______________________
Pięć miesięcy.
Nie wierzę w to.
Minęło już pięć miesięcy! Cały ten
okres był dla mnie jak pięć dni! Dokładnie dwadzieścia tygodni temu przybyłam
do Szkoły Antaniasza wraz z bratem. To jest nie do ogarnięcia. Moje życie nabrało
innego wyrazu. Nic nie było takie jak dawniej. Teraz mam dom. Mam znajomych.
Nie czuję się dziwakiem i odludkiem. Wreszcie ktoś mnie toleruje!
Tak, to było bardzo pracowite pięć
miesięcy. Zdecydowanie, przez całe moje dotychczasowe, nędzne życie tak
nie harowałam. Ale podoba mi się ta odmiana. Wreszcie mam konkretne zajęcia,
jakiś plan, schemat życia. Do perfekcji opanowałam sztukę łuczniczą. Aktualnie
szlifuję jeszcze oddawanie strzałów do ruchomych celów w pozycji leżącej, na
brzuchu lub plecach. Nauczyłam się różnych szczwanych sztuczek, który przydają
się w otwartej walce. Jak się okazało łucznictwo to nie tylko umiejętność
wypuszczania strzał tak by nie zrobić sobie krzywdy cięciwą, to także
umiejętności łączące się z precyzyjnym oddaniem strzału, czyli wykształcenie
sobie słuchu, błyskawiczna reakcja i szybkie obranie celu. Właśnie z tym miałem
największy problem, ale przez prawie pół roku treningów, dzień w dzień, w końcu
opanowałam równie i to.
Antaniasz jest świetnym
instruktorem. Potrafi się odnieść do każdego indywidualnie i w odpowiedni
sposób, jego podpowiedzi i uwagi to najcenniejsze wskazówki, na szczęści
chętnie i wylewnie się nimi z nami dzieli (w końcu po to tu jest, żeby nasz
szkolić, nie?) Lubię naszego Mistrza. Chyba nie mogłam wyobrazić sobie lepszego
mentora! Antaniasz naprawdę o nas dba i się troszczy.
W ciągu minionych
tygodni udało mi się względnie urządzić pokój. (Wiśniowy sad przynosi całkiem
niezłe dochody, zwłaszcza jeżeli pracują przy nim magiczne ptaki).
Przeprowadziłam małe przemeblowanie. Poprzestawiałam szafki i przesunęłam łóżko
pod okno. Sprawiłam sobie białe zwiewne firanki, Tony pomógł mi przemalować
dwie ściany na niebiesko i położyć tapetę, w sumie przy tapecie to wszyscy
pomagali, nawet sam Antaniasz, a i tak nie obeszło się bez umorusania w kleju.
A przedstawiała ona panoramę Nowego Jorku, czyli mojego ulubionego miasta, w
którym miałam okazję kiedyś mieszkać, tamtejszy dom dziecka był
najprzytulniejszy. Dostałam też podręczniki, ale z takich książek to akurat się
nie cieszę… Elliot też przemalował sobie pokój, tylko, że na żółto i dostał
swój wymarzony rower.
Zajęcia obowiązkowe
podzielono na dwie zmiany, jedna dla młodszych, druga dla starszych, czyli gdy
Elliot się uczy ja mam czas wolny. Lekcje wyglądają tak jak w normalnej szkole.
Nauczyciel, zeszyt, podręcznik, teoria i rozwiązuj zadanie. Przynajmniej
Antaniasz nie robi nam natrętnie testów, praktycznie w ogóle ich nie mamy.
Jednak moje ulubione
są wieczorki mocy. Dużą radość i satysfakcję sprawia mi odkrywanie nowych
umiejętności i kształtowanie ich. Nie wiedziałam, że lód można wykorzystywać do
tylu rzeczy. Zajęcia są ciekawe i intrygujące. Oprócz zaklęć związanych z
naszymi żywiołami uczymy się też fraz, które pomogą nam przetrwać (choćby zaklęcie,
które pozwala na stanie się niewidzialnym, podniesienie wkoło siebie pola
magnetycznego itp.) Choć nie zawsze wszystko wychodzi mi za pierwszym razem,
dążę z uporem do celu, a w tym postanowieniu pomaga mi nasza Ściana Sentencji,
która jest w sali do szlifowania nadnaturalności, w naszym Budynku Treningowym.
Teksty, które są na niej uwiecznione były zapisywane przez byłych uczniów, jako
anonimy np.: „Nasze słabości mogą okazać się naszą bronią” albo „Każda zła
rzecz ma też swoją dobrą stronę”, czy „Inspiracją jest całe życie, nie zapomnij
o tym”, „Wszystko jest bez sensu, ale nie bez znaczenie”, „Zawsze przegrywamy
tak, żeby jednak wygrywać” i takie tam. Jednak najbardziej spodobał mi się
jeden z nich: „ Szukaj granic swoich możliwości i je przekraczaj” pod tym
tekstem były mikroskopijne inicjały T.FB. Moja pierwsza myśl? Tata to napisał.
Ja kiedyś też będę miała możliwość nabazgrania na tej ścianie czegoś mądrego,
ale problem w tym, że nie mam żadnej maksymy życiowej w zanadrzu. Coś się
wymyśli!
Obudziłam się
dzisiaj z świadomością tego, że za parę tygodni nadejdzie dzień mojej próby. Stresuje się, to
oczywiste. Jeśli zawalę ten test to wszystko szlag trafi! A nareszcie
zaczęło mi się układać! Jednak entuzjastyczne powitanie Lexi rozwiało wszystkie
moje zmartwienia. Przebrałam się ucinając z wilczycą telepatyczną, poranną
rozmowę i zbierałam się już do łazienki, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę!- krzyknęłam, ale nie doczekałam się odzewu. Nikt nie
wszedł, nie odpowiedział. Podeszłam do drzwi, żeby to sprawdzić. Kiedy je
otworzyłam nie zastałam nikogo. Gdy już miałam je zamknąć zauważyłam, że przed
progiem leży lekko zmięta karteczka. Podniosłam ją i rozwinęłam papier.
Zatrzaskując drzwi nogą przeczytałam coś takiego:
TY,
JA (bez Lexi), dziś, popołudniu, przerwa między lekcjami a treningiem mocy,
twoja skalna półka.
CZEKAM.
Dałam się zalać fali
szoku. Chyba mimowolnie uchyliłam usta, bo Lexi przyczłapała do mnie
niespokojnie i zapytała w myślach:
- Co to jest? Co się stało?
- Nic, nic, to tylko śmieć…- odesłałam jej jąkając się z
zakłopotaniem. Chyba domyślałam się od kogo dostałam tą wiadomość.
- Lorren, coś kręcisz!- przesłała mi oskarżycielskim tonem i usiadła
wlepiając we mnie te swoje wielkie ciemne, mądre oczy.- Co tam jest napisane?
- Nie ważne!- starałam się zbagatelizować całą sprawę.- Mówiłam ci
już, że będę musiała zostawić cię wieczorem z Haru?
- Nie. Dlaczego? Antaniasz
cię wzywał?- zaniepokoiła się moje towarzyszka.
- To nic poważnego. Tak, jestem umówiona- odparłam jej z udawaną
swobodą. Jak dobrze, że zaabsorbowała się tą zmianą tematu!- Wczoraj
zapomniałam ci to przekazać.
- Skoro tak…-zawahała się Lexi łykając haczyk. Zmięłam i wsunęłam
karteczkę do kieszeni spodni. Wilczyca zdawała się już nie zwracać uwagi na ten
skrawek papieru.
- Na pewno będziecie się dobrze bawić w pokoju Elliota- zapewniłam
ją.- Tylko niczego nie rozwalcie, nie wiem co może wpaść do głowy tej lisiczce!
To ja
idę do łazienki.
Ucięłam naszą rozmowę i wyśliznęłam
się z pokoju. Idąc do łazienki, potem myjąc zęby, czesząc włosy, cały czas
zastanawiałam się od kogo dostałam liścik. Znaczy się... miałam jednego
„podejrzanego”- Tony? Odkąd rozmawialiśmy o tekstach, które tyczyły się naszego
życia nasze stosunki były czysto przyjacielskie. Traktowaliśmy się po prostu
jak znajomi i tyle. Już nigdy więcej nie usłyszałam jego telepatycznego szeptu!
Ale tylko on i Elliot wiedzieli o mojej skalnej półce. Od kogo innego mogłam
dostać taką wiadomość? Od brata? Raczej wykluczone! Nie znalazłam żadnego
innego wyjaśnienia. Miałam wyrzuty sumienia po tym, jak szybko po otrzymaniu
listu pozbyłam się na wieczór Lexi.
Spóźniłam się trochę
na śniadanie, na które były dzisiaj parówki i jajecznica. Antaniasz jadał jak
zawsze z nami, a przy stole panowała przytulna atmosfera. Jednak ku mojemu zdziwieniu
Tony nie dawał żadnych oznak podrzucenia mi jakiejkolwiek wiadomości. Zachowywał
się jak gdyby nigdy nic, co kompletnie zbiło mnie z tropu. Po posiłku przyjęłam
ze subordynowaniem plan dnia. W sumie zajęcia do południa były zawsze takie same.
Dopiero po obiedzie godziny lekcji się zmieniały. Akurat dzisiaj zajęcia
obowiązkowe miałam jako pierwsza grupa, czyli od 14:45 do 16:35, a dopiero o
19:00 zaczynał się wieczorek mocy. Hmmm… idealna przerwa na spotkanie, prawda?
Cały dzień rozmyślałam
właśnie o tym spotkaniu. Nie ma to jak być z kimś umówionym i nie wiedzieć kogo
się spodziewać. A może jednak nie przyjść? A jak to głupawy żart? Wątpię. Andy nie
zniżył by się do takich kawałów.
W- F dłużył mi się
niemiłosiernie. Standardowe czterdzieści rozgrzewkowych okrążeń było dzisiaj
dla mnie jak osiemdziesiąt kółek! Każde ćwiczenie zdawało się trwać wieczność!
Nie mogłam doczekać się końca tych zajęć, a czas dłużył mi się okrutnie.
W końcu lekcje
wychowania fizycznego dobiegły końca, czyli już jeden etap dnia miałam za sobą
i zbliżałam się do popołudnia. Trening na arenie zleciał mi przyjemnie szybko,
co mnie zaskoczyło. Strzelanie z łuku wciąga mnie jak nic innego. Bardzo lubię
ta broń, od początku dobrze mi się kojarzyła. Antaniasz pochwalał także moją
niezależności i odmienne upodobania w kwestii walki.
Później wrzuciłam
obiad na biegu. Pierwszy raz odkąd tu mieszkam dostaliśmy naleśniki! A, że
lubię naleśniki, byłam mile zaszokowana. Zazwyczaj karmiono nas tu zdrową
żywnością, chudym mięsem, makaronem, ryżem i mnóstwem warzyw! Mieszkam w
Ośrodku już pewien czas i dalej nie rozgryzłam tego w jaki sposób magiczne
ptaki zastawiają stół...
Jednak nie
zastanawiałam się dzisiaj nad tym zbyt długo i odliczałam każdą minutę do
lekcji obowiązkowych, a kiedy wreszcie nadeszły nie potrafiłam skupić się na
żadnym temacie. Moje myśli krążyły wokół wszystkiego, prócz obiektu zajęć. Moją
uwagę rozpraszał każdy szmer, każde przesunięcie krzesła. Nie miałam zielonego
pojęci, o czym się dziś uczyliśmy. Jak dobrze, że Antaniasz mnie o nic nie
zapytał. W
końcu doczekałam się wyczekiwanego:
- Jesteście wolni! Koniec na dzisiaj.
Pędem wyniosłam się z
Budynku Treningowego i pognałam do Uczniowskiego Domu. Zostawiłam Lexi z Haru w
pokoju mojego brata, który teraz wyszedł na lekcje. Ciekawość mnie zżerała!
Wychodząc z budynku wyciągnęłam z kieszeni karteczkę i jeszcze raz
przestudiowałam zapisane na niej słowa. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Nie
potrafię tego określić, to jak mieszanka podniecenia z zainteresowaniem, która
objawia się w postaci łaskoczącego mrowienia na całym ciele. Przeskoczyłam
strumyk po kamieniach leżących na dnie i dotarłam do ściany drzew. Las. Nigdy
się do niego nie zapuściłam, jedynie chodziłam przy jego brzegu na moją skalną
półkę. Odbiłam w lewo i zaczęłam się wspinać, przedzierając między krzakami. W
towarzystwie Lexi wędrówka była przyjemniejsza, to muszę przyznać. Skupiłam się
na czymś innym. A może nadawca listu już będzie czekał. Ciekawe czy to Tony…? Zaraz się
miałam tego dowiedzieć.
Kiedy dotarłam na
miejsce zastałam pustą półkę skalną. Nie zrażając się przysiadłam na jej skraju
spuszczając nogi w dół, jak to miałam w zwyczaju. Słońce zniżało się ku
horyzontowi, a ja czekałam, nie miałam pojęcia ile czasu już minęło! Zaczynałam
się nudzić. Kiedy już miałam zrezygnować, a na niebie pojawiała się różowa
poświata, zobaczyłam wysoką, zakapturzoną postać przemykającą się między
drzewami i przeskakującą zwinnie brud na strumieniu. Zaczęłam się jej
przyglądać, lecz po chwili zniknęła mi z pola widzenia chowając się w krzakach.
Odsunęłam się od krawędzi i splotłam nogi, siadając po turecku, twarzą do lasu.
Usłyszałam szum w zaroślach i praktycznie w tej samej sekundzie pojawił się
przede mną chłopak w kapturze. W pierwszej chwili myślałam, że to jednak Andy,
w końcu on najczęściej pokazywał się w bluzach. Na tą myśl ogarnął mnie lekki
niepokój, ale gdy chłopak się odezwał wszystkie moje wątpliwości uleciały.
- Odebrałaś wiadomość?- zapytał retorycznie. Bez problemu poznałam
Tony’ ego po głosie, choć nie widziałam jego twarzy, skrytej pod kapturem.
Ogółem wyglądał jakoś inaczej. Miał na sobie brązową bluzę z kapturem, podarte…
chwila, osmolone spodnie i mocno zniszczone adidasy.
- Nie miałem pewności, czy przeczytałaś list, bo cały dzień nic o tym
nie wspomniałaś- mówił dalej siadając obok mnie.
- Zmieniasz styl?- wypaliłam z pytaniem kompletnie od rzeczy.
- Jednorazowo- odpowiedział przyciszonym głosem.- Kiedyś na co dzień
się tak ubierałam, jak byłem młodszy, teraz preferuję koszule, jak wiesz, bo
bluzy nie za dobrze mi się kojarzą. A te ciuchy wygrzebałem dzisiaj z dna
szafy. Ostatnio miałem je na sobie jakieś… trzy lata temu, w dniu porwania mnie
przez naukowców.
Aha… To dlatego
spodnie i buty miał w takim stanie. Tylko czemu przebrał się w to akurat na
spotkanie ze mną? Od rana miał na sobie koszulę i dżinsy w jednym kawałku, jak
zawsze, a teraz…? Wolałam nie pytać. Jego odpowiedź mogłaby mnie zaszokować.
Nawet po pięciu miesiącach nie mogłam go do końca rozgryźć. Chyba lepiej nie
wiedzieć co mu siedzi w tej głowie.
- Dlaczego chciałeś się spotkać?- zapytałam zmieniając temat.
- Chce ci coś pokazać. Jeśli tylko masz ochotę wracać do
przeszłości.- Jego odpowiedź zabrzmiała tajemniczo, aż przeszedł mnie
dreszcze.- Na pewno słyszałaś, że gdzieś w tych lasach, jest portal do Naszego
Świata, prawda?- Nie czekał na to co powiem, nawet czy kiwnę głową na
potwierdzenie. Po prostu mówił daje bez przerwy.- Otóż otwiera się on raz na
dwa dni, co dwadzieścia cztery dni, a z moich obliczeń wynika, że wrota otworzą
się dziś w nocy. Jednak na tym nie koniec. Niedawno doszły mnie słuchy, że
Antaniasz wszystkie towary otrzymuje od Soah’ ów, którzy dostarczają je do
Szkoły innym tajnym portalem. Portalem, który prowadzi do świata śmiertelników.
Jeszcze nie przeczytałem, bo jestem troszkę do tyłu z fabułą (pisałem to już kiedyś? Bo mam takie wrażenie)... Ale Freedom, nie rób mi tego! :c Wrzuć CD... Proszę...
OdpowiedzUsuńTak, pisałeś pod 10 ;)
OdpowiedzUsuńHmmm... skoro tak ładnie prosisz, Sagi... Wrzucę, za tydzień, jak zawsze. I dla jasność: robię to specjalnie dla ciebie, bo mam pewność, że czytasz te moje fanaberie ;P
Dziękuję :)
UsuńTym razem przeczytałem ;)
OdpowiedzUsuńZajęcia były... podniecające? Co oni na nich robili? :D
Czekaj... okej już się ogarnęłam. Mam zrytą psyche przez znajomych i gdy przeczytałam twoje pytania... nasunęło mi się jedno skojarzenie...:/ Dobra, nie istotne...Wybacz.
UsuńNie mówi mi, że nigdy nie doświadczyłeś takiego uczucia jak podniecenie! Zwłaszcza, jak coś ci się spodoba i sprawia ci przyjemność. Chodziło mi o to, że Lorren odkrywając nowe zaklęcia, ucząc się kształtować swoją moc i wykorzystywać, ją do rzeczy, o których nigdy by nie pomyślała odczuwała niejaką radość z tego powodu. Po prostu była zadowolona z siebie. Miała satysfakcję :) Na tych zajęciach nie działo się nic szczególnego, może w którymś rozdziale jeszcze to sprecyzuję ;)
Aż mi się przypomniała historia pewnej myszy... :D
UsuńCO??? Jakiej myszy???
UsuńNo... Słyszałem, że był taki eksperyment, kiedy podłączyli mózg myszy do urządzenia, które symulowało u niej orgazm. I miała taki przycisk, który uruchamiał to urządzenie. Wiesz co się stało z tą myszą? Umarła, bo ciągle przyciskając ten przycisk zapomniała o reszcie swoich potrzeb
UsuńTakie drobne skojarzenie ;)
UsuńJak dobrze, że nie tylko ja miałam sprośne skojarzenia (po twoich pytaniach, wcześniej nie zwróciłam na to uwagi) Opowiedziałbym ci o czymś, ale to nie etyczne i niezbyt odpowiednie oraz za bardzo intymne jak na ogólnodostępnego bloga...
UsuńMożesz mi napisać na maila ;)
UsuńSerio, Sagi...? Chyba sobie żartujesz!
Usuń(Nawet jeśli, to nawet nie mam twojego maila.) :P
Enough ma, może Ci podać ;)
UsuńTak? Chyba się jednak powstrzymam :P Choć może kiedyś ci o tym incydencie opowiem :)
UsuńTak, z pewnością mi kiedyś opowiesz :P
UsuńNa pewno się nad tym zastanowię :)
UsuńNie zdziw się, gdybyś dostał kiedyś maila z dziwaczną historyjką w treści ;P
Postaram się nie zdziwić ani nie wrzucić go do spamu :P
UsuńSerio interesują cię takie opowieści???
UsuńZależy kto opowiada ;)
Usuń