sobota, 10 maja 2014

Rozdział 22 od Esper ,,Twarzą w twarz z prawdą''

Witajcie! Powracam z nowym rozdziałem! Cieszycie się? Bo ja bardzo! Jak zwykle dodaję w nocy i z niejakim opóźnieniem, lecz mam nadzieję, iż opłacało się dłużej poczekać! :D


Zamurowało mnie. Nie wiedziała, co zrobić. Nie, poprawka. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co powinnam zrobić, lecz ściskający mnie ze wszech stron paraliżujący strach, nie pozwalał na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Świadomość, że Will przed chwilą za sprawą tajemniczego napoju stracił przytomność, przygwoździła mnie do ziemi. Chciałam coś zrobić, chciałam podbiec do niego, ocucić go, spytać, co się stało. Ale nie potrafiłam. Jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, aby ktoś, na kim mi zależy, znalazł się w potrzebie. Pewnie przyczyną tego było to, iż na nikim mi nie zależało. Można by rzec, że byłam bez uczuć. Nie obchodziły mnie losy członków rodzin, u których pomieszkiwałam, bo wiedziałam, że za kilka miesięcy ponownie zmienię dom, a tamtejszą rodzinę stracę. Nie było sensu przywiązywać się do czegoś, co miało bezpowrotnie zniknąć.
Lecz teraz sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej. Z Willem spędziłam trochę czasu; zdążyłam go poznać i polubić. Nawet nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, że mogłoby mu się coś stać. To byłoby po prostu… niedorzeczne. Teraz jednak zdałam sobie sprawę z tego, że wszystko jest możliwe.
Otrząsnęłam się i postąpiłam krok do przodu, by wejść do pokoju.
Myślałam, że umrę ze strachu, kiedy poczułam na ramieniu dłoń. Miałam wrażenie, iż serce na moment mi stanęło, krew przestała płynąć i transportować tlen, a ja stałam się blada jak ściana, niezdolna do zaczerpnięcia powietrza. W ułamku sekundy odwróciłam głowę, by spojrzeć prosto w twarz Antaniasza. O mało co nie krzyknęłam, widząc mroczne oblicze Mistrza. Już chciałam zadać pytanie, lecz mężczyzna ubiegł mnie, mówiąc:
- Sprowadź Lorren.
Zaczerpnęłam tchu w kolejnej próbie odezwania się. Antaniasz skutecznie zakrył mi usta dłonią.
- Jest w altance.
- Ale Will…- zaczęłam, próbując uświadomić Mistrza, że przecież chłopak leży w swoim pokoju, nieprzytomny. Jednak mężczyzna zgromił mnie spojrzeniem, więc od razu zamilkłam. Skinęłam posłusznie głową, obróciłam się na pięcie i pobiegłam korytarzem do głównych drzwi prowadzących na dwór.
Kamyczki i żwir chrzęściły mi pod stopami, kiedy szybkim krokiem przemierzałam tereny Ośrodka. Kilka miesięcy spędzonych w Szkole sprawiły, że bezbłędnie potrafiłam trafić w wyznaczone miejsce. Księżyc oświetlał swoim blaskiem ścieżkę przede mną, dając mi wystarczająco światła, bym rozpoznała okolice. Kilka minut później dostrzegłam zarysy niewielkiego drewnianego domku nad jeziorem.
Zbliżyłam się, lecz po chwili stanęłam jak wryta. Wedle słów Antaniasza znalazłam Lorren. Tyle że wraz z nią siedział tam również ktoś jeszcze. Dostrzegłam wysokiego bruneta o iście bladej twarzy, połyskującej w świetle księżyca, ubranego w czarną skurzaną kurtkę oraz bojówki wepchnięte niedbale do glanów. Zdziwił mnie widok chłopaka, gdyż nie przypominałam sobie, żeby ktokolwiek nowy pojawiał się ostatnio w Szkole… Antaniasz na pewno poinformowałby o tym uczniów.
Otrząsnęłam się z pierwotnego szoku, po czym przybrałam zwykły wyraz twarzy, określany mianem ,,wykuty z kamienia’’. Zamaskowałam uczucia i niczym niewzruszona zaistniałą sytuacją podeszłam bliżej pary.
- Antaniasz wrócił- rzuciłam tylko. Powinno wystarczyć, aby zwrócić ich uwagę.
Zrobiłam kilka kroków w tył, nadal obserwując Lorren i tego dziwnego faceta. Kiedy upewniłam się, że zamierzają za mną pójść, puściłam się biegiem w stronę Uczniowskiego Domu. Kątem oka dostrzegłam Lorren biegnącą po mojej lewej stronie. Dopadłyśmy do drzwi i wspólnymi siłami pchnęłyśmy je, wpadając do środka.
- Nasz Mistrz nie jest w dobrym humorze- szepnęłam, dając do zrozumienia Lorren, aby powściągnęła swoje emocje w rozmowie z Antaniaszem.
- Cudownie- usłyszałam odpowiedź, czemu towarzyszył przeciągły syk, kiedy dziewczyna wypuszczała powietrze przez zaciśnięte zęby. Nie chciałabym być teraz na jej miejscu, zwłaszcza, jeśli prowadzi ze sobą tego trupiobladego chłopaka.
W korytarzu ukazał się Tony, a tuż za nim Antaniasz. Żywo ze sobą rozmawiali, chłopak wymachiwał rękami na wszystkie strony, obrazując wypowiadane słowa. To Mistrz pierwszy nas dostrzegł. Tony, kiedy ujrzał towarzysza Lorren, poczerwieniał ze złości.  Warknął na dziewczynę, pytając o ,,znajomego’’.
- Devid- odezwał się Mistrz lodowatym tonem.
- Antaniasz- odparł sucho chłopak, miażdżąc mężczyznę spojrzeniem czarnych jak smoła oczu.
- Wy się znacie?!- odezwała się Lorren nieco piskliwym głosem. Najwyraźniej była równie zszokowana co reszta.
- Tak!- warknęli jednocześnie, mierząc się wzrokiem. Mogliby stać tak całymi godzinami, czekając, który pierwszy da za wygraną. Antaniasz powściągnął emocje, choć jego twarz pozostała równie mroczna co przedtem.
- Zapraszam do mojego gabinetu- rzekł, starając się zabrzmieć mile.- Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. Devid, Lorren, Tony- chodźcie.
Od razu zauważyłam, iż w wymienionej trójce zabrakło mnie. Wzruszyłam ramionami, bo cóż obchodzą mnie sprawy pomiędzy Mistrzem a tym dziwnym przybyszem. Bardziej martwię się…
- Will!- wykrzyknęłam, zdając sobie sprawę, iż on mógł nadal nie odzyskać przytomności. Już po chwili z hukiem otworzyłam drzwi do jego pokoju. Przeczesałam wzrokiem pomieszczenie, lecz nie dostrzegłam śladów życia. W oczy rzuciło mi się jedynie otwarte okno z powiewającą na wietrze firanką oraz blask księżyca, który padał na podłogę tuż u moich stóp.
* * *
Śniadanie przebiegało w milczeniu. W milczeniu, gdyż pojawiłam się na nim tylko ja. Nie wiedziałam, co robią pozostali i nie trudziłam się nawet, by ich poszukać. Ze stoickim spokojem przeżywałam ciemny chleb posmarowany dżemem, popijając go wodą gazowaną.
Wieczorem Antaniasz zabrał Lorren, Tony’ego i Devida na rozmowę do gabinetu. Nie próbowałam dociekać, co będzie jej tematem, lecz pierwsze kilka godzin spędziłam wgapiając się w sufit i próbując wychwycić najlżejszy odgłos pośród grobowej ciszy  panującej w Uczniowskim Domu. Niestety, niczego się nie doczekałam, a że byłam niezwykle zmęczona, dałam za wygraną, pogrążając się we śnie.
Rano zbudziłam się tuż po wschodzie słońca, więc nie spałam zbyt wiele, jednak nawet tak niewielki odpoczynek dał mi dużo energii. Z nikłym uśmiechem na ustach ubrałam się i umyłam, po czym udałam się na śniadanie.
Stołówka była pusta. Co prawda, stół został odpowiednio nakryty, dokładnie na 6 osób, lecz tylko jedno miejsce zostało zajęte. I pozostało tak aż do końca.
Po posiłku powlokłam się z powrotem do pokoju. Wpatrywałam się w ziemię, kopiąc najróżniejsze kamyczki, więc nie zauważyłam idącej z naprzeciwka postaci. Zwróciłam na nią uwagę dopiero wtedy, gdy zderzyliśmy się, a ja zatoczyłam się do tyłu.
Podniósłszy wzrok, napotkałam spojrzenie ciemnych oczu Lorren. Dziewczyna wskazała ręką za plecy i mruknęła:
- Antaniasz cię wzywa. Natychmiast.
Wyminęła mnie, nie zważając na odpowiedź, jakiej udzielę. Wzruszyłam ramionami i powędrowałam w stronę siedzimy Mistrza.
- Ciekawe, co też ma mi do powiedzenia- zastanawiałam się na głos.
Słońce świeciło mi prosto w oczy, dlatego musiałam osłaniać je dłonią, aby cokolwiek widzieć. W dodatku było niemiłosiernie gorąco, a ja, ubrana w długie czarne dżinsy i białą bluzkę bez ramion z wielkim numerem 37, ociekałam potem i marzyłam tylko o chłodnym powiewie wiatru.
Wreszcie dotarłam do niewielkiego drewnianego domku, położonego nad niewielkim jeziorkiem, odetchnęłam z ulgą. Wcisnęłam się do wąziutkiego korytarza, kierując się w stronę gabinetu Mistrza. W świetle dnia pomieszczenia po obu stronach nie wyglądały tak groźnie jak ostatnio, kiedy tu byłam. Maski i obrazu wiszące na ścianach dodawały wnętrzu uroku, a nie straszyły wędrujących korytarzem ludzi.
Dostrzegłam poszukiwane drzwi. Podniosłam zaciśniętą w pięść dłoń, by zapukać, lecz ubiegł mnie głos dochodzący z pokoju:
- Wejść.
Jak on to robi?- przemknęło mi przez myśl.
Uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Tym razem chciałam dokładniej przyjrzeć się wnętrzu, zapamiętać najdrobniejsze szczegóły, wyryć wszystko w pamięci i zapamiętać na długo. Szkoda, że nie było mi to pisane.
Moją uwagę przykuła duża tablica korkowa, którą zdobiły przeróżne zdjęcia. Po chwili zorientowałam się, iż były to tylko zdjęcia młodych ludzi, mniej więcej w wieku osiemnastu lat, którzy szczerzyli się do aparatu. Każde podpisane było imieniem i nazwiskiem. Po prześledzeniu niektórych z nich, w samym rogu tablicy  zauważyłam jedno znajome zdjęcie. Przedstawiało ono chłopaka o naturalnie zmierzwionych szarych włosach, które osłonięte były czapką z daszkiem tego samego koloru. Widać było kołnierzyk od brązowej kurtki, a rękę wzniesioną do góry zrobiły liczne bransoletki. Podpis pod zdjęciem brzmiał ,,Kayal Montrez’’.
- Czyli Kayal naprawdę się tu uczył…- mruknęłam pod nosem, co jednak nie uszło uwagi Antaniasza.
- Hmm?- udał zdziwienie moim stwierdzeniem.- Ach, tak. Tak, Kayal uczył się u mnie. Właśnie na jego temat chciałem z tobą pomówić.
Zaintrygowało mnie to, gdyż nie spodziewałam się takiego przebiegu wydarzeń. Owszem, rozmowa jak rozmowa. Owszem, z Antaniaszem. Ale żeby o Kayalu? Myślałam, że nikt nie będzie go wspominać, w końcu zniknął w wybuchu światła w wiosce Eskimosów i od tamtej pory nie widziałam go już na oczy.
- Usiądź, proszę- odezwał się Antaniasz. Posłusznie wykonałam jego polecenie.
- Pewnie dziwi cię fakt, iż właśnie jego temat chcę poruszyć. Sprawa z Kayalem wydarzyła się kilka miesięcy temu, wiem, że prowadził ciebie oraz Pabla do mojej szkoły, byś mogła się tu uczyć. I to wszystko jest oczywiście dla ciebie zrozumiałe- zerknął na mnie, szukając potwierdzenia swoich słów- kiwnęłam więc głową- lecz pozostają jeszcze niewyjaśnione kwestie. Nie chcę owijać w bawełnę, bo wiem z własnego doświadczenia, iż nie jest to najlepsze wyjście z sytuacji. Nie zastanawia cię jednak fakt, jak Kayal was znalazł? Skąd znał drogę do mojej placówki? Skąd wiedział, gdzie jest wejście do Naszego Świata? I co najważniejsze- CZEMU rozpłynął się we mgle, jakby nigdy w ogóle nie istniał? Czemu ślad po nim zaginął?
Zapadła niezręczna cisza. Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, byłam zbyt zszokowana słowami Mistrza.
- Przyszedł czas, abyś wreszcie poznała prawdę- kontynuował.- Nie możesz żyć w kłamstwie, o nie- Antaniasz przechadzał się po gabinecie.- To nie jest w porządku wobec ciebie. Musisz poznać prawdę.- Mężczyzna stanął i przeniósł na mnie stanowcze spojrzenie.- To byłem ja. Ja stworzyłem Kayala, aby sprowadził was do Szkoły. Ten chłopak to była tylko iluzja, mój wytwór, moje dzieło. Wymyśliłem jego historię, stworzyłem charakter, wpoiłem wspomnienia o nim połowie ludzi w Ameryce Północnej. Wszystko po to, byście mogli dotrzeć tutaj. Żebyś mogła się uczyć. Okiełznać moc. Poznać swoją przeszłość. Pamiętasz te słowa: Kiedyś miałem władzę nad ziemią, potem nad powietrzem, a teraz została tylko iluzja?- zacytował.- Kayal nie panował nad iluzją, to nie był jego żywioł. On sam był iluzją, stworzoną przeze mnie, aby wam pomóc. Znał wejście do Naszego Świata, bo i ja je znałem. Niestety, musiałem go usunąć, zanim przybyliście do Szkoły, nie było innego wyboru. Przecież nie mogłem stanąć twarzą w twarz z samym sobą!- podkreślił głosem, w którym pobrzmiewała desperacka nuta. Otworzył szeroko oczy i przekrzywił głowę na bok.

Po raz kolejny tego dnia nie wiedziałam, co powiedzieć.
______________________
Rozdział jak rozdział, lecz mój dobry humor jest nieokiełznany! :D Chcecie następną notkę, co, chcecie? :D Nie no dobra, odwala mi, sorry...postaram się pohamować. 
Życzę (równie dobrego jak mój) humoru na nadchodzący tydzień!
Pozdrawiam

wyluzowana
Enough

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 23 od Lorren "Nic nie dzieje się przypadkiem "

Cześć...? Cierpię na brak weny... Ostatnio jestem roztrzęsiona i roztargniona, wybaczcie. Wszystko mi się sypie... Prywatne sprawy mi się walą, więc przepraszam za wyjątkowo kiepski rozdział, który właśnie wstawiam. Wrzucam go po to, żeby Enough mogła spokojnie rozwijać swoją akcję.
No, dobra, czytajcie. Może to jakoś przetrawicie :s
P.S. Aha, Sagi, mam nadzieję, że liczba literówek wystarczy, byś mógł się wystarczająco pośmiać. Nie ma za co. 
___________________

- Zdziwiona?- zapytał mnie z udawanym zdumieniem. Jego słowa dotarły do mnie dopiero po chwili, lecz ze zdwojoną mocą. Powstrzymałam strach i opanowałam się wstępnie, wyrównując oddech. Mogłam się tego po nim spodziewać. To Devid. On nie mógłby odwiedzić mnie jak każdy normalny człowiek… nie, on uwielbiał takie niespodzianki. Uśmiechnęłam się niemrawo.
- Znalazłeś mnie- stwierdziłam oczywisty fakt. Cofnęłam się i zapaliłam w pokoju światło. Chłopak odwzajemnił mój uśmiech, po czym lekko zmrużył oczy.
- Powiem szczerze, że Szkoła Antaniasza była ostatnim miejscem, w którym bym cię szukał…- Devid podniósł się z fotela.
- A to niby dlaczego?- zdziwiłam się nie rozumiejąc go do końca. Ogółem w tej sytuacji nie nadążałam. Jasne, cieszyłam się jak dzieciak, że się pojawił. Co z tego, że śmiertelnie mnie przestraszył… Postarał się, odnalazł mnie! Nareszcie będę mogła z nim porozmawiać, powspominać... Ehh… W przeszłości on naprawdę był dla mnie niczym starszy brat. Wiele nas łączyło. Wbrew pozorom nigdy o nim nie zapomniałam, jednak wątpiłam w to, czy on mnie pamiętał.
- Myślę, że mam ci ciekawsze rzeczy do powiedzenia. Wiem, że „sprowadziłaś mnie” tu dla wyjaśnień- odparł wymijająco, wciskając ręce w kieszenie bojówek. Nie odpowiedziałam mu, gapiłam się na niego nieprzytomnie. Tak, chciałam się napatrzeć. Nie wiedziałam ile czasu z nim spędzę. Zapadła niezręczna cisza. Chłopak wpatrywał się we mnie z nie mniejszym zaciekawieniem. W końcu jednak spuścił głowę, dostrzegając coś intrygującego w czubkach swoich butów… Zmieszałam się trochę.
- A ja myślę, że to nie najlepsze miejsce na pogaduszki. Owszem, chcę, żebyś wyjaśnił mi wiele spraw- odpowiedziałam jąkając się nieznacznie. Czułam jak pierzchną mi usta. Devid mnie peszył, to fakt. Biorąc pod uwagę to co mnie z nim w dzieciństwie łączyło, ciężko mi było z nim normalnie obcować po tylu latach. Oboje mieliśmy już swoje życie, oboje diametralnie się zmieniliśmy…
- Popieram. Sam chciałbym ci się jakoś wytłumaczyć, wiem, że w obecnej sytuacji nie jestem godzien zaufania… - odpowiedział unosząc głowę.- Więc… proponujesz jakieś konkretne miejsce…? Bo wolałbym się nie narażać Tony’ emu… Rozumiesz, najlepiej żeby nie wiedział, że tu jestem i z tobą rozmawiam…
- Ale Tony…- zaczęłam marszcząc brwi.
- Skreślił mnie już na samym początku?!- podsunął mi Devid z udawaną zadumą. Zachichotałam.
- Dobra… coś wymyślę po drodze…- machnęłam lekceważąco ręką.
- Prowadź i przygotuj się na wykład, który dla ciebie przygotowałem.- Uśmiechnął się zawadiacko. W jego oczach dostrzegłam ironiczny błysk, kiedy wskazywał mi drzwi.- Wiesz ile się zastanawiałem co ja ci powiem, kiedy znowu się zobaczymy?- Okrążył biurko Antaniasza, za którym jeszcze przed chwilą sterczał. Ku mojemu zdziwieniu zrobił to bezszelestnie. To było wręcz absurdalne! Drewniana podłoga skrzypiała pod naciskiem moich trampek, a co dopiero ciężkich podeszw, jakie miał Devid!
- Jak ty to robisz?- zapytałam puszczając go przed sobą.- Jak udaje ci się tak cicho stąpać?!
- Och, lata praktyki- zaśmiał się w odpowiedzi.- Wykombinowałaś już gdzie będziemy mogli spokojnie pomówić?
- A i owszem- odparłam, zamykając drzwi od gabinetu.- Chodź i mów, że już! Masz mi tu zaraz streścić pięć lat swojego życia wstecz?! Jak stałeś się jednym z Czarnych? Dlaczego to zrobiłeś? Przecież to do ciebie nie podobne!!! Czemu uciekłeś ze stowarzyszenia? Opowiedz mi coś o swojej mocy… Śmierć, nigdy o tym nie słyszałam! Dlaczego wtedy nie powiedziałeś mi, że jesteś Nadnaturalny? Dlaczego… dlaczego mnie zostawiłeś…?- ostatnie pytanie wypowiedziałam z gorzkim zawahaniem.
- Hej, hej, zwolnij! Wszystko ci wytłumaczę! Wiem, jestem winien wyjaśnienia!- zatrzymała się unosząc ręce w uspokajającym geście.- Właśnie w pierwszej kolejności… chciałbym cię przeprosić za wtedy. Zniknąłem z dnia na dzień. Musiałem, wybacz mi to. Ale nawet na chwilę o tobie nie zapomniałem, żeby nie było!
      Mruknęłam coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Czułam, że się czerwienie. Heh, nie zapomniał o mnie. To… to stwierdzenie w jego ustach było bezcenne… Zachęciłam go, by mówił dalej.
- Ale po kolei…- Przeczesał włosy dłonią, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Wieczór był bezchmurny, księżyc dawał wiele światła, noc była jeszcze młoda. Nie powiem byłam w małej rozterce. No, bo to ja ściągnęłam tu Devida. Tylko nie wiedziałam, co z nim dalej zrobić. Nie było Antaniasza. Co miałabym go odesłać zaraz po tym jakby się przede mną wytłumaczył? Nie potrafiłabym go „wyrzucić”! Jednak wiedziałem, że jego osoba nie spotka się w Ośrodku z aprobatą. To w ogóle było dziwne! Zupełnie niespodziewanie spotkałam go w Naszym Świecie, potem desperacko poprosiłam go, by mnie odnalazł raz jeszcze, a jak już po kilku dniach to zrobił (w nietypowy sposób, prawie przyprawiając mnie o zawał…) to nie zbyt wiem co dalej począć. Boże, jakie ja mam problemy! Super, Devid znowu jest ze mną, tylko trzeba było wziąć poprawkę, że to już nie ten sam Devid… Ale raz kozie śmierć, postanowiłam iść na żywioł i zaufać losowi.
- Chyba nie muszę ci przypominać, jak się poznaliśmy, co?- kontynuował chłopak, w czasie gdy ja prowadziłam go do altanki, nad jeziorkiem. Lepsze miejsce nie przyszło mi do głowy. I tak, dobrze pamiętałam dzień, w którym stanął w mojej obronie. Devida unikał każdy rozsądny dzieciak w sierocińcu. O mnie tego nie można było powiedzieć. Mnie dręczono, prześladowano. I właśnie pewnego dnia, gdy siedziałam skulona w kącie, otoczona bandą osiłków, którzy domagali się ode mnie wyjaśnień (bo musicie wiedzieć, że przyłapali mnie oni tego dnia na używaniu nadnaturalności, której wtedy jeszcze nie rozumiałam) Devid mnie uratował. Obronił mnie przed jednym osiłkiem, który już podnosił na mnie rękę…
- Do tego paryskiego sierocińca oddała mnie matka- ciągnął dalej.- Nie pamiętam jej zbyt dobrze. A ojca nigdy nie znałem, bo jak się dowiedziałem, jakieś dwa lata temu, mój ojciec został zamordowany… Przez Czarnych Ludzi…- urwał na chwilę. W jego oczach dostrzegłam pustkę. Nieobecność, zatracenie. Jego ostatnie słowa również mnie zaszokowały. Nie mieściło mi się w głowie, jak Devid mógł sprzymierzyć się z zabójcami jego ojca!? Myśli miałam w strzępkach. To wszystko działo się zbyt szybko. To nie mogło być realne! Nawał informacji po prostu do mnie nie docierał!- Już wiesz czemu uciekłam ze stowarzyszenia, czemu zdradziłem Lyxa?- zadał mi retoryczne pytanie beznamiętnym tonem, po czym pokręcił głową, by się opanować. Krzywiłam się w cierpkim grymasie, chłopak chyba to zauważył. - Dobra, więc tak… To cię najbardziej nurtuje, nie? Żebyś nie miała wątpliwości, nie przyłączyłem się do Czarnych z własnej woli. Zniknąłem wtedy bez słowa, zostawiając cię dlatego, że oni mnie… „adoptowali”. Tego samego dnia, w którym mnie zabrano wylądowałem już we Włoszech. Oni tam mają bazę szkoleniową, współpracującą z szalonymi naukowcami, dla których wyłapują Nadnaturalnych. Tam mnie szkolono, wbrew mojej woli. Porwali mnie, że się tak wyrażę, bo zainteresowała ich moja moc. Zmusili mnie do praktykowania czarnej magii. Nauczyli mnie jak wykorzystywać moje umiejętności, niestety w nieczystych celach. Dążyli do tego, bym stał się ucieleśnieniem śmierci, mojego żywiołu. Chcieli pozbawić mnie skrupułów, miałem stać się bezwzględnym mordercą. Udało się im. Złamali mnie. Zacząłem dla nich czynnie pracować…
       Słuchałam go z niemałą grozą. Już od chwili siedzieliśmy w altance, do której go zaprowadziłam. Kiedy go słuchałam czułam, że coś we mnie pęka. Wnętrzności się mi skręcały, dłonie zaczynały cierpnąć, a policzki piec. Ogarnął mnie ogromny żal i strach. Na mojej twarzy wykwitł grymas mieszanych uczuć. Znałam go wcześniej… Devid był kolejnym dowodem na to, jak inni ludzie mogą zniszczyć życie bliźniemu.
- …Zatraciłem się w sobie. Wyzbyłem się emocji. Nie miałem sentymentów. Ludzkie życie nie miało dla mnie znaczenia. Byłem bezwzględny. Jednak… kiedyś zebrałam się w sobie. Wykrzesałem z siebie uczucia, wspomnienia. Stan w jaki wprowadzają cię szkolenia jest jak katatonia, depresja, niby zachowujesz jasność umysłu, ale poddajesz się bodźcom. Robisz się zły. Do szpiku kości! Zrobili ze mnie potwora!- w jego głosie było tyle rozpaczy. Patrzyłam na niego i czułam jak oczy mi wilgotnieją. Blade usta Devida drgały. Chłopak wgapiał się w swoje czarne buty. Nagle jego ton zmienił się. Mówił z pewnością siebie. W jego słowach dało się wyczuć tą naturalną chrypkę i francuski akcent, nie było w nich już rozpaczy, lecz w oczach pozostał ból. Piętno cierpienia odbiło się w nich na zawsze.- Powiedziałem dosyć. Rozpocząłem własną rewolucję. W swoim wnętrzu. Pierwszą oznaką mojego buntu była rezygnacja z czarnych ubrań. Coraz częściej odmawiałem przełożonemu, odrzucałem zlecenia. Wiesz co mi pomogło w odzyskaniu świadomości? Wspomnienia z dzieciństwa. Zaczęło się od tęsknoty, za ciepłem drugiego człowieka, za śmiechem, za radością z życia, które odebrałem tylu niewinnym osobą… Pogrążałem się w użalaniu się nad sobą. Aż wypatrzyłem okazję, żeby rzucić tą fuchę. Chciałem zacząć od początku. Otóż Lyx organizował akcję w USA. Grubsza sprawa, nie wtajemniczono mnie w szczegóły. Ponoć wszystko dążyło do wyeliminowanie jakiś tam jego niebezpiecznych wrogów. Zgłosiłem się do wyprawy, wilkołak mnie zabrał. I podczas jednego z wypadów zbiegłem. Zdradziłem ich… No i co tu jeszcze mówić? Chyba tyle. Koniec. Po prostu. Ukryłem się w Naszym Świecie. Resztę można pominąć.
       Zamilkł. Ja także nic nie mówiłem. Przyjmowałam jego historię powoli. Tak jak myślałam, nie przyłączył się do stowarzyszenia z własnej woli, jednak dał się złamać, ale się „nawrócił”, że się tak wyrażę… Moja świadomość była zszargana. Chciałem coś mu powiedzieć. Nie potrafiłam znaleźć słów. Powiedział, że brakowało mu ciepła, troski… aż miałam ochotę go przytulić.
- A to nasze spotkanie…- odezwał się przerywając niezręczną ciszę. Jednak nie dane było mu skończyć. Przerwał słysząc kroki na drewnianym podeście. Przełknęłam  nerwowo ślinę, jednak nie odwróciłam się od razu. Spojrzałam wcześniej z ukosa na Devida. Chłopak unosił jedną brew nasłuchując, a jego postać zaczęła blednąc. Domyśliłam się, że zamierza rozpłynąć się w cieniu, jak miał zwyczaj robić, o czym się już niejednokrotnie przekonałam, więc zwróciłam się szybko przez ramię. Na mostu dostrzegłam Esper. Dziewczyna krzywiła się dziwnie, gdyż nie rozpoznawała mojego towarzysza. Wytrzeszczała oczy, unosząc brwi. Po sekundzie przybrała obojętną minę, maskując uczucia.
- Antaniasz wrócił- rzuciła krótko, wycofując się powoli.
*  *  *
      Wpadłam biegiem do Uczniowskiego Domu, gdyż tam czekał na mnie Mistrz, jak twierdziła Esper. Devid nieśpiesznym krokiem podążał za mną. Zostawiłam go w tyle, wyrywając się do przodu z Esper. Przypadłyśmy do wielkich drzwi.
- Nasz Mistrzu nie jest w dobrym humorze- ostrzegła mnie szeptem.
- Cudownie- syknęłam ze złością. Co ja powiem Antaniaszowi?! Cholera, dlaczego Mędrzec musiał być nie w sosie? Jakby tego było mało musiałam jakoś przedstawić mu Devida i wytłumaczyć skąd się tu wziął! Zastanowiła mnie też kwestia… Bo, niby dlaczego Antaniasz nie wezwał mnie do swojego domku? Czemu Uczniowski Dom?!
       Nacisnęłam pośpieszni klamkę i pchnęłam jedno ze skrzydeł. Devid zdążył mnie dogonić. Nie mam pojęcia jak to zrobił, bo jeszcze sekundę temu był jakieś sto pięćdziesiąt metrów za mną! Wpadłam do środka i zobaczyłam Mistrza gadającego z Tony’ m. Mój chłopka był zwrócony tyłem do wejścia, więc mnie od razu nie widział. Zwrócił się w moim kierunku dopiero wtedy, gdy Antaniasz wrzasnął: „Lorren, jesteś na Boga!”. Tony odwrócił się gwałtownie i poczerwieniał ze złości na widok Devida.
- Co on tu, u licha, robi?!- wrzasnął gwałtownie gestykulując.
- Devid- przecedził przez zęby Antaniasz i zmarszczył gniewnie krzaczaste brwi. Zamurowało mnie.
- Antaniasz- warknął chłopak w odpowiedz, przestępując z nogi na nogę.
- Wy się znacie?!- wykrztusiłam wytrzeszczając oczy, nie posiadając się ze zdumienia.
- Tak!- syknęli równocześnie. 

czwartek, 1 maja 2014

Liebster Blog Awards

Nominacja do Liebster Blog Awards jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Po tym krótkim wstępie możecie odgadnąć, iż zostałyśmy nominowane (konkretnie nasz blog) do Liebster Blog Awards :D Zaszczyt uczyniła nam The Lotka, prowadząca bloga ,,Follow your dreams''.

1. Jaki jest twó lubiony piosenkarz/piosenkarka?
Enough: W sumie mam dużo ulubionych piosenkarzy bądź piosenkarek. Słucham, co popadnie. Choć mogę stwierdzić, że najbardziej z tłumu wybija się Ed Sheeran i Austin Mahone. A z piosenkarek P!nk, Katy Perry i Lana Del Rey.
Freedom: Ja również jak Enough słucham wszystkiego jak leci (prócz rege) Niemniej jeżeli miałabym wybierać to prędzej wśród zespołów- rzecz jasna, Nirvana, Metallica, AC/DC. No i miałam nie małą jazde na punkcie Imagine Dragons...<3
2.Jaka jest twoja ulubiona książka? 
To pytanie jest całkowicie bez sensu w moim przypadku! Przeczytasz jedną książkę, przychodzi następna, która staje się kolejną ulubioną. I tak cały czas! Ale, żeby nie było, że nie odpowiadam na pytanie: seria Zwiadowcy, Olimpijscy Herosi i Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy, wszystkie książki poczynając od Eragona, seria Pretty Little Liars...można by wymieniać ;)
Hahahaha! Cóż za sprecyzowane pytanie! Nie potrafię wybrać! Och, sama nie wiem... Zwiadowcy zagnieździli się w moim serduchu... hm, Percy Jackson i ferajna... Aha! No i oczywiście Hobbit i Władca Pierścieni! Niejacy Pozaświatowcy również mnie wciągnęli. Eragonem także nie pogardze...
3.Masz rodzeństwo?
Tak...dwóch młodszych braci. Niezbyt ciekawie :/
Oczywiście... kochaną, młodszą siostrzyczkę *wymowne spojrzenie w sufit*
4.Ulubiony napój ?
Hm...tymbark? pepsi? 7up? lipton? nestea? Trudny wybór ;)
Kawa! Zdecydowanie, bez niej bym zwariowała! XD A tak na zimno to... Fanta i Pepsi???
5.Żelki czy chipsy ?
Żelki! Ubóstwiam żelki! Chociaż chipsami nie pogardze :P
Nie przepadam za jednym i za drugim, chociaż jeśli mam wybrać to... hm, żelki. Tak, uwielbiam odgryzać miśkom Haribo głowy... tja... Pasjonujące zajęcie.
6.Ulubiona pora roku?
Lato i zima :) Lato- są wakacje, wysoka temperatura, czyli- ciepło, koniec roku szkolnego, dłuższe dni...Chociaż z drugiej strony zima- uroki ośmieżonego krajobrazu, ogólnie śnieg, zaspy, narty i deska, ferie ziomowe...:D
LATO, LATO, LATO!!! Kocham ciepło, wakacje i beztroskie dni spędzone na dworze. Przepadam także za wiosną, przyroda budzi się wtedy do życia, wszystko robi się zielone, po monotonnej, białej zimie, której nie znoszę... :/
7.Książka, w której zaskoczyło cię zakończenie.
*chwila namysłu* Wiem! Dziedzictwo II czyli zakończenie serii rozpoczętej książką Eragon. Zaskoczyło mnie i trochę rozczarowało, bo spodziewałam się czegoś zupełnie innego...
Niech się zastanowię... Ostatnia część Pozaświatowców mnie zaskoczyła, bo gdyby nie epilog pozostawiałaby ona jeszcze więcej do życzenia... I powiedzmy zdziwiła mnie końcówka Gorączki1... 
8.Ulubiony kwiatek.
Uwielbiam wszystkie kwiaty (oprócz Kwiatkowskiego...). Róże, tulipany, maki, stokrotki, bla bla bla ;)
Róże, tylko i wyłącznie róże... :P
9.Znienawidzony przedmiot w szkole.
Chemia, fizyka, biologia (choć jest ciekawa, to nienawidzę kucia z lekcji na lekcję) poza tym dodatkowo geografia z moim ulubionym zauczycielem :P
Wszystkie? O.O A tak na poważnie... to nie cierpię geografii i historii. I wbrew pozorom nie przepadam za polskim... ugh... Pozostaje mi tylko podziękować za to moim nauczycielom, w końcu im zawdzięczam niechęć do tych przedmiotów.
10. Ulubiony owoc.
Banan! 
Grejpfrut i gruszka!
11.Ulubione warzywo.*
...pomidor? ogórek? papryka? Nie mogę się zdecydować :O
Papryka, byle ostra. Ach, i jestem fanką brokułów!!! <3

Pytania do nominowanych:
1. Co cię skłoniło do napisania bloga?
2. Skąd czerpiesz inspiracje do pisania?
3. Czy twoi rodzice/znajomi wiedzą, że prowadzisz bloga o takiej czy innej tematyce?
4. Prowadziłaś/eś jakieś blogi przed tym? A może prowadzisz 2 naraz?
5. Co lubisz robić w wolnym czasie?
6. Czy historie, które opisujesz na blogu mają związek z twoim życiem?
7. Czy bohaterowie twoich opowiadań są odzwierciedleniem ciebie lub osób z twojego otoczenia?
9. Od jaka dawna zajmujesz się własną twórczością literacką?
10. Czy pozycje, które czytujesz i ich autorzy są dla ciebie "autorytetem"?
11. Jakiej muzyki słuchasz i czy masz inne hobby prócz pisania?
_________
Na powyższe pytanie prosimy odpowiadać dosyć wyczerpująco, uwierzcie odpowiedzi "TAK" bądź "NIE" nie są satysfakcjonujące dla odbiorców... :)


Nominowane blogi:
1) lovewithgingerhair.blogspot.com
2) spiew-kosoglosa.blogspot.com
3) lostterroristhasfoundherprince.blogspot.com
4) way-to-die.blogspot.com
5) ej-romantycznahistoria.blogspot.com
6) marked-and-indomitable.blogspot.com
7) luna-et-timore.blogspot.com
8) loki-laufeyson-history.blogspot.com
9) czarny-mazak.blogspot.com/
10) no-rules-in-my-world.blogspot.com/
11)
Przepraszamy za niekompletną nominację, ale niestety nie odnalazłyśmy więcej blogów, które by nas zainteresowały i były godne kwalifikacji... Sorry, kochani.... :/


___________________
*- The Lotka nie zrobi ci to różnicy, jeśli zmieszam pytania postawione na twoim blogu, żeby było ich równo 11...?

Rozdział 21 od Esper ,,Początek końca''

Jestem, jestem! Z kolejną dawką moich wypocin dla was ;) Nie przedłużając, zachęcam do czytania :)



- Gdybyś widział minę Lorren, kiedy wpadliśmy na nią z Elliotem w lesie...śmiałbyś się tak jak ja teraz- mówiłam pogodnie. Uśmiech wciąż był widoczny na mojej twarzy, choć przeciez od tamtego wydarzenia minęło już kilka godzin. Teraz znów przesiadywałam w pokoju z Willem, trudząc się nad tym cholernym projektem dla Antaniasza. Naprawdę, nie mógł wymyślić czegoś lepszego! Albo chociaż stworzyć inne pary...może wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Nie wiem, nie było mnie tam wtedy. Akurat przeczesywałem teren wokół areny, ponieważ bez skrupułów mnie tam wysłałaś!- odburknął Will, wyraźnie niezadowolony, że po raz kolejny poruszam temat powrotu Lorren.- Przestań już o tym mówić!
Fakt, może nie powinnam tego robić, bo mieliśmy zająć się projektem. Ale nie zaszkodzi czasami podenerwować Willa.
Obchodziliśmy wtedy niewielkie jeziorko, na które natknęliśmy się z Elliotem podczas wędrówki przez las. Szliśmy, przedzierając się przez krzaki, które w tej części były wyjątkowo wyrośnięte i kolczaste. Wtem spomiędzy drzew wypadła na nas Lorren, ciągnięta przez Tony'ego za rękę. Chłopak wyglądał na mocno zdenerwowanego, a powód owego stanu najwyraźniej podążał tuż za nim. Natomiast na twarzy Lorren dojrzałam wtedy mieszankę najróżniejszych uczuć i emocji- zdziwienia, złości, rozmarzenia, bezsilności, radości. Jeszcze nigdy w tak widoczny sposób nie okazała tego, co w tej chwili myśli. Otworzyłam szeroko oczy i już chciałam sie odezwać, jednak ubiegł mnie Ellliot.
- Co się z wami działo? Gdzie byliście? Co robiliście?- zadawał pytania w zabójczym tempie- Czemu nie powiedzieliście nam, gdzie idziecie? Czemu nie uprzedziliście nas, że gdzieś idziecie? Nagle zniknęliście i co myśleliście- że tego nie zauważymy?!
Ellliot gotów był mówić dalej, wypominać siostrze i jej chłopakowi nieodpowiedzialność, skarżyć się, lecz Lorren w porę przerwała potok słów.
- Hej, Elliot, spokojnie- spróbowała przywołać na twarz coś w rodzaju uśmiechu, ale przez gniew, który tłumiła w sobie, wyszedł z tego tylko niewyraźny grymas.- Byliśmy tylko na spacerze i...nieco zabłądziliśmy. To wszystko.
Młodszy brat nadal patrzył na dziewczynę podejrzliwie.
- Tyle byście chodzili?- spytał.- Nie wierzę. Ale...chyba innego wytłumaczenia nie ma. No bo przecież nie znaleźliście sekretnego portalu i przenieśli się do Naszego Świata, prawda?
Rozległ się krótki, niewesoły śniech Tony'ego. Spojrzałam na niego kątem oka, a ten po chwili się uspokoił. Ścisnął tylko mocniej rękę swojej dziewczyny i powiedział:
- No tak. Przecież to byłoby...- zawahał się.-...niepoważne. Chodź, Lorren, musimy zabrać się za projekt.
Ruszył przed siebie, a Lorren, która zareagowała na słowa chłopaka z niewielkim opóźnieniem, zachwiała się, kiedy została pociągnięta. W następnej chwili biegli już razem w stronę Uczniowskiego Domu. Dziwna reakcja- przeszło mi przez myśl.Ale kto by ich tam zrozumiał...
- Trzeba powiadomić Clov i Willa, żeby przestali bez sensu błądzić po Ośrodku- wyrwał mnie z rozmyślań Elliot.- Idź po Willa, a ja poszukam Clov.
Bez większego entuzjazmu przystałam na słowa chłopaka. Niechętnie, bo wiedziałam, że kiedy już odnajdę tego afrykańskiego chłopaka od rysunków, będziemy musieli znów wziąć się za projekt.
I tym sposobem wylądowałam znowu w tej jego zakichanej ciemni, gdzie spędzimy kolejny godziny.
- Niech ci będzie, przestanę w ogóle mówić- stwierdziłam, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersi. Z kamienną twarzą wpatrywałam się w ścianę.
- Esper, nie o to mi chodziło!- obruszył się Will.- Miałem na myśli, żebyś przestała wypominać powrót Lorren, a zabrała się na myślenie nad projektem. Zostało nam mało czasu; Elliot i Clov już skończyli, a Lorren z Tony'm są już na półmetku.
Zgodnie z moim zamiarem nieodzywania się, nie zareagowałam na ssłowa chłopaka, lecz dalej siedziałam na krześle, niewzruszona. Nie miałam pojęcia, jak w tamtej chwili wyglądał Will, ale po cichym syknęciu stwierdziłam, iż zdenerwowała go moja reakcja. I dobrze- mruknełam w duchu. Ma za swoje.
- Dobra, przepraszam- westchnął po chwili.- Tylko weź się wreszcie odezwij.
- Wybaczam ci- odparłam z wyższością, zadzierając z lekka głowę do góry.- Ale wiedz, że będziesz musiał wiele zrobić, żeby odbudować moje zaufanie w stosunku do ciebie.
Chłopak przewrócił oczami, po czym niechętnie skinął głową.
- Masz jakiś pomysł?- spytał.
- Jasne. Mam masę pomysłów, ale jakoś nie zbiera mi się, żeby ci o nich opowiedzieć. Chyba zachowam je dla siebie- odpowiedziałam z ironią.
- Pytam poważnie.
Westchnęłam głośno i przygryzłam lekko dolną wargę. Zaczęłam zastanawiać się nad tematem projektu. ,,Wspolne moce'' krążyły mi po głowie.
- To bez sensu!- wybuchłam nagle.- Jak mamy stworzyć coś, co ma przedstawiać nasze charaktery, moce, skoro my nie mamy ze sobą nic wspólnego!
Will uniósł wzrok znad kartki, którą przed chwilą zgarnął z biurka. Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, jakby zaskoczony moim zachowaniem.
- W takim razie znajdźmy coś- stwierdził, prostując się.- Siądź tu przede mną- wskazał na łóżko, okryte czerwonym kocem.- Powiedz, co lubisz robić. Może w ten sposób znajdziemy coś, co nas łączy.
Wstał i podszedł do drzwi. W ułamki sekundy, przyszło mi na myśl, że Will chce wyjść z pomieszczenia zostawiając mnie samą. Ten jednak wymacał niewielki pstryczek na wysokości jego ramion i w pokoju rozbłysło światło. Zmrużyłam oczy, nieprzyzwyczajona do blasku.
- Nie wiedziałam, że masz tu światło- mruknęłam zgryźliwie. Popatrzył na mnie spode łba, więc wymamrotałam ciche ,,przepraszam''.
Usiadł naprzeciwko mnie. Zapadła niezręczna cisza, a ja uświadomiłam sobie, że przecież miałam powiedzieć Willowi, co lubię robić, a on nie przeszkadza mi i czeka na odpowiedź. Uniosłam wzrok i od razu skrzyżował się on ze spojrzeniem Willa. Zatonęłam w jego zielonych tęczówkach, nie zważając na nic innego. Widać w nich było taką głębię, uczucie...Miałam ochotę zatracić się w nich na całą wieczność. Mimowolnie otworzyłam szerzej oczy, nadal nie przestając gapić się na Willa. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co robię i czym prędzej spuściłam wzrok.
- Wybacz- westchnęłam cicho. Uświadomiłam sobie, że chciałabym po raz kolejny zerknąć na chłopaka, ale stwierdziłam, że byłoby to zbyt nietaktowne. Jeszcze by sobie coś pomyślał.
- A jednak coś nas łączy- stwierdził Will pogodnym tonem, jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło.
- Mianowiście...?- zawiesiłam głos, dając mu szansę na dokończenie zdania.
- Spojrzenie.
Zmarszczyłam brwi, niezbyt rozumiejąc słowa Willa.
- To, że ciągle na siebie patrzymy- wyjaśnił.- I ty zazwyczaj odwracasz wzrok jako pierwsza.
- Bardzo śmieszne.
Nie odpowiedział. Zapewne zastanawiał się nad kolejnymi wspólnymi cechami.
- Możemy zamienić to, co nas dzieli na to, co nas łączy- rzekł po chwili. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Nie wpadłabym na to. Tylko, jak coś takiego zrobić?
- Co proponujesz?- spytałam.
Will zerknął na mnie z dziwnym błyskiem w oku. w pewnym stopniu mnie to przeraziło, lecz z drugiej strony byłam bardzo ciekawa, co też chłopak wymyślił.
- Chodź.
* * *
Powróciłam pod drzwi pokoju Willa. Chciałam upewnić się, czy wrócił już z samotnej wyprawy z lasu, dokąd wysłałam go po potrzebne nam do projektu składniki. Kolejne składniki, bo tworzyliśmy już piątą wersję przedmiotu zaliczenia. Chwyciłam za klamkę i cichutko uchyliłam drzwi. Zerknęłam przez szparę, upewniając się, że Will jest w środku. Tak, jest tam- potwierdziłam w myślach. Lapka stojąca na biurku świeciła mi prosto po oczach, jednak widziałam, jak chłopak trzyma w ręce niewielką butelkę z bulgającym w środku płynem.
A potem wszystko potoczyło się w zastraszającym tempie. Odkorkował butelkę, przyłożył do ust i wypił zawartość. Puste naczycie upadło na podłogę, a ponieważ było ze szkła, roztrzaskało się na drobne kawałeczki. Chłopak złapał się za głowę i zgiął wpół, jednak nadal trzymał się na nogach.
A potem runął na ziemię.
______________
Nie pytajcie mnie, czemu dałam taki tytuł temu rozdziałowi . Mój wymysł, który może nieco nawiązywać do spraw, które z kolei wydarzą się w...następnym bądź późniejszym rozdziale ;)
Zainteresował was koniec? Jeśli tak, to bardzo się cieszę :) Jeśli nie...to też się cieszę, że w ogóle dotrwaliście do końca rozdziału ;)
Pozdrawiam i do zobaczenia!

wypoczywająca
Enough