piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 10 od Lorren " Nic nie dzieje się przypadkiem "

Cześć, a jednak ten rozdział udało mi się napisać szybciej (mniej więcej dlatego, że przełożono mi test z chemii, ale w rezultacie w przyszłym tygodniu mam codziennie jakiś sprawdzian...uch!) A, że przez weekend muszę ogarnąć teorię cząsteczkową i historię starożytnego Rzymu, nie wspominając już o geometrii i wszystkim o roślinach od tkanek po cykle rozwojowe, łatwo wywnioskować, że nie znajdę czasu na pisanie, choć nigdy nic nie wiadomo. No, wyżaliłam się już i przepraszam, że akurat wy musieliście to wszystko czytać. Dobrze wiem, że każdy ma mnóstwo rzeczy na głowie, nie jestem w tym sama.;)
W każdym razie to mój kolejny rozdział, zapraszam do jego lektury i proszę o jakieś komentarze. (negatywne, pozytywne, każde uwagi mile widziane)
________________________



        Trzeci tydzień w Szkole dobiegał końca. Prawie miesiąc temu pojawiłam się tu z bratem, po raz pierwszy. Antaniasz nadal nie wrócił. A ja się zaczęłam martwić.
         Wciągnęłam się w życie szkoły. Robiłam bardzo duże postępy w kwestii łucznictwa, Elliot też sobie radził coraz lepiej ze sztyletem. Przekonałam się po co nam było codzienne rozciąganie. Nasi szkolnie nożownicy, czyli Tony, Clov, Andy i teraz również Elliot, ćwiczą pchnięcia, między którymi robią mnóstwo fikołków na twardym podłożu. W sumie tylko ja strzelam z łuku, a ostatnio zaczęłam kombinować i przyjmowałam różne pozycje przed oddanie strzału.
           Czasem miałam lekkie wyrzuty sumienia, że zaniedbuje Lexi. Czas, który jej poświęcałam, rozdzieliłam między zajęcia i lekcja, Elliota i Tony’ ego, który skomponował już kilka dobrych kawałków. Udało mi się go złapać któregoś popołudnia i oddałam mu swój zeszycik z tekstami, nikt wcześniej nie czytał tych moich wypocin, o dziwo podobały się one Tony’ emu. Dobrze mi się z nim współpracowało. Ustalaliśmy razem na jaki instrument będzie pisana muzyka do słów itp.
           Gdy pierwszy raz weszłam do jego pokoju wręcz oniemiałam. Nie miał biurka, szafki stały w wieżach, jedna na drugiej, łóżko było wciśnięte w kąt pod oknem, a wszystko to po to, żeby w pokoju zmieścić perkusje i fortepian. Najbardziej spodobały mi się jego czerwone ściany, pomazane czarnym sprejem, na początku nie potrafiłam rozszyfrować napisów, ale po dłuższych oględzinach rozpoznawałam refreny jego ulubionych tekstów, nazwiska i przydomki ich wykonawców, najbardziej rozbawił minie napis: „ Fu*k Bieber” i karykatura Justina. Na drzwiach od wewnątrz miał wypisane czerwonym markerem: Radioactive area. „Welcome to the new age” i znaczek jakim oznacza się np. elektrownie jądrowe. Na ścianach doszukałam się wielu piosenkarzy, których również sama słucham, byłam miło zaskoczona, gdy przeczytałam fragment jednej z piosenek P!nk.
            W każdym razie spotykaliśmy się regularnie. On demonstrował mi moje teksty z jego muzyką. Wszystko brzmiało świetnie. Tony to geniusz! Dosłownie. Zawsze zachęcał mnie do tego żebym śpiewała wszystkie utwory, a on grał. W końcu nasze spotkania przerodziły się w coś w rodzaju prób.
          Gdy byłam u niego wczoraj zagraliśmy wszystkie kawałki, a ja się przy tym świetnie bawiłam. Odniosłam wrażenie, że Tony przestał się tak wiecznie chmurzyć, jednak nie dało się u niego zdefiniować wielkiego uśmiechu, choć kąciku jego ust coraz częściej się unosiły. Przynajmniej jak byliśmy sami.
- Wiesz, że zawsze jak śpiewasz masz zamknięte oczy?- zwrócił mi wczoraj uwagę, wstając od fortepianu, o który się opierałam.
- Tak, wiem. Jakoś lepiej mi się wtedy skupić. A co przeszkadza ci to? Wolisz, żebym gapiła się w przestrzeń i wydawała nieobecna?
- Nie, nie, mi to pasuje, przynajmniej…- urwał i pokiwał głową ze zrezygnowaniem.
- Przynajmniej co?- dociekałam uparcie przypatrując się mu i unosząc jedną brew.
       Nie odpowiedział wprost. Milczał. Popatrzył na mnie krzywiąc się dziwnie. „Przynajmniej nie widzisz, jak natrętnie się na ciebie gapię”- odniosłam wrażenie, że do mojej podświadomości dotarł obcy szept. Pokręciłam głową  zdezorientowana.
- Coś ty powiedział?- zapytałam go z niedowierzaniem. Czyżbyśmy się właśnie połączyli telepatycznie?
- Kiedy ja nic nie mówiłem!- zaczął się bronić i przełknął ślinę.
- Ale pomyślałeś!- odpaliłam szybko, musiałam wiedzieć, czy tak naprawdę pomyślała, a to wydało mi się jedynym racjonalnym wyjaśnieniem.
- Może tak, a może nie. Kogo obchodzi co ja myślę?- Tak odpowiedź zbiła mnie z tropu, ta ostra wymiana zdań nie prowadziła do niczego dobrego. Odpuściłam mu, ale ta sytuacja nadal mnie prześladuje. Przez to nie zmrużyłam oka w nocy!
- Kogo obchodzi? Mnie- szepnęłam cicho. To samo mi się wyrwało, niechcący. Nie wiem dlaczego powiedziałam coś takiego! To byłą niezależna, odruchowa odpowiedź! Zapadła cisza słyszałam tylko oddech Tony’ ego i zdałam sobie sprawę z tego, że wstrzymuje swój.
- Wiesz, Lorren- odezwał się przerywając chwilę napięcia. Coś powodowało, że nie odważyłam się na niego spojrzeć, pierwszy raz mnie peszył. Modliłam się tylko, żeby na policzkach nie wyskoczyły mi rumieńce.- No, bo… wtedy jak… pamiętasz to, gdy…?- zaczął się plątać.- No, twój pierwszy dzień, wtedy jak podeszłaś do mnie, do tej altanki… wieczorem. I ta piosenka… no, zrozumiałem coś wtedy, chciałem ci nawet powiedzieć, ale Elliot… i jakoś tak wyszło, że tłamszę tą myśl w sobie już trzeci tydzień, bo bałem się, że mnie wyśmiejesz…- Podniosłam na niego niepewny wzrok. Mrużył oczy tak, jakby się bał, że go zaraz zdzielę pięścią w twarz. Jednak pochylił się niepewnie i oparł o fortepian tak jak ja. Spuścił wzrok i mówił dalej.- Ten twój tekst, do którego dodałem zwrotkę. To co nuciłaś! Tak mi się skojarzyło, że to o nas… nie zrozum mnie źle, chodzi mi o to, że to było o naszym życiu, o naszych poglądach. O moim cholernym lęku. Przez ten tekst zrozumiałem, że nadnaturalność nie musi być tylko utrapieniem.Zrozumiałem to dzięki tobie.
           Zatkało mnie. Nie pomyślałam o tym. Faktycznie, na drugi dzień, po naszej rozmowie w altance, chciał ją dokończyć, ale przyczepił się do nas Elliot, Lexi i w ogóle… i zrezygnował. Teraz to zrozumiałam. A potem tłamsił w sobie tak oczywistą rzecz prze trzy tygodnie! Przeanalizowałam szybko słowa tej piosenki. Tak, to było o naszym życiu. Ale dlaczego przypisuje mi taką zasługę, jak przepędzenie jego strachu? Przecież ja nic takiego nie zrobiłam! A potem Tony mnie poprosił żebym mu coś zaśpiewała, a ja wtedy wyskoczyłam z…
- Stay- szepnęłam niechcący już na głos ledwo słyszalnym łamiącym się głosem. Ta piosenka też wiąże się z naszą sytuacją, jednak w porę ugryzłam się w język i już tego nie powiedziałam. Ogarnęła mnie fala sprzecznych niewyjaśnionych uczuć, których nie potrafiłam nazwać. Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Teraz najlepsze: uśmiechał się. Tak, naprawdę szczerze się uśmiechała!
- Udało ci się- odezwał się cicho, a uśmiech nie schodził z jego twarz.- Przemyślałem sobie wszystko. Ty też powinnaś.
             Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Pokręciłam drętwo głową. W sumie co mnie z nim łączy. Przyjaźń i muzyka, nie? A już razem z naszym pierwszym spotkaniem zrodziło się między nami porozumienie. Dobra, musiałam wszystko sobie na spokojnie poukładać.
- Może jakiś cover?- zaproponował nieoczekiwanie zmieniać temat. Przystałam na jego propozycję, nadal lekko skonfundowana.
- A konkretnie?- zadałam mu analogiczne pytanie, gdy już brał pałeczki.
- Może coś z repertuaru P!ink, słyszałem, od Elliota, że ją lubisz- odparł siadając za perkusja, ja odwróciłam się do niego przodem i oparłam o fortepian.- Co powiesz na Fu**in Perfect, ten tekst odgonił ode mnie swego czasu samobójcze plany…albo Raise your glass?
        Stanęło na pierwszej pozycji. Tony zaczął grać na perkusji, a ja automatycznie zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać, początkowo nie potrafiłam skupić się na tekście, lecz zawzięta chęć nie pomylenia słów wygrała z wątpliwościami, które mnie teraz ogarnęły. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że czuję na sobie jego spojrzenie. Przeszliśmy przez wszystkie zwrotki dochodząc do rapu, więc ja zamilkłam, ale Tony szybko podjął dalej i skończył za mnie, a gdy doszedł do słów: „Why do we do that? Why do I do that? Why do I do that?” przestał grać, spojrzał na mnie i zrobił taką minę, że długo nie mogłam opanować śmiechu. Dokończył piosenkę, bo ja nie byłam w stanie śpiewać dalej.
       
         A teraz siedziałam w swoim ulubionym miejscu i wspominałem wczorajszy dzień. Właściwie to rozmyślałam o tym telepatycznym szepcie i o tym co mi później powiedział. Czy to możliwe, że w jakiś sposób połączyłam się myślami z Tony’ m? Co w ogóle oznaczała ta rozmowa? Czy była jakimś istotnym wydarzeniem? Mogła się stać punktem zwrotnym w naszej przyjaźni. Co mnie z nim łączyło? Muzyka. No właśnie. I tyle. Chyba… Nie ważne!
       A tak zmieniając temat… Zapytacie, jak wygląda moje ulubione miejsce!? Jest to mała półka skalna, z której rozciąga się widok prawie na cały teren ośrodka. W szczególności widać stąd pastwisko. Zaraz będzie zachód, a ja oglądam z Lexi nasze trzy szkolne konie. Wszystkie są ładne, ale Kadiliman ma w sobie coś szczególnego, jest niepowtarzalny, nawet z takiej kolosalnej odległości widzę, jak poruszają się jego wszystkie mięśnie. Poza tym ma śliczne łaciate umaszczenie. 
 http://pu.i.wp.pl/k,NDk0MDU0NzUsNzg5NjM5,f,8a0739d26f845c5e55189f476686d680_14_19_0_1_.jpg
       Lexi wyprostowana jak struna wpatrywała się właśnie w dal. Niebo zdobiły żółte obłoczki, normalnie rozkoszowałabym się takim widokiem, ale głowę zaprzątały mi inne myśli, a wśród nich przewijała się bez przerwy Tony! Uch…!
- Co ja mam o tym myśleć?- zapytałam w myślach moją wilczycę. Drgnęła, ale nadal wgapiała się w galopujące konie.
- Nie wiem Lorren- odszczeknęła łagodnie.- Naprawdę nie potrafię ci pomóc. Jestem tylko wilkiem, nie siedzę w twojej, głowie, a tym bardziej w jego…no, dobra, w twojej siedzę, ale to co innego.
- Gubiłam się, błądziłam, wątpiłam- odsyłam jej z goryczą- ale w tym labiryncie nie potrafię się odnaleźć.
- Życie jest jednym wielkim labiryntem, nikt nie może przewidzieć jaką drogę wybierzesz, ile ślepych zaułków cię na niej spotka, ani czy kiedykolwiek trafisz do celu. Powiedział mi to kiedyś ktoś mądry, jak byłam szczenięciem.
         Zapadło milczenie. Nie potrafiłam je odpowiedzieć, nie potrafiłam odpowiedzieć samej sobie, na pytania, które mnie dręczyły. Z zamyślenia wyrwały mnie okrzyki wzywające moje imię.
- Lorren! Lorren!- wrzeszczał ktoś z dołu. Z mojej półki rozciągał się bajeczny, rozległy widok, lecz ktoś z dołu nie miał prawa mnie widzieć.- Śnieżynko! Gdzie jesteś!
Wychyliłam się i zobaczyłam Andy’ ego rozglądającego się na wszystkie strony. Wstałam z miejsca i zbiegłam z Lexi po zboczu, między krzakami, na końcu wpadając na chłopaka.
- Co się stało, Andy?- zapytałam dysząc.- Dlaczego mnie szukasz?
- Antaniasz wrócił!- wrzasnął mi prosto w twarz.
  
*  * *
      Kiedy dobiegliśmy na główny plac Antaniasz już kończył rozmawiać z Elliotem. Był to niski, przygarbiony staruszek, którego wygląd wzbudzał u mnie uśmiech. Na kartoflanym nosie miała małe okrągłe okularki. Białe wąsiska opadały mu na usta. A resztę siwych włosów nosił upięte w śmiesznego kucyka na czubku głowy, który idealnie przykrywał łysinkę z tyłu głowy. Faktycznie, miał całą zmarszczoną twarz, ale ubrany był dosyć przeciętnie, jak się potem przekonałam nosił takie ubranie tylko poza szkołą. Normalnie ubierał japońskie kimono, ale nie dziwiłam się naszemu Mistrzowi - nie śmiałam, od początku budził we mnie respekt. Kiedy przeniósł na mnie swój wzrok i spojrzał wyczekująco spod okularów milczałam. Otrzeźwiałam dopiero gdy zobaczyłam zdumioną minę Elliota.
- W- witam- wyjąkałam w końcu.- Nazywam się Lorren FrostyBlast i na szkolenie do pana przysyła mnie Angelo.
- Wiem kim jesteś- odparł Mędrzec prostując się i podchodząc do mnie chwiejnie.- Angelo, nas uprzedził i zdążyłem już porozmawiać z twoim bratem, ale obaj stwierdziliśmy, że od ciebie dowiem się więcej szczegółów.
- Tak, tak jest- bąknęłam napotykając wielkie spojrzenia Tony’ ego, stojącego po drugiej stronie placu wraz z Clov, która szeptała coś do Elliota, potwierdzającego to z mozołem.
- Więc zapraszam do siebie- zaproponował Mistrz z pobłażliwym uśmiechem.- A i proszę mów mi po prostu Antaniasz, nie przepadam za tymi wszystkimi przydomkami. Elliot, chodź z nami!- zwrócił się na koniec do mojego brata, który z przerażeniem podniósł głowę.
           Antaniasz nie zważając na nasze zaskoczenie ruszył już w stronę ogrodu pewnym krokiem. Nagle zatrzymał go Andy, łapiąc za ramię.
- Jak tam Jassy?- szepnął Mistrzowi z drżeniem w głosie.
- O nią się nie martw, synu- odpowiedział cicho, lecz na tyle głośno, bym mogła wszystko dokładnie zrozumieć.- Poradzi sobie. Dobrze zaczęła, trzymam za nią kciuki. Wiem, że głupio się złożyło, ona też nie mogła tego przeboleć i kazała ci przekazać to- mówiąc to wyciągnął z kieszeni kopertę. Nie było na niej adresata, ani nadawcy, tylko odciśnięta szminka, w kształcie ust. Andy szybko zagarnął ją z zakłopotaniem i ukrył w kieszeni spodni.
- Dziękuje- odparł w dalszym ciągu łamiącym się głosem i pokiwał kilka razy głową. Zapadła cisza. Nikt nic nie mówił, wszyscy wpatrywali się w Andy’ ego.
- No, co tak się gapicie- warknął blondyn powracając do dawnego wrednego usposobienia.
- Chodźcie moi drodzy- zawołał na mnie i Elliota Antaniasz, który stał już w bramie ogrodu. Otrząsnęłam się i niepewnie ruszyłam w tamtą stronę. Będąc już przy murze spojrzałam przez ramie na pozostałych. Oni też przechodzili taką rozmowę. I wszystko im się ułożyło, mi też musi się poszczęścić.
- Boję się- przesłał mi Elliot.
- Nie masz czego- odesłałam mu próbując uspokoić i jego i siebie.
          Szliśmy za Antaniaszem w ciszy. Żadne z nas się nie odezwało aż dotarliśmy do czerwonego mostka. Mistrz zaprosił nas do swojego domku, którego drzwi otwierały się w magiczny sposób, za pomocą jakiegoś zaklęcia, które było dla mnie tylko zlepkiem przypadkowych, świszczących sylab. Mieszkanko urządzone było przytulnie. Z grubsza przypominało nasze pokoje, tylko oprócz normalnych mebli, na półkach i w kąta, pod sufitem było pełno dziwnych i tajemniczych przedmiotów: Kije podobne do różdżek, woreczki i saszetki, pęczki suszonych ziół, przypadkowo podwieszane zwiewne materiały, dziwaczne figurki i tym podobne. Domek miał kilka pomieszczeń. Antaniasz poprowadził nas krótkim korytarzem do swojego gabinetu. Jego ściany były wymalowane w zielonym kolorze, chyba dla uspokojenia, na podłodze leżał staroświecki, ręcznie haftowany dywan. Nie było tu żadnych mebli prócz wielkiego dębowego biurka, po którym walały się jakiś papiery i teczki, dwóch drewnianych krzeseł, które były wybitnie niewygodne, i tablicy korkowej, na lewo od wejścia. Tak, tablica przykuła moja uwagę, wisiały na niej zdjęcia z podpisami wszystkich dotychczasowych uczniów Antaniasza. W ostatnim, najniższym rzędzie widniało zdjęcie Clov, Andy’ ego, Tony’ ego i jakiejś ładnej roześmianej szatynki, obstawiałam, że była to Jassy. Na samej górze napotkałam fotografie czterech dziewczyn i dwóch chłopców: Kayal, Woody, Katarina, Sherly, Octavia, Astra, nie chciało mi się czytać ich nazwisk lub możliwe, że nie zwróciłam na nie uwagi, bo przed oczy rzuciło mi się zdjęcie przystojnego bruneta i podpis Tom FrostyBlast. Mój ojciec. Też był uczniem Antaniasza. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że do dziś nie wiedziałam, jak mój tata miał na imię… dobijające. Wstyd mi za siebie.
- Tak, wasz ojciec był moim uczniem- odezwał się Antaniasz siadając za biurkiem.- Z resztą jednym z wybitniejszych. Usiądźcie.
         Wykonaliśmy jego polecenie bez słowa. Znowu zapadła cisza. Nie wiedziałam co mam mówić. Czułam skrępowanie podobne do tego, które odczułam podczas spotkania z Angelo.
- Dobrze wiecie, że nie trafiliście tu przypadkiem. W końcu nic nie dzieje się przypadkiem, prawda?- pierwszy przerwał milczenie nasz Mędrzec. Potwierdziliśmy kiwnięciem, a on mówił dalej.- Ludzie, który są u mnie szkoleni muszą mieć wielki temperament i talent oraz muszą kryć w sobie ogromną moc, którą pomagam im odnaleźć i wyzwolić, jak również opanować. Drugą opcją są osoby, które kompletnie sobie nie radzą z nadnaturalnością i popadają  w ogromne tarapaty lub stwarzają zagrożenie dla innych i samych siebie. Wszyscy wiemy, że oboje należycie do tej pierwszej grupy. Sam Angelo was przysłał. Jednak są tacy, który pragnęliby więcej niż mogę im dać i niż są w stanie sami udźwignąć. Na takich delikwentów nie mam wpływu. A teraz, Lorren, opowiedz mi coś o swoim dotychczasowym życiu.
        Jejku, który już to raz będę przytaczać komuś swoją historię? To się robi trochę nudne, więc zamiast mówić o swoich dziecięcych latach zapytałam:
- Jak konkretnie Angelo zapowiedział nasze przybycie?
- Objawił się pewnego dnia w szkole, podczas treningu mocy- zaczął spokojnie objaśniać Antaniasz.- Powiedział, że nad nasz ośrodek nadciągają czarne chmury, że możemy spodziewać się zwrotu, który zmieni dotychczasową definicję niemożliwego. A obłoki spustoszenia przepędzą mroźne wiatry, czyli nietypowe rodzeństwo, które za niedługo miło pojawić się w Kalifornii.
- Co oznaczały „czarne chmury” i „obłoki spustoszenia”?- zadał błyskawiczne pytanie Elliot.
- Mój drogi, dokładnie nie wiem o co mogło chodzić Angelo, bo nigdy wcześniej nie mówił takimi zagadkami do żadnego Nadnaturalnego. Mogę się tylko domyślać. A gdy przebywałem poza szkołą wraz z naszą Jassy doszły mnie słuchy, że niejaki wilkołak Lyx znowu dał się we znaki. Jego sfora ponownie się uaktywniła i gnębi, ściga Nadnaturalnych i Soah’ ów, których tak nienawidzą. Niepokojący jest również fakt, ze Lyx zaczął interesować się Czarnymi Ludźmi, czyli kolejnemu mrocznym stowarzyszeniem. Podobno zaproponowali mu układ, na który jest on skłonny przystać, chcą go wcielić w życie za niecałe cztery i pół miesiąca.
- Skąd ma pan takie informację?- dociekał mój brat.- Nie wiedzieliśmy o istnieniu wilkołaków i zgromadzenia Czarnych Ludzi.
- Czerpię je z zaufanych źródeł, spośród dobrych „szpiegów” z rodu Soah- odpowiedział Mędrzec opierając się o krzesło.- A teraz proszę, mówcie o sobie, chcę was poznać.
              Odezwałam się pierwsza i zaczęłam opowiadać wszystko o moim życiu w domach dziecka, o tym, że na początku nie miałam pojęcia o swojej mocy, ale gdy już ja odkryłam nie sprawiała mi ona kłopotów i od początku umiałam ją wykorzystywać. Doszłam w końcu do momentu, kiedy do mojego życia wtrąca się, jeszcze wtedy, nieznajoma, samotna kobieta, która okazuje się moją ciotką i wtedy też jedyną rodziną, która mnie adoptuje.
- Twoja ciotka nie była Nadnaturalna, tak?- przerwał mi w pół słowa Antaniasz.- Jak się nazywała?
- Samanta FrostyBlast- odpowiadam szybko bez zawahania.- Mąż, Charlie FrostyBlast opuścił ją, ale nie wiem dlaczego, nigdy o tym nie mówiła.
- Dobrze, mów dalej- mruknął pod wąsem i przybrał taki wyraz twarzy, jakby zmagał się z łamigłówką, której nie jest w stanie rozwiązać. Zmarszczki na jego twarzy jeszcze bardziej się uwydatniły, a ja kończyłam opowieść.
               Streściłam całą historię z komornikiem, który nas wykończył i tym jak rozstałam się z ciotką. Dosyć szczegółowo starałam się przedstawić całe poszukiwanie Angelo i odnalezienie Lexi, kiedy Mistrz znowu mi przerwał.
- Przypomnij sobie dokładnie jak wyglądał ten wilk, który cię zaatakował- poprosił łagodnie, lecz z naciskiem Antaniasz.- Na pewno zapamiętałaś jakieś szczegóły, które teraz pomijasz. Mogą ci się wydawać teraz nieistotne, ale są szalenie ważne.
- Dobrze…-zająknęłam się próbując sobie przypomnieć szczegółowy wygląd samca alfa. Pomimo przerażenia, jakie mnie wtedy ogarnęło w pamięci zapadła mi jedna rzecz, właśnie teraz wygrzebałam ją z jednej z szufladek w moim mózgu.- Wiem, ten wilk miał dwukolorowe oczy, jedno zimno niebieskie jak lód, a może nawet srebrnawe, drugie złote. To jedyny szczegół, który zapamiętałam, byłam zbyt przerażona.
- Tak myślałem- bąknął Mędrzec spuszczając głowę i gładząc brodę.- To był Lyx.
- Proszę?!- wrzasnełam i zaczęłam się krztusić.
- Wilkołak i jego sfora!- odpowiedział mi naglącym tonem podnosząc się w krześle za biurkiem.- Nie miał medalionu?- Zaprzeczyłam kręcąc głową.- Czyli jeszcze wtedy nie zdobył przywództwa… Dlatego się wycofał po ataku Lexi, wyczuł, że nie jest ona wilkołakiem, ale kryje w sobie dziwną moc. Nie był jeszcze uprawniony do podejmowanie decyzji o dalszej walce, gdy napotkał opór. Po prostu dowodził jednemu z oddziałów…
            Zamurowało mnie. Co za koncepcja! Dopiero teraz zauważyłam, że nie ma koło mnie Lexi, ani Haru, poczułam się nieswojo. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale nie podważałam zdania Antaniasza. Ten zachęcił mnie do dalszej rozmowy, więc skończyłam opowieść, przechodząc po kolei przez moje wszystkie ucieczki, małe nieistotne problemy, całą tułaczkę, objawienie się Angelo i misję jaką mi zlecił. Gdy dotarłam do historii o wyprowadzeniu Elliota, mój brat się dołączył i wtrącał co jakiś czas kilka komentarzy. Potem poszło już gładko, podróż do Portland, spotkanie Andy’ ego i teleportacja do szkoły. Antaniasz zdradził Elliotowi, że jego lisiczka Haru, to dar od Angelo, który zostawił zwierzaka w szkole, gdy zapowiedział nasz przyjście. Lisiczka była od początku dla Elliota i to właśnie ona miała nas wytropić i doprowadzić do nas szybciej Andy’ ego. Mędrzec zapytał jeszcze o nasze postępy w pierwszych tygodniach, czy się zaaklimatyzowaliśmy, jakie relacje panują między nami a pozostałymi adeptami itp., itd… W sumie na tym zakończyliśmy rozmowę. Chyba zrobiliśmy pozytywne pierwsze wrażenie.
- Dziękuję wam- powiedział Antaniasz wstając i kierując się z nami do wyjścia.- Życzę powodzenia w nauce. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało.
             Szczerze, ja też miałam taką nadzieję.

14 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że jeszcze nie przeczytałem tego opowiadania, bo jestem trochę do tyłu. Piszę ten komentarz tylko dlatego, żeby powiedzieć, że przynajmniej dostajesz jakąkolwiek odpowiedź od kogokolwiek. Mi moja dziewczyna (czyli ktoś dużo bliższy od czytelnika) właściwie nie odpisywała, więc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Nawet nie wiesz jak ci jestem wdzięczna ;* Szczerze mówiąc piszę teraz dla ciebie i Enough.
      Co do dziewczyny, to naprawdę mi przykro. Widać nie doceniał tego jakiego ma chłopaka ;) Jej strat, nie przejmuj się.

      Usuń
    2. Dziękuję za wsparcie :)

      Usuń
  2. Tym razem już przeczytałem ;)
    Tylko skąd wzięli Ci się Czarni Ludzie???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarni Ludzie??? W sumie oni są wytworem Enough i będą mi później potrzebni. A, że odegrają dosyć ciekawą role (tak myślę)... Z resztą sam zobaczysz! :)
      P.S.
      Mam standardowe pytanie: podobało ci się choć ociupinkę???
      A o błędy nie pytam. Były, nie? Te co zwykle ^_^

      Usuń
    2. A jeszcze jedno co do Czarnych Ludzi:
      Spiskują z Lyx' em. Zwróć uwagę na czas, w sensie, okres, w którym chcą wcielić swoje niecne plany w życie. To się pokrywa z porwaniem Esper.

      Usuń
    3. Spodziewałam się takiej odpowiedzi. Zawsze tak piszesz :)

      Usuń
    4. Jak chcesz, to następnym razem napiszę że mi się nie podoba :P

      Usuń
    5. Nie, nie, nie!!! Proszę...nie rób mi na przekór!
      Ale odpowiadaj szczerze, (jakby ci się faktycznie nie podobało to powiedz) :)

      Usuń