sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 1 od Esper ,,Nienajlepszy początek''

Myślicie, że Nadnaturalność jest fajna? Może. Dla niektórych pewnie tak. Ale dla mnie definitywnie nie. Moce, żywioły...to zupełnie do mnie nie pasuje. Wolałabym być zwykłą dziewczyną, mieć zwykłe życie...jak pewnie większość osób na tym świecie. Przyzwyczaiłam się do tego, że los zazwyczaj mnie nie lubi, ale tego nigdy mu nie wybaczę.
A tak w ogóle powinnam się przedstawić. Jestem Esper Cantori. Obecnie mieszkam w Madrycie, po kolejnej przeprowadzce do następnej rodziny zastępczej, która była tak szalona, że chciała mnie przyjąć pod swój dach. Miasto jak każde inne; trochę domów, bloków, zabytków i dziwacznych tradycji. Znajduję się tu od kilku miesięcy i od razu polubiłam to miejsce. Jedynym problemem są ludzie, ale...w każdym kraju miałam z nimi niezbyt dobre skojarzenia i kontakty.
Od przyjazdu chodzę tutaj do gimnazjum, gdzie (jak zwykle) jestem niezbyt lubiana. Głównym powodem do śmiechu jest kolor moich włosów, jakby nikt w tym kraju nie widział człowieka z jasnymi włosami.
Tego dnia bardziej niż zwykle nie chciało mi się iść do szkoły,dlatego, że była wigilia klasowa. Wszyscy składali sobie życzenia, a ja siedziałam w kącie i popijałam sok pomarańczowy. Zawsze tak było, a ten kolejny rok nie był wyjątkiem. Najlepsze były jednak teksty chłopaków przechodzących obok mnie:
- Esper, masz jeszcze śnieg na włosach...
- Esper, malowałaś ostatnio pokój na biało?
- Esper, nie wiedziałem, że rozjaśniałaś ostatnio włosy...
Oraz pocieszenia nauczycieli:
- Wiem, że to trudno przyzwyczaić się do nowej szkoły, ale chociaż spróbuj...
- Wszyscy staramy się ci pomóc, ale to zależy tylko od ciebie...
To stara śpiewka, którą słyszałam w każdej nowej szkole. Różne kraje, ale jednak nauczyciele mają takie samo podejście do uczniów.
* * *
- Nareszcie w domu!- krzyknęłam, padając na łóżko. Po chwili w mojej dłoni pojawił się pilot, a telewizor wydał dźwięk oznajmający włączenie.
Serwis informacyjny.
- ,,Most w południowo-zachodniej części dzielnicy Puerte de Vallecas na rzece....... Drogi w tej części miasta połączone z mostem mają wyzjaczone objazdy......''
- Super- mruknęłam pod nosem, przełączając kanał. Jakby mnie to w ogóle obchodziło. I tak nie ruszam się z domu przez większą część doby, nie licząc niektórych nocy.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi i zanim zwlekłam się z kanapy dodano do tego kilka natarczywych dzwonków.
- Chwila!- krzyknęłam zniecierpliwiona. Przekręciłam klucz w zamku i moim oczom ukazała się...
- Vanessa!- mruknęłam bez większego entuzjazmu. Na widok miny macochy na mojej twarzy zagościł wymuszony uśmiech.
- Dziecko, co tak stoisz? Rusz się i wpuść mnie do środka!
Taka właśnie jest Vanessa. Stanowcza, władcza, ale czasami potrafi poprawić człowiekowi humor.
Kobieta poszła do kuchni i wyładowała na blat trzymane w rękach torby z zakupami.
- Esper, ruszaj się!- krzyknęła, widząc, że wciąż stoję przy drzwiach. - Za godzinę ma tu przyjechać cała rodzina, a ty w ogóle mi nie pomagasz!
- Co...? Przecież...
- Tak wiem, nie znają cię, ale mogą poznać! To będzie idealny wieczór....- Zaczęła nucić pod nosem jakąś hiszpańską piosenkę, zapewne o tematyce świątecznej.
- Ja nie mam zamiaru się z nikim zapoznawać- powiedziałam stanowczym głosem. Czułam, że lód zaczyna krążyć w moich żyłach, gotów za chwilę wykorzystać chwilę mojej słabości. Nie.
- Ależ Esper...- zaczęła Vanessa, jak zwykle z ,,dobrymi zamiarami''.
- Wychodzę- powtórzyłam uparcie.- I wrócę raczej wieczorem. Do widzenia.
Chwyciłam kurtkę, czapkę; buty wsunęłam pośpiesznie na nogi i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Śnieg skrzypiał mi pod stopami, kiedy biegłam jak najdalej od domu. Chciałam rozgrzać ciało, które zamarzało mi od zewnątrz jak i od środka. Skierowałam się do parku, żeby usiąść i się uspokoić. Potem...coś się wymyśli.
Zdyszana zatrzymałam się pod zamarzniętą wierzbą. Usiadłam i oparłam się o pień drzewa. Kawałek odsłoniętej ziemi, na której położyłam dłoń, od razu pokrył się grubym lodem. Zaklęłam pod nosem. Wstałam i usiałam na ławce. Oparłam łokcie na kolanach, a moja głowa bezwładnie opadła w dół. Nienawidzę swojego życia. Przez jedno małe wydarzenie, jeden najmniejszy strach muszę odseparować się od wszystkich. Moc jest za silna i wykorzystuje każdą chwilę, najmniejsze emocje...
Odrzuciłam głowę w tył, złączyłam dłonie razem. Natychmiast zaczęły się pokrywać (dzięki Bogu!) CIENKĄ warstwą lodu. Aby się jeszcze bardziej uspokoić na zmianę to łączyłam do rozłączałam dłonie i obserwowałam reakcje mocy. Pod koniec lód był ledwie widoczny.
Trzasnęła gałązka.
Z prędkością światła odwróciłam głowę w stronę dźwięku. Koło drzewa, częściowo skryty za pniem, stał brązowowłosy chłopak. Miał na sobie czarną kurtkę, jeansy i ciemnożółte buty.
- Jak długo tu stoisz?- spytałam. Strach rozsadzał mi klatkę piersiową, ale na zewnątrz pozostałam niewzruszona. Ławka, na której siedziałam, zaczęła pokrywać się lodem. Szybko się z niej podniosłam.
- Pytam, jak długo tu stoisz?- krzyknęłam w jego stronę.
On powoli zbliżył się do mnie, dalej pozostawiając pytanie bez odpowiedzi. Nie był przestraszony, zażenowany tym, że go nakryłam. Ze stoickim spokojem zadał mi pytanie:
- Jak ty to robisz?- spytał.- Ten lód?
________________________
Pierwszy rozdział za mną;) Podoba się? Komentujcie!

~Enough

6 komentarzy:

  1. A tak nie chciałaś się pochwalić /Sagi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam ;) I co, podoba sie czy nie?

      Usuń
    2. Jak na początek spoko... zobaczymy jak się rozwinie ;) /Sagi

      Usuń
  2. Jestę! Chwilowy zastój przez pisanie referatu ,-,
    Podoba mi się. Biedna Esper! Ja sama chowam się po domu przed ludźmi, ale to już z wyboru, a nie konieczności ;-;
    Haha, nawet włosy podpasowują się pod jej moc... szkoda tylko że ma z tego powodu nieprzyjemności :/ to je gimby, tego nie ogarniesz :/
    Ciekawa jestem kim jest ten chłopak ;w; biegnę czytać c:

    OdpowiedzUsuń