czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 4 od Esper ,,Niechciana lecz zaakceptowana pomoc''

Cantori.
- Nic z tego nie rozumiem.- Padłam na łóżko z rezygnacją. Tyle pytań cisnęło mi się na myśl. Po co pokazał mi ten list, te rysunki? Czy to nazwisko, moje nazwisko, napisane nad ramieniem tej dziewczyny coś znaczy? A ten sztylet? Dałabym sobie rękę uciąć, że wygląda tak jak mój, przechowywany pod łóżkiem.
Zapatrzyłam się w linie wymalowane na suficie. Krążyły po całej powierzchni, przeplatały się, tworzyły wiry, spirale, kształty...to wszystko zmieszało mi się w głowie z informacjami z kartek od Pablo. Sufit zaczął powoli opadać...na mnie. Był już blisko...
Zasnęłam.
* * *
- Aaaaa!- Obudziłam się z krzykiem. Właściwie to nie śniłam o niczym strasznym, przynajmniej nie przypominam sobie, żeby tak było. Chciałam się ruszyć, ale...nie mogłam. Spojrzałam tam, gdzie pod pościelą powinny znajdować się moje nogi. Teraz wszystko było pokryte lodem. Zaklęłam. Spróbowałam się ruszyć, lecz przez całą noc tworzyły się kolejne warstwy lodu tak, że teraz było ich chyba ze sto. Poruszałam palcami- uff, już myślałam, że ciało także mam zamrożone. 
- Esper!- dobiegł mnie z dołu głos Vanessy.- Śniadanie!
Ponownie zaklęłam. Jeśli nie zejdę na czas na posiłek, to macocha przyjdzie tutaj, do mojego pokoju i...zobaczy, co narobiłam. Niedobrze.
Uderzyłam ręką w zamrożoną powierzchnię. Powstały na niej ledwie widoczne pęknięcia. Uderzyłam obiema rękami. Szpary się powiękrzyły.
Przez następne kilka minut waliłam rękami w skute lodem łóżko. Wreszcie (po wielkich trudach, nie myślcie sobie, że to przyszło tak od razu) zdołałam wygrzebać się z pościeli. Jako że wciąż miałam na sobie ubrania z wczoraj, zmieniłam tylko koszulkę, założyłam najciemniejszą bluzę z kapturem, jaką tylko znalazłam w szafie, i zeszłam na dół.
- Esper!- wykrzyknęła na mój widok macocha.- Już myślałam, że będę musiała po ciebie wyjść! Pospałaś dzisiaj dłużej, co? To pewnie po twoim wczorajszym spacerze? O której wróciłaś?
Vanessa zadała tak dużo pytań na raz, że nie wiedziałam, na które odpowiedzieć.
- Tak, byłam trochę zmęczona- odparłam, siląc się na spokojny ton.- Gdzie śniadanie?
- Tutaj, już zara...
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Powlokłam się do drzwi, ponieważ Vanessa miała ręce w jakimś okropnym sosie, który miał za chwilę znaleźć się na mojej kanapce. Przesunęłam zasuwkę,a przede mną stał...Pablo.
- Po co tu przylazłeś?- warknęłam.
- Spokojnie.- Uniósł ręce w geście niewinności.- Przyszedłem tylko po te rzeczy, które ci wczoraj dałem.
- Jasne, czekaj tu, zaraz ci je przyniosę- powiedziałam, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
- Czekaj.- Przytrzymał dłonią drzwi, powstrzymując je przed zamknięciem.- Może wpuściłabyś mnie do środka; poszedłbym z tobą do twojego pokoju i tam dałabyś mi to, co jest moje?
- Niech ci będzie- mruknęłam  i Pablo wszedł do środka.
Odwróciłam się i dopiero teraz zauważyłam, że całej scenie przyglądała się moja macocha.
Bez zbędnych odpowiedzi, pytań, komentarzy zaprowadziłam chłopaka na górę. Kiedy już miałam pchnąć drzwi, przypomniałam sobie o zamarzniętym łóżku.
- To może poczekaj tu, zaraz wrócę.
Uchyliłam drzwi, ale Pablo oszczędził mi zakradania się do pokoju- po prosty wepchnął się do środka i stanął jak wryty.
- Co tu się stało?
Popchnęłam go, aby wyszedł, ale on nie miał zamiaru. Zrezygnowana zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
- To twoja moc, tak?- spytał, wciąż wgapiając się w łóżko?- Lód?
Zamierzałam pocisnąć mu jakąś ripostą, ale zrezygnowałam- i tak by się mnie czepiał o to Bóg wie ile. Poza tym może kiedy mu powiem to się odczepi.
- Tak.
- A nie możesz tego jakoś powstrzymać, co?
- Słuchaj, nie mam zamiaru gadać z tobą na tego typu tematy; dam ci te twoje karteczki i wychodź- odpowiedziałam.
Zgarnąłam z ziemi rzeczy Pabla i wepchnęłam mu je do ręki. Spojrzał na mnie pytająco.
- Nie czytałaś listu?
- Czytałam, resztę również- odparłam bez wachania.- Do wiedzenia. 
- Więc nie chcesz mnie wysłuchać?- zapytał z ledwie słyszalnym żalem w głosie.- Nie domyśliłaś się, że mogę pomóc?
- Okey, panie Pomocny- Usiadłam na zmrożonym łóżku.- Proszę, pomagaj.
Uniósł brwi, ale nic nie odpowiedział. Usiadł na obrotowym krześle, po czym podjechał na nim, aż znalazł się koło mnie.
- Pokaż dłoń.
- Po co?- zawachałam się. Jeszcze jakiś obcy facet będzie mnie prosił o to, żebym go złapała za rękę? Jasne!
- Chcesz pomocy czy nie?
- Niech ci będzie.- Z niechęcią spełniłam jego prośbę. 
Pablo chwycił jąl; obejrzał z dwóch stron, a potem przesuwał palcem po liniach papilarnych. Przy którejś z kolei linii poczułam mrożące zimno w koniuszkach palców zupełnie jak w momentach, kiedy kierują mną emocje. Dłoń zaczęła pokrywać się szronem, a następnie lodem.
- Jak ty niby możesz pomóc?- Chciałam odwrócić swoją i jego uwagę od ręki.
- Jestem z rodu Soah. My od lat pomagamy Nadnaturalnym- wyjaśnił.- Ten list, który czytałaś, dostałem w wielku 8 lat. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się, kim jestem. Wiesz jak się wtedy czułem?- Po raz pierwszy oderwał wzrok od mojej dłoni i spojrzał mi w oczy.- Tak jak ty przez całe swoje życie. Tyle że ja to powstrzymałem i staram się żyć ja każdy, a ty jedynie to rozwijasz.
Minęło kilka minut spędzonych w całkowitym milczeniu.
- Nie kontrolujesz swojej mocy- oznajmił w końcu.
- Serio?- Wyrwałam rękę z jego uścisku.- Tyle udało ci się wywnioskować z kilkunastu minut wpatrywania się w moją dłoń?
- Nie. Wiem też w czasie jakich emocji twoja moc gwałtownie wzrasta.
- Hmmm...?- Wpatrywałam się w niego z wyczekiwaniem.
- Negatywne emocje. Strach, złość, smutek.
- Aha- odpowiedziałam tylko.
- Nawet najmniejsza dawka tych emocji podnosi jakąś zastawkę w dopływie twojej mocy i wtedy moc się uwalnia- mówił dalej.- Nie umiesz jej kontrolować?
- Nie, wyobraź sobie, że nie umiem!- krzyknęłam, podnosząc się z łóżka i podchodząc do okna. Stałam teraz tyłem do Pablo.- Przez piętnaście lat tak mam, myślisz, że to jest łatwe?!
Po wypowiedzeniu tego zdania uderzyła we mnie fala sprzecznych emocji, z których wybijało się wyraźnie jedno pytanie: dlaczego?! Dlaczego mu to powiedziałam?! Dlaczego mu się zwierzyłam?! Jakiemuś obcemy facetowi z parku, który w ogóle nie może mieć pojęcia co ja teraz czuję?!
- Uspokój się- usłyszałam za sobą opanowany głos chłopaka.- Powstrzymaj moc.
Nie mogę, wyszeptałam w myślach. Parapet okna, na którym opierałam ręce, pokrył się lodem. Po chwili zamarzło już prawie całe okno. Byłam tak zatopiona w myślach, że ledwo odkryłam to, że ktoś trzyma rękę na moim ramieniu. Pablo. Co dziwne oprócz okropnej wściekłości na jego zuchwałość, poczułam także spokój, który powoli ogarniał całe moje ciało. Zmysły i emocje powróciły do pierwotnego stanu.
Odwróciłam się i odepchnęłam Pabla. Ten bardzo się zdziwił, ale nic nie powiedział. Widać było, że jest zadowolony z tego, iż już się uspokoiłam. Jednak gdzieś głęboko w jego oczach dostrzegłam jeszcze zupełnie inne emocje: strach. Wiedziałam, czemu tak się czuł; po prostu się mnie bał. Bał się mojej mocy, tego co mogę mu zrobić.
- Dzięki za pomoc, ale ze mną raczej nic się nie da zrobić- powiedziałam.- Weź te kartki i zejdź mi z oczu.
- Może...może ktoś z mojej rodziny mógłby ci pomóc.- Chłopak zamyślił się.- Są dużo bardziej doświadczeni ode mnie.
- To ty nie mieszkasz w rodzinie zastępczej?- zdziwiłam się.
- Nie. Od zawsze mieszkałem z biologicznymi rodzicami, jednak to nie oni uświadomili mnie o mojej inności.- Uśmiechnął się krzywo.- Chcieli mnie chronić; ale i tak ktoś pokrzyżował im plany.
 - Domyśliłeś się, kto to było?
- Nie- odparł któtko.- To co: idziesz ze mną?
Wzruszyłam ramionami.
- Niech ci będzie. I tak nie mam szczególnych planów na dzisiaj. Tylko co będzie jak Vanessa zobaczy...no wiesz, to?- Wskazałam na łóżko i okno.
- Założę się, że jak wyjdziemy wszystko się rozmrozi- powiedział.
- Obyś miał rację.
Po chwili szliśmy już zaśnieżoną ulicą w stronę domu Pabla. Płatki śniegu wirowały wokół nas, a ja myślałam o spotkaniu z rodziną Pabla. Założę się, że i tak mi nie pomogą, tak samo jak on. Nikt mi nigdy nie pomoże; moja moc jest po prostu nie do ogarnięcia, nic się z nią nie da zrobić.
Tak jak poprzednio Pablo uchylił przede mną furtkę, a ja zignorowałam jego gest. Weszliśmy po czarnych, marmurowych schodach,a potem przez hebanowe drzwi do wnętrza budynku. Przemierzyliśmy długi hall, minęliśmy mnóstwo pokoi, skąd dochodziły najróżniejsze i bardzo dziwne dźwięki; coś na kształt tłuczenia szklanek i talerzy, pianie kogutów i skrzeki kur (nie, nie można było nazwać tego gdakaniem) oraz piski, ale mam nadzieję, że nie ludzkie. Pablo skomentował to tylko jednym krótkim zdaniem:
- Mieszka tu cała moja rodzina.
i ono właśnie wszystko wyjaśniło. Wielka pokręcona rodzina Soah'ów.
Na samiutkim końcu korytarza dostrzegłam lekko uchylone drzwi; przez szparę sączyło się błękitne światło. Pablo chyba zauważył, że się w nie wpatruję, bo powiedział:
- Tam właśnie zmierzamy.
Chłopak głośno i stanowczo zapukał.
- Wchodźcie, wchodźcie!
Wsunęłam się za Pablo do pokoju. Pierwszym wrażeniem było szok. Pomieszczenie wyglądało jakby mieszkała w nim sama profesor wróżbiarstwa z książek Harry'ego Pottera. Sciany zasnute były przeróżnymi szalami, prześcieradłami i szmatami w najróżniejszych kolorach tak, że ledwo przenikało przez nie światło słoneczne z, również zasłoniętych, okien. W kącie pokoju znajdowało się pianino pokryte warstwą kurzu, najwyraźniej od dawna nieużywane; a przy przeciwległej ścianie stał brązowy, okrągły stół. Siedziała przy nim pulchna, również poowijana apaszkami, kobieta ubrana w długą, powłóczystą suknię, która wyglądała jak utkana z tęczy i zawierała chyba wszystkie możliwe kolory świata. Uniosła wzrok znad książki i uważnie przyjrzała się Pablo i mnie. Znad tych gigantycznych szkieł nie można było nic wyczytać z jej wzroku.
- Ekhem..- chrząknął z zakłopotaniem chłopak, gdyż od dłuższej chwili kobieta przyglądała się właśnie jemu.- Przyprowadziłem Esper.
- A ty jesteś...?- spytała. Jej głos brzmiał tak, jakby od dłuższego czasu nie miała w ustach nic oprócz zaschnętego chleba.
- Pablo- odpowiedział, przeciągając ostatnią sylabę.
- Aaa! No tak!- krzyknęła głośno. Podniosła się ze stołka z zadziwiającą gracją i podeszła chwiejnym krokiem do nas.- Pablito!

7 komentarzy:

  1. Pierwsza rzecz która rzuciła mi się w oczy: opowiadania są coraz dłuższe?
    Druga rzecz: polski, czyli wielkości liter na początku zdania
    informatyka: pisanie na klawiaturze (niepotrzebne litery w zdaniach)
    Poza tym fajne ale narzuca mi się pewne skojarzenie dotyczące osoby Pabla...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byc moze sa ale ja tego nie kontroluje. Po prostu pisze, wyczerpuje do konca pomysl na rozdzial.
      Co do kolejnych rzeczy to staram sie sprawdzac bledy na bierzaco ale moj laptop nie uznaje metody sprawdzania tekstu.
      Dzieki i mam pytanie: jakiez to skojarzenie?

      Usuń
    2. Pablo nieodparcie kojarzy mi się z Pawłem... Nawet imię podobne ;)

      Usuń
    3. Nie! Az tak nie podoba ci sie moje opowiadanie? Blagam, tylko nie porownanie do Pawla.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Brr, nienawidzę spać, kiedy jest mi zimno *zawsze śpię pod kołdrą i paroma kocami ;__;*. Gdybym się obudziła jak Esper w łóżku skutym lodem, to bym chyba zwariowała! :-:
    Moc nie do ogarnięcia? Hmm, myślę, że da się ją ogarnąć. Może ci Soahowie jej pomogą.
    Pokój a'la wróżbitka Trelawney? No to nieźle! ;D Jak babka jest tak samo cofnięta na umyśle, to będę leżeć i kwikać xD *tak, kwikać. wcale nie kwiczeć! :CC*
    Leeeecę dalej c;

    OdpowiedzUsuń