piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 5 " Nic nie dzieje się przypadkiem " od Lorren i Elliota



Nie chciałam robić tego przy Elliocie, ale musiałam. To tylko pięćdziesiąt dolarów, tak na dobry początek, byłam bez grosza! Wstyd mi za siebie. Wcześniej dwa razy w życiu zmusiłam się do kradzieży, ale wtedy chodziło tylko o moje potrzeby, a teraz mam pod opieką młodszego brata. Muszę zagwarantować mu choć minimalny standard podróży, prawda? Mam nadzieję, że nie zraziłam go tym tak na samym początku. Okradać bezbronnych, niewinnych ludzi, którzy zastygli w czasie… to nie jest fair, dobrze o tym wiem. Ale co lepszego mogłam zrobić, jak nie zwinąć po dyszce kilku osobom? Makabrycznie źle się z tym czuje, okrutne wyrzuty sumienie, nie dają mi spokoju aż do teraz, gdy jedziemy spokojnie we trójkę autokarem, oddaleni od Domu Dziecka o całe mile. A zadbałam o to, by nikt nie pamiętał, że dzieciak o jego imieniu kiedykolwiek tam mieszkał. Nadnaturalność się czasem przydaje, nieprawdaż?
      Spojrzałam na Elliota siedzącego koło mnie. Miętosił swoją czarną czapeczkę z daszkiem, która dostał parę lat temu od ojca. Widziałem, że był niespokojny, jednak miał tak sceptyczny i nieobecny wyraz twarzy… Coś go musiało gryźć. Na pewno się zastanawiał nad tym co będzie, pewnie układał sobie wszystko w głowie od nowa. Nie dziwie się mu, a nawet ogromnie współczuję. Kiedy nerwowo rzucił na mnie okiem, zorientowałam się, że gapię się tak na niego od paru minut. Szkoda, że mi jeszcze do końca nie ufa, mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.

*  *  ELLIOT
     
      Lorren, Lorren, Lorren… Tak, nie rozumiem tego. Tak, nie mogę pojąć, co właściwie robię. Tak, jestem nienormalny. Tak zwariowałem. Tak, odbija mi. Nie… po prostu jestem nadnaturalny. Jak ona. Jak moja siostra? STOP! Dlaczego muszę mieć takie życie? Dlaczego ja? Mam osiem lat i wszystko musi się komplikować, nie mogę sobie tego racjonalnie wytłumaczyć!!!- Te wszystkie myśli przetaczały się przez moją obolałą głowę. Chciało mi się krzyczeć, ledwo oparłem się pokusie wycia w niebogłosy, ale starałem się nie okazywać tego. Czułem na sobie jej spojrzenie. Jej szare oczy, zupełnie takie jak moje, prześwietlały mnie na wylot. Naprawdę, jesteśmy tacy podobni, czuję się jak jej sobowtór: włosy, oczy, uroda, ubrania, styl= rodzeństwo. Takie proste równanie. Jednak nadal odnoszę wrażenie, że ona to ogień, a ja to woda, co jest niedorzeczne. Nie znam jej, rzekomo jest moja siostrą i wierzę w to najmocniej jak potrafię, ale wydaje mi się taka obca i nieprzewidywalna, nawet teraz, gdy jedziemy razem autokarem do Portland. Spojrzałem na nią chyłkiem. Spostrzegła to i odwróciła wzrok. Chciał mnie o coś zapytać? A może to ja miałem taką potrzebę?
-LORREN- powtórzyłem jej imię w myślach i zamknąłem oczy.
- Elliot?- wdarł się jej głos do mojej głowy, ale brzmiał bardziej jak za ściany lub spod wody. Zwróciłem się do niej podejrzliwie. Ona właśnie gada w moich myślach! Niemożliwe! Chociaż… oboje jesteśmy Nadnaturalni... więc…
- Słyszysz mnie?- zapytałem już na głos. Bawiła się, chyba nieświadomie, czarnym kosmykiem włosów. Ja sam przyłapałem się na tym, że mnę bezustannie czapeczkę. Odwróciła się do mnie leciutko uśmiechając. Wyglądała na zmieszaną, lecz ciężko było to stwierdzić, świetnie maskuje emocje.
- Przepraszam- odparła mi w myślach. Nie poruszała ustami, a jednak jej słowa do mnie docierały! Teraz zyskałam potwierdzenie swoich podejrzeń.- Zaskakujesz mnie, z każdą chwilą. Nie zdawałam sobie sprawy ile refleksji może wysnuć umysł ośmiolatka…
-Od kiedy mnie podsłuchujesz?!- zapytałem oskarżycielsko. Jakaś paniusia siedząca naprzeciwko popatrzyła na mnie jak na świra. Speszyło mnie to.
- Cicho!- zganiła mnie Lorren, nadal używając telepatii.- Słucham odkąd ułożyłeś to równanie o nas… o rodzeństwie. To było… urocze. Myślałam, że wiesz, że cię słyszę, to da się wyczuć, a przy twoich zdolnościach…uważałam to za oczywiste.
-Twierdzisz, że jestem zdolny…pod względem nadnaturalnych mocy?- W przesłanie tych zdań włożyłem całą siłę woli, co okazało się niepotrzebne, jak się po chwili przekonałem.
- Masz ogromny potencjał, braciszku- odpowiedział mi szeptem, już na głos. To wyznanie było przepełnione taką szczerością, poczułem jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Zdecydowanie, teraz mogę przyznać się do tego, że JESTEM jej młodszym braciszkiem. Czyżbym potrzebował na to pozwolenia od niej? W sumie ojciec mi mówił, że w końcu się spotkamy, Lorren dowiedziała się o tym zaledwie kilka tygodni temu, a ja wpycham się nieudolnie do jej, już pokręconego, życia. Ale teraz chyba pierwszy raz w życiu poczułem, że mogę na kimś polegać, zaufać, co mi się rzadko zdarzało. Jedno zdanie sprawiło, że pękły wszystkie bariery między nami. Nie wiem jak to możliwe, ale myślę, że to przez… nie wiem… tęsknotę za normalnością, za wsparciem. Prze nadnaturalność pamiętam wszystkie sytuacje z mojego życia, wszystkie upokorzenia z przedszkola, ze szkoły z domu dziecka, ból, żal, smutek i bezradność. Wszystko minęło, kiedy spojrzała mi w oczy. Zyskałem pewność, że ona jedyna jest osobą, która może mnie zrozumieć, która również nie miała normalnego, upragnionego dzieciństwa.
- Brakowało mi rozmów- wyznała nieoczekiwanie. Uśmiech spełzł z jej twarzy, odwróciła wzrok i spojrzała w dal prze okno.- Cieszę się, że jesteś, że jesteśmy w tym razem. Wiesz, za godzinę będziemy w Portland.
- Mam się cieszyć, czy płakać, bo mówisz to takim tonem…- odpowiedziałem niepewnie. Zobaczyłem jak kąciki jej ust mimowolnie się unoszą. Przynajmniej potrafię ja rozweselić.
- Chce, żebyś mi ufał, chcę, żebyśmy współpracowali. Wiesz, gdy już odnajdziemy szkołę Antaniasza, będziemy musieli przejść próbę zanim nas przyjmą. Mam nadzieję, że nie złapałeś dystansu przez… Moją kradzież.- Ostatnie dwa słowa wypowiedział w mojej głowie. No, tak słuchała moich rozmyślań o tym, że jest mi obca, nieprzewidywalna…Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, nigdy nie działałem impulsywnie, to kompletnie wbrew mojej naturze, to nie było zależne od mnie. Przytuliłem się mocno do jej ramienia, co zaskoczyło i ją i mnie. Odwzajemniła uścisk i zatopiła dłoń w mich szorstkich, rozczochranych włosach. Poczułem się jak w święta, a raczej w święta, o których zazwyczaj marzyłem, brakowało tylko śniegu, choinki i prezentów.
- Prześpij się, co? Oboje przeszliśmy ciężkie dni, a od wczoraj nie zmrużyliśmy oka- przesłała mi telepatycznie. Fakt, byłem wykończony, ale starałem się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na Lexi, która cały czas nas obserwowała. Mogę przysiąc, że wilczyca się uśmiechnęła.
- Dobrze- szepnąłem cicho.- Porozmawiamy sobie w Portland, obiecaj mi, że opowiesz mi o sobie coś więcej.
- Masz to jak w banku.
         Przekręciłem się na bok i oparłem o jej ramię. Nie zaprotestowała. Wsunąłem rękę pod jej pachę i wtuliłem w miękką pluszową, czarną bluzę, którą akurat miała na sobie. Poczułem jeszcze jak mnie pogłaskała i pozwoliłem by sen ukołysał mnie w swoich ramionach. Po raz pierwszy czułem się bezpieczny… i szczęśliwy.

*  *  *
         Obudziłam Elliota delikatnie potrząsając jego drobnym ramieniem.
- Wysiadamy za kilka minut- oznajmiłam łagodnie. Przetarł oczy ziewając. Był taki słodki i o wiele mniej poważny. Naprawdę cieszyłam się z jego towarzystwa. On mi naprawdę ufa! Sukces! Zamrugał zdezorientowany.
- Portland?- zapytał nieprzytomnie. Stwierdziłam, iż miał na kącie więcej niż jedną nieprzespana noc. Musiał nie sypiać zbyt dobrze w Domu Dziecka, chociaż wcale się mu nie dziwię, też nie mogłam spać w tych „więzieniach”, zawsze miewałam koszmary. Lexi uważnie nam się przypatrywała. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest zazdrosna.
- Nie jestem!- warknęła buńczucznie w mojej głowie, zapomniałam, zablokować przed nią umysł. ( A nie była przyzwyczajona by to robić, bo dotychczas tylko z nią rozmawiałam)- Po prostu jestem z ciebie dumna, Lorren. Angelo powierzył ci ważne zadanie i stajesz na najwyższym poziomie jego wykonania, gratuluję.
- Dziękuję?- przesłałam jej niepewnie. Wilczyca prychnęła radośni, w jej wydaniu był to śmiech.
       Czekałam aż Elliot wyjrzy przez okno. Miałam dla niego małą niespodziankę, w sumie nie potrwa ona długo, zapewne zaraz zniknie, a była dosyć wyczerpująca. Nawet po tym, jak już wiedział, że słyszę jego myśli nie blokował umysłu, strzelam, że nie wiedział jak to zrobić albo po prostu nie chciał. W każdym razie usłyszałam jak pomyślał o tym, że czuje się przy mnie jak w święta, których nigdy nie miał i, że brakuje mu tylko śniegu. To akurat mogę zrobić, nie?! Co tam, śnieg w Kalifornii w środku czerwca, w obrębie jednego miasta, dla mnie błahostka! Dla mediów i meteorologów zagadka! Tak! Wyjrzał! Matko, jaką ma zdziwioną minę.
- L- Lorren- zająknął się.- Mam zwidy, czy na zewnątrz sypie śnieg?
-Aha- odparłam zadowolona z siebie. Dodałam też w myślach.- Specjalnie dla ciebie, słyszałam jak pomyślałeś o świętach, a że mogę sprawić by zaczęło sypać… proszę.
- Dziękuję, ci. Nie musiałaś- Spojrzał na mnie mrugając, chyba z zaspania. Był jeszcze bardziej rozczochrany niż zazwyczaj. Na policzku odcisnął się mu materiał mojej bluzy. Wyglądał rozbrajająco. Nie skupiałam się na jego myślach, jednak wyczuwałam jego emocje. Był podekscytowany, rozbawiony… wdzięczny? Tak to chyba to uczucie.
- Jesteś dobrą siostrą- zaszczekała do mnie Lexi.
       Nie musiałam jej odpowiadać. Wystarczyło, że na siebie spojrzałyśmy.
Po chwili autokar wjechał na dworzec w Portland. Zaczęłam się martwić o nocleg, bo powoli się ściemniało. Wysiedliśmy z autobusu zabierając swój skromny bagaż.
       Śmialiśmy się z Elliotem ze zdumionych min innych pasażerów. Właśnie. Śmiech. To coś, czego oboje nie doświadczyliśmy od bardzo dawna. Zauważyłam, że Elliot zaczyna dygotać, no tak ja nie odczuwałam zimna, on zaczynał marznąć. Idiotka ze mnie! Zdjęłam bluzę i dałam mu ją. Ubrał ją niepewnie. Ruszyliśmy w stronę baru dworcowego, po drugiej stronie ulicy zauważyłam schronisko, powinno nam wystarczyć na jeden nocleg, a raczej musi nam na niego starczyć. Ludzie gapili się na mnie jak na wariatkę, w podkoszulku na ramiączkach, miedzy wirującymi płatkami śniegu, wieczorem. Zignorowałam to. Już tyle razy widziałam te miny dezaprobaty…Nagle Elliot zaczął ciągnąć mnie za rękę.
- Patrz, patrz!- zaczął wydzierać się w mojej głowie, telepatycznie. Wskazał jakiś wychudzony kształt pod siatką, otaczająca dworzec. Próbowałam rozszyfrować co to za zwierzątko, czemu Elliot zwrócił na nie uwagę? Wyrwał mi się i pobiegł w jego stronę. Popędziłam za nim, ale nie zdążyłam go powstrzymać, ściskał już białego kudłatego… chyba liska w swoich objęciach.
- Jest mój- uparł się spoglądając na mnie ze sztucznym naburmuszeniem.- Będzie moim towarzyszem.
- Elliot, to nie jest tak, że pierwszy lepszy zwierzak, którego znajdziesz staje się twoim towarzyszem. To nie takie proste. To nie może być zwykły pupilek. Musi być przynajmniej magiczny- nie wiedziałam jak mam mu wyperswadować pomysł z przygarnięciem tego włóczęgi.
- Ten nie jest zwykłym pupilkiem, Lorren. Czuję to - przesłała mi Lexi nagląco.- Magiczny.
       Zatkało mnie. Jakbym dostała śnieżką w twarz.
  http://img526.imageshack.us/img526/2072/bleakdownbyryushay.png

_________________________
Wiem, że ten rozdział nie wnosi nic ważnego, ale bez niego ta historia nie miałaby sensu. 

17 komentarzy:

  1. Zgadzam się z dopiskiem na końcu ;)
    Nie znam się na tym, ale moim zdaniem ładnie pokazałaś stosunek rodzeństwa ze sobą. Co z tego że znają się kilka dni - i tak dogadują się lepiej niż ja ze swoją siostrą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz starszą, czy młodszą siostrę, jeśli wolno spytać?
      W każdym razie dzięki ;] (Który to już raz ci dziękuję...?) Mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu ci się podobało? I nie znalazłeś żadnych błędów??? o,O (aż nie chce mi się w to wierzyć)

      Usuń
    2. Starszą. Podobało się, a błędy znalazłem, ale już wcześniej o nich wspominałem ;)

      Usuń
    3. Do przewidzenia ;) (szczerzę się do laptopa) Jak mogłoby się obyć bez błędów, nie?
      Co do rodzeństwa. I tak masz tą lepszą alternatywę. Ja mam młodszą. To jest dopiero "terrorysta"...Ale mimo wszystko ja kocham :S

      Usuń
    4. Ekhem nie chcę się wtrącać, ale ja mam DWÓCH młodszych braci :) To dopiero jest zabawa :>

      Usuń
    5. Terrorysta, pewnie... moja siostra to wicemistrzyni (czy jakkolwiek się to nazywa) tegorocznego pucharu Polski w karate... a ja mam to nieszczęście że też trenuję ten sport :/ kocham te jej teksty w stylu "no, dzisiaj nie udało nam się powalczyć ale nie bój się. Na następnym treningu ci wpie*dolę"... Jest zabawa ;)

      Usuń
    6. Masz milutką siostrę. Ale przynajmniej możesz się z nią bić, oddać jej, czy coś. Ja nie byłabym w stanie uderzyć dwulatka...

      Usuń
    7. Dwulatka? No to faktycznie musisz mieć ciekawe życie ;) A co do oddawania, to wcale nie jest takie proste...

      Usuń
    8. A żebyś wiedział, że mam ciekawe życie ;P
      A propos oddawania, to nie mam pojęcia, jak to jest, bo nigdy nie miałam okazji, by komuś za coś oddać (może to i dobrze).

      Usuń
    9. No, dobra, masz mnie! Wiecznie (do dziesiątego roku życia) biłam się z kuzynem, ale i tak zawsze ja kończyłam poobijana na ziemi z powyginanymi kończynami, przygnieciona 80 kg, żywej masy!

      Usuń
    10. Czyżby to był dres? xD

      Usuń
    11. Nie, mój kuzynek nie jest dresem. Jeszcze, jego przyszłość jest wątpliwa...

      Usuń
    12. No właśnie! Wagowo prawie by wchodził xD gdyby nie schudł ;)

      Usuń
    13. :D zapraszamy do Oyama Karate! Tam nauczysz się bić (a przynajmniej moja siostra się nauczyła :P)

      Usuń
    14. Dzięki, ale karate to nie dla mnie ;P Istniałoby zagrożenie, że stałabym się jeszcze bardziej nieprzewidywalna, więc chyba się powstrzymam, dla dobra otaczających mnie osób, rzecz jasna :D

      Usuń