piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 11 od Lorren " Nic nie dzieje się przypadkiem "

Hejka, oto mój kolejny rozdział i nie wrzucam go tylko od tak sobie... Liczę, a wręcz oczekuję (jak Enough) komentarzy. (Chyba nie tylko Sagi, czyta moje opka, nie?) Nie chce wyjść na egoistkę, ale chcę znać opinię więcej niż jednej osoby albo możecie nie dczekać się CD w przyszłym tygodniu. Może to chamsko brzmi, ale nie widzę sensu pisania dla kogoś i nie otrzymywania od niego odzewu. No, bo skąd mam wiedzieć co zmienić, co dodać, jakie błędy popełniam, czy się podoba, czy nie??? Po prostu ostatnio odniosłam wrażenie, że niektórzy wyświetlają rozdział i go nie doczytują do końca. (Czy tak ciężko jest coś napisać? Naprawdę?)
______________________



         Pięć miesięcy.
         Nie wierzę w to.
      Minęło już pięć miesięcy! Cały ten okres był dla mnie jak pięć dni! Dokładnie dwadzieścia tygodni temu przybyłam do Szkoły Antaniasza wraz z bratem. To jest nie do ogarnięcia. Moje życie nabrało innego wyrazu. Nic nie było takie jak dawniej. Teraz mam dom. Mam znajomych. Nie czuję się dziwakiem i odludkiem. Wreszcie ktoś mnie toleruje!
      Tak, to było bardzo pracowite pięć miesięcy. Zdecydowanie, przez całe moje dotychczasowe, nędzne życie tak nie harowałam. Ale podoba mi się ta odmiana. Wreszcie mam konkretne zajęcia, jakiś plan, schemat życia. Do perfekcji opanowałam sztukę łuczniczą. Aktualnie szlifuję jeszcze oddawanie strzałów do ruchomych celów w pozycji leżącej, na brzuchu lub plecach. Nauczyłam się różnych szczwanych sztuczek, który przydają się w otwartej walce. Jak się okazało łucznictwo to nie tylko umiejętność wypuszczania strzał tak by nie zrobić sobie krzywdy cięciwą, to także umiejętności łączące się z precyzyjnym oddaniem strzału, czyli wykształcenie sobie słuchu, błyskawiczna reakcja i szybkie obranie celu. Właśnie z tym miałem największy problem, ale przez prawie pół roku treningów, dzień w dzień, w końcu opanowałam równie i to.
        Antaniasz jest świetnym instruktorem. Potrafi się odnieść do każdego indywidualnie i w odpowiedni sposób, jego podpowiedzi i uwagi to najcenniejsze wskazówki, na szczęści chętnie i wylewnie się nimi z nami dzieli (w końcu po to tu jest, żeby nasz szkolić, nie?) Lubię naszego Mistrza. Chyba nie mogłam wyobrazić sobie lepszego mentora! Antaniasz naprawdę o nas dba i się troszczy.
         W ciągu minionych tygodni udało mi się względnie urządzić pokój. (Wiśniowy sad przynosi całkiem niezłe dochody, zwłaszcza jeżeli pracują przy nim magiczne ptaki). Przeprowadziłam małe przemeblowanie. Poprzestawiałam szafki i przesunęłam łóżko pod okno. Sprawiłam sobie białe zwiewne firanki, Tony pomógł mi przemalować dwie ściany na niebiesko i położyć tapetę, w sumie przy tapecie to wszyscy pomagali, nawet sam Antaniasz, a i tak nie obeszło się bez umorusania w kleju. A przedstawiała ona panoramę Nowego Jorku, czyli mojego ulubionego miasta, w którym miałam okazję kiedyś mieszkać, tamtejszy dom dziecka był najprzytulniejszy. Dostałam też podręczniki, ale z takich książek to akurat się nie cieszę… Elliot też przemalował sobie pokój, tylko, że na żółto i dostał swój wymarzony rower.
         Zajęcia obowiązkowe podzielono na dwie zmiany, jedna dla młodszych, druga dla starszych, czyli gdy Elliot się uczy ja mam czas wolny. Lekcje wyglądają tak jak w normalnej szkole. Nauczyciel, zeszyt, podręcznik, teoria i rozwiązuj zadanie. Przynajmniej Antaniasz nie robi nam natrętnie testów, praktycznie w ogóle ich nie mamy.
         Jednak moje ulubione są wieczorki mocy. Dużą radość i satysfakcję sprawia mi odkrywanie nowych umiejętności i kształtowanie ich. Nie wiedziałam, że lód można wykorzystywać do tylu rzeczy. Zajęcia są ciekawe i intrygujące. Oprócz zaklęć związanych z naszymi żywiołami uczymy się też fraz, które pomogą nam przetrwać (choćby zaklęcie, które pozwala na stanie się niewidzialnym, podniesienie wkoło siebie pola magnetycznego itp.) Choć nie zawsze wszystko wychodzi mi za pierwszym razem, dążę z uporem do celu, a w tym postanowieniu pomaga mi nasza Ściana Sentencji, która jest w sali do szlifowania nadnaturalności, w naszym Budynku Treningowym. Teksty, które są na niej uwiecznione były zapisywane przez byłych uczniów, jako anonimy np.: „Nasze słabości mogą okazać się naszą bronią” albo „Każda zła rzecz ma też swoją dobrą stronę”, czy „Inspiracją jest całe życie, nie zapomnij o tym”, „Wszystko jest bez sensu, ale nie bez znaczenie”, „Zawsze przegrywamy tak, żeby jednak wygrywać” i takie tam. Jednak najbardziej spodobał mi się jeden z nich: „ Szukaj granic swoich możliwości i je przekraczaj” pod tym tekstem były mikroskopijne inicjały T.FB. Moja pierwsza myśl? Tata to napisał. Ja kiedyś też będę miała możliwość nabazgrania na tej ścianie czegoś mądrego, ale problem w tym, że nie mam żadnej maksymy życiowej w zanadrzu. Coś się wymyśli!
          
           Obudziłam się dzisiaj z świadomością tego, że za parę tygodni nadejdzie dzień mojej próby. Stresuje się, to oczywiste. Jeśli zawalę ten test to wszystko szlag trafi! A nareszcie zaczęło mi się układać! Jednak entuzjastyczne powitanie Lexi rozwiało wszystkie moje zmartwienia. Przebrałam się ucinając z wilczycą telepatyczną, poranną rozmowę i zbierałam się już do łazienki, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę!- krzyknęłam, ale nie doczekałam się odzewu. Nikt nie wszedł, nie odpowiedział. Podeszłam do drzwi, żeby to sprawdzić. Kiedy je otworzyłam nie zastałam nikogo. Gdy już miałam je zamknąć zauważyłam, że przed progiem leży lekko zmięta karteczka. Podniosłam ją i rozwinęłam papier. Zatrzaskując drzwi nogą przeczytałam coś takiego:
TY, JA (bez Lexi), dziś, popołudniu, przerwa między lekcjami a treningiem mocy, twoja skalna półka.
CZEKAM.
Dałam się zalać fali szoku. Chyba mimowolnie uchyliłam usta, bo Lexi przyczłapała do mnie niespokojnie i zapytała w myślach:
- Co to jest? Co się stało?
- Nic, nic, to tylko śmieć…- odesłałam jej jąkając się z zakłopotaniem. Chyba domyślałam się od kogo dostałam tą wiadomość.
- Lorren, coś kręcisz!- przesłała mi oskarżycielskim tonem i usiadła wlepiając we mnie te swoje wielkie ciemne, mądre oczy.- Co tam jest napisane?
- Nie ważne!- starałam się zbagatelizować całą sprawę.- Mówiłam ci już, że będę musiała zostawić cię wieczorem z Haru?
- Nie. Dlaczego? Antaniasz cię wzywał?- zaniepokoiła się moje towarzyszka.
- To nic poważnego. Tak, jestem umówiona- odparłam jej z udawaną swobodą. Jak dobrze, że zaabsorbowała się tą zmianą tematu!- Wczoraj zapomniałam ci to przekazać.
- Skoro tak…-zawahała się Lexi łykając haczyk. Zmięłam i wsunęłam karteczkę do kieszeni spodni. Wilczyca zdawała się już nie zwracać uwagi na ten skrawek papieru.
- Na pewno będziecie się dobrze bawić w pokoju Elliota- zapewniłam ją.- Tylko niczego nie rozwalcie, nie wiem co może wpaść do głowy tej lisiczce! To ja idę do łazienki.
         Ucięłam naszą rozmowę i wyśliznęłam się z pokoju. Idąc do łazienki, potem myjąc zęby, czesząc włosy, cały czas zastanawiałam się od kogo dostałam liścik. Znaczy się... miałam jednego „podejrzanego”- Tony? Odkąd rozmawialiśmy o tekstach, które tyczyły się naszego życia nasze stosunki były czysto przyjacielskie. Traktowaliśmy się po prostu jak znajomi i tyle. Już nigdy więcej nie usłyszałam jego telepatycznego szeptu! Ale tylko on i Elliot wiedzieli o mojej skalnej półce. Od kogo innego mogłam dostać taką wiadomość? Od brata? Raczej wykluczone! Nie znalazłam żadnego innego wyjaśnienia. Miałam wyrzuty sumienia po tym, jak szybko po otrzymaniu listu pozbyłam się na wieczór Lexi.
          Spóźniłam się trochę na śniadanie, na które były dzisiaj parówki i jajecznica. Antaniasz jadał jak zawsze z nami, a przy stole panowała przytulna atmosfera. Jednak ku mojemu zdziwieniu Tony nie dawał żadnych oznak podrzucenia mi jakiejkolwiek wiadomości. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic, co kompletnie zbiło mnie z tropu. Po posiłku przyjęłam ze subordynowaniem plan dnia. W sumie zajęcia do południa były zawsze takie same. Dopiero po obiedzie godziny lekcji się zmieniały. Akurat dzisiaj zajęcia obowiązkowe miałam jako pierwsza grupa, czyli od 14:45 do 16:35, a dopiero o 19:00 zaczynał się wieczorek mocy. Hmmm… idealna przerwa na spotkanie, prawda?
           Cały dzień rozmyślałam właśnie o tym spotkaniu. Nie ma to jak być z kimś umówionym i nie wiedzieć kogo się spodziewać. A może jednak nie przyjść? A jak to głupawy żart? Wątpię. Andy nie zniżył by się do takich kawałów.
            W- F dłużył mi się niemiłosiernie. Standardowe czterdzieści rozgrzewkowych okrążeń było dzisiaj dla mnie jak osiemdziesiąt kółek! Każde ćwiczenie zdawało się trwać wieczność! Nie mogłam doczekać się końca tych zajęć, a czas dłużył mi się okrutnie.
             W końcu lekcje wychowania fizycznego dobiegły końca, czyli już jeden etap dnia miałam za sobą i zbliżałam się do popołudnia. Trening na arenie zleciał mi przyjemnie szybko, co mnie zaskoczyło. Strzelanie z łuku wciąga mnie jak nic innego. Bardzo lubię ta broń, od początku dobrze mi się kojarzyła. Antaniasz pochwalał także moją niezależności i odmienne upodobania w kwestii walki.
              Później wrzuciłam obiad na biegu. Pierwszy raz odkąd tu mieszkam dostaliśmy naleśniki! A, że lubię naleśniki, byłam mile zaszokowana. Zazwyczaj karmiono nas tu zdrową żywnością, chudym mięsem, makaronem, ryżem i mnóstwem warzyw! Mieszkam w Ośrodku już pewien czas i dalej nie rozgryzłam tego w jaki sposób magiczne ptaki zastawiają stół...
               Jednak nie zastanawiałam się dzisiaj nad tym zbyt długo i odliczałam każdą minutę do lekcji obowiązkowych, a kiedy wreszcie nadeszły nie potrafiłam skupić się na żadnym temacie. Moje myśli krążyły wokół wszystkiego, prócz obiektu zajęć. Moją uwagę rozpraszał każdy szmer, każde przesunięcie krzesła. Nie miałam zielonego pojęci, o czym się dziś uczyliśmy. Jak dobrze, że Antaniasz mnie o nic nie zapytał. W końcu doczekałam się wyczekiwanego:
- Jesteście wolni! Koniec na dzisiaj.
       Pędem wyniosłam się z Budynku Treningowego i pognałam do Uczniowskiego Domu. Zostawiłam Lexi z Haru w pokoju mojego brata, który teraz wyszedł na lekcje. Ciekawość mnie zżerała! Wychodząc z budynku wyciągnęłam z kieszeni karteczkę i jeszcze raz przestudiowałam zapisane na niej słowa. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Nie potrafię tego określić, to jak mieszanka podniecenia z zainteresowaniem, która objawia się w postaci łaskoczącego mrowienia na całym ciele. Przeskoczyłam strumyk po kamieniach leżących na dnie i dotarłam do ściany drzew. Las. Nigdy się do niego nie zapuściłam, jedynie chodziłam przy jego brzegu na moją skalną półkę. Odbiłam w lewo i zaczęłam się wspinać, przedzierając między krzakami. W towarzystwie Lexi wędrówka była przyjemniejsza, to muszę przyznać. Skupiłam się na czymś innym. A może nadawca listu już będzie czekał. Ciekawe czy to Tony…? Zaraz się miałam tego dowiedzieć.
        Kiedy dotarłam na miejsce zastałam pustą półkę skalną. Nie zrażając się przysiadłam na jej skraju spuszczając nogi w dół, jak to miałam w zwyczaju. Słońce zniżało się ku horyzontowi, a ja czekałam, nie miałam pojęcia ile czasu już minęło! Zaczynałam się nudzić. Kiedy już miałam zrezygnować, a na niebie pojawiała się różowa poświata, zobaczyłam wysoką, zakapturzoną postać przemykającą się między drzewami i przeskakującą zwinnie brud na strumieniu. Zaczęłam się jej przyglądać, lecz po chwili zniknęła mi z pola widzenia chowając się w krzakach. Odsunęłam się od krawędzi i splotłam nogi, siadając po turecku, twarzą do lasu. Usłyszałam szum w zaroślach i praktycznie w tej samej sekundzie pojawił się przede mną chłopak w kapturze. W pierwszej chwili myślałam, że to jednak Andy, w końcu on najczęściej pokazywał się w bluzach. Na tą myśl ogarnął mnie lekki niepokój, ale gdy chłopak się odezwał wszystkie moje wątpliwości uleciały.
- Odebrałaś wiadomość?- zapytał retorycznie. Bez problemu poznałam Tony’ ego po głosie, choć nie widziałam jego twarzy, skrytej pod kapturem. Ogółem wyglądał jakoś inaczej. Miał na sobie brązową bluzę z kapturem, podarte… chwila, osmolone spodnie i mocno zniszczone adidasy.
- Nie miałem pewności, czy przeczytałaś list, bo cały dzień nic o tym nie wspomniałaś- mówił dalej siadając obok mnie.
- Zmieniasz styl?- wypaliłam z pytaniem kompletnie od rzeczy.
- Jednorazowo- odpowiedział przyciszonym głosem.- Kiedyś na co dzień się tak ubierałam, jak byłem młodszy, teraz preferuję koszule, jak wiesz, bo bluzy nie za dobrze mi się kojarzą. A te ciuchy wygrzebałem dzisiaj z dna szafy. Ostatnio miałem je na sobie jakieś… trzy lata temu, w dniu porwania mnie przez naukowców.
             Aha… To dlatego spodnie i buty miał w takim stanie. Tylko czemu przebrał się w to akurat na spotkanie ze mną? Od rana miał na sobie koszulę i dżinsy w jednym kawałku, jak zawsze, a teraz…? Wolałam nie pytać. Jego odpowiedź mogłaby mnie zaszokować. Nawet po pięciu miesiącach nie mogłam go do końca rozgryźć. Chyba lepiej nie wiedzieć co mu siedzi w tej głowie.
- Dlaczego chciałeś się spotkać?- zapytałam zmieniając temat.
- Chce ci coś pokazać. Jeśli tylko masz ochotę wracać do przeszłości.- Jego odpowiedź zabrzmiała tajemniczo, aż przeszedł mnie dreszcze.- Na pewno słyszałaś, że gdzieś w tych lasach, jest portal do Naszego Świata, prawda?- Nie czekał na to co powiem, nawet czy kiwnę głową na potwierdzenie. Po prostu mówił daje bez przerwy.- Otóż otwiera się on raz na dwa dni, co dwadzieścia cztery dni, a z moich obliczeń wynika, że wrota otworzą się dziś w nocy. Jednak na tym nie koniec. Niedawno doszły mnie słuchy, że Antaniasz wszystkie towary otrzymuje od Soah’ ów, którzy dostarczają je do Szkoły innym tajnym portalem. Portalem, który prowadzi do świata śmiertelników.

19 komentarzy:

  1. Jeszcze nie przeczytałem, bo jestem troszkę do tyłu z fabułą (pisałem to już kiedyś? Bo mam takie wrażenie)... Ale Freedom, nie rób mi tego! :c Wrzuć CD... Proszę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, pisałeś pod 10 ;)
    Hmmm... skoro tak ładnie prosisz, Sagi... Wrzucę, za tydzień, jak zawsze. I dla jasność: robię to specjalnie dla ciebie, bo mam pewność, że czytasz te moje fanaberie ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym razem przeczytałem ;)
    Zajęcia były... podniecające? Co oni na nich robili? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj... okej już się ogarnęłam. Mam zrytą psyche przez znajomych i gdy przeczytałam twoje pytania... nasunęło mi się jedno skojarzenie...:/ Dobra, nie istotne...Wybacz.
      Nie mówi mi, że nigdy nie doświadczyłeś takiego uczucia jak podniecenie! Zwłaszcza, jak coś ci się spodoba i sprawia ci przyjemność. Chodziło mi o to, że Lorren odkrywając nowe zaklęcia, ucząc się kształtować swoją moc i wykorzystywać, ją do rzeczy, o których nigdy by nie pomyślała odczuwała niejaką radość z tego powodu. Po prostu była zadowolona z siebie. Miała satysfakcję :) Na tych zajęciach nie działo się nic szczególnego, może w którymś rozdziale jeszcze to sprecyzuję ;)

      Usuń
    2. Aż mi się przypomniała historia pewnej myszy... :D

      Usuń
    3. No... Słyszałem, że był taki eksperyment, kiedy podłączyli mózg myszy do urządzenia, które symulowało u niej orgazm. I miała taki przycisk, który uruchamiał to urządzenie. Wiesz co się stało z tą myszą? Umarła, bo ciągle przyciskając ten przycisk zapomniała o reszcie swoich potrzeb

      Usuń
    4. Takie drobne skojarzenie ;)

      Usuń
    5. Jak dobrze, że nie tylko ja miałam sprośne skojarzenia (po twoich pytaniach, wcześniej nie zwróciłam na to uwagi) Opowiedziałbym ci o czymś, ale to nie etyczne i niezbyt odpowiednie oraz za bardzo intymne jak na ogólnodostępnego bloga...

      Usuń
    6. Możesz mi napisać na maila ;)

      Usuń
    7. Serio, Sagi...? Chyba sobie żartujesz!
      (Nawet jeśli, to nawet nie mam twojego maila.) :P

      Usuń
    8. Enough ma, może Ci podać ;)

      Usuń
    9. Tak? Chyba się jednak powstrzymam :P Choć może kiedyś ci o tym incydencie opowiem :)

      Usuń
    10. Tak, z pewnością mi kiedyś opowiesz :P

      Usuń
    11. Na pewno się nad tym zastanowię :)
      Nie zdziw się, gdybyś dostał kiedyś maila z dziwaczną historyjką w treści ;P

      Usuń
    12. Postaram się nie zdziwić ani nie wrzucić go do spamu :P

      Usuń
    13. Serio interesują cię takie opowieści???

      Usuń
    14. Zależy kto opowiada ;)

      Usuń