Chciałabym wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze, opinie, jakie daliście mi podczas trwania tego bloga. Wiele się dzięki Wam nauczyłam ;) Na pewno nie zapomnę tego w przyszłości.
Pozostaje mi (po raz ostatni) życzyć Wam miłej lektury. Mam nadzieję, że będzie mnie miło wspominać :)
* * *
Nigdy nie podejrzewałabym, że można tak skatować człowieka. Nie wpadłabym na to, że ktokolwiek jest do tego zdolny. I nie mówię tego tylko o sobie. Nie rozpamiętuję prądu przenikającego moje ciało, podczas gdy ja wiłam się w konwulsjach na podłodze. Nie rozpamiętuję tego, jak potem wsadzili mnie na stół operacyjny, nie zważając na wcześniejsze tortury, podpięli tonę kabelków i rozpoczęli badania. Nie rozpamiętuję również faktu, że gdyby trzymali mnie tam dłużej, mogłabym nie przeżyć. Przy ostatnim teście niemal czułam, jak uchodzi ze mnie życie. Oddech zwalniał, z trudem łapałam powietrze, byle wytrwać o kilka sekund dłużej. I wtedy mnie uwolnili. Brutalnie zrzucili mnie ze stołu, a ja spadłam na podłogę, niezdolna, by się podnieść. Słyszałam ich rechot nad sobą, lecz nie potrafiłam odpowiedzieć; nie mogłam wykonać żadnego, nawet najdrobniejszego ruchu. Mężczyźni podnieśli mnie i zanieśli do celi. Kilka razy w czasie wędrówki boleśnie uderzyłam głową w ścianę bądź drzwi. Dobrą stroną tego był fakt, iż ból dokładał się do ogólnej boleści i nie odczuwałam go w konkretnej części ciała.
Czarni donieśli mnie do celi, rzucili na pryczę, gdzie leżałam potem przez długie godziny. Głucha na pytania Lorren, na jej zawodzenia i wściekłe okrzyki. Bezmyślnie wgapiałam się w sufit, mój wzrok wciąż skierowany był w tą samą stronę.
* * *
- Uciekliście beze mnie, tak?- upewniała się po raz kolejny Lorren.Czułam się lepiej. Byłam w stanie przekrzywić się na pryczy, posłać siostrze zrezygnowane spojrzenie. Zadawała to pytanie któryś raz z rzędu.
- Nie- podałam wciąż niezmienną odpowiedź.- Ucieklibyśmy, gdyby nas nie złapali.
Kątem oka dostrzegłam jak Lorren wywraca oczami. Pewnie myślała sobie, że byliśmy bandą idiotów, skoro daliśmy się złapać.
Rozważając to, stwierdziłam, że gdyby nie postrzelili Jassy, moglibyśmy uciec. Gdyby nie postrzelili żadnego z nas, dalibyśmy radę. Szkoda tylko, że Czarni ćwiczą się w sztuce zabijania. Strzał z pistoletu w kilku biegnących nastolatków to dla nich nie problem. Moli nawet nie celować, tylko posłać kulę w naszą stronę, a pocisk na pewno by kogoś trafił.
Przypomniałam sobie, jak metalowa kula musnęła mój łokieć. Gdyby przeciwnik celował we mnie, prawdopodobnie już bym nie żyła. Nie cieszyła mnie myśl o ciągłych badaniach i torturach. Bo naukowcy zapowiedzieli, że taki zestaw będą nam serwować codziennie. Przez miesiąc. ,,Kara za ucieczkę musi być surowa.’’
Chwilami nawiedzała mnie myśl o tym, że śmierć rozwiązałaby wszystko. Porzuciłabym wtedy to przeklęte laboratorium, uwolniła się od doktorków i ich maszyn. Lecz oprócz ich są tu jeszcze inny ludzie, których nie chcę zostawiać. Lorren, Tony, Elliot, Andy, Pablo. Swoją drogą, ciekawiło mnie, co się dzieje z Elliotem. Długo nie było go w celi, nie wiedziałam, czy wciąż jest na badaniach, czy przywiedli go do lochów w czasie naszej ucieczki, a potem znów zaciągnęli na testy. Biedny Elliot.
Chwilę później w drzwiach naszego więzienia pojawił się mężczyzna. Warknął na Lorren, by się zbierała, a następnie zatrzasnął wrota i zabezpieczył je niezliczoną ilością zamków. Znów zostałam sama.
* * *
Zgrzytnęły zawiasy. Leniwie uniosłam głowę, obawiając się najgorszego. Czy to już następny dzień? Przyszedł czas na nową dawkę prądu? W niewielkim szparze, która utworzyła się pomiędzy drzwiami a ścianą, ujrzałam bladą twarz i blond czuprynę. Andy.
- Chodź- szepnął. Z trudem podniosłam się z pryczy i powlokłam w stronę chłopaka.- Gdzie Lorren i Elliot?- spytał.
- Lorren zabrali- odparłam od razu.- A Elliota nie widziałam już od dawna. Pewnie nadal ślęczy w laboratorium.
Andy kiwnął głową, otwierając przede mną drzwi na oścież. Za nim dostrzegłam jeszcze kilka innych osób. Wysokiego bruneta o ślicznych, zielonych oczach, dziewczynę w różowej, podartej sukience oraz postać w czarnej bluzie z kapturem naciągniętym na twarz.
- Devid załatwił nam klucze do celi- wyjaśnił pospiesznie Andy, zamykając moją niedawną kwaterę.- A także szybką i bezpieczną drogę do wyjścia. Niestety Tony’ego nie odnaleźliśmy. Pewnie jest w laboratorium, jak Lorren i Elliot. Jeśli już się uwolnimy, będziemy musieli po nich wrócić. Nie możemy ryzykować, idąc po nich.
Zgodziłam się. Jeśli będziemy mieć wsparcie i przy odrobinie szczęścia, następna akcja, by uratować Elliota, Tony’ego i Lorren się powiedzie.
Zerknęłam nieufnie na czarną postać, stojącą przy ścianie. Spod kaptura wystawał tylko krzywy nos, pod którym dostrzegłam ten niezmienny, ironiczny uśmieszek. Stary Devid. A może nowy, skoro chce pomóc…?
- Chodźcie- mruknął.- Im szybciej dotrzecie do schodów, tym lepiej. Postawili strażników przy głównym wejściu, ale zapomnieli o drugim, mniej znanym.
Ruszyliśmy za chłopakiem w głąb korytarza. Devid co rusz sprawdzał znaki na ścianach, podążał za wysuniętymi cegłami. Przy jednym ze skrzyżowań zawahał się przez chwilę, lecz podjął wędrówkę, gdy dostrzegł ledwo widoczny zielony krzyżyk na ścianie korytarza, prowadzącego prosto.
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Monotonny krajobraz nie pozwalał stwierdzić, jak daleko zaszliśmy, poza tym, że nie miałam pojęcia, gdzie idziemy. Ważne było tylko tyle, by się stąd wydostać. Andy wspominał, że po torturach i badaniach spotkał się z Devidem i wtedy omówili plan kolejnej ucieczki. Skoro i tak mamy zapewniony plan dnia na następny miesiąc, czemu by nie spróbować go zmienić? Już i tak chyba nic gorszego nie mogą nam zrobić.
Devid się zatrzymał, podobnie Clov i Pablo, którzy szli przede mną.
- Tędy wyjdziecie- zwrócił się do nas, wskazując stalową drabinę w ścianie. Zerknęłam w górę i dostrzegłam metalową klapę, zabezpieczoną kłódką. Devid wspiął się po kilku pierwszych szczeblach, pogmerał przy zamku i otworzył przejście.- Ta drabina prowadzi na dach. Ciągnie się aż do samej góry, bez żadnych przerw, dlatego rozplanujcie sobie drogę. Jest zabezpieczona z dwóch stron ścianą, więc nikt was nie dojrzy, ani wy nikogo nie zobaczycie. Gdy już dojdziecie na dach, powinniście zauważyć kolejną drabinę, tym razem nieosłoniętą. Zejdziecie nią na ziemię, a stamtąd tylko promem na ląd. INie pójdę z wami, nie chcę, żeby mnie złapali. Mogę pomóc wydostać stąd Lorren i pozostałych.
Andy, jako przewodnik grupy, skinął głową.
- Pójdę pierwszy- stwierdził.- Pablo, będziesz zabezpieczał tyły. Clov idzie za mną.
Chwycił pierwsze pręty i podciągnął się, stawiając stopy na szczeblach. Po chwili jego głowa, a potem całe ciało zniknęły w ciemnym szybie.
- Co jakiś czas są lampki- dorzucił Devid.- Poza tym jest dość ciemno.
Gdy Clov poszła za Andy’m, przyszła kolej na mnie. Pomimo tego, że prawie trzęsłam się ze zdenerwowania, wspięłam się po drabinie. Wkrótce otoczyła mnie całkowita ciemność.
Musiałam po omacku wynajdywać kolejne pręty. Raz czy dwa o mało co nie spadłam, błędnie postrzegając wystające cegły lub nie zauważając wygiętych szczebli. Serce waliło mi w piersi, tym bardziej nie pozwalając się skupić na wspinaczce.
Dotarliśmy do pierwszej lampki. Dawała słabe światło, które ledwie rozproszyło mrok, panujący w szybie. Wystarczyło jednak, bym zobaczyła uniesiony do góry kciuk Andy’ego, jakby dawał nam znak, że wszystko w porządku.
Nie potrafiłam określić, ile już idziemy. Nie mogłabym stwierdzić, jak duży dystans pokonaliśmy. Wszystko zlewało się w jedną czerń.
Clov zaczęła zwalniać. Zdziwiłam się, dlaczego. Może się zmęczyła? Albo nie może odszukać szczebla? Po chwili całkowicie się zatrzymała, a kilka sekund później znów ruszyła.
I oto doznałam całkowitego szoku. Szub się skończył. Wyczołgałam się z zatęchłego korytarza na świeże powietrze, z uśmiechem wciągając je w nozdrza. Była noc. Księżyc świecił sierpem na granatowym niebie, dając stosunkowo mało światła. Z dachu, na którym staliśmy, rozciągał się przepiękny widok na cały kompleks budynków, pogrążonych teraz w ciemności.
- Tędy- Andy przerwał ciszę, wskazując kolejną drabinę przy krawędzi budynku.- Nie ma co zwlekać. Pewnie i tak zauważyli naszą nieobecność i dociekają, którędy uciekliśmy.
Jako pierwszy zaczął schodzić. Okazało się, że jest to o wiele trudniejsze niż wspinaczka. Pomimo księżycowego światła, szczeble trzeba było wynajdywać stopą, co mogło się równać temu, iż niechcący można było nadepnąć komuś na rękę. Clov kilka razu syknęła z bólu, gdy zamiast stalowego pręta, ułożyłam nogę na jej dłoni.
Tutaj przynajmniej mogliśmy kontrolować, gdzie się znajdujemy i ile już przebyliśmy. Andy schodził niebywale szybko, lecz Clov radziła sobie trochę gorzej, przez co opóźniała wędrówkę. Pablo trzymał się z tyłu, uważając, by na mnie nie wpaść.
Usłyszałam, jak Andy zeskakuje na ziemię. To oznaczało, że ja niedługo również się tam znajdę. Byłam taka szczęśliwa! Udało się! Byliśmy wolni! Najgorszy etap za nami, pozostała tylko podróż promem.
Ale nie mogło obejść się bez kilku Czarnych, którzy wybiegli z budynku z pistoletami w ręce.
Gdy nas zauważyli, wpadli w szał. Rzuciliśmy się do ucieczki, byle dalej od niedawnych oprawców. Moglibyśmy uciec, mieliśmy znacząca przewagę. Problemem były jednak wilkołaki, które wyłoniły się z wnętrza za członkami Stowarzyszenia. Wilcza postać dodawała im szybkości. Ponadto miały kły.
Biegliśmy przed siebie. Widziałam, że Clov jest ostatnia. Nie mogłam pozwolić, by ją złapali. Ona z nas wszystkich miała największe prawo, żeby przeżyć.
Zwolniłam i popchnęłam ją do przodu. Zdawała się być zaskoczona, lecz przyspieszyła tylko, rozumiejąc aluzję.
I wtedy poczułam kły na swojej nodze. Rozdzierający ból przeszył mi łydkę, a ja padłam na ziemię, ryjąc twarzą w ziemię. Spróbowałam wstać, lecz wilk nadal zaciskał swoje szczęki, coraz mocniej i mocniej wpijając mi się w nogę.
Krzyknęłam z bólu. Pomimo trzymającego mnie wilkołaka, nadal walczyłam, by biec dalej. Czołgałam się, pomimo okropnego bólu. Poczułam, że przeciwnik też zaczyna ciągnąć. Z gardła wyrwał mi się kolejny krzyk, gdy poczułam rozrywaną skórę i mięśnie. Wilk nadal ciągnął, aż w końcu nie czułam już nic. Odwróciłam się na plecy i usiadłam. I wtedy wybuchłam niekontrolowanym płaczem, widząc moją nogę. A raczej jej brak .Poszarpana skóra, ścięgna i mięśnie zwisały bezwładnie. Krew wciąż wypływała z okrutnej rany. Opadłam na plecy.
Usłyszałam nad sobą wściekły warkot i dostrzegłam pysk wilka. Znalazł się tuż nade mną, piana spływała mu z usta, a w oczach widziałam jedynie żądzę mordu.
Zamknęłam oczy, łzy ciekły mi spod zamkniętych powiek. Nie chciałam, by wszystko skończyło się w taki sposób.
Uchyliłam jedno oko, chcąc sprawdzić, czy wilkołak nadal jest nade mną. Był tam, gapił się na mnie bezczelnie. Lecz dostrzegłam zmianę w jego wyglądzie. Jedno oko zmieniło barwę z żółtego na delikatną zieleń. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc tę zmianę. Te różnobarwne tęczówki coś mi mówiły, lecz nie byłam pewna, co… Były jakieś dziwnie znajome. Ale przecież nigdy nie stanęłam twarzą w twarz z wilkiem.
Z trudem łapałam powietrze w płuca. Każdy oddech był krótki i urywany. Ręce mi drżały, nie dałam rady się podnieść. Całe moje ciało przeszywał ból, ból tak mocny, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczyłam.
Wilkołak zdążył już ze mnie zejść. Widziałam, że wokół mnie gromadzą się inni, lecz nie dostrzegałam twarzy. Domyślałam się, że są to Czarni i pozostałe wilki.
Zerknęłam jeszcze raz w stronę zwierzęcia o dwubarwnych tęczówkach. I kolejne zaskoczenie- teraz oba jego oczy były zielone. Ta przyjemna zieleń wypełniła mój umysł, dając poczucie spokoju.
I to była moja ostatnia myśl.
To NIE było fajne zakończenie. Ale statystycznie mogło być gorzej. Statystycznie mogło być lepiej. No cóż, czekam na inne opinie ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż, poza zakończeniem opowiadanie było fajne.
Nowy Devid? Nie - wyprany w Perwollu :D
Ale nie bylo fajne zakonczenie pod wzgledem bledow itp czy po prostu ci sie nie podobalo?
UsuńNo statystycznie pod względem treści mogło być lepiej. Błędów nawet dużo nie było z tego co pamiętam...
UsuńYyy... Rozdział jak zwykle ciekawy, ale ogólnie trochę dziwny O_O
OdpowiedzUsuńMowiac dziwny, co masz na mysli?
UsuńPrzepraszam jeśli cię jakoś uraziłam. Po prostu dziwne było to, że zabiłaś swoją bohaterkę w tak okrutny sposób O_o
UsuńNie, nie urazilas mnie ;) Po prostu bylam ciekawa, co wydalo ci sie dziwne. Rozumiem, ze nie wszystkim moze podobac sie takie zakonczenie, lecz pogodzilam sie z tym gdy to pisalam.
UsuńJAK MOGŁAŚ ZABIĆ E S P E R !!!
OdpowiedzUsuńNie wybaczę ci tego! I to jesze Will ją udziabał w tą nogę!
Grrrrr.....!!!!!!!!!!!!!!!!
Przeciez wiedzialas ze tak sie to skonczy...
UsuńAle gdzieś w głębi duszy liczyłam na to, że jednak tego nie zrobisz i się ze mną droczysz.
UsuńNIE ZABIJA SIE GŁÓWNEGO BOHATERA!!!
Sapkowski nie zabił Geralta - przynajmniej teoretycznie - ale zrobił gorszą rzecz, której postanowiłem mu nie wybaczyć... a która była gorsza od tego co zrobiła Enough...
UsuńBrak mi słów.
OdpowiedzUsuńKrótko zwięźle i na temat! :D Toś biednej Enough pocisnęła... xD
UsuńWidzisz Enough? Zakończenie do poprawki. :P
Nie oczekiwalam ze bedziecie skakac z radosci na widok takiej koncowki ;)
Usuń