miał się i równowagę. W tej chwili był zmęczony kilkugodzinną ucieczką i wytrącony z równowagi przez ścigające go psy i wieśniaków.
Przez chwilę opierał się plecami o ścianę, głowę odchylił w tył. Próbował uspokoić oddech, opanować rozbiegane myśli. Nie przyszło mu to łatwo; krzyki posądzonych o Nadnaturalność w żaden sposób nie pomagały mu w tym.
Kropla potu spłynęła mu po czole. Całe ciało miał rozgrzane, ogień płonął w nim, trawiąc trzewia, a jednocześnie pobudzając do działania, jednak w tej chwili nie był gotów by wybuchnąć i spalić tych wszystkich, czyhających nań ludzi; dokonać zemsty za siebie, za ojca, za… Za nią. Nienawiść eksplodowała w jego wnętrzu, w oczach zapaliły się groźne iskierki, na twarzy zagościła chęć mordu. To przez nich, przez takich jak oni, ona… A on nie mógł jej pomóc. Chciał krzyczeć, wyć, dać upust zżerającemu go uczuciu.
Ale powstrzymał się. W tym mieście są też niewinne kobiety, dzieci, starcy… Niewinni ludzie, którzy nie powinni płacić za zbrodnie innych. Husam nie był złym człowiekiem. Był postrzegany jako zły człowiek, ścigany. Polowano na niego za to...
Za to, że był inny.
Takich jak on tępiono. Tępiono skutecznie. Wyplewiano. Mordowano. Torturowano i przeprowa-dzano na nich eksperymenty. Dlatego, że byli inni. Ludzie każdych czasów nie tolerują inności. Odmienności. Nie rozumieją i boją się jej. Nie dostrzegają jej dobrych stron, widzą tylko złe. Chcą, by wszystko było takie samo, do bólu przewidywalne. Żeby nie było żadnych różnic. Jedni niszczą fizycznie – zabijają. Inni psychicznie, odrzucając od siebie wyróżniających się czymś albo innych; odcinają się od nich, dążąc do tego, by sami się wykończyli.
Husam zacisnął pięści, paznokcie boleśnie wbiły mu się w skórę dłoni. Przez chwilę stał tak walcząc ze sobą, po czym uspokoił się, wyciszył płonącą w nim nienawiść. Wiedział, że zabicie choćby i tysięcy ludzi nie przywróci mu ani ojca, ani jej.
Gdy tak stał, tłumiąc w sobie chęć mordu, po dłoniach przebiegały mu cienkie płomyczki, liżąc rękawy koszuli i włosy na rękach. Oddychał powoli, łagodząc gniew i uspokajając nerwy.
Gdy był już wystarczająco spokojny, powoli wyprostował się i rozejrzał dookoła, gdyż myślał już dość jasno, by wymyślić jakiś plan opuszczenia miasta. Ujrzał oparte o ścianę domu widły. Podniósł je i wybiegł zza węgła, wykrzykując różne niezrozumiałe, a groźnie brzmiące rzeczy. Przeszedł ulicami miasta, wokół biegali chaotycznie inni mieszkańcy; co chwilę rozbrzmiewał się nowy krzyk.
Ale Husam już tego nie słyszał. Pogrążył się we własnych myślach, uciekł od tego wszystkiego, co działo się dookoła. Skrył się w sobie, z dala od wszystkich pragnących jego śmierci ludzi. Myślał o swoim ojcu. Bardzo mu go brakowało i bardzo za nim tęsknił, chociaż minęło już wiele wieków… I myślał też o niej. Bez niej jego życie straciło sens, było puste, niepełne; nie było tym, czym powinno. Było niczym okręt bez steru lub żaglowiec bez żagli… Kiedy jej zabrakło, zgubił drogę. Zatrzymał się w miejscu, bez nadziei na to, że życie może mu jeszcze coś zaoferować. Zrozumiał, że to, co kiedyś wydało mu się hojnym darem, w rzeczywistości było przekleństwem.
Od tego czasu minęło już jednak dużo czasu i zdążył otrząsnąć się po tym na tyle, na ile mógł; pozbierać swoje życie do kupy, na nowo złożyć rozsypane części układanki, jaką jest życie. Pozbierał się, wstał.
Chociaż już nigdy do końca się nie wyprostuje.
Wyszedł za miasto, uciekł przed rozjuszonym tłumem. Wszedł na niewysokie, porośnięte lasem wzgórze. Uszedłszy kilkanaście metrów w górę, spojrzał za siebie. Widział łunę ognia, pożaru, trawiącego miasto. Widział płomienie pochodni, które rozwścieczeni ludzie targali ze sobą; widział ognie pochodzące z płonących stosów. Słyszał wrzaski porywanych z domów kobiet i dzieci, krzyki mężczyzn, stających w obronie mordowanych rodzin.
I zrozumiał, że dla tego miasta nie ma już ratunku.
Stosy płonęły, niewinni ludzie smażyli się w płomieniach, pochodnie świeciły w ciemności złowrogim, żółtym światłem… Ten obraz pozostał mu w pamięci do końca życia.
Płomienie strzeliły w górę, ogniem zajęły się chaty, chałupy, domy… Spichlerze, składy, stajnie, obory… Pałac gubernatora… Wszystko płonęło.
*
Husam przerwał opowieść, znów ogarnięty melancholijnym nastrojem. Patrzył w przestrzeń, oczy błyszczały w południowym słońcu.- I co dalej? – spytała Nicole, nie mogąc wytrzymać milczenia.
- Co dalej? – powtórzył niczym echo. – Dalej… Zamieszkałem w innym mieście i na nowo ułożyłem sobie życie – zamilkł, obserwując uważnie zachowanie sępa. Po chwili wstał, przeciągnął się. – Mahmud mówi, że Antaniasz wrócił, a więc pora na mnie. Do zobaczenia – Husam uśmiechnął się do dziewczyny, po czym odwrócił się i odszedł.
Nicole długo patrzyła za nim, aż zniknął jej z oczu.
- Pa – odparła w końcu smutno, chociaż mężczyzna nie mógł już jej usłyszeć.
Nareszcie!!! :D
OdpowiedzUsuńFajny pomysł, spodobało mi się twoje opowiadanie. Jest ciekawe i osnute pociągającą mgiełką tajemniczości. Przyjemna lektura.
Nie mam się, oczywiście do czego doczepić (czy to opko musi być takie idealne?), nie czytałam tego nawet pod względem sprawdzanie błędów, choć przyznam szczerze, że z początku się troszeczkę pogubiłam i jedno zdanie było dla mnie niezrozumiałe, ale teraz gdy piszę ten koment jest 24:03, więc po całym dniu mogę już pomału nie kontaktować i nie ogarniać banalnych rzeczy (biorąc pod uwagę to, że jestem mega zmęczona, nie tylko fizycznie, lecz i psychicznie, a przed południem byłam już po dwóch kawach...). Z resztą co ja cię mogę oceniać, tak czy siak, jesteś o wiele bardziej doświadczonym pisarzem, niż ja, więc nie powinnam się w ogóle odzywać :)
Ależ odzywaj się, odzywaj :D którego zdania nie zrozumiałaś?
UsuńNie, nie, już wszystko jest okej :)
UsuńPrzeczytałam sobie to dzisiaj jeszcze raz i wszystko mi się wyjaśniło. Mam nauczkę, żeby nie czytać opowiadań po nocach, ale jak zobaczyłam, że Enough to wrzuciła, musiałam od razu przeczytać, bo ciekawość nie dałaby mi zasnąć ;)
:) Serio Ci się podobało?
UsuńPewnie, że mi się podobało! (Czy na początku mojego pierwszego komentarza tego nie napisałam?) Jestem mało przekonująca? ;P :D
UsuńWolę się upewnić ;) dziękuję
UsuńNie ma za co :) Fajnie poczytać czasem czyjeś opowiadania, tak oderwać się od lektur, które narzuca szkoła :D
UsuńŻeby chociaż jakieś fajne... :D
UsuńSagi, zrozum, twoje opowiadanie na serio mi się podoba! :D
Usuń(Sugerujesz, że nadal jestem mało wiarygodna, czy po prostu lubisz, jak ktoś ci natrętnie schlebia?) :P :*
To drugie :P
Usuń