poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 9 od Esper ,,Podróż do Szkoły Antaniasza''

Prezentuję wam kolejny rozdział ;) Uprzedzam, iż do rozdziału 13 moje opowiadania będą jeszcze bardziej drętwe i pozbawione sensu niż były wcześniej, ale mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. Tak jak napisała Lorren w swojej przedmowie, ja również uprzedzam, że rozdział pojawi się NAJWCZEŚNIEJ za tydzień w weekend. Głównym powodem jak się domyślacie, jest szkoła, która dopadła już każdego. A że jeszcze kończy się semestr...(możecie sobie sami dopowiedzieć ciąg dalszy tego zdania). Tak więc mam nadzieję, że zbytnio się nie zrazicie tymi przerwami w publikacji rozdziałów i dalej będziecie zaglądać na bloga:D
To tyle, zapraszam do czytania :P
________________


- Co proszę?
Pablo podniósł się z miejsca.- Co powiedziałeś?
- Że Nadnaturalni w tej części Ameryki są dziwni- powtórzył Kayal.- Nie dosłyszałeś? Myślałem, że Soah'owie mają dobry słuch.
Teraz to totalnie mnie zamurowało, lecz przez moją twarz nie przeszedł nawet cień tej emocji. Nie dam się tak łatwo podpuścić/oszukać jakiemuś przydrożnemu chłopakowi. Pewnie kłamał albo usłyszał od kogoś coś takiego i teraz wszystkim naokoło to powtarza. Przecież to nie jest normalne, że uciekając ,od tak po prostu, spotyka się Nadnaturalnego?
- Słuchajcie, jestem tu, żeby wam pomóc- powiedział chłopak. Przysiadł koło mnie i oparł się o kamień.- Ten ,,dom'' o którym mówicie, to pewnie Szkoła Antaniasza, mędrca.- I eliminując wszystkie nasze pytanie, kontynuował.- Chodzą tam Nadnaturalni, a Antaniasz jest swego rodzaju nauczycielem i szkoli ich, w walce, używaniu mocy i tym podobnych.
- I uważasz, że to właśnie tam mamy się dostać, tak?- zapytałam.- A niby stąd to wszytko wiesz?
- Dokładnie tak, śliczna- potwierdził.- Chcesz wiedzieć, skąd to wszystko wiem? Byłem tam, uczyłem się właśnie w tym miejscu przez całe moje życie. Ale ja już skończyłem szkolenie i teraz jestem wolny; mogę sobie chodzić po świecie, beztrosko używać mocy. Pełen luz. Ostrzegam cię tylko, że jeśli już tam trafisz, to nie ma odwrotu. Sama tam nie dotrzesz, ktoś ze środka musi cię wprowadzić, a na dodatek sterczysz tam przez całe szkolenie- czyli kilka lat.
Zamilkł i wpatrzył się w swoje palce.
- Jakie masz moce?- odezwał się Pablo.- Czym władasz?
- Ja?- odparł Kayal niewinnym głosem.- Różnie to bywa. Kiedyś miałem władzę nad ziemią, potem nad powietrzem...teraz została tylko iluzja.
- Ale jak to: kiedyś?- Zaintrygowało mnie to, co powiedział. Przecież nie można od tak zmieniać mocy, nie można jej utracić.
- Wiesz...To dość skomplikowane. I długie. No chyba że lubicie długie i skomplikowane opowieści, wtedy nie będę miał nic przeciwko.- Kayal zapatrzył się w niebo. Poszłam za jego przykładem. Jeszcze kilka minut temu, kiedy szaleńczo uciekaliśmy przed niczym, nie było widać ani jednej chmurki, a słońce mocno grzało. Teraz ciemne, burzowe chmury wypłynęły na niebieską taflę, zakrywając wszystko, co stanęło im na drodze. Cieniutkie promyki słońca prześwistywały przez chmury na zachodzie, a to oznaczało, że i one za chwilę skryją się za horyzontem.
- Może moglibyśmy pogadać w jakimś bardziej ustronnym miejscu?- zapytał, jakby od niechcenia, Kayal.- Czuję się trochę nieswojo na tej totalnej równinie. Jeszcze w dodatku mogłoby nas coś zaatakować.
,,O, tak''- pomyślałam. ,,Mogłoby. Wielki, czarny wilk, ciągnący za sobą zastępy swoich sług i czekający na naszą śmierć, wybornie.'' Już widziałam w mojej wyobraźni Lyx'a, który pędzi przez pusty teren, co jakiś czas przystając, aby ponownie złapać nasz zapach. Potem tylko triumfalne wycie, które zwoła całą jego watahę oraz tych ludzi, z którymi współpracowali...A teraz ten facet na pewno nie pozwoli wilkołakowi mnie oszczędzić, bo w końcu im uciekłam. Nie będzie zważał na gniew swojego pana, po prostu będzie patrzył jak wilki rozszarpują mnie na strzępy. O ile trucizna z zębów Lyx'a wcześniej mnie nie zabije.
Zerknęłam na Pabla, który starał się powstrzymać leciutki uśmiech, który wypłynął na jego twarz. ,,No tak- pomyślałam.- On czyta mi w myślach''. Jak na odpowiedź Pablo pokiwał głową, lecz kąciki jego ust dalej uniesione były ku górze.
- Okey, no to chodźmy- zarządził Kayal. Wstał, otrzepał sobie spodnie z pyłu i kurzu i podszedł do drogi. Uniósł ręce ku górze, po czym zaśpiewał do nieba:
- O bogowie!
Po czym wymówił kilka słów w nieznanym mi języku. Powietrze przed nim zamigotało i po chwili stał tam...kabriolet.
Podeszliśmy do niego z Pablem. Byłam totalnie zaskoczona.
- To Renault Megane CC Floride- powiedział z dumą Kayal.- Mój ulubiony.
- Ale jak ty...go wezwałeś?- spytał Pablo cienkim głosem, chyba z zaskoczenia.
- Ach, jak mówiłem lata praktyki mocy- Obdarzył mnie swoim tajemniczym uśmiechem, którego za nic w świecie nie miałam zamiaru odwzajemnić.- Poza tym bogowie mieli u mnie dług.
,,Okey, nie pytam, jaki''- dopowiedziałam sobie w myślach i spojrzałam na reakcję Pabla, jak zwykle podsłuchującego moje myśli.
- Wsiadajcie- zakomendował Kayal.- Dziewczyna oczywiście z przodu, koło mnie. A ty możesz spróbować zmieścić się z tyłu.
- Dzięki- mruknął pod nosem Pablo.
Nie wiedzieć czemu, na mojej twarzy zagościł chwilowy uśmiech. To była taka chwila słabości, na którą nie mogłam sobie pozwolić w żadnym innym momencie. Lecz ta chwila była bardzo odpowiednia.
Wsunęłam się na siedzenie i zapięłam pas. Chłopcy również zajęli swoje miejsca, a Kayal wyciągnął ze schowka czarne przeciwsłoneczne okulary i zabębnił palcami na kierownicy.
- W takim razie- powiedział.- Ruszamy w drogę.
Większość czasu spędziłam na rozmyślaniu. Nie pytałam nawet Kayal'a, gdzie jedziemy, bo i tak nie za dużo by mi to dało. Nie znam się dobrze na geografii Ameryki Północnej, bo tyle wywnioskowałam z nazwy miasta, obok którego wylądowaliśmy- Phoenix. ostatni raz byłam na tym kontynencie kilka lat temu w rodzinie zastępczej, w której spędziłam zaledwie kilka miesięcy. Miałam wtedy chyba...jedenaście czy dwanaście lat. Zdarzył mi się tedy najgorszy niekontrolowany wybuch mocy; najwidoczniej Ameryka niezbyt dobrze na mnie działa.
- A tak w ogóle nie spytałem was o wasze imiona, a wy nie raczyliście sami odpowiedzieć- zagadnął Kayal.- No więc...? Może ty, śliczna?
Ten facet czasami wprowadzał mnie w zakłopotanie pomieszane ze złością. Z jednej strony nikt mnie jeszcze tak nie nazywał i czułam się dziwnie w centrum uwagi. A z drugiej takie przezwisko niezbyt leżało w mojej naturze, o ,,śliczność'' nigdy się nie starałam. Lepiej by było gdyby...nic nie mówił.
- Na imię mam Esper- przedstawiłam się.
- Pablo- mruknął wciąż niezadowolony chłopak.
- A więc Esper to twoje imię...- westchnął Kayal, wciąż nie zwracając uwagi na Paba, jakby był powietrzem.- Śliczne masz imię, śliczna.
,,Nie ma co, Kayal chyba lubi się powtarzać''- przeleciało mi przez głowę.
- Nie nazywaj mnie tak- odparłam zimno.
Chłopak nie okazał zaskoczenia. Dalej uśmiechał się i podśpiewywał pod nosem jakiś znany zapewne hit radiowy.
- Nie lubisz być tak nazywana?- zapytał.- To może ,,piękna''?
- Nie- odparłam stanowczo.- Po prostu mów mi Esper.
- Niech będzie.- Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że raczej te jego czułe słówka na nic się nie zdadzą.- W takim razie przyspieszmy.
Nie wiedziałam, co jedno miało do drugiego, ale już wkrótce się przekonałam, że jeśli Kayal mówi ,,przyspieszmy'', to nie należy tego lekceważyć.
Wcisnął pedał gazu, a mnie odrzuciło do tyłu i lekko wgniotło w siedzenie. Wiatr zerwał mi kaptur z głowy i rozwiał włosy na wszystkie strony. Krajobraz wokół nas zmieniał się tak szybko, że nawet nie zdążyłam mu się się dokładnie przyjrzeć, a przechodził w coś innego.
Kayal nic sobie z tego nie robił. Co jakiś czas zwalniał, chociaż nie wiedziałam po co, a potem znowu przyspieszał.
- Ty w ogóle możesz prowadzić?- Pablo odezwał się drugi raz od początku jazdy.
- No pewnie- odpowiedział beztrosko Kayal.- W tym roku skończyłem osiemnastkę. Prawko miałem już kilka lat temu. Ale dopiero teraz dane mi było jechać takim wozem z tak przepiękną dziewczyną.
Przewróciłam oczami i pomyślałam:,,A ten znowu swoje. Mógłby się już przymknąć i byłby święty spokój''.
- To może wy mi powiecie jak tu dotarliście, co?- zagadał kierowca.- Pewnie nie macie tak skomplikowanej historii jak ja.
- Jesteśmy z Madrytu- odpowiedział Pablo.- Zostaliśmy porwali, ale uciekliśmy. Wysłali za nami pościg, więc...
- Więc korzystacie z każdej okazji, aby jak najdalej oddalić się od porywaczy- dopowiedział Kayal.- Dobrze mówię?
- Tak- przytaknął Pablo.
- I macie zamiar dotrzeć do Szkoły Antaniasza.
- Dokładnie. Jeśli to, co widziałem w moich snach, jest Szkołą Antaniasza- poprawił go Pablo.
- Mówię wam, że jest. A poza tym mogę was tam zawieść- zaproponował Kayal.- Tylko najpierw musimy zatrzymać się w jednym hotelu. Zostawiłem tam swoje rzeczy, a poza tym coś czuję, że pragniecie wyspać się w miękkim łóżku.
- Bez przesady, nie jesteśmy tak długo poza domem- mruknęłam pod nosem.
,,Może Kayal jednak nie jest taki zły?''- przemknęło mi przez myśl-,,Zatroszczył się o nas, chce nam pomóc...''
- Za chwilę będziemy!- krzyknął chłopak i jak dotąd najmocniej wcisnął gaz do dechy.
Wjechaliśmy do miasta. Ogółem wyglądało jak jedno z tych kluczowych miast znanych na całym świecie. Otaczały nas wieżowce, neonowe bilbordy wiszące gdzie tylko się dało i korki. Po przejechaniu pierwszych trzech ulic, zatrzymaliśmy się na samym końcu długiego rzędu aut, w których siedzieli wściekli kierowcy, trąbiący na siebie nawzajem.
- No nic- powiedział ze smutkiem Kayal.- Trzeba będzie oddać wóz. Wysiadka!
Na szczęście staliśmy na pasie tuż przy chodniku, bo w innym przypadku raczej trudno by nam było przepchać się przez całą drogę. Kayal potarł ręce, wykrzyknął coś w niezrozumiałym języku i biały kabriolet rozpłynął się w obłoku mgły. Przechodnie popatrzyli ze zdziwieniem na troje obszarpanych nastolatków, których auto właśnie wyparowało.
- Chodźcie do środka- powiedział.- Resztę drogi będziemy musieli przebyć pieszo.
Weszliśmy do hotelu. Wnętrze ustylizowane było na czerwono: dywan, ściany były w tym właśnie kolorze. Kayal podszedł do recepcji, a my czekaliśmy na niego z boku. Po chwili jednak zorientowałam się, że to i tak nic nie dało, bo chłopak mówił tak głośno, że słychac go było pewnie i na ulicy.
- Wynajmowałem tu pokój przez kilka nowy- wyjaśnił mężczyźnie za ladą.- Teraz chcę wynająć apartament, ten na samej górze, na kilka dni.
- Dobrze...- Recepcjonista klikał coś na komputerze ukrytym za ladą.- Pana nazwisko?
- Smith. Jonathan Smith.
- Dobrze...- powtórzył mężczyzna. Następnie wyciągnął klucze do pokoju, wręczył je Kayal'owi i skinął mu głową bez słowa. Chłopak podszedł do nas, a potem weszliśmy wszyscy razem we trójkę do windy.
- Jonathan Smith? Serio?- zapytał Pablo, uśmiechając się pod nosem.
- No co?- żachnął się Kayal.- Nigdy nie można wierzyć nieznajomym. Zawsze podaję fałszywe nazwiska. Potem jak mnie szukają to albo nie mogą nikogo znaleźć, albo łapią kogoś innego.
- Nie głupie- odpowiedział Pablo, jakby sam do siebie.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. No prawie w milczeniu, bo grała jedynie muzyczka w windzie. ,,Jak ja nienawidzę tej piosenki!''- narzucało mi się na myśl co jakiś czas. A puszczali naprawdę beznadziejne kawałki. Gdyby ten hotel miałby choćby o kilka pięter więcej, nie zniosłabym tego.
- A oto i nas pokój!- wykrzyknął Kayal, otwierając drzwi.
Moim oczom ukazało się gigantyczne pomieszczenie. Naprzeciwko wejścia było kilka gigantycznych okien na całą ścianę, które ukazywały panoramę miasta w blasku zachodzącego słońca. Na prawo znajdowała się kuchnia, a na lewo- salon i reszta pokoi. Na ścianie wisiał 42- calowy telewizor, przed nim stał szklany stoliczek do kawy, a naokoło niego kanapa i fotele o barwie kości słoniowej.
Kayal migiem pozbył się butów i rzucił na kanapę. Poszłam za jego przykładem, lecz jedynie usiadłam na fotelu.
- No więc chcieliście znać moją historię, tak?- zapytał, wgapiając się w sufit.
Kiwnęłam głową, chociaż wiedziałam, że chłopak tego nie widzi. Pablo padł na fotel obok mojego.
- No więc zaczynam: Po pierwsze muszę was uświadomić, że wiele razy umarłem. Kiedyś byłem uczniem Antaniasza i władałem ziemią. Po skończeniu szkolenia, mistrz wysłał mnie, abym odnajdywał na świecie takich jak ja. Wcześniej myślałem, że jestem tylko ja, ale potem okazało się, że na świecie roi się od Nadnaturalnych. Po kilku latach jednak znudziło mi się całe to dostarczanie nastolatków do Antaniasza i się zbuntowałem. Wyrzucił mnie na zbity pysk. No więc wędrowałem sobie po świecie. Pewnego dnia usłyszałem rozmowę dwóch ludzi, Nadnaturalnych. Mówili coś o zmianie mocy i żywiołu. Zaintrygowało mnie to, bo znudziłem się sobą i chciałem spróbować czegoś nowego. Codziennie śledziłem tego jednego człowieka, aż poznałem przepis. Trzeba było tylko umrzeć. No więc zacząłem handlowac narkotykami, a potem wdałem się w jakąś bójkę z wrogim gangiem. Zastrzelili mnie. Jednak następnego dnia odrodziłem się jak nowo narodzony. Teraz moją mocą było powietrze. Początkowa radość przerodziła się w niechęć, bo nad żywiołem trudno było zapanować, a Antaniasz nie mógł mi już pomóc.
- Zaczekaj- przerwałam mu.- W takim razie skoro umarłeś, a potem powróciłeś do życia, to wktórym roku się urodziłeś?
- 1959- odparł i od razu kontynuował opowieść.- No więc znowu poczyniłem odpowiednie kroki, aby umrzeć i stało się. Jednak tym razem dostałem iluzję. Najlepszą moc na świecie. Mogę stwarzać iluzję wszystkiego, czego dusza zapragnie; rzeczy, jedzenia, uczuć, zwierząt, a nawet pieniędzy, dzięki czemu w ogóle tutaj jesteśmy. Iluzja zanika po dwóch dniach albo wtedy, kiedy sam tego chcę.
Zapadła cisza. Kayal naprawdę dużo przeszedł. Gdyby był innym człowiekiem, miał inny charakter, może mogłabym mu współczuć. Ale on sam wybrał taką drogę, sam się na nią zdecydował i musi ponieść tego konsekwencje jak i korzyści.
- Idę na miasto po lek dla ciebie- podezwał się chłopak.- Na tą twoją nogę. Jeśli znajdę ten, co trzeba, będziesz mogła z nią wytrzymać nawet sześć miesięcy.
Zgarnął buty, zatrzasnął drzwi. Nie było po nim śladu.
- To może...ja już pójdę, znajdę sobie jakiś pokój- wymamrotałam, wstając. Poszłam długim korytarzem aż na sam koniec.
Wsunęłam się pod kołdrę, chcąc od razu zasnąć. Nie miałam zamiaru myśleć o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, a w szczególności o Kayal'u. Jednak sny nigdy nikogo nie słuchają,
* * *
Stałam na dachu jakiegoś budynku. Była noc, wiatr rozwiewał mi włosy na wszystkie strony. Spojrzałam na swoje stopy; naokoło nich stworzył się krąg z lodu, który połyskiwał bladym niebieskim światłem. Naprzeciwko mnie dostrzegłam sylwetkę jakiegoś chłopaka. Kiedy ten się zbliżył dostrzegłam, że to Kayal. Ale nie taki, jakiego znałam. Miał twarz pooraną bliznami, rozczochrane włosy i czerwone oczy, w których widać było bezwzględność. Chciałam się ruszyć, uciec, ale nie mogłam. Stałam wryta w ziemię.
Chłopak uniósł rękę na wysokość barków i powiedział:
- Kiedyś miałem władzę nad ziemią...
Prawda połowa jego ciała gwałtownie zmieniła się w skały i gruzy, które jednak nadal przypominały człowieka.
-...potem nad powietrzem...
Połowa drugiej części jego ciała została pochłonięta przez wiatr i chmury, kłębiące się w ludzkiej formie.
-...teraz została tylko iluzja.
Ostatni normalny fragment jego ciała zamigotał jak obraz w telewizorze podczas zakłóceń. Postać wyszczerzyła zęby w szyderczym uśmiechu i ruszyła na mnie...
* * *
Siadłam na łóżku z szeroko otwartymi oczami. Kołdra, którą byłam przykryta, leżała wymięta na ziemi. Poduszka wisiała na krawędzi łóżka. Spuściłam nogi na zimną podłogę, wzdrygnęłam się na wspomnienie snu. ,,Czyżby miał on mi dać coś do zrozumienia?''- pytałam samą siebie.- ,,Czy Kayal jest tak naprawdę zły? Ale nie, przecież nam pomógł. Zabrał nas do hotelu, a teraz pewnie szuka maści na to ugryzienie Lyx'a''.
Wstałam z zamiarem napicia się czegoś w kuchni. Moje kroki odbijały się echem w dużym pomieszczeniu. Zerknęłam do pokoi po dwóch stronach korytarza, ale w żadnym nie było nikogo. Kiedy dotarłam do salonu, moją uwagę przykuła jedna postać, siedząca na ziemi przy oknie i obserwująca miasto nocą. Podeszłam do niej na palcach.
- To ty, Pablo?- zapytałam na widok chłopaka.
Odwrócił twarz w moją stronę tak, że była stuprocentowo pewna, że to on.
- Co tu robisz?- Usiadłam naprzeciwko niego, jednak niezbyt blisko. Starałam się zachowywać tak, jak powinnam w takiej sytuacji. Spokojny ton głosu, podstawowe pytania...
- Nie mogłem spać, postanowiłem...no wiesz, trochę porozmyślać- wyjaśnił.- A ty? To samo?
- Aha- przytaknęłam.
Pablo ponownie wpatrzył się w miasto. Pomimo pory dnia ogromna ilość samochodów wciąż krążyła po ulicach, a co najmniej w połowie okien paliło się światło. Zbliżyłam palce do szyby, którą po chwili pokrył lekki szron.
- Zastanawiałem się kiedyś- odezwał się Pablo.- Czy nie mogłabyś używać swojej mocy do robienia pożytecznych i ładnych rzeczy. Próbowałaś kiedyś?
- N-nie...- zawahałam się z dalszą odpowiedzią.
Moja moc zawsze kojarzyła mi się z czymś złym, bo od najmłodszych lat taka właśnie dla mnie była. Tylko przeszkadzała mi w tych rzeczach, które naprawdę kochałam, w rozwijaniu swoich pasji...
Muzyka. Kiedyś bardzo ją lubiłam, codziennie siadałam z gitarą w rękach i grałam przypadkowo połączone akordy. Kiedyś dawało mi to radość, ale teraz...teraz kojarzy mi się tylko z bólem, pomimo tego, że nadal jest dla mnie czymś ważnym.
Nad ręką zawirowały mi płatki śniegu, uniesione przez leciutki mroźny wiaterek. Pablo uśmiechnął się i powiedział:
- Możesz stworzyć coś dobrego. Wystarczy, że będziesz chciała.

4 komentarze:

  1. Tym razem bez błędów się nie obyło ;) "stąd to wiesz?" - taki przykład. Coś tam jeszcze było, co mnie uderzyło, ale nie mogę teraz tego znaleźć. Poza tym znowu - poszli z gościem, którego nie znali. Pojechali z nim samochodem, nie wiedząc dokąd jadą. Czyli to co na początku.
    Poza tym fajne.
    Ale skąd ten sen? Co tym razem oglądałaś Enough? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Okey, w najbliższym czasie postaram się poprawić ;)
    I tak mieli złapać stopa, więc co to za różnica. A poza tym to Nadnaturalny...Nadnaturalni są dobrzy :)
    A ten sen...nawiązuje do wydarzeń w 13 (?) rozdziale ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jego przecież jeszcze nie ma?
      No tak, mieli złapać stopa, ale... iluzja? Iluzje z reguły nie jeżdżą...

      Usuń
  3. Hold on... haha każdy, kto fuszeruje się pod inne nazwisko zawsze wybiera Smith! :D Takie typowe, a spotkałam się z nim w stanach może ze dwa razy. Dziwne, nie O.o No dopsz, ale co jak poproszą o dowodzik? Nieźle się wtenczas zsika ze strachu... chociaż może tworzyć iluzje, to czemu by nie dowodzik? c; btw. fajne autko, ale gdyby tak czarne było! *w*
    Ale po co od razu handlować narkotykami! Ziomek, wystarczy pistolet, albo pętla, albo wycieczka do Afganistanu :>>
    Dziwny ten sen... czy na pewno można ufać Kayalowi? ;-;
    Lubię Pabla... pomimo tego że to młokos, bo wpada z butami w główkę Esper c; Kayal jest dziwny i zbyt "ślicznotkowy" ;D taki podrywacz!
    Lecę dalej, nanana c;

    OdpowiedzUsuń