czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 30 od Esper ,,Próba''


Okrągła trzydziestka! Świętujemy? ;) 
 Miłej lektury!



* * *
  - Mam prośbę. Czy mogłabyś się zamknąć?!
Brak odpowiedzi. To jasne, nie spodziewałam się niczego innego po wodzie. Ale ten irytujący dźwięk doprowadzał mnie do szału! Czy Czarni nie mogli postarać się o to, by w celach nie kapała woda?! Chyba że był to kolejny sposób, żeby nas wymęczyć. Zamęczyć na śmierć tym przeklętym dźwiękiem. PLUM!
Elliot został nabrany na badania. Lorren także. A ja zostałam w celi, za towarzysza mając jedynie wodę skapującą z sufitu. Czyż mogłam wymarzyć sobie lepszy los?
- Błagam, błagam…- jęczałam. Byłam zdenerwowana. I wściekła. Rozważałam w myślach opcję, czy nie wolałabym znaleźć się już w laboratorium, na stole operacyjnym. Tam przynajmniej uwolniłabym się od tego nieznośnego ,,plum’’!
Przewróciłam się na plecy, sprawiając, że prycza zaskrzypiała. Niczego nie potrafili zrobić dobrze, każda część tego przeklętego więzienia miała jakieś wady. Nawet ściany wymurowano byle jak, cegły wystawały tu i ówdzie. Ale po co mieliby marnować siły dla wygody kilku Nadnaturalnych? W końcu lepiej, żeby więźniowie sczeźli z głodu w lochu.
Śledziłam wzrokiem linie na suficie. Układały się w przedziwne wzory, łącząc się, krzyżując i splatając.
Kolejny irytujący dźwięk wdarł się do mojej głowy. Ktoś odsuwał zamki w drzwiach, a chwilę później pchnął mocno wrota, czemu towarzyszył przeraźliwy szczęk metalu o kamień. Znużona, odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku. Oczekiwałam ubranej na czarno postaci, w wysokich glanach i czarnych okularach. W wyobraźni już widziałam jak wyciąga po mnie swoje wielkie łapska, a potem cięgnie mrocznym korytarzem do laboratorium. Kładzie na stole, obwiązuje pasami. Rozpoczynają się teksty. Jestem wyczerpana, łapczywie wciągam powietrze przez nozdrza, byle tylko wytrwać dłużej…
- Esper- rozległ się cichy szept. Potrząsnęłam głową, by odebrać wizję przyszłości.
W drzwiach stał wysoki chłopak, blondyn, o niebezpiecznie zielonych oczach. Will.
- Chcę pomóc- powiedział, robiąc krok w moją stronę.-Chodź.
Starałam się panować nad sobą. Nie miałam zamiaru poddać się emocjom, chciałam zachować zimny spokój. Ale kiedy Will chwycił mnie za rękę, wszystkie postanowienia wzięły w łeb. Szybkim ruchem przekręciłam się na pryczy i z całej siły uderzyłam chłopaka pięścią w twarz. Co z tego, że później ból był nie do wytrzymania, czego przyczyną były zapewne twarde kości policzkowe, w które uderzyłam. Will wzbudzał we mnie same negatywne uczucia, a ręce aż mnie świerzbiły, byle tylko jakoś mu wynagrodzić za to, co zrobił.
Bez zbędnych okrzyków Will złapał się za twarz. Widać, iż nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
- Co robisz?- spytał cicho, gdy rozmasowywał obolałe miejsce.
- Co ja robię?!- warknęłam.- Myślałeś, że będę witać cię na kolanach i błagać o przebaczenie?! Perfidnie zdobyłeś moje zaufanie, a potem zdradziłeś całą naszą Szkołę!
- Wiem, ja…- zawahał się. Czułam, że chce przeprosić, ale wiedział, że jego słowa spotkają się tylko z kolejną obelgą.- Pomagam. Wam, Nadnaturalnym. Andy i ja zorganizowaliśmy ucieczkę.
Prychnęłam.
- Kłamiesz- wycedziłam przez zęby.- Nie byłbyś do tego zdolny.
- A jednak- mruknął.- A teraz, chodź!
Niespodziewanie złapał mnie za nadgarstki i pociągnął w stronę wyjścia. Próbowałam się wyswobodzić, lecz nie miałam szans, Will miał żelazny uścisk.
Wyprowadził mnie na korytarz. Nie obchodziło mnie to, że Will mówił, że chce pomóc. Ja widziałam w nim jedynie zdrajcę. Wolałam pozostać w celi niż udać się gdzieś z nim.
Zaczęłam krzyczeć. Darłam się tak, jakby obdzierano mnie ze skóry. Chciałam zwołać do lochów Czarnych, który pochwyciliby Willa.
Chłopak przycisnął mnie do ściany i skutecznie przysłonił usta dłonią. Umilkłam.
- Co ty sobie wyobrażasz?!- syknął. Jego twarz znajdowała się kilkanaście centymetrów od mojej.- Cały plan może pójść na marne tylko przez twoje wybryki! Więc zamknij się i współpracuj!
Wytrzeszczyłam oczy, zaskoczona jego bezpośredniością. Powoli opuścił rękę, wpatrując się we mnie zimnym wzrokiem. Cofnął się kilka kroków, podszedł do drzwi i zaczął mocować się z zamkami. Gdyby Will nie zdradził mnie w tak dotkliwy sposób, może i bym mu zaufała. Lecz emocje wzięły górę, a ja puściłam się biegiem przez korytarz, byle dalej od jasnowłosego chłopaka.
Starałam się przyspieszać, bo wiedziałam , że Will mógłby mnie dogonić. Dotarłam do pierwszego zakrętu i niespodziewanie napotkałam na swojej drodze inną osobę. Wpadłam na nią z pełnym impetem, zwalając z nóg.
Usłyszałam ciche przekleństwo. Przetarłam oczy i poniosłam się z ziemi, mierząc wzrokiem przeciwnika.
- Andy!- Nie zdołałam powstrzymać cichego okrzyku, gdy zobaczyłam przed sobą tą blond czuprynę i ciemnozielone oczy. Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Esper- odparł. Po chwili dostrzegłam inną postać, stojącą kilka kroków za nim. Uniosłam brwi na jej widok. Andy, widząc moje spojrzenie, wyjaśnił pospiesznie:
- To Jassy. Przebywała ze mną w Chicago, kiedy nas porwali.
Dziewczyna wynurzyła się z cienia z nieśmiałym uśmiechem. Podała mi dłoń na powitanie, lecz ją zignorowałam. Zerkałam na nią niepewnie.
- Mieliśmy jeszcze kogoś zabrać?- zapytał Andy.
- Lorren i Elliota, ale nie wrócili jeszcze z badań. Pewnie siedzą na górze, w laboratorium –rozległ się głos za mną.
Odsunęłam się w bok, przepuszczając Willa. Już nie próbował mnie złapać, rozmawiał z Andy’m na temat ucieczki. A to oznaczało, że mówił prawdę- chce pomóc.
- Będziemy musieli wrócić po innych- stwierdził. – Nie możemy ryzykować niepowodzeniem. Sprawdzałeś kod?
Will przytaknął.
- 7702- odrzekł krótko.
- Idziemy.
Andy szedł na czele, za nim niepewnie podążała Jassy. Will zabezpieczał tyły, dbając o to, bym znów nie uciekła. Tym razem jednak nie zamierzałam. Andy NAPRAWDĘ był w to zamieszany, a to oznacza, że możemy uciec.
Możemy uciec. Wydostać się stąd. Nie wierzę! Możemy uciec! Możemy uniknąć testów, mordęgi w celach. Możemy zaśmiać się w twarz ludziom ze Stowarzyszenia! Możemy dać im prztyczka w nos i odejść. Być wolnym.
Niespodziewanie wpadłam na Jassy. Dziewczyna odwróciła się i posłała mi karcące spojrzenie. W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. Nie było sensu marnować słów na durne przeprosiny.
Wyjrzałam zza ramienia Jassy. Andy właśnie wpisywał ostatnią cyfrę kodu, abyśmy mogli wydostać się z lochu. Jak na razie szło gładko, na niższym piętrze nie było strażników, ponieważ Czarni wierzyli w skuteczność stalowych drzwi, mnóstwa zamków, labiryntów korytarzy . Nie wierzyli jednak w to, że ktoś z wewnątrz może pomagać uciekinierom. Ktoś taki jak Will. Może nie jest najlepszym sprzymierzeńcem, jakiego mogliśmy dostać. Może nadal mu nie ufam i chyba nigdy nie zaufam. Ale myśl, że mamy szansę wydostać się z więzienia przysłaniała wszystko inne.
Rozległo się ciche ,,klik’’! Drzwi lekko się uchyliły, dając możliwość przejścia. Andy wychylił głowę, mierząc wzrokiem nowy korytarz. Dał nam znak ręką, byśmy podążali za nim.
Minęliśmy jeden zakręt. I wtedy zaczęły się kłopoty.
Czterech Czarnych zauważyło naszą obecność. Nie byli byle kim, do pasa przypięte mieli noże, w rękach każdy z nich dzierżył pistolet. Widząc nas, zaniemówili na kilka chwil. Potem rozsądek wziął górę nad chwilowymi emocjami i rzucili się na nas.
Ostry wiatr zahuczał w pomieszczeniu. Powietrze kuło niczym drobniutkie szpilki w każdą nieosłoniętą część ciała. Wiatr świszczał, prześlizgując się pomiędzy poszczególnymi osobami. Czarni widząc, co się dzieje, szybko nacisnęli spusty. Cztery kule mknęły w naszą stronę. Całe szczęście, że przeciwnicy nie mierzyli dokładnie w żadnego z nas; dwa pociski odbiły się od ścian, jeden pochłonął wiatr, a ostatni z głośnym trzaskiem uderzył w grubą ścianę lodu. Mężczyźni cofnęli się, a my taranując ich, przepchaliśmy się w głąb korytarza.
Powietrze rozdarł przeraźliwy pisk. Światło lamp zwisających pod sufitem zmieniło barwę na krwistoczerwoną. Włączyli alarm.
Przyspieszyliśmy. Na pierwszym skrzyżowaniu alejek wpadliśmy na kolejnych członków Stowarzyszenia. I wtedy do akcji wkroczył Will. Skoczył na strażników z głośnym powarkiwaniem. Zamachnął się pazurami na twarz pierwszego z nich, pozostawiając głębokie rany. Następny został obdarowany potężnym kopniakiem w brzuch, a kiedy zgiął się wpół, Will z całej siły uderzył go zaciśniętą pięścią w potylicę. Mężczyzna padł na ziemię.
Tamci nie pozostali mu dłużni. Jeden z nich ranił go nożem w ramię. Will zawył z bólu, lecz zdołał drugą ręką dobić bandytę. Przedarliśmy się dalej.
Zerknęłam z niepokojem na Willa, obawiając się, że nie będzie zdolny do walki. Bardzo się zdziwiłam, gdy ujrzałam jak jego rana powoli się zasklepia, by wkrótce nie pozostało po niej ani śladu.
- Cecha wilkołaków- skomentował tylko.
Półmetek. Ostatnia prosta. Na końcu długiego korytarza widać było drzwi. Już niedługo. Będziemy wolni! Będziemy wolni! Będziemy…
Poczułam muśnięcie w okolicy łokcia. Z przerażeniem zerknęłam w tę stronę i westchnęłam z ulgą, nie dostrzegając rany.
W korytarzu rozległ się okrzyk bólu. Poczułam, że wpadam na kogoś i po chwili leżałam już na ziemi, przyciskając do niej Jassy. Szybko podniosłam się i spróbowałam pomóc jej wstać. I wtedy to dostrzegłam. Dziewczyna przyciskała rękę do zakrwawionego uda. Z ramy postrzałowej wciąż wypływała krew. Widziałam, jak próbuje bezskutecznie ją zatamować. Widziałam przerażenie w jej oczach. Chyba próbowała coś powiedzieć, ale…
Dopadli nas. Odziani na czarno mężczyźni rzucili się na nas, przyciskając całym ciężarem do ziemi. Słyszałam pełne przerażenia okrzyki Jassy. Słyszałam warkot Willa, kiedy próbował się wyswobodzić. Słyszałam także własne krzyki, pełne wściekłości i bezradności. Jeden z Czarnych skręcił mi nadgarstki, zupełnie nie zważając na to, że był to fizjologicznie niemożliwy ruch. Poczułam zimny metal, gdy zapiął mi kajdanki. Nie mogłam z nim walczyć, byłam zbyt słaba fizycznie, a do tego moc również mi zabrano.
Kątem oka dostrzegłam Andy’ego, który szamotał się w uścisku dwóch mężczyzn. Po chwili udało im się spętać chłopaka, a ten opadł bezradnie na ziemię. Z jego oczu popłynęły łzy.
Zerknęłam w kierunku, gdzie skierowane były jego oczy. Fala wściekłości zalała mi organizm, gdy spostrzegłam nieruchomą Jassy. Krew nadal wypływała z przestrzelonej tętnicy. Czarny, nie zważając na stan dziewczyny, brutalnie podniósł ją z ziemi. Nie wierzyłam w to. Nie wierzyłam w to, że zginęła.
Przyszła kolej i na mnie. Brudne łapska zacisnęły mi się ramionach, unosząc w górę. Popychano mnie i dźgano pistoletami, bym szła szybciej. Przymknęłam oczy, nie chcąc pozwolić łzom płynąć. Nie chciałam się rozkleić tylko dlatego, że wszystko poszło nie tak. Przecież nie możemy się poddać…
Zaprowadzili nas do przeszklonej sali, która dzieliła się na dwa pomieszczenia oddzielone ścianką. Ustawili nas w jednej linii, mnie i Andy’ego. Nie wiedziałam, co stało się z Jassy.
Popchnęli nas, zwalając na kolana. Ręce mieliśmy za plecami. Uniosłam niepewnie głowę. Przed sobą, w drugim pomieszczeniu, zobaczyłam dwóch mężczyzn w białych kitlach, jeden był dość niski i z lekką nadwagą, drugi, który przerastał swojego wspólnika o głowę, wydawał się o wiele bardziej szczupły. Dostrzegłam burzę brązowych włosów na jego głowie.
- Patrzcie tam- warknął ktoś z góry. Posłusznie omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie. Dopiero teraz dostrzegłam postać w kącie pomieszczenia, skuloną i najwyraźniej skutą. Gdy chłopak podniósł się z ziemi, jęknęłam cicho. Will.
Miał kajdanki na kostkach i nadgarstkach. Miedziane łańcuchy prowadziły od nich aż do ogromnej metalowej siatki, która zajmowała prawie trzy czwarte wysokości pomieszczenia. Wysoki naukowiec zbliżył się do niewielkiego urządzenia, które stało na drewnianym stoliczku, podłączone do siatki. Przekręcił pokrętło.
Prąd przeszedł aż do kajdanek. Will wrzasnął z bólu, zaciskając ręce w pięści. Dostrzegłam jak paznokcie przeobrażają mu się w pazury. Szybko odwróciłam wzrok.
- Patrz tam- powtórzył głos z góry, po czym poczułam dłoń, zaciskającą się na mojej szczęce i zwracającą spojrzenie z powrotem na maltretowanego Willa.- Czyż to nie jest cudowne? Ten wilczek jest w stanie wytrzymać o wiele więcej niż zwykły człowiek. Możemy go torturować znacznie dłużej.
Poczułam łzy, cisnące mi się do oczu. Naukowiec przy urządzeniu wykonał nieznaczny ruch nadgarstkiem, zwiększając moc. Od ścian odbił się echem kolejny krzyk Willa, gdy ten opadł na kolana. Całe jego ciało drżało do napływającej energii. Jeden stopień wyżej. Will wyrzucił głowę do tyłu, z gardła wydobył się ryk wściekłości. Dostrzegłam kły. Gdy mężczyźni na chwilę przerwali tortury, chłopak opadł bez sił na ziemię. Zwrócił na mnie swoje spojrzenie, a ja miałam ochotę się rozpłakać, gdy w tych oczach, jednym nadal mocno zielonym, drugim żółtym od prawie zakończonej przemiany w wilkołaka, dostrzegłam rozpacz i bezsilność. Po chwili krzyk znów wypełnił pomieszczenie.
- Widzicie- rzekł mężczyzna, który pilnował, byśmy nadal wpatrywali się w przerażającą scenę.- To jest kara za próbę ucieczki.

5 komentarzy:

  1. Szczerze możliwa śmierć Jessy jakoś mnie nie obeszła, za mało ją poznałam. Za to zachowanie Esper lekko mnie rozczarowało - drzeć się gdy Will ją uwalnia - Głuptas. Ale oczywiście całość jak najbardziej mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była na niego wkurzona, mocno mieszał jej uczuciami. Jest niezbyt ufna wobec niego. Poza tym pamiętaj, że jest uważany za sojusznika Stowarzyszenia, mógł ją okłamywać.

      Usuń
    2. Aha i dziękuję! Żeby nie było, że tylko narzekam i poprawiam opinie ;) Miło mi, że się podobało :)

      Usuń
  2. Góra - ładnie powiedziane. Dobra robota. Gj. No i w zasadzie już nie mam nic do dodania bo wszystko powiedziała sziszak.
    Enough - tobie też powiem gj bo jak najbardziej ci się należy. ("gj" oczywiście w znaczeniu "good job", w wypadku obu gj, które napisałem ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Sagi! Od ciebie również miło mi jest to słyszeć :)

      Usuń