Hejka, proszę oto kolejna notka, pewnie zauważyliście, że dość często wstawiamy, ale za niedługo będziemy kończyć... :(
Miłej lektury! Pozdrawiam :)
_____________________
Nie rozpłaczę się.
Nie dam im satysfakcji.
Będę się bezczelnie gapić im w oczy i
uśmiechać równie ironicznie jak oni.
Będę im robić wszystko na przekór, na
złość.
Będę się mścić.
Z tymi postanowieniami wkroczyłam
dumnie, z głową zadartą do góry, do przeznaczonego mi bloku. Odwróciłam się na
pięcie i spojrzałam wyniośle na Czarnego zamykającego multum kłódek na
przerdzewiałych kratach drzwi. Mężczyzna skrzywił się dziwnie na widok mojej
pogardliwej miny, po czym oddalił się szybko, bez słowa.
Zabrali mi ojca, zabrali mi Lexi, ale
nie zabiorą mi mojego poczucia własnej wartości. Będę im to perfidnie
uświadamiać na każdym kroku. Co z tego, że wewnątrz jestem zniszczona, jestem
jedną ruiną, ludzkim wrakiem. Chyba kompletnie mi odbiło. Moja psychika
szwankuje… Przed chwilą na moich oczach zabito moją towarzyszkę, oddaną
przyjaciółkę… a ja szczerze się bezczelnie do sprawców tego mordu. Na niczym mi
już nie zależy. Zalezę im jeszcze za skórę, zobaczą! Będą mnie tu długo pamiętać!!!
Co mam do stracenia? Wszystko mi zabrali, zabrali mi dom, część najbliższych,
zdrowie, życie. Nie mam nic do stracenia! Zresztą i tak jestem już zimnym
trupem, to proste, że nie wyjdę stąd żywa.
- A ty co się tak szczerzysz?-
rzuciła lodowatym tonem Esper, mrożąc mnie spojrzeniem. W odpowiedzi wzruszyłam
ramionami, chociaż mogłabym ją wtajemniczyć w swoje plany uprzykrzenia życia
naszego oprawcy…
- Ktoś wie, co się stało z
Antaniaszem?- W głosie Elliota nie dało wyczuć się emocji. Spojrzał kolejno na
mnie i Esper również bez cienia emocji, po prostu uniósł ospałe oczy i zmierzył
nas nimi, jakby spodziewał się, że nie uzyska odpowiedzi. I tak też było.
Obydwie przemilczałyśmy ten temat. Nie mam zielonego pojęcia co teraz dzieje
się z Mędrcem… Ostatni raz widziałam go podczas bitwy. W ogóle nie wiem co z
innymi. Ja z rodzeństwem zamknięci jesteśmy w jednym cuchnącym bloku, w
podziemiach, odseparowani od innych, więc nie mam pojęcia co ich spotkało, czy
każdy wylądował w osobnym bloku, w miejscu oddalonym ode mnie o całe kilometry
więziennych korytarzy? Z jednej strony ciekawa byłam jak wyglądają pozostałe
lochy, z drugiej strony trochę przerażało mnie to zaintrygowanie… Nasze
więzienie był okropne. Powietrze wypełnia odór pleśni i rozkładu. W pomieszczeniu
znajdowały się trzy prycze i kupa siana (która jak się domyśliłam miała nam
służyć za ubikacje). Ściany były tu krzywe, z nierównych cegieł i kamiennych
kostek. W kątach było biało od lepkich pajęczyn, a pająki swobodnie spacerowały
po ścianach. Posadzka była zimna i dziurawa, w niektórych wnękach myszy uwiły
sobie gniazdka. Nasz blok z grubsza przypominał średniowieczny loch… tymczasem
cała góra, wszystko co znajdowało się na powierzchni, co było do dyspozycji
Stowarzyszenia było super nowoczesne. W bazie było pełno urządzeń
elektrycznych, unowocześnień i udogodnień. Gdy sprowadzano nas do lochów, już
po pełni… (swoją drogą jeszcze nigdy się tak nie bałam jak tej nocy) dane mi
było zobaczyć kilka przeszklonych tuneli i wiszących w powietrzu, szklanych
korytarzy, które przypominały ogromne rury hydrauliczne. Wszyscy Czarni,
których mijaliśmy po drodze spoglądali na nas z pogardą… Odwzajemniałam ich
spojrzenia bez najmniejszych oporów. Od razu z ust znikały im te potworne
szelmowskie uśmieszki!
Kolejne kilka godzin upłynęło nam w
kompletnej ciszy. Tylko woda kapała z sufitu, a krople spadały na ziemię w
równym rytmie doprowadzając mnie tym do szału. Plum! Omiotłam wzrokiem loch,
próbując wynaleźć jego słabe punkty. Plum! Poprawiłam się nerwowo na swojej
pryczy i zerknęłam na Esper, która beznamiętnie wpatrywała się w nieokreślony
punkt w podłodze, szeroko otwartymi oczami. Plum! Plum! Wydęłam policzki i
uciekłam myślami do Tony’ ego. Plum! Starałam się ignorować ten dźwięk, lecz
zapadł głęboko w mojej podświadomości i napastował mnie teraz, kończąc
psychicznie. Plum! Ciekawe czy w celach innych też tak kapie woda…? Plum!
Zaczynałam totalnie fiksować. Plum! Plum! Za chwilę zacznę walić głową w
ścianę, wszystko byle wyzbyć się tego dźwięku z głowy. Plum! Nie wytrzymam.
Plum! I nie wytrzymałam. Plum. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam krzyczeć
wściekle. Pochyliłam się do przodu piszcząc aż zdarłam gardło. Esper przytkała
tylko uszy, Elliot skrzywił się dodatkowo, zaskoczony moim wybuchem. Mój wrzask
poniósł się echem po więziennych korytarzach, odbijając od ścian i nabierając
jeszcze bardziej tragiczny i przerażający oddźwięk. Kiedy skończyło mi się
powietrze, a gardło było zdartą tarką, przykucnęłam chowając głowę między
kolanami.
*
* *
Parę godzin temu zawitał u nas jakiś
zakapturzony facet i zabrał ze sobą Elliota. Wziął go do naukowców. Mój brat
nawet nie próbował protestować, to nie miało najmniejszego sensu. Wszystkich
nas czekał taki los i tyle. Ja również nie próbowałam oponować. Jednak się
załamałam. Obiecałam sobie, że się nie rozkleję, że nie dam Stowarzyszeniu
satysfakcji. I nici z tego. Nie potrafiłam tego znieść. Załamałam się gorzej
niż na wieść o tym, że Devid miał mnie zamordować. Co prawda przeżywałam to w
trochę inny sposób, ale w środku byłam jeszcze bardziej zrujnowana. Nikt nie
chciałbym wiedzieć co działo się teraz w mojej głowie, jakie myśli w niej
gościły, co mi do niej przychodziło. W sercu czułam pustkę, nie tlił się w nim
nawet nikły promyczek nadziei. Zgaszono go, tym samym zgaszono i mnie. Kiedyś
byłam szczęśliwa, choćby i w domu dziecka, nie był to wymarzony okres w moim
życiu, nienawidziłam go, lecz z czasem wyzbyłam się tych przykrych uczuć. Było
to wtedy, gdy życie zaczęło mi się układać, gdy zamieszkałam z ciotką. A potem
znowu upadłam, nastąpił splot miażdżących komplikacji i życiowych problemów. Z
tym okresem wiąże się dużo wspomnień… niekoniecznie ciepłych, nieprzyjemne
zdarzenia też miały miejsce… Jednak naprawdę poczułam, że w pełni żyje, kiedy
trafiłam do Szkoły. Znalazłam tam miejsce dla siebie, swój kącik na Ziemi.
Znalazłam tam miłość i grono ludzi, którzy mnie rozumieją.
A teraz to straciłam.
Dlaczego?
Zadaje proste pytanie: czemu?
Niestety, nie ma na nie prostej
odpowiedzi.
* * *
- Lorren FrostyBlast- zawołał na
mnie mężczyzna, który mocował się z ostatnią kłódka, od naszej celi.- Jesteś
następna.
Uniosłam na niego zrezygnowany wzrok. Jak
człowiek człowiekowi może zgotować taki los? W starożytności prześladowania
były na porządku dziennym, zdawałoby się, że w XXI wieku zaniechane zostaną tak
barbarzyńskie postępki. A jednak, Nadnaturalni są ścigani, tępieni i mordowani.
Historia zatacza koło. Było okrucieństwo, jest i będzie. Ludzkiej natury nie da
się zmienić. Zawsze znajdziemy osoby, które nie będą posiadały krzty poczucia
moralności, które pociągną za sobą kolejnych i zmienią ich w bezduszników.
Istnieje wiele czynników dla których człowiek jest w stanie poświęcić czyjeś
życie. W tym wypadku jest to zwykła ciekawość. Naukowcy próbują ją zaspokoić,
lecz zawsze im mało.
Wstałam i posłusznie podążyłam za
Czarnym, pozostawiając Esper samą w lochu.
Mężczyzna skuł mi ręce na plecach i
przeprowadził zawiłymi korytarzami wprost do kamiennej klatki schodowej. Idąc za
nim obojętnie przyglądałam się wszystkiemu dookoła, chciałam dokładnie
zapamiętać rozplanowanie korytarzy i drogę do wyjścia… W końcu nigdy nie
wiadomo kiedy może mi się przydać taka wiedza. Zauważyłam kilka oznaczeń na
ścianach i podłodze. Były to strzałki wyryte w cegle, z podpisami typu:
„Blok002PL” lub „Blok057D” domyśliłam się, że cyfra to zwyczajny numerek bloku,
a litera to symbol danego kraju.
Czułam się dziwnie odprężona i
rozluźniona. To zadziwiało mnie samą… Nie potrafię wytłumaczyć swoich zachowań
i odczuć, ale mogę zapewnić, że wszystko mi się pomieszało. Było mi obojętne co
zaraz się ze mną stanie, czy mnie poćwiartują, powstrzykują dziwne narkotyki,
każą coś wdychać. Zwisało mi to. Jedyne co zasiało w moim sercu niepokój to
brak Elliota. Czemu nie wrócił z badań, skoro wywołano już mnie? Czy będą nas
tam przetrzymywać dłużej niż kilka godzin? Może już nie wrócę do swojego bloku?
Może do końca życia będę tkwiła na stole operacyjnym, przypięta do niego pasami
i obserwowana przez szalonych doktorków?
Szłam spokojnie, nie zaszczycając swym
wzrokiem Czarnego.
- To ciebie miał zabić ten
dzieciuch Rouzier?- zapytał mężczyzna spoglądając na mnie z ukosa.
- Tak- syknęłam, a słysząc
nazwisko tego drania poczułam jak szron pokrywa mi paznokcie i palce.
- Nie chciałbym się znaleźć teraz
w jego skórze- ciągnął dalej Czarny, był nad wymiar gadatliwy. Co mnie to
obchodzi? Co mnie obchodzi los Devida?!- Lyx zgotował mu piekło. Skatował
chłopaka, a potem zdegradował ze stanowiska skrytobójcy do zwykłego popychadła,
które nosi czerstwy chleb więźniom. Nie obchodzi cię to?
- Nie.
Czarny uniósł tylko brwi i zamilkł, gdyż
korytarzem poniósł się wściekły pisk. Ktoś krzyczał i wiszczał. Czarny
przyśpieszył, pociągając mnie za sobą i skręcając w boczną odnogę korytarza.
Przeprowadził mnie przez czarny korytarz i powiódł na schody do góry. Naprawdę
nie wiem czemu nie mogliśmy jechać windą?! Wrzaski się nasilały. Głos był już
mocno nadwerężony i zmęczony. Ktoś kto piszczał był już mocno zmęczony. Przez
głowę przemknęła mi tragiczna myśl… Co jeżeli to jakiś Nadnaturalny, który leży
teraz na stole naukowców…? Co jeśli to Elliot? Zaschło mi w gardle. Tera
samowolnie przyśpieszyłam, byleby jak najszybciej dotrzeć do źródła głosu.
Mężczyzna przeprowadził mnie na jeszcze wyższe piętro. Oboje niemalże
wybiegaliśmy po dwa stopnie. W końcu dotarliśmy do nowoczesnych partii budynku.
Do pięter z laboratoriami. Czarny wprowadził mnie do przeszklonego korytarza.
Widziałam wszystko pode mną, obok mnie, czułam się tak jakbym była w powietrzu.
Co prawda miałam opory przed wstąpieniem na przeźroczystą podłogę, ale zrobiłam
to już bez cienia zawahania, gdy usłyszałam kolejny przeraźliwy krzyk. Wtedy
też, w dole, pod sobą, zobaczyłam czterech członków stowarzyszenia mocujących
się z wściekła, wierzgającą dziewczyną. Przytrzymywali ją za nogi i ręce,
unosząc w powietrzu. Ona gryzła ich, wrzeszczała i próbowała się wyrwać, kopiąc
nogami. Domyśliłam się, że jest to jakaś Nadnaturlana. Wyglądała na osobę w
moim wieku, może nawet młodszą, ciężko było stwierdzić. Miała ostry makijaż,
ciemne włosy, o rażących, krwistoczerwonych końcówkach, w totalnym nieładzie,
przez ciągłe miotanie się. Miała na sobie za duży, czarny podkoszulek jakiegoś
zespołu, na nogach miała czarne, podarte rajstopy i dżinsowe szorty, lecz
najbardziej moją uwagę przyciągnęły jej buty- żółte glany. Złapałam się na tym,
że przykleiłam się do półokrągłej, szklanej ściany tunelu i gapiłam się na
nieszczęśnicę bezczelnie.
- Znowu ona- warknął mężczyzna,
stojący obok mnie.- Przeklęta Polka, sprawia najwięcej kłopotu! Już dawno
mówiłem, żeby ją zabić, ale nie, naukowcy się nie zgodzili! Chodźże już!
Pociągnął mnie dalej brutalnie.
Przeprowadził jeszcze przez kilka
podobnych korytarzy. Wszystkie wyglądały tak samo, szybko straciłam orientacje
w terenie i nie mam pojęcia jak Czarny się tu odnajdował. W końcu doprowadził
mnie do stalowych drzwi, podobnych do
tych, którymi wprowadzono nas do bazy. Mężczyzna wystukał dziwaczny kod na
malutkiej klawiaturze obok i drzwi ze zgrzytem stanęły przed nami otworem.
Stanęłam w sterylnym, szpitalnym
korytarzu. Dotarły do mnie dziwne krzyki i dźwięki maszyn. Poczułam się
jak w poczekalni stomatologicznej. Przełknęłam ślinę. Dopiero teraz poczułam
ucisk w żołądku i gule w gardle. Czarny wepchał mnie do środka i zrobił dwa
kroki przede mnie, spoglądając w głąb korytarza. Otworzył usta by kogoś
zawołać, lecz uprzedził go głos:
- Już idę, idę!
Po chwili zza zakrętu wyłonił się młody
chłopak o brązowych włosach i śniadej cerze. Miał duże, brązowe oczy, był
wysoki i nosił biały fartuch. Chociaż nie wyglądał mi na naukowca.
- Isaac! Szybciej!- wrzasnął na
niego Czarny i zgromił go spojrzeniem. Chłopak przyśpieszył.
Podszedł do mnie z uśmiechem i poprosił
bym poszła za nim. Nie miałam innego wyboru, więc podążyłam za nim. Nie odzywał
się do mnie przez całą drogę, nawet nie sprawdzał, czy za nim idę. Kusiło mnie
by zawrócić i pobiec ile sił w nogach, lecz moją ucieczkę udaremniono by zanim
zdążyłabym zrobić choć dwa kroki. Isaac przeglądał jakieś dziwne wykresy i
papierzyska, zapewne wyniki badań.
Zatrzymał się przed jednymi drzwiami i
zaprosił mnie do środka. Spojrzałam na niego nieprzychylnie i warknęłam, że
jeśli mam wejść do środka, to musi otworzyć mi najpierw drzwi, gdyż jestem
skuta. Wtedy oprzytomniał i oderwany od lektury, otworzył mi drzwi zmieszany.
Weszłam do środka, tak jak postanowiłam, z
uniesioną głową. Moim oczom ukazał się stół operacyjny i mnóstwo dziwacznych
machin, które stały naokoło niego. Następnie spojrzałam wyniośle na naukowców i
laborantów w białych kitlach, którzy zajmowali się mieszaniem jakiś dziwnych
wywarów w probówkach, stali przy mikroskopach i nie zwrócili na mnie
najmniejszej uwagi.
- Doktorze Odar, to obiekt
139USA, gotowy do badań.
Ciekawe, czyli dla nich jestem obiektem
nie osobą… Miło.
- Świetnie! Obiekt badamy pod
kątem pokładów lodu?- zwrócił się do Isaaca doktor. Facet miał na nosie okrągłe
okulary, które sprawiały, że jego twarz zdawała się jeszcze bardziej okrągła.
Odar był dosyć pulchny… To mało powiedziane. Guziki od jego kitlu ledwo się
dopinały na jego beczułkowatym brzuchu.
Nagle z miejsca zerwali się pozostali
naukowcy, którzy wcześniej nie zwrócili na mnie uwagi. Jeden z nich złapał mnie
za ramiona i brutalnie pociągnął do stołu operacyjnego. Rozkuto mnie, lecz
nadal przytrzymywano. Byłam osaczona. Instynktownie zaczęłam się wyrywać.
Zaczęłam krzyczeć aby mnie zostawili. Nie wiem co sobie wyobrażali?! Że co?!
Dam się im tak po prostu zbadać?! O, nie, nie ma mowy! Wierzgałam ze wszystkich
sił, lecz naukowcy byli silniejsi. Jeden z nich spoliczkował mnie mocno.
Policzki mnie piekły, ale nadal się wyrywałam, krzycząc o pomoc. Laboranci
zdołali położyć mnie na stole operacyjnym i przytrzymywali mnie teraz ze
wszystkich sił. Ja zaś wykorzystując wszelkie pokłady energii wyrywałam się i
wrzeszczałam, dopóki nie wciśnięto mi knebla w usta. Napierali na mnie, a ja
powoli się męczyłam. Dwóch mężczyzn w bieli zaciskało mi już metalowe okowy na
nogach. Kolejni przygwoździli mi ręce, ale ja nadal próbowałam się wyrwać. Obok
mnie stał doktor Odar i beztrosko gmerał w papierach. Spojrzałam na niego z
zawiścią, lecz on tego nie mógł dostrzec.
- Isaac, możesz odprowadzić
obiekt 140USA- zwrócił się do chłopca, przeglądając moje dane.
- Doktorze?- zawahał się tamten.-
Ten obiekt nie przeżył ostatniego testu. Zmarł na stole operacyjnym.
- Doprawdy?- zdumiał się doktor,
unosząc wzrok znad notatek.- Przypomnij mi kto to był.
- Powietrze, Elliot FrostyBlast.
JAK MOGŁAŚ DAĆ TAKIE ZAKOŃCZENIE?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńJak mogłam? A ty co planujesz, hm?! Chyba coś mocniejszego, z tego co pamiętam!
UsuńZgadzam się z Enough! Tak się nie robi! Nie dość, że uśmierciłaś Elliota to jeszcze przerywałaś w takim momencie! Grrrrrr...
OdpowiedzUsuńPopieram górę!
OdpowiedzUsuńOpinia publiczna mówi że to złe zakończenie. A opinia publiczna ma zawsze rację. ;)
No nie powiem że zakończenie mi się podobało. Nie lubię jak coś jest przesłodzone no ale bez przesady... mogłaś chociaż tak nie kończyć...
A swoją drogą... ta Polka nie wiedzieć czemu kogoś mi przypomina... ;)
UsuńCzyżby przypominała ci bohaterkę mojej walentynkowej jednorazówki...???
UsuńNie... przypomina mi taką jedną znajomą...
Usuń