Hej, to kolejny długawy rozdział, ale uprzedzam, że z powodu powrotu do szkoły częstotliwość publikowania kolejnych nie będzie tak systematyczna i regularna.
Jednak rozdział 8 dedykuje Esper (bądź Enough, jak ktoś woli), która jest autorką tekstu piosenki mojej bohaterki, widniejącego w tym właśnie rozdziale. ;*
__________________________
Nie spodziewałam się, że tak będzie wyglądać szkoła Antaniasza. Ciężko opisać to miejsce. Naprawdę nie potrafię znaleźć słów. To jest istny raj!
Na początku Clov przeprowadziła nas
przez rajski ogród. Nigdy nie powiedziałbym, że takie egzotyczne rośliny mogą
rosnąć gdzieś wśród tych kalifornijskich wzgórz. Serio! Tego dnia dane nam było
oglądać mnóstwo najróżniejszych kwiatów, chełpiących się swoim różnorodnym
kształtem i kolorem. Między nimi latały motyle. Ścieżki, którymi się
przemieszczaliśmy były misternie ułożone z kamieni lub pościnanych drzewnych
słoi. Każdy chodnik obsadzony był rabatami, kuszącymi wieloma zmysłowymi
zapachami. Wszędzie rosły bujne, wysokie drzewa, których gatunku nie byłam w
stanie określić. Widzieliśmy również mały wodospad i altankę nad jeziorkiem,
która w szczególności przypadła mi do gustu. Wszystko to było urządzone w
japońskim stylu, bo jak się z Elliotem dowiedzieliśmy Antaniasz miał właśnie
takie korzenie. Z opisu Clov wnioskuję, iż jest to niski, marnej postury, łysawy,
brodaty staruszek, o pomarszczonej twarzy i wielkiej mocy. Tak jak uczniowie
jest Nadnaturalny, a swego czasu był ulubieńcem Angelo, z resztą wkrótce miała
go poznać.
Potem dziewczynka zaprowadziła nas do
Uczniowskiego Domu dla adeptów. Po drodze pokazała nam śmieszny malutki domek,
w którym urzędował sam Antaniasz, żeby się tam dostać trzeba było przejść na
drugą stronę strumyka wypływającego z jeziorka, przez czerwony mostek. Jednak
nie zatrzymaliśmy się przy nim na długo, Clov twierdziła, że obejrzę go całego
jeszcze niejednokrotnie. Zadziwiał mnie entuzjastyczny sposób w jaki wszystko
nam przedstawiała, zważając na to, że była rówieśniczką Elliota. Choć byłyśmy,
jak ogień i woda- dosłownie- polubiłam tą dziewczynkę, choć budziła we mnie niezrozumiały strach. Co gorsza Elliot też za
nią przepadał, co zmartwiło mnie w pewnym sensie...W każdym razie pokazała nam
nasz nowy dom. Był to długi budynek w białym kolorze, obity deskami, które
pasowały do brązowego dachu. Miał jedno wejście, lecz w środku dzielił się na
dwie części jedna dla facetów, druga dla dziewczyn. W sumie był to po prostu
długi korytarz, na którego końcu znajdowały się łazienki, usiany drzwiami do
pokoi, lewa była dla chłopaków, prawa dla dziewczyn. Dostałam pokój naprzeciwko
Elliota, a sąsiadujący z Clov. Było tu mnóstwo wolnych pokoi czekających aż
ktoś w nich w końcu zamieszka. Pokój był wstępnie urządzony, pod oknem stało
dosyć duże, jak się okazało, strasznie wygodne łóżko. Miałam też biurko kilka
półek oraz szafek, w których ku mojemu zdumieniu było pełno ciuchów, butów,
kosmetyków, o dziwo w moim stylu. Czyli Antaniasz zadbał o wszystko. Pokój będę
mogła przystroić sobie, jak będę chciała, był duży i zostało w nim sporo
wolnego miejsca. Na jednej z półek znalazłam laptopa! Chciało mi się krzyczeć z
radości! Tu jest cudownie!!! Chyba nic lepszego nie przytrafiło mi się w życiu.
Zostawiłam swój skromny dobytek, który taszczyłam ze sobą jeszcze odkąd
opuściłam ciotkę i wyszłam na korytarz, gdzie czekała Clov z Elliotem. Mój brat
także został zaopatrzony w ubrania i tym podobne oraz najlepsze cuda techniki.
Wyszliśmy na zewnątrz. Koło
Uczniowskiego Domu przepływał brud rzeczki, a za nim rozpościerała się skalna
ściana, dalej był las i granice naszego Ośrodka. Nikt nigdy się tam nie
zapuszczał, ale wśród adeptów krążyła legenda o tajnym przejściu do Naszego
Świata, a ja zawsze marzyłam o tym, żeby odwiedzić to miejsce.
Poszliśmy dalej, do budynku
treningowego. Nie widziałam jego wnętrza, ale będę miała mnóstwo okazji, żeby
obejrzeć je dokładnie. Wiem tylko, że jego wnętrze dzieliło się na sale
treningowe, w których szlifuje się moce i pomieszczenia naukowe, gdzie odbywają
się normalne lekcje, jak w każdej szkole. Za budynkiem treningowym była, hm,
jak to określiła Clov- arena. Co jakiś czas urządza się tu zawody, a i
nowicjusze po sześciomiesięcznym okresie wstępnym poddawani są tam próbą, a
dopiero po pomyślnym ich przejściu stają się pełnoprawnymi uczniami. Uf…
Dopiero za pół roku stanę tam i zrobię wszystko, by zaliczyć test, a mam
nadzieję do tego czasu już się czegoś nauczyć. Martwię się tylko o Elliota. Jak
on przejdzie próbę? Angelo twierdził, że będziemy musieli współpracować. Ale…
sama nie wiem. Mamy sześć miesięcy, wszystko zobaczymy w swoim czasie. Mam
nadzieję…
Budynek treningowy z zewnątrz wyglądał dosyć
przyjemnie. Miał białe ściany, porastały go wkoło fikuśne drzewka bonzai. A
prowadziła tam szeroka droga wiodąca prosto z Uczniowskiego Domu.
Nogi mi odpadały od ciągłego krążenia
po Ośrodku, który miał kształt elipsy i zaczynało zmierzchać, słońce powoli
znikało za linią lasu, który okalał cały teren. Clov pokazała nam jeszcze
jadalnie, a żeby do niej dojść musieliśmy przeprawić się przez wiśniowy sad. To
miejsce zrobiło na mnie największe wrażenie. Rzędy ogromnych kwitnących na
różowo wiśni, a między kwiatami pełno dojrzałych owoców. Mega! A ten nęcący
zapach! Piękne miejsce, od razu je pokochałam. Mieszkają tu magiczne ptaki,
zbierające owoce, które wiszą na drzewach przez cały rok, a za pieniądze
uzyskane z ich sprzedaży Antaniasz gwarantuje nam wszystkie udogodnienia. Stół
w jadalni również zastawiany jest w magiczny sposób przez ptaki, które
przylatują tam z sadu i wszystko przygotowują. Nie mam pojęci jak to możliwe,
ale skoro tak jest nie zamierzałam się kłócić. Podobno ptaki żywią się
resztkami, które my zostawimy.
- Fuj!- wysłał mi na tą wiadomość Elliot.
Zachichotałam w odpowiedzi.
Lexi i Haru zwiedzały wszystko nie
odstępując nas na krok. Obydwie zdawały się bardzo zainteresowane tym miejscem,
wszystko obwąchiwały i w ogóle…
- A Clov ma towarzysza?-
zapytała mnie niespodziewanie, w myślach wilczyca. Nie odezwała się przez całą
drogę.
- Nie wiem-
odesłałam jej, wpatrując się w kolejną ścianę lasu. Gdzieś tam jest portal, a
ja miałam niezmierną ochotę go poszukać…
- Nawet nie
myśl- skarciła mnie Lexi.
- O czym?-
przesłałam jej lekko zawstydzona. Przyłapała mnie.
- O
eksplorowaniu lasu, rzecz jasna- zaszczekała tym swoim rozsądnym tonem.
- Dobra, dobra-
odpowiedziałam jej milcząco.- Już nie myślę, ale wiesz jak bardzo chciałam
zobaczyć to miejsce.
- Wiem aż za
dobrze- warknęła, ale nie było w tym złości.- Zapytaj Clov o towarzysza.
- Okej.
- Clov, masz
towarzysza?- zwróciłam się już na głos do dziewczynki, która właśnie pokazywała
Elliotowi jakąś dziwaczną roślinę.- W sensie magiczne zwierzę, takie jak moja
Lexi, czy Haru?
- Tak- odparła
z uśmiechem.- Mam konia o imieniu Kadiliman, czyli „ciemność”
po filipińsku. Nazwałam go tak ze względu na okoliczności, w których się
związaliśmy… i ze względu na kolor jego oczu.
- Konia?!- zdumieliśmy się obydwoje.
- Tak, magicznego- potwierdziła chichocząc.- Chcecie to mogę go wam
pokazać, jest w stajni, którą i tak mieliśmy odwiedzić. Wiem, późno już, pewnie
chcielibyście pójść spać, ale to ostatni punkt naszej przechadzki.
- Skądże!- zaoponował Elliot.- Bardzo chętnie z tobą pójdziemy,
prawda Lorren?
- J-jasne- zająknęłam się pod presją jego szarych oczu wpatrzonych
prosto we mnie.
Wróciliśmy przez sad,
a ja nadal nie mogłam się nadziwić. Wszystkiemu. Ogromowi całej placówki,
ogrodom, budynkom, choć nie wszystkie zwiedziłam dokładnie. No wszystkiemu! Ale
las i jego tajemnice nie dawały mi spokoju. Jak mam wytrzymać kilka lat, bo tak
wnioskuje z opowieści, że szkolenie trawa wiele miesięcy, skoro już pierwszego
dnia ciągnie mnie do sprawdzenia prawdziwości przejścia!
Z powrotem
kroczyliśmy przez fantastyczny ogród, a ja uświadomiłam sobie, że jest już
ciemno, wokół mnie lata kilka świetlików, a przez cały dzień nie widziałam
chłopaków. I właśnie wtedy dotarł do mnie śliczny dźwięk, jednak jego melodia
była przygnębiająca i… zobaczyłam Tony’ ego, siedzącego samotnie w altance nad
jeziorkiem. To wszystko wyjaśniało. Obok niego leżała gitara. Sam zaś wgapiał
się w nieokreślony punkt w oddali grając na harmonijce. Ogarnęła mnie
nieodparta chęć, żeby do niego podejść i zagadać. Chciałam porozmawiać z tym
gościem. Bardzo mnie zainteresował. I był muzykiem!!! Nie mogłam go rozgryźć-
no, bo jak można być ponurym wesołkiem w jednym, co? Miał poczucie humoru,
jakie cenie u ludzi, bo mało kto potrafi mnie rozweselić, ale był też taki
poważny. Miałam nadzieję, że gdy lepiej go poznam, lepiej też go zrozumiem. W
sumie o nim wiedziałam najmniej. Andy’ ego poznałam w pewnym stopniu i nie chcę
jak na razie poznawać go lepiej: wiem skąd jest, co potrafi, wiem, że nie mam z
nim szans w otwartym starciu. Clov tak samo: wiem gdzie się wychowała, poznałam
jej umiejętności (włada ogniem, co raczej mnie nie przyciąga) mówi po
filipińsku, w pewnym stopniu znam jej charakter, wiem, że w przyszłości
chciałaby zostać reżyserką, ale również ma zamiłowanie do sztuki plastycznej. A Tony? Ponury
muzyk mający niezłe poczucie humoru i riposty, wiążący swoje moce z ziemią.
Dużo prawda? Ten króciutki bilans właśnie powstał w mojej głowie, w przeciągu
kilku sekund.
- Idźcie dalej beze mnie- poprosiłam podejmując decyzję.
- Dlaczego?- zdziwił
się Elliot.
- Lorren, co jest?- szczeknęła Lexi w mojej głowie.
- Wiecie, co, ja…-
No, jak miałam to powiedzieć. Nie wiedząc czemu się zestresowałam.
Spojrzałam nerwowo w stronę altanki. Chłopak przestał grać, ewidentnie
zainteresowany tym dlaczego stoimy w jednym miejscu od chwili. Clov podążyła
chyłkiem za moim wzrokiem. Kąciki jej ust lekko się uniosły.
- Dobra, nie ma sprawy. Rozumiem- zapewniła mrugając do mnie.- Chodź
Elliot, pokaże ci Kadilimana.
- Okej…- odparł patrząc na mnie uważnie.- Lorren, zobaczymy się w
Uczniowskim Domu, chciałbym zamienić z tobą parę słów.
- Jasne- odpowiedziałam starając się zabrzmieć swobodnie, ale kiepsko
mi to wyszło.
- Lexi, idź z Elliotem- przesłałam wilczycy.- Proszę, pilnuj go.
- Ale, Lorren, nigdy się nie rozdzielałyśmy!- zaprotestowała
chrapliwie.
- Nic mi nie będzie, poradzę sobie, jestem dużą dziewczynką,
tymczasem i Elliot i Clov są małymi dziećmi- odpowiedziałam jej uspokajająco.-
Zrób to dla mnie.
- Mam nadzieję, że nie chcesz iść do lasu…
- Ani mi to w głowie. O to możesz być spokojna. Idźcie już.
- Trzymam cię za słowo- zaskomlała w mojej głowie, odwracając się i
biegnąc za moim bratem i naszą nową znajomą.
Tymczasem ja wzięłam
głęboki wdech i ruszyłam w stronę altanki. Kiedy wkroczyłam na pomost deski
zaskrzypiały, jednak Tony zdawał się nie zwracać na to uwagi. Siedział teraz
zgnębiony, już nie przygrywając na harmonijce. Usta zasłaniał dłońmi
zaciśniętymi w pięści, podpierał się na łokciach o stoliczek. Wyglądał na
zamyślonego, skojarzył mi się teraz z nieszczęśliwym marzycielem. Odezwałam się
słabym głosem będąc już całkiem blisko niego:
- Pozbyłeś się chmury? Mogę?- I kiwnęłam głową w stronę ławki.
- Jasne, siadaj- odezwał się nieoczekiwanie miłym tonem. Spojrzał na
mnie tymi swoimi ciemnymi oczami i poklepał ławkę obok siebie w zachęcającym
geście.
- Andy…- zaczęłam, bo chciałam go zapytać, czy zawsze się tak
zachowuje wobec innych.
- To świnia- dokończył za mnie i kiwnął palcem. Oparł się o ścianę
altany i splótł ręce. Zapadło milczenie. Tony odezwał się po chwili.- Serio, chcesz o
nim rozmawiać?
- W sumie nie, tak naprawdę to… chciałam ci podziękować.
- Za co?- uniósł jedną brew, ale nie spojrzał na mnie.
- I tak mam cały bok w sińcach, ale gdyby nie ty mogłoby być ze mną
jeszcze gorzej.
- Aaaa…-westchnął.- O to chodzi. Nie ma sprawy.
- No i jestem ciekawa, czy często się kłócicie.
- Nie. Może zdarza nam się to czasami… tak z dwa, czy trzy razy
dziennie.
Zachichotałam mimowolnie.
On się jednak nawet nie uśmiechnał. Ugh...
- Czemu siedzisz tu sam… z gitarą?- zapytałam zmieniając temat.
- Hm… myślałem, że napisze jakiś tekst… wiesz, piosenki- odpowiedział
zagryzając dolną wargę.
- Nie chciałam przeszkadzać- zapewniłam go pośpiesznie.- Już sobie
idę.
Wstałam i już się
odwróciłam, kiedy poczułam ucisk na nadgarstku. To Tony.
- Spokojnie. Nie
przeszkadzasz- odpowiedział patrząc na mnie dziwnie spod płowych włosów. Miałam
wrażenie, że na ułamek sekundy cień smutku i samotności spełzł z jego twarzy.-
I tak słowa mi się nie kleją, akordy do niczego. A muszę przelać… uczucia… na
papier albo do reszty zeświruję.
- Skąd ja to znam?
- Wątpię- powiedział cicho.- Żebyś miała o tym pojęcie. Bez obrazy.
- Żebyś się nie zdziwił.
- Nie mów mi, że piszesz teksty- prychnął, ale to nie był śmiech, czy
kpina, nadal zachował poważną minę, co troszeczkę mnie irytowało.
- No… interesuje się muzyką- zaczęłam strachliwie. Nie wiem, czemu
czułam skrępowanie.- Owszem, piszę teksty… śpiewam, ale nie gram na niczym.
Dlatego tak cię dzisiaj wypytywałam...
- Serio?- Ton jego głosu był zdumiony, lecz z twarzy nie dało się
wyczytać żadnych emocji.
- Może mogłabym pomóc?- zapytałam, szokując samą siebie i nie
czekając na jego odpowiedź zaczęłam nucić jedna ze swoich wyimaginowanych
melodii, która miała pasować do utworu, którego nigdy nie dokończyłam, a tak
naprawdę powstała tylko jedna jego zwrotka. Ku mojemu jeszcze większemu
zdziwieniu Tony chwycił gitarę i podchwytując akordy pociągnął dalej melodię
idealnie odzwierciedlając moje wyobrażenie o tej piosence. To było niesamowite,
nie, to on był niesamowity! Zaczęłam cichutko śpiewać, w dalszym ciągu
speszona, zamknęłam oczy:
Something is inside of
me
Power I don't want to change
It's gonna be the greatest thing in my life
I'm happy that I have it
Power I don't want to change
It's gonna be the greatest thing in my life
I'm happy that I have it
Urwałam. To
tyle. Nie miałam dalszych słów, jednak Tony nie przestawał grać, bałam się
otworzyć oczy, żeby zobaczyć jego reakcje. Ale czy mogłam spodziewać się po nim
jakiejkolwiek reakcji? Nagle do mojej świadomości dotarł hipnotyzujący czysty
głos. Słodki i chropowaty
zarazem. Tony. Dośpiewał kolejna zwrotkę, której mi brakowało:
Do you control it? Do you not feel the fear?
It's gonna suprise you and be your enemy!
...What do you feel now?
...What do you feel now?
Odpowiedziałam
bez zwłoki, bo słowa nie wiem skąd, same ułożyły mi się w głowie. Nie mam też
pojęcia co mi przyszło do głowy, żeby wyśpiewać mu akurat taki tekst, ale
miałam właśnie takie nieodparte wrażenie:
I feel happiness
I feel free
I feel that I'm stronger than you
You don't see the charms of our life
You only see the minuses of that
I feel free
I feel that I'm stronger than you
You don't see the charms of our life
You only see the minuses of that
Wtedy urwał melodie. Przestał
grać. Otworzyłam niepewnie oczy. A on gapił się na mnie krzywiąc z żalu i bólu.
- Zgadłaś. Tak,
nienawidzę nadnaturalności, nienawidzę przez to siebie- wyrzucił, nareszcie
okazując emocje. Szkoda tylko, że były to emocje negatywne.
- Dlaczego...?
- Bo wszystko przez
nią straciłem- odparł już bardziej opanowanym głosem i spojrzał mi w oczy.
Dobra, nie byłam przygotowana na taką rozmowę. Jeszcze chwila i nie wytrzymałabym
naporu jego spojrzenia. Ale
Tony mówił dalej:
- Nigdy tego
nie kontrolowałem, nie potrafiłem powstrzymać, okiełznać. Miewałem napady mocy.
Nie umiałem tego zaakceptować, to mnie niszczyło... nie, to mnie zniszczyło. Chciałem to z siebie wyrzucić. Pozbyć
się tego. Ale nie mogłem.
- Rozumiem...
- Nie, ty nie
możesz tego zrozumieć, nie przeszłaś tego co ja. Mam nadzieję.
Kolejne logiczne pytanie cisnęło mi
się na usta: „A co takiego ty przeżyłeś?”. Nie mogłam tego powiedzieć na głos,
ale ona zaczął opowiadać, jakby czytał mi w myślach. Zaczęłam się zastanawiać,
czy faktycznie tak nie było. Oderwał swoje spojrzenia od mojego i zaczął
wpatrywać się w mały wodospad na drugim końcu jeziorka. Woda pięknie się
mieniła w świetle księżyca. Zbierało się coraz więcej świetlików.
- Jak już
pewnie zauważyłaś, mam włoskie korzenia, łatwo to wywnioskować po nazwisku,
nie?- rozpoczął. Słuchałam w ciszy. Zastanawiałam się, czy mu nie przerwać. Nie
znam go prawie w ogóle, dziś pierwszy raz przekonałam się, że istnieje ktoś
taki jak on, ale mimo wszystko nie chciałam, żeby wracał do przykrych wspomnień
z przyszłości. Nie ma nic gorszego od rozdrapywania zabliźnionych ran.
- Dopiero w
wieku sześciu lat ujawniła się moja nadnaturalność- ciągnął na jednej tonacji.-
Musisz wiedzieć, że moja matka była Nadnaturalna. Miałem też o osiem lat
starszą siostrę- Lili. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie moje zdolności, choć
tata zaakceptował… odmienność moją i mamy, ja i tak wszystko zaprzepaściłem.
Jak już wspomniałem, miewałem niekontrolowane napady mocy, tego nie dało się
powstrzymać. One… były związane z moimi uczuciami, uaktywniały się głównie pod
wpływem złości, żalu, smutku, strachu. W szkole nie miałem życia. Ludzie
pokazywali mnie sobie palcami, nie miałem znajomych, nic. Wyrzucano mnie po
kolei z każdej placówki, za różne wybryki, jak zapadnięcie się sali
gimnastycznej, czy niewyjaśniony przyrost wszystkich roślinek w klasach. Mój
magiczny towarzysz zginął w wypadku samochodowym, który spowodowałem, ja z
ojcem też ledwo z tego wyszliśmy. Mój świat się zawalił. Tylko to nie
wystarczało. Siostra mnie wydała, gdy skończyłem trzynaście lat. Zdradziła mnie
dla pieniędzy, nasyłając na mnie naukowców- urwał. Ręce mu się trzęsły. Usta
również drżały. Chyba z trudem powstrzymywał łzy.
- Nie musisz…
- Daj spokój,
chcę się komuś wreszcie wygadać!- przerwał mi i zaczął kontynuować.- Nie
zapomnę tego dnia. Dwadzieścia busów podjechało pod nasz dom. Nie zapomnę tego
głosu, który mówił do mnie przez megafon:„ Antony di Terra, jesteś otoczony, nie
próbuj uciekać”.- Wstrząsnął nim dreszcz.- Oczywiście nie posłuchałem i
próbowałem uciekać. Siostrunia chciała mnie zatrzymać, żeby nie stracić kasy,
powiedziała mi prosto w twarz, że mnie wystawiła. Nie poznawałem jej, one nie
była już moją siostrą, to nie była ta sama osoba… Wyrwałem się i uciekłem do
tylnego wyjścia, ale Lili próbowała mnie zatrzymać, a ja… To znowu przez
nadnaturalność. Zabiłem ją.- Na to wyznanie mnie zemdliło. On jest
przestępcą!!! Miałam ochotę jak najszybciej się oddalić, odsunęłam się od
niego. Zauważył to i spojrzał na mnie smutno.- W sensie… zginęła przeze mnie, w
przypływie frustracji miałem kolejny atak. Wszyscy wtedy zginęli, cała moja
rodzina, wszyscy oprócz mnie. Spowodowałem niewyjaśniony wybuch. Cztery
samochody poszły z dymem, cały dom, zostały tylko fundamenty, które i tak
zapadły się pod ziemię, wszystko pokryły pył i gleba- zaczął się tłumaczyć i
jeżeli była to prawda, udało mu się mnie uspokoić. Chyba.- I poddałem się. Nie
wytrzymałem, po prostu rzuciłem się na ziemie płacząc i krzycząc jak małe
dziecko, tarzające się w popiele. Naukowcy mnie porwali i zadbali o to, żeby
ślad po mnie zaginął. No i co
dalej? Badali mnie na wszystkie strony, jak jakiegoś kosmitę, wybryk
natury. Byłem wiecznie popodpinany do przeróżnych urządzeń. Traktowano mnie jak rzecz. Oni chcieli
mnie wykorzystać, jako bojową broń. Chcieli wszczepić mi jakieś odłamki atomu
do materiału DNA, przez co stałbym się radioaktywny! Wyobrażasz to sobie!?
Istniało ryzyko, że zginę, ale to ich nie obchodziło. Liczyły się tylko
badania. Chcieli ze mnie zrobić tajną broń wojenną. Gdyby nie jedna
pielęgniarka, pewnie tak bym skończył, jako żywa bomba jądrowa. Kobieta pochodziła z pradawnego
plemienia Soah…
- Z czego
pochodziła?- przerwałam mu krzywiąc się w grymasie.
- Z rodu Soah’
ów. Nie słyszałaś o nich?- Pokręciłam przecząco głową.- Ci ludzie od stuleci
wspierają Nadnaturalnych i potrafią ich rozpoznać. Nigdy nie poznałem imienia
tej kobiety, ale ona pomogła mi uciec, wyprowadziła mnie z laboratorium i
przekazał mnie w ręce Antaniasza, który teleportował nas obydwu… no, tutaj. Nie
wiem co się z nią potem stało, ale zawdzięczam jej życie i jestem niezmiernie
wdzięczny, ale puste słowa i tak tego nie określają. Tak to wyglądało w dużym
skrócie. I oto jestem.
Zamilkł. Ja też chwilę nie
odpowiadałam. Przyswajałam powoli informację. Nie mogłam pojąc jak można
zadać komuś tyle cierpienia. Jak można przeżyć coś takiego i nadal normalnie
funkcjonować? Nie zwariować, nie upaść na psychice!? No jak? A obok mnie siedzi
żywy dowód na to, że te wszystkie rzeczy są możliwe. Ogromnie mu współczułam,
ale drętwą formułką nie mogłam go pocieszyć, to by nie wystarczyło. Wolałam siedzieć w ciszy.
- A ty?-
odezwał się chłopak po chwili niezręcznego milczenia.- Co robiłaś zanim tu
trafiłaś? Jak żyłaś? Od kogo dowiedziałaś się o Antaniaszu?
Wzięłam głęboki wdech i opowiedziałam
mu wszystko o sobie, lecz moja historia była nędznym marzeniem na życie, jakie
pewnie chciałby mieć Tony. Nie mogłam się równać z jego przeżyciami. Cierpienie
i upokorzenie nabrało dziś dla mnie nowy wymiar.
- A muzyka?-
zadał kolejne pytanie, gdy skończyłam. Wkoło nas zbierało się coraz więcej
świetlików. Jedne siadł Tony’ emu na nosie. Chłopak zrobił śmiesznego zeza i
zdmuchnął owada. Powstrzymałam się od śmiechu, bo wiedziałam, że on i tak nawet
nie wysili się na chichot. Nie mam mu teraz tego za złe. Też bym się nie
potrafiła uśmiechać, gdybym doświadczyła tego co on.
- Towarzyszy mi
od zawsze- odpowiedziałam bez zawahania.
- Masz śliczny
głos- skomentował szeptem.
- Dzięki-
odparłam jąkając się.- Ty też masz genialny wokal.- dodałam, a była to
szczera wypowiedź, bo mówiłam prawdę.- Czego słuchasz? Co grasz? Masz jakiegoś
idola?
- Nie- odpalił po chwili zastanowienia.- Nie mam idola, słucham utworów, których teksty wiążą
się w jakiś sposób z moim życiem. Staram się wykorzystywać to co najlepsze z
różnych wykonawców, a słucham głównie muzyki anglojęzycznej, i wrzucam to do
swoich piosenek. Nie przepadam tylko za rapem. No proszę cię co to jest!
I zapodał kilka bitów, po czym za rapował bodajże fragment Eminema z Love
the way you lie. To była chyba trzecia zwrotka z tego co się orientowałam i
wyszło mu oczywiście genialnie. Miał dobrą dykcję i akcent. Zaczęłam się
zastanawiać, czy zepsuł kiedykolwiek jakiś wykon…
- Bez sensu,
nie uważasz?- dodał po zakończeniu i nie czekając na mój protest mówił dalej:
- Mówiłaś, że
piszesz, ale na niczym nie grasz, masz teksty, ale brak akordów itp.?-
Potwierdziłam skinieniem głowy. Zastanawiałam się do czego zmierzał.- Jeśli
chcesz, nie że się narzucam, czy coś, ale gdybyś miała ochotę… to mogę rzucić
na nie okiem i coś do nich skomponować.
- Jasne- powiedziałam zaskoczona. To
spełnienie moich marzeń. A miałam wrażenie, że z Tony’ m będę się dogadywać.
Chyba go polubiłam.- Jak tylko znajdziesz czas.
- Zaśpiewaj mi
coś- poprosił nieoczekiwanie, wprawiając mnie w taką konfuzję, że mnie zatkało.
W tym momencie wszystkie moje teksty, czyjeś teksty, wyleciały mi z głowy,
miałam pustkę.
- Tylko wymyśl
coś co znam, żebym mógł ci akompaniować- poprosił. Nic mi nie przychodziło do
głowy, tylko jeden utwór został gdzieś w mojej świadomości:
- Stay? Rihanna?- zapytałam niepewnie.
- Przecież to
jest na dwa głosy!- Spojrzał na mnie unosząc jedna brew.
- Czyli znasz?
- Oczywiście-
odparł biorąc gitarę. Po chwili zaczął grać, a ja niepewnie wydobywałam z
siebie dźwięki. Nigdy nie odważyłabym się śpiewać przy kimś obcym, ale przy nim
czułam się inaczej. Wiedziałam, że mogę się przed nim otworzyć. Skończyłam
pierwszą zwrotkę i byłam pewna, że Tony skończy grać, ale ona pociągnął to
dalej i zaśpiewał drugą. A ten jego anielski głos…! Nie wiem jak to się stało,
ale dośpiewaliśmy cały utwór do końca. Wtedy zapadło milczenie.
- Lorren, te…- zaczął cicho Tony.
- Lorren!- przerwał
mu czyjś zirytowany głos, za nami. Elliot? Odwróciłam się i faktycznie
zobaczyłam brata, stojącego na pomoście w piżamie.
- Wiesz, która
godzina?!- zapytał mnie oskarżycielskim tonem.- Cały czas czekałem! Mieliśmy
się spotkać w Uczniowskim Domu!
Szlag! Na śmierć zapomniałam!
- Mały, twoja
siostra się zagadała, rozmawialiśmy…- próbował go uspokoić Tony.
- Ze mną też
miała porozmawiać!- obruszył się Elliot. Widziałam, jak powstrzymuje łzy.
- Braciszku, przepraszam! Naprawdę
przykro mi! Ale tak dobrze bawiłeś się z Clov!- Czułam się podle.
Wystawiłam brata, dla jakiegoś obcego kolesia. No dobra, już nie tak znowu
obcego…Spojrzałam przepraszająco na Tony’ ego.- Powiesz mi kiedy indziej,
dobra?
- Pewnie, idź-
wzruszył ramionami. Podbiegłam do Elliota, który już się opanował. Przeprosiłam
go raz jeszcze i poszliśmy w stronę Uczniowskiego Domu. Zerknęłam ostatni raz
przez ramię, na altankę. Skrzyżowałam swoje spojrzenie z Tony’ m, który cały
czas odprowadzał mnie wzrokiem. Mogę przysiądź, że poruszył wargami,
wypowiadając bezgłośnie: stay.
Szkoda, że takie miejsca nie istnieją...
OdpowiedzUsuńWiesz, w mojej wyobraźni istnieją ;)
UsuńNiestety chyba tylko tam...
UsuńMasz rację. Znowu...:D
UsuńObstawiam, że błędów było pełno, ale nie chciało ci się już o tym pisać, bo wspominałeś już wcześniej??? Nie mylę się, prawda?
Nie, jakoś specjalnie dużo nie było
UsuńUFF! Kamień z serca ;] (Ale jednak jakieś były?)
UsuńTe co zwykle ;)
UsuńZamiast uczyć się na błędach zawsze popełniam te same :/
UsuńMoże dlatego że nikt wcześniej nie zwrócił na nie Twojej uwagi?
UsuńJa jestem z tobą Freedom! Też tak mam xD
UsuńNo tak... teoretycznie już dawno temu powinienem był się nauczyć, że żeber się nie odsłania...
Usuń