Spadałam, lekko podtrzymywana przez powietrze. Pomyślałam:,,Dziwne,
że taki miły chłopak, który chciał mi pomóc, wypycha mnie z samolotu''.
Czułam, że spadanie trwało całą wieczność, a przecież z samolotu
stojącego na zapomnianym pasie startowym nie jest tak daleko do ziemi.
No i właśnie wtedy...
Buch.
Dobrze przynajmniej, że upadłam na grubo rosnącą w tym miejscu
trawę, bo inaczej pewnie połamałabym sobie wszystkie kości. W rękach
dalej ściskałam plecaczek od chłopaka.
- Cieszę się, że wreszcie jesteś ze mną- usłyszałam nad sobą znajomy głos.
Niechętnie przekręciłam się na plecy i ujrzałam Pabla. A więc to
on...On zrobił dla mnie tyle dobrego. Już na pewno nie sądziłam, że jest
to obcy facet. Tylko jakim cudem udało mu się przelecieć tyle godzin
tym samolotem i nie zostać zauważonym?
- Dobrze się ukrywam.- Uśmiechnął się.
Zapomniałam, że on ma tą swoją zdolność czytania w myślach. Muszę trzymać się na baczności.
W tej chwili byłam taka szczęśliwa, że mogłabym go nawet uściskać.
Uwolniłam się z tego przeklętego samolotu, pełnego wilków i innych
okropieństw. Jedynym problemem była moja noga.
- Słuchaj, musimy się stąd szybko ewakuować- powiedział Pablo,
nerwowo zerkając w stronę maszyny górującej nad nami.- Mogą zauważyć, że
zniknęłaś, a to i tak wkrótce nastąpi. Jeszcze z twoją nogą...
- Nic mi nie jest- odparłam, z trudem dźwigając się do pionu.- Chodźmy już.
Zarzuciłam plecaczek na ramiona i, lekko utykając, ruszyłam przed
siebie. Nie chciałam, żeby Pablo zauważył, że kuleję. Nie chciałam wyjść
na słabszą od niego.
- Czekaj- Podbiegł do mnie.- Zgarnąłem z ich magazynu to-
powiedział, pokazując mi długi łuk oraz kołczan ze strzałami. Nie wiem
czemu, ale poczułam jakiś sentyment do tego przedmiotu, jakby kojarzył
mi się z czymś miłym i przyjemnym z przeszłości, co rzadko się zdarzało.
- Dzięki, ale nie musiałeś. Mam swój sztyl...
,,...et''- dokończyłam w myślach. ,,Przecież go ze sobą nie zabrałam, został w moim pokoju w Madrycie''.
- No właśnie- potwierdził moją myśl Pablo.- Dlatego zatroszczyłem się dla ciebie o jakąś broń.
- Dzięki- odparłam szczerze.
- Wezmę plecak- zaoferował chłopak.- A ty zatrzymaj łuk i strzały.
W normalnych warunkach ze wstrętem odrzuciłabym pomoc Pabla. Ale
teraz...nie wiem czemu, ale ją przyjęłam. Pewnie to przez zmianę
warunków i to porwanie mój charakter trochę szwankuje. Tak, wiem,
zrzucam winę na pogodę i klimat i czuję się z tym normalnie.
Nagle dobiegł do mnie okropny wrzask, który potoczył się echem po
równinie. Najszybciej jak mogłam, skryłam się za pobliskim drzewem.
Pablo poszedł za moim przykładem. Wychyliłam głowę zza rośliny i
obserwowałam wejście do samolotu. Po chwili wyleciał stamtąd, jak
wystrzelony z procy, czarny kształt i zatrzymał się na ziemi. Wilk. Lyx.
Zwierzę usiadło i zawyło w stronę...słońca. Przeleciał wzrokiem wszystko wokół niego, ale nas na szczęście nie dostrzegł.
- Uciekajmy stąd- szepnął mi do ucha Pablo.
Nie wytrzymałam. Nie wytrzymałam tej jego bliskości, bo w końcu
kucał tuż obok mnie, i tego szeptu. Odepchnęłam go, a ten wypadł zza
drzewa, akurat pod spojrzenie Lyx'a. Chłopak zaklął, jednak ja już nie zwróciłam
na to uwagi. Zerwałam się i pomimo tej cholernie bolącej kostki
pobiegłam przed siebie. Po kilkunastu krokach obejrzałam się za siebie i
dotrzegłam wilka biegnącego za Pablem, który w miarę szybko pozbierał
się z ziemi. To była ta dobra wiadomość- Pablo nie dał się ugryźć, ani w
ogóle rozszarpać na strzępy. Zła wiadomość- ja zwalniałam, a to
oznaczało, że wilk się przybliża.
Stanęłam, wyczerpana. Nie dość, że myślałam, że moje serce za
chwilę wyskoczy mi z klatki piersiowej, to kostka piekła tak
niemiłosiernie, że gdyby nie nadbiegający Lyx, to padłabym na ziemię i
zwijałabym się z bólu.
Zwierzę prawie doganiało i mnie i Pabla. Nagle dostałam
olśnienia:,,Łuk!'' Chwyciłam przedmiot, wyciągnęłam strzałę z kołczanu,
założyłam ją na cięciwę i wymierzyłam. Ręce mi drżały, zdawałam sobie
sprawę z tego, że mogę trafić w Pabla, bo wilk pędził tuż za nim. Jednak
miałam tylko jedną szansę. Gdybym spróbowała strzelić jeszcze raz, Lyx
dopadłby mnie szybciej. Przyłożyłam strzałę do policzka, przymknęłam
jedno oko. Chłopak cały czas pędził z rozwianą bluzą w moją stronę, a ja
starałam się zachować totalny spokój.
Strzeliłam.
Z mocno walącym sercem patrzyłam jak strzała leci prosto przed
siebie. Widziałam jak musnęła rękę Pabla, przebiła mu się przez rozwianą
bluzę i dopadła czarnego wilka. Lyx zaplątał się we własne łapy, upadł
na ziemię, a w tym pędzie jeszcze przeturlał kilka metrów.
Pablo na chwilę zwolnił, lecz opanował się i szybko dobiegł do
mnie. Chwycił mnie za rękę- nie protestowałam. Ruszyliśmy przed siebie,
wciąż w biegu.
- Nie zatrzymuj się- wydyszał chłopak.- Mogą wysłać następnych.
- Nie...- Poczułam, że na chwilę zabrakło mi oddechu.- Nie mogę.
Nie ciebie ugryzł wilkołak i nie po twoim ciele teraz rozprzestrzenia
się trucizna.
Poczułam zalążek wściekłości, który formował się gdzieś w moim
sercu. On tego nie przeżył i raczej nie przeżyje. Warknęłam w myślach i
przyspieszyłam, mimo wciąż odczuwanego bólu w kostce. Czułam jak moimi
żyłami zaczyna krążyć lód, mający swój początek w sercu.
Rozprzestrzeniał się do wszystkich moich kończyn. Doświadczyła dziwnego
uczucia zamarzania kostki. Ból, który wcześniej tak dotkliwie mi
towarzyszył, zmniejszył się, jakby zamarzł.
Przed nami wyrosła droga asfaltowa. Zatrzymałam się, oszołomiona.
- Może uda nam się złapać stopa- Pablo właśnie ucieleśnił moje myśli.- Ale zanim to...chciałem ci coś powiedzieć.
- No dawaj- odparłam.
- To może gdzieś usiądziemy?- zaproponował.
- Jak chcesz.- Wzruszyłam ramionami.
Ogarnęłam wzrokiem krajobraz wokół nas. Jakieś krzaki, kilka drzewek i kamień. Wybrałam kamień.
- No więc- zaczął niepewnie Pablo.- Miałem kiedyś taki sen...kiedy
pierwszy raz cię spotkałem. Wiesz, bo ja czasami mam takie sny, które
okazują się niekiedy wizjami i...- Cały czas się zacinał. Nie byłam w
stanie jakoś mu pomóc, nigdy nikt mi się z niczego nie zwierzał. Sam
musiał sobie poradzić.- I właśnie miałem ostatnio taką wizję, że...że
idziemy przez jakieś pole i jest zima...
- Nie mów, że będziemy wędrować razem aż do zimy- przerwałam mu.
Pablo zatrzymał się z na wpół otwartymi ustami. Chyba miał zamiar
coś powiedzieć, ale się rozmyślił po mojej uwadze. ,,Znowu wszystko
zepsułam''- pomyślałam.
- A potem widziałem jakiś dom, a w głowie huczało mi imię
,,Antaniasz''- kontynuował.- I twoja postać zniknęła w tym domu.
Wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale po tym jak cię porwano
stwierdziłem, że ten sen może się naprawdę spełnić.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
- I chodzi ci o to, że ty masz mnie tam zaprowadzić, do tego domu, tak?- zapytałam.
- Pewnie tak- rozległ się za nami głos.
W jednej sekundzie odwróciłam się w tamtą stronę. Pomiędzy nami, a szosą stał
wysoki chłopak o szarych, średniej długości włosach, które zakrywała
również szara czapka.
Ubrany był w brązową skórzaną kurtkę, popielatą koszulkę. Na rękach
miał branzoletki, a na szyi srebrny naszyjnik. Zauważyłam, że jego lewy
policzek pokrywały trzy szramy tej samej długości,wyglądające jakby
podrapał go kot.
-Kim jesteś?- spytałam nieufnie.
- Kayal- powiedział z uśmiechem, wyciągając rękę. Nie uścisnęłam
jej.- Nawet się ze mną nie przywitasz?- spytał, zawiedziony.-
Nadnaturalni w tej części Ameryki są dziwni.
______________
Taki krótki rozdział, wiem, ale jakoś nie miałam na niego weny:/
Przynajmniej szybko go przeczytałem ;)
OdpowiedzUsuńAle serio, Enough? Dopiero co uciekali przed wilkołakami a chwilę później najzwyczajniej w świecie siedli przy drodze żeby pogadać? Serio?
Oj tam...musieli odpocząć, a poza tym Lyx się zregenerować musi, żeby ich zacząć gonić (znowu).
UsuńJa już raz powiedziałam, że nie będę się wtrącać w opowiadania Enough, ale to też mnie... zdziwiło. Bez urazy, kochana :]
UsuńTo czemu mi tego nie powiedziałaś???
UsuńJak już wynika z wielu moich opowiadań mam problemy z logicznym układaniem wydarzeń. Czy jest tu ktoś taki u którego mogę zasięgnąć porad na ten temat? (może Freedom...? Jutro w AUTOBUSIE? ;D)
UsuńOch... Mnie masz codziennie przez kilka godzin :P a niedługo też poza tym miejscem co zwykle ;)
UsuńNie, no nie ma sprawy Enough ;* Autobus to takie ustronne miejsce, nie? Wiesz, od czasu jak zjechali mnie na Ricku, jestem uczulona na takie szczegóły w cudzych opowiadaniach, zupełnie jak Sagi. (problem w tym, że sama nie widzę takich nieścisłości w swoich rozdziałach...)
UsuńOch dziekuje Freedom :* w takim razie...przygotuj sobie jakas przemowe ;P
UsuńAh i Sagi u ciebie tez moge zasiegnac porad ;) Bede doszkolona razy 2 :D
UsuńCzemu nie? :D
UsuńNo wlasnie: czemu nie? ;D
UsuńRatuje ją -> ona wypycha go z krzaków na celownik Lyxa. O tak... ;___; hahah no rozwaliło mnie to xD
OdpowiedzUsuńNo i moc w końcu się do czegoś przydała - przynajmniej uśmierzyła jej ból ;D Oh i ten Kayal, zapowiada się ciekawy gość ;> Najwyraźniej też nadnaturalny..
"Antaniasz" - ciekawe kto to ;3
Lekceważę nieścisłości, bo ciekawi mnie całość ;D
Lecę dalej! ;33