- Lorren, proszę! – jęczał Elliot.
-Chyba mu nie
odmówisz?- przesłała mi w myślach Lexi.- Ten lisek jest taki słodki, wiesz, ma
na imię Haru.
- Lexi, proszę
cię, bądź poważna! – odesłałam jej.
- Lorren, ja
cię tak ładnie proszę, ona się nadaje, to lisiczka!- wył Elliot. Ludzie zaczęli
się obracać i patrzeć na nas marszcząc brwi.
- Elliot
towarzysz to odpowiedzialność…
-
Prrrrrrooooossszzzzeeeee!!!- zawył, wbijając we mnie to swoje rozbrajające
spojrzenie. No, nie mogłam! Nie chciałam mu sprawiać przykrości, ale nie byłam
przekonana do tego zwierzaka.
- Na pewno
magiczny? – zapytałam moją wilczycę.
- Niczego
innego nie jestem pewniejsza – szczeknęła w odpowiedzi, szczerząc kły.
- Dobrze, weźmiemy Haru – podesłałam
bratu. – Upewnij się, że lisica słyszy
twoje myśli. Prześlij je jakiś prosty tekścik.
- Już to
zrobiłem – odparł triumfalnie, cały czas gładząc białą lisiczkę.
- To chodźmy do
tej kawiarni, musisz się ogrzać.- Uśmiechnęłam się do niego, niepewnie
otaczając go ramieniem.
- Dzięki – powiedział mi telepatycznie. – Haru też ci dziękuję. Spróbuję dowiedzieć
się o niej więcej, o jej pochodzeniu mocach itp. i od razu ci powtórzę, dobrze?
- Dobra, dobra - odparłam półgębkiem, na głos. Martwiłam się innymi rzeczami.
Mniejsza z towarzyszem, ja też poznałam Lexi w jeszcze bardziej nieoczekiwanych
okolicznościach i od razu stałyśmy się przyjaciółkami, nie będę zabraniać
czegoś takiego Elliotowi, skoro sama tak zrobiłam i na dobre mi wyszło.
Dobra, więc jak mam znaleźć szkołę Antaniasza? Przyślą kogoś po nas? Angelo nie zdradził żadnych szczegółów! Kalifornia! I szukaj igły w stogu siana!
Dobra, więc jak mam znaleźć szkołę Antaniasza? Przyślą kogoś po nas? Angelo nie zdradził żadnych szczegółów! Kalifornia! I szukaj igły w stogu siana!
Weszliśmy do budynku przy dworcu. W
poczekalni siedziały tabuny ludzi zacierających z zimna ręce. Może i
nadnaturalność komplikuje życie, ale tak naprawdę ją lubię. Używanie zaklęć
jest nie tylko przydatne, ale i przyjemne. Przepadam za wykręcaniem ludziom
kawałów, takich jak opad śniegu w lecie. Może i jestem małomówna i zamknięta w
sobie, to przez to, że wszyscy uważają mnie za dziwadło, jednak to nie znaczy, że
nie mogę mieć specyficznego poczucia humoru i, że nie mogę czerpać radości z pewnego rodzaju
odgrywania się na ludziach, za pomocą tego, przez co uważają mnie za dziwaka,
nieprawdaż? Przeszliśmy przez poczekalnie. Ludzie wytrzeszczali oczy na mój
widok, a może na widok tego, że mam na sobie tylko podkoszulek na ramiączkach i
nie zamarzam? Minęłam ich z uniesioną głową, prowadząc Elliota prosto do
kawiarenki, po drugiej stronie budynku, za szklaną ściana. Otworzyłam drzwi i
uderzył mnie zapach świeżych pączków. Szybko wybraliśmy stolik i usiedliśmy
przy nim. Spytałam Elliota co by zjadł i wybrał bezwzględnie to co ja: Pączki i
gorącą czekoladę! Wstałam, podchodząc do baru i złożyłam zamówienie. Oprócz nas
w kawiarni siedziała jakaś pani, trzymając nos w laptopie i popijając kawę oraz
jakiś chłopak w podobnym do mnie wieku, może trochę starszy. Tak, on mnie
zaniepokoił. Siedział przy stoliku naprzeciwko z założonymi rękami. Na blacie
przed sobą nie miał nic, prócz zmiętej serwetki. Ubrany był dosyć przeciętnie,
choć widać, że nie przygotował się na taką pogodę; miał na sobie czarne dżinsy,
czerwony prosty podkoszulek i szarą bluzę z kapturem. Blond włosy, średniej
długości opadały mu na czoło, przysłaniając bystre, zielone czy, które cały
czas mnie obserwowały. Poczułam lekki niepokój. Kiedy kelnerka wywołała nasze
zamówienie, wstałam szybko, szurając krzesłem. Widziałam kątem oka, jak chłopka
odprowadza mnie wzrokiem. Instynktownie chciałam uciekać, ale jak to powiedzieć
Elliotowi, najlepiej było teraz nie okazywać żadnych emocji. Wzięłam tackę i wróciłam do stolika.
- Widzisz tego
kolesia, naprzeciwko?- zapytałam bezgłośnie Lexi.
- Tego
jasnowłosego? – odpowiedział mi pytaniem. Odparłam kiwnięciem, tak żeby chłopak
nie połapał się o co chodzi i rzuciłam Lexi, kawałek pączka. – Patrzy bez
przerwy na ciebie. Może
wpadłaś mu w oko…
- Lexi! –
krzyknęłam na nią oskarżycielsko w myślach. – To na pewno nie to! Uspokój się!
Mówię poważnie. On… on jest jakiś podejrzany, mogłabyś mieć go na uwadze?
Przecież ja nie mogę się też na niego gapić!
- Nie ma
problemu – odesłała mi uspokajająco.- Nie wzbudzajmy pozorów, bądź naturalna.
Łatwo mówić coś takiego do osoby,
która jest nadnaturalna! Zjadłam
spokojnie pączka i popiłam czekoladą, inicjując przeciętną rozmowę o niczym z
Elliotem, na którego kolanach siedziała Haru.
- Właśnie! Miałaś powiedzieć mi o sobie coś więcej – zażądał ode mnie braciszek. Pomimo,
że moim żywiołem jest lód autentycznie mnie zmroziło. Nie mogłam przeoczyć
poruszenia jakie okazał blondyn, słysząc pytanie Elliota.
- Wiesz, to
skomplikowane opowieści – odparłam wymijająco.
- Lorren,
obiecałaś! – przerwał mi oskarżycielsko. Chłopak przysłuchiwał się
ostentacyjnie. Co miałam zrobić? No, co?!
- Dobra, to opowiem ci w drodze, chodźmy już –
odpaliłam nerwowo. Miałam nadzieję, że nie było słychać emocji w moim głosie.
Elliot wzruszył ramionami i przystał
na moją propozycję. Zaczęliśmy się zbierać, odniosłam tackę, zapłaciłam za
rachunek i z żalem stwierdziłam, że znów kończą nam się środki, nie stać mnie
będzie na taksówki.
Skierowaliśmy się do wyjścia, ale
żeby opuścić kafejkę musieliśmy przejść obok stolika, przy którym siedział ów
blondyn. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale cały czas czułam na sobie
jago świdrujące spojrzenie. Minęliśmy go spontanicznie i kiedy już miałam
nacisnąć na klamkę usłyszałam za swoimi plecami:
- Masz bardzo
ładnego wilka, Lorren.
UGH! On widzi prawdziwą postać Lexi, choć ma ona na sobie magiczną
obrożę!? Czyżby był Nad… Nie! To niedorzeczne! Może po prostu widzi w niej
wielkiego owczarka niemieckiego! Ale co robić, co robić?!!! Ten koleś mnie
zaczepiał i na dodatek podsłuchał jak mam na imię! Zignorować, uciec? CO?! Otworzyłam pośpiesznie
drzwi, kiedy złapał mnie za nadgarstek.
- Skąd ten
pośpiech?- zapytał z kamienną miną. Lexi warknęła, obnażając kły. – Aż tak ci
zależy, żeby wyjść, na śnieg, na taką wstrętną aurę? NIE będzie ci zimno? –
zadawał kolejne błyskawiczne pytania, a przy ostatnim dał duży nacisk na słowo:
nie!
- Proszę, mnie
puścić – zażądałam, cedząc przez zęby. Jednak on mnie nie słuchał. Wyszczerzył
się tylko łobuzersko i jeszcze mocniej zacisnął dłoń na moich przegubach. Przez
moją głowę, przeleciało mnóstwo czarnych scenariuszy. Zaczęłam szarpać dłonią–
Puść mnie, słyszysz!
- Lorren! –
pisnął roztrzęsiony Elliot, przyskakując do mnie, zaczął ciągnąć mnie za
nogawkę spodni, panikując. Ja z resztą też panikowałam. Lexi zaczęła szczekać
zajadle, ale blondyn nic sobie z tego nie robił.
- Nic ci nie
zrobię – odezwał się chłopka poluźniając uchwyt, jednak jego ton na to nie
wskazywał. – Tylko spokojnie, chcę porozmawiać, jestem tu żeby ci pomóc. Usiądź
i nie próbuj wzywać pomocy, bo i tak nie przyjdzie. Powinnaś coś wiedzieć o takich sztuczkach.
- Zostaw mnie!
– krzyknęłam na niego. Rozejrzałam się nerwowo, kobieta z laptopem zastygła w
bezruchu... Czy on wstrzymał czas, tak, jak ja to robiłam? Dobra, było bardzo
niebezpiecznie. Czyżby on mi groził? Jakiś głos w mojej głowie wydzierała się:
tak! Instynkt coraz mocniej
się odzywał. Elliot zaniósł się łzami. Postanowiłam rozprawić się z tym
natrętem logicznie, pokonam go jego własna bronią.
A żeby wiedział, że znam parę sztuczek!
A żeby wiedział, że znam parę sztuczek!
Skupiłam się, nie spuszczając z niego
wzroku. Chciałam zapanować nad jego uczuciami. Zazwyczaj się udawało, z pewnym
wysiłkiem, ale odnosiłam sukces, to było jedyne zaklęcie, które nie
przychodziło mi z łatwością. Patrzyłam bacznie, prosto w jego oczy i starałam
się przelać w to spojrzenie tyle dobrych i pozytywnych emocji ile wlezie.
Narzucanie komuś swojej woli, wcale nie jest proste. Chłopak patrzył teraz na
nas rozbieganym wzrokiem, jakby kompletnie nie wiedział kim jest. Gdy poczułam
lekkie rozluźnienie, które zawsze towarzyszyło przy wstępnym powodzeniu, napotkałam nagły opór. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego! Zakręciło
mi się w głowie, a gdy nieodparta siła zmusiła mnie do przerwania zaklęcia,
zapiekły mnie zatoki, a z oczu popłynęły łzy.
- A i nie
próbuj ze mną tych sztuczek – syknął przeciągle blondyn. Matko! On stłamsił moją moc. Nie miałam
wątpliwości, że jest nadnaturalny. A jeżeli to Antaniasz? Nie, wygląda za
młodo. Chociaż nikt nie powiedział, że trzeba być starym, aby być mędrcem…
- Będziesz
odpowiadać na moje pytania po dobroci, czy mam użyć bardziej radykalnych
środków?- cedził przez zęby. Lexi bez przerwy szczekała. Jednak nie atakowała,
pewnie wyczuła, że nie jest on zwykłym śmiertelnikiem i nie ryzykowała. Byłam zdana na siebie.
- Zostaw moją
siostrę – szlochał Elliot. – Proszę, daj nam odejść.
- To twój
brat?- kiwnął na niego, odniosłam wrażenie, ze jego spojrzenie złagodniało.
- Tak, jesteśmy
rodzeństwem – odparłam niepewnie. Chyba nie miałam innej opcji, jak robić to
czego chciał. Był silniejszy, o tym się już przekonałam. Słyszałam od ciotki,
że magii można używać przeciwko innemu nadnaturalnemu dopiero po wieloletnich
praktykach, a i tak przeciwnik musi być niedoświadczony.
- Więc jak? –
zapytał.- Siadasz grzecznie i słuchasz, czy może…
- Słucham –
odrzekłam za bardzo arogancko, wyrywając dłoń z jego uścisku i siadając przy
stoliku naprzeciwko niego.Może jakoś jeszcze uciekniemy...
- Jak dobrze,
że zmądrzałaś. – Ewidentnie się rozluźnił i wypuścił powietrze ustami,
opierając się z powrotem o plecy krzesła.
- Słucham? –
powtórzyłam, tym razem w charakterze pytanie. Chłopak dziwnie się skrzywił i
uniósł jedną brew.
- Proszę?
- Słucham –
powtórzyłam. – Chyba mam prawo wiedzieć, chociaż jak ci na imię.
- Andy... –
odrzekł zmieszany lub bardziej trafnym określeniem byłoby zaskoczony. – Jestem
Andy Stormbreaker, miło mi.
- A mi nie…-
burknął Elliot. Tak, to zdecydowanie mój brat -to idealne wyczucie riposty.
- Coś mówiłeś?
– zwrócił się do niego Andy.
- Odczep się od
mojego brata!
- Spokojnie. – Chłopak uniósł ręce w górę, w obronnym geście. – Wiem, że ty to Lorren, a twój brat to…
- Elliot –
przedstawiłam go. Zrobiło mi się go żal, gdy zobaczyłam jak przyciska do siebie
Haru.
- Pytam, bo
Angelo mówił bardzo ogólnikowo, „przybędą mroźne wiatry”, dużo to dało
Antaniaszowi… - zaczął Andy zataczając niewielkie kółko dłonią.
- Powiedziałeś... Antaniaszowi?-
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
- Tak. Szukasz
go, prawda?- Mówiąc to pochylił się do przodu, opierając na łokciach o blat
stolika.
- Prawda-
odparłam podejrzliwie. Skąd on o mnie tyle wie? To mnie przerażało, ale
musiałam zachować zimną krew, choćby ze względu na Elliota.
- A ja szukam
ciebie – zazgrzytał zębami. – Angelo bąknął coś naszemu Mistrzowi i od razu zostałem
oddelegowany na poszukiwanie dziewczyny zupełnie takiej jak ty, która targa za
sobą dzieciaka, takiego jak Elliot i wilka. I wiesz, jakoś dziwnym trafem
zaczęło mnie to irytować, bo przeszukuję całą Kalifornię z powodu dwójki
Nadnaturalnych, od pięciu dni.
Jakiż on jest milutki, nieprawdaż?
Tak, odzywał się we mnie instynkt, nie dam się tak besztać, więc co robię?
Próbuję się odgryźć.
- A twoje ego
nie pozwala ci zniżać się do mojego poziomu- warknęłam.- Czyżby reputacja,
biednego Andy’ ego spadła?
Najpierw zmroził mnie spojrzeniem,
potem na jego twarzy zagościł ironiczny uśmieszek.
- Jesteś…
bardzo ciekawa. Twój charakter jest nietypowy, w pozytywnym sensie- stwierdził
przyglądając się mi z uwagą.- Masz
temperament.
Robił to specjalnie? Kompletnie
zbił mnie z tropu! Najpierw w dosadny sposób uświadamia mi, że jestem jego kulą
u nogi, a teraz komplementuje. Co za dwulicowy zwodziciel!
- Dziękuję-
burknęłam niewzruszona. – Mam rozumieć, że Antaniasz wysłał cię po mnie, żebyś
sprowadził nas do jego szkoły? A ty? Co, jesteś jego uczniem?
- Coś w ten
deseń- wzruszył ramionami.
- Pupilek
Mędrca – warknęła sarkastycznie Lexi w mojej głowie. Ledwo stłumiłam uśmiech.
Dobra, to moja szansa, wszystko (chyba po raz pierwszy) układa się po mojej
myśli. A jednak Angelo zadbał o mój los. Jednak nie chciałam ujawniać swoich
wszystkich umiejętności przed Andy’ m. Nie ufałam mu ani trochę, podczas
podróży będę musiał być bardzo czujna. Obiecałam sobie, że będę traktować go na dystans. To zawsze może być
podstęp. Spojrzałam na Elliota, wpatrywał się to we mnie to w Andy’ ego.
- Co o tym sądzisz?- posłałam mu
pośpiesznie.
- Nie wiem. Raczej nas nie wypuści. Nie potrafię podjąć takiej decyzji, przepraszam. Zdaję się wyłącznie na ciebie- odparł telepatycznie. Super. Ale w
sumie czego można oczekiwać od ośmiolatka, nie? Polega na mnie, a ja jestem
odpowiedzialna za nas oboje.
- Lorren, a
twój żywioł?- zapytał mnie Andy, najłagodniejszym dotychczas głosem. To było
bardzo spontanicznie, czyżby chciał mnie lepiej poznać?
- Lód i woda. A
Elliot to powietrze – dodałam eliminując jego kolejne pytanie.- A ty?
- Dlatego mroźne wiatry. Sprytne-
zastanowił się, mówiąc sam do siebie.- Ja? Jakby to określić… Spójrz przez
okno.
Niechętnie oderwałam od niego
wzrok, wolałam mieć go pod kontrolą, ale spojrzałam przez okno. W jednej
sekundzie mój śnieg stopniał, na niebie pojawiło się ogromne słońce, które
momentalnie zasłoniły chmury, w tej samej sekundzie pociemniało na zewnątrz,
niebo rozcięła błyskawica i poraził mnie niewiarygodnie głośny trzask gromu, w
ciągu kolejnej minuty spadł przelotny deszczyk, a resztę obłoków przepędził wiatr.
- Można by to
nazwać kontrolą zjawisk atmosferycznych- Chłopak zmarszczył czoło.
- Jesteś zmorą
meteorologów na całym świecie- prychnęłam. Słyszałam o różnych rodzajach mocy,
ale o takim nigdy. Andy musi być strasznie humorzasty i zmienny jak pogoda.-
Wiesz, co teraz się zacznie? Za niecałą godzinę media będą trąbić o
niezrozumiałych załamaniach pogodowych w północnej Kalifornii.
- I to jest w
tym najlepsze- odpowiedział i po raz pierwszy uśmiechnął się szczerze.-
Antaniasz ciągle próbuje to ze mnie wyplewić, ale nic nie poradzę na to, że
uwielbiam robić z ludzi idiotów. To fajny sposób, na zemszczenie się za wszystkie
upokorzenia, których mi przysporzyli.
Może on nie jest taki zły? Lubi
nadnaturalność i lubi wykorzystywać ją do rzeczy takich jak ja. Czyżbyśmy mieli
podobne poglądy?
- Dlaczego
chcesz przystąpić do szkoły Antaniasza?- zapytał mnie z powrotem opierając się
na krześle. Okej, niech będzie, pogadajmy spokojnie, dowiedzmy się o sobie
więcej, potem działajmy.- Szkolenie jest trudne i rzetelne. Sam tkwię tam już
od… odkąd pamiętam...
- Angelo
wskazał mi tą drogę. Od niego dowiedziałam się o Elliocie – zaczęłam objaśniać.
Może i miałam jakieś opory, ale on też jest Nadnaturalny i ma mi pomóc, nie?
- Lorren,
wyciągnęła mnie z domu dziecka w Kansas- dokończył za mnie Elliot, gładząc pyszczek Haru. Ciekawe, czy się z nią komunikował? Prawie cały czas milczał.
- Właśnie-
potwierdziłam uśmiechając się do brata. Lexi od dłuższej chwili nie wydała ze
siebie żadnego warkotu, czyli wszystko toczy się z korzyścią dla nas.- Jest was
więcej…w tej szkole?
- Tak, oprócz
mnie jeszcze trójka- odrzekł w zamyśleniu. – Niewiele, ale ogółem rzecz biorąc
na świecie jest nas mało. A wy
skąd jesteście?
- Stąd-
odparłam prosto.- Znaczy się, ja pochodzę z Denver, Elliot wychowywał się w
Kansas. A ty?- Wiem, zadaje mu to pytanie już po raz kolejny.
- Wiesz, ciężko
określić moje korzenie, ale pochodzę chyba z Taurangi, to miasto leżące na
Nowej Zelandii- odpowiedział mi, a ja przekonałam się, że wstąpiłam na niepewny
grunt. Wnioskując z jego miny, sprawiłam mu ból, tym pytaniem. Ma usposobienie
takie jak ja, lubi Nadnaturalność, widzi jej plusy, ale też cierpi z powodu
stylu życia, jaki ona narzuca.- Możemy kontynuować rozmowę po drodze?- zaproponował mi chłopak, przełykając ślinę.- Chciałbym już mieć to za sobą.
Odstawię was do szkoły i spokój.
- A gdzie
konkretnie znajduje się szkoła Antaniasza?- spytał Elliot.
- Na wzgórzach
Barkly- odpowiedział mu Andy, z powrotem z tą swoja zimną miną.- Ale jej
konkretna lokalizacja jest nieosiągalna, przenosi się z miejsca na miejsce
krążąc po wzgórzach. Nie ma stamtąd ucieczki, trzeba ukończyć szkolenie inaczej
nie da się wydostać poza mury Ja aktualnie jestem poza nimi dzięki zaklęciu
Antaniasza i otrzymałem kolejną frazę, która pozwoli mi tam wrócić z wami,
jest jednokrotnego użytku.
-
Przeteleportujesz nas?- zapytałam z niedowierzaniem. Hm, perspektywa zostania
tam bez możliwości uzasadnionego powrotu, nie była zbyt kusząca, za bardzo
przypominała dom dziecka, ale skoro Angelo mi to narzucił i dopilnował, by
wszystko się powiodło…
- Jakoś tak to
działa.- Wstał odsuwając się od stołu.- Więc jak? Teraz, czy wolisz zwlekać
jeszcze parę minut?
- Lorren,
miejmy to już za sobą- szczeknęła Lexi w moim umyśle.
- Teraz –
podjęłam decyzję.
- Podaj mi rękę
– powiedział Andy, wyciągając do mnie dłoń. Skrzywiłam się automatyczni
odchylając do tyłu. Chłopak przewrócił oczami.
- Inaczej to
się nie uda- dodał znudzony. Lexi owinęła się wokół mojej nogi, a Elliot
wcisnął swoją rączkę między moje palce, Haru siedział pod moją bluzą, którą Elliot
miał na sobie, wystawiając tylko łebek. Andy potrząsnął dłonią i spojrzał na
mnie spod blond czupryny wyczekująco.
Zaryzykowałam.
Zacisnęłam palce na jego dłoni.
________________________
To chyba mój najdłuższy rozdział. Mam nadzieję, że jak dotąd opowiadanie się wam podoba ;)Nie przynudzam???
Błędów coraz mniej, a mój komentarz znowu jedyny ;)
OdpowiedzUsuńPrzynudzać nie przynudzasz, opowiadanie lekkie, całkiem fajne... ale zastanawia mnie jedno, Wy jak tak piszecie o samotności itp to czy to jest jakaś trauma z dzieciństwa czy coś w tym rodzaju? (Teraz to ja jestem wścipski :P )
Jesli tak moge odpowiedziec: jak dla mnie zadna tam trauma z dziecinstwa, tylko tak czasami...mam ze po prostu tak sie czuje i tyle...Nie wiem Freedom, dla niej moze to byc wszystko wymyslone na potrzeby opowiadania.
UsuńCzujesz się tak? :O akurat po Tobie, Enough, się tego nie spodziewałem...
UsuńCzasami pozory mylą...
UsuńNiestety nawet częściej niż czasami...
UsuńTrauma? Raczej nie. Samotna nie jestem. W końcu ma Enough, nie? ;) Może czasem lubię bezczelnie zatrzasnąć się w pokoju, włożyć słuchawki i odciąć się od rzeczywistości. Może czasem brakuje mi bliskości tej drugiej osoby. Może czasem moja siostra jest zbyt absorbująca, a ja mam być tą wyrozumiałą. Może czasem moje sprawy są zrzucane na drugi plan. Ale to wszystko jest tylko czasem. Cholernie mnie irytuje i wkurza...no, jednak jakoś się przyzwyczaiłam. A w wypadku Lorren, z którą niekiedy się utożsamiam, to po prostu podkolorowuję swoje własne odczucia :/ A przynajmniej tak sobie to wmawiam...
UsuńWcale nie złapałam doła po opublikowaniu tego komentarza. Jak miło, że ktokolwiek próbował mnie pocieszyć... (nie, no dobra, nie będę się czepiać, wiem, jestem okropna, ale jak już zaczynacie temat... z resztą nie ważne... bo kogo obchodzą moje uczucia... Cholera, muszę się nauczyć trzymać język za zębami!) :(
UsuńW zasadzie Cię nie znam więc nie wiem, jak Cię pocieszyć...
UsuńTo nie było do Ciebie;>
UsuńAle, wiesz, ja jakoś próbowałam cię pocieszyć w sprawie twojej byłej, a też cię nie znam.(jedynie z opowieści Enough) Nawet nie wiem, jak masz na imię...
Tak, powinnam trzymać język za zębami!
Biedna Freedom...:( lecz czy ni latwiej pocieszyc w realu? Moge cie pocieszyc mowiac ze tez tak mam i to podwojnie...czasami naprawde nie wiadomo co zrobic w takiej sytuacji...
UsuńAni co napisać...
UsuńNie, no spoko...
UsuńEnough, ja cię już po części rozumiem. Przepraszam, nie powinnam w ogóle pisać tego wcześniejszego komentu. Nie powinnam wymagać od kogokolwiek słowa pocieszenia, mój błąd, przepraszam was (ciebie Sagi też) Jestem straszną egoistką, a ty, Enough, masz więcej problemów ode mnie.
Spoko;) To normalne ze jak sie wygadasz to potrzebujesz pocieszenia...I na pewno nie mam wiecej problemow od ciebie, zwlaszcza po tej ostatniej historii, ktora mi opowiedzialas.
UsuńAaaa... Po tej historii...
UsuńTak, po tej (o ile mamy tę samą na myśli xD)
UsuńZ ostatnich historii, po których miałam ochotę wrzeszczeć to tylko ta...
UsuńP.S.
Enough, nie uwierzysz, moja mama zgodziła się na to przefarbowanie włosów! Fenomen! Już mniej przychylnie przystała na zakup glanów niż na to! Kurde, szok!