środa, 2 lipca 2014

Rozdział 32 od Lorren "Nic nie dzieje się przypadkiem"

Hejka, proszę oto kolejna notka, pewnie zauważyliście, że dość często wstawiamy, ale za niedługo będziemy kończyć... :( 
Miłej lektury! Pozdrawiam :)
_____________________      

       Nie rozpłaczę się.
       Nie dam im satysfakcji.
       Będę się bezczelnie gapić im w oczy i uśmiechać równie ironicznie jak oni.
       Będę im robić wszystko na przekór, na złość.
       Będę się mścić.
Z tymi postanowieniami wkroczyłam dumnie, z głową zadartą do góry, do przeznaczonego mi bloku. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam wyniośle na Czarnego zamykającego multum kłódek na przerdzewiałych kratach drzwi. Mężczyzna skrzywił się dziwnie na widok mojej pogardliwej miny, po czym oddalił się szybko, bez słowa.
        Zabrali mi ojca, zabrali mi Lexi, ale nie zabiorą mi mojego poczucia własnej wartości. Będę im to perfidnie uświadamiać na każdym kroku. Co z tego, że wewnątrz jestem zniszczona, jestem jedną ruiną, ludzkim wrakiem. Chyba kompletnie mi odbiło. Moja psychika szwankuje… Przed chwilą na moich oczach zabito moją towarzyszkę, oddaną przyjaciółkę… a ja szczerze się bezczelnie do sprawców tego mordu. Na niczym mi już nie zależy. Zalezę im jeszcze za skórę, zobaczą! Będą mnie tu długo pamiętać!!! Co mam do stracenia? Wszystko mi zabrali, zabrali mi dom, część najbliższych, zdrowie, życie. Nie mam nic do stracenia! Zresztą i tak jestem już zimnym trupem, to proste, że nie wyjdę stąd żywa.
- A ty co się tak szczerzysz?- rzuciła lodowatym tonem Esper, mrożąc mnie spojrzeniem. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami, chociaż mogłabym ją wtajemniczyć w swoje plany uprzykrzenia życia naszego oprawcy…
- Ktoś wie, co się stało z Antaniaszem?- W głosie Elliota nie dało wyczuć się emocji. Spojrzał kolejno na mnie i Esper również bez cienia emocji, po prostu uniósł ospałe oczy i zmierzył nas nimi, jakby spodziewał się, że nie uzyska odpowiedzi. I tak też było. Obydwie przemilczałyśmy ten temat. Nie mam zielonego pojęcia co teraz dzieje się z Mędrcem… Ostatni raz widziałam go podczas bitwy. W ogóle nie wiem co z innymi. Ja z rodzeństwem zamknięci jesteśmy w jednym cuchnącym bloku, w podziemiach, odseparowani od innych, więc nie mam pojęcia co ich spotkało, czy każdy wylądował w osobnym bloku, w miejscu oddalonym ode mnie o całe kilometry więziennych korytarzy? Z jednej strony ciekawa byłam jak wyglądają pozostałe lochy, z drugiej strony trochę przerażało mnie to zaintrygowanie… Nasze więzienie był okropne. Powietrze wypełnia odór pleśni i rozkładu. W pomieszczeniu znajdowały się trzy prycze i kupa siana (która jak się domyśliłam miała nam służyć za ubikacje). Ściany były tu krzywe, z nierównych cegieł i kamiennych kostek. W kątach było biało od lepkich pajęczyn, a pająki swobodnie spacerowały po ścianach. Posadzka była zimna i dziurawa, w niektórych wnękach myszy uwiły sobie gniazdka. Nasz blok z grubsza przypominał średniowieczny loch… tymczasem cała góra, wszystko co znajdowało się na powierzchni, co było do dyspozycji Stowarzyszenia było super nowoczesne. W bazie było pełno urządzeń elektrycznych, unowocześnień i udogodnień. Gdy sprowadzano nas do lochów, już po pełni… (swoją drogą jeszcze nigdy się tak nie bałam jak tej nocy) dane mi było zobaczyć kilka przeszklonych tuneli i wiszących w powietrzu, szklanych korytarzy, które przypominały ogromne rury hydrauliczne. Wszyscy Czarni, których mijaliśmy po drodze spoglądali na nas z pogardą… Odwzajemniałam ich spojrzenia bez najmniejszych oporów. Od razu z ust znikały im te potworne szelmowskie uśmieszki!
      Kolejne kilka godzin upłynęło nam w kompletnej ciszy. Tylko woda kapała z sufitu, a krople spadały na ziemię w równym rytmie doprowadzając mnie tym do szału. Plum! Omiotłam wzrokiem loch, próbując wynaleźć jego słabe punkty. Plum! Poprawiłam się nerwowo na swojej pryczy i zerknęłam na Esper, która beznamiętnie wpatrywała się w nieokreślony punkt w podłodze, szeroko otwartymi oczami. Plum! Plum! Wydęłam policzki i uciekłam myślami do Tony’ ego. Plum! Starałam się ignorować ten dźwięk, lecz zapadł głęboko w mojej podświadomości i napastował mnie teraz, kończąc psychicznie. Plum! Ciekawe czy w celach innych też tak kapie woda…? Plum! Zaczynałam totalnie fiksować. Plum! Plum! Za chwilę zacznę walić głową w ścianę, wszystko byle wyzbyć się tego dźwięku z głowy. Plum! Nie wytrzymam. Plum! I nie wytrzymałam. Plum. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam krzyczeć wściekle. Pochyliłam się do przodu piszcząc aż zdarłam gardło. Esper przytkała tylko uszy, Elliot skrzywił się dodatkowo, zaskoczony moim wybuchem. Mój wrzask poniósł się echem po więziennych korytarzach, odbijając od ścian i nabierając jeszcze bardziej tragiczny i przerażający oddźwięk. Kiedy skończyło mi się powietrze, a gardło było zdartą tarką, przykucnęłam chowając głowę między kolanami.

*  *  *
      Parę godzin temu zawitał u nas jakiś zakapturzony facet i zabrał ze sobą Elliota. Wziął go do naukowców. Mój brat nawet nie próbował protestować, to nie miało najmniejszego sensu. Wszystkich nas czekał taki los i tyle. Ja również nie próbowałam oponować. Jednak się załamałam. Obiecałam sobie, że się nie rozkleję, że nie dam Stowarzyszeniu satysfakcji. I nici z tego. Nie potrafiłam tego znieść. Załamałam się gorzej niż na wieść o tym, że Devid miał mnie zamordować. Co prawda przeżywałam to w trochę inny sposób, ale w środku byłam jeszcze bardziej zrujnowana. Nikt nie chciałbym wiedzieć co działo się teraz w mojej głowie, jakie myśli w niej gościły, co mi do niej przychodziło. W sercu czułam pustkę, nie tlił się w nim nawet nikły promyczek nadziei. Zgaszono go, tym samym zgaszono i mnie. Kiedyś byłam szczęśliwa, choćby i w domu dziecka, nie był to wymarzony okres w moim życiu, nienawidziłam go, lecz z czasem wyzbyłam się tych przykrych uczuć. Było to wtedy, gdy życie zaczęło mi się układać, gdy zamieszkałam z ciotką. A potem znowu upadłam, nastąpił splot miażdżących komplikacji i życiowych problemów. Z tym okresem wiąże się dużo wspomnień… niekoniecznie ciepłych, nieprzyjemne zdarzenia też miały miejsce… Jednak naprawdę poczułam, że w pełni żyje, kiedy trafiłam do Szkoły. Znalazłam tam miejsce dla siebie, swój kącik na Ziemi. Znalazłam tam miłość i grono ludzi, którzy mnie rozumieją.
       A teraz to straciłam.
       Dlaczego?
       Zadaje proste pytanie: czemu?
       Niestety, nie ma na nie prostej odpowiedzi.

*  *  *
- Lorren FrostyBlast- zawołał na mnie mężczyzna, który mocował się z ostatnią kłódka, od naszej celi.- Jesteś następna.
      Uniosłam na niego zrezygnowany wzrok. Jak człowiek człowiekowi może zgotować taki los? W starożytności prześladowania były na porządku dziennym, zdawałoby się, że w XXI wieku zaniechane zostaną tak barbarzyńskie postępki. A jednak, Nadnaturalni są ścigani, tępieni i mordowani. Historia zatacza koło. Było okrucieństwo, jest i będzie. Ludzkiej natury nie da się zmienić. Zawsze znajdziemy osoby, które nie będą posiadały krzty poczucia moralności, które pociągną za sobą kolejnych i zmienią ich w bezduszników. Istnieje wiele czynników dla których człowiek jest w stanie poświęcić czyjeś życie. W tym wypadku jest to zwykła ciekawość. Naukowcy próbują ją zaspokoić, lecz zawsze im mało.
      Wstałam i posłusznie podążyłam za Czarnym, pozostawiając Esper samą w lochu.
      Mężczyzna skuł mi ręce na plecach i przeprowadził zawiłymi korytarzami wprost do kamiennej klatki schodowej. Idąc za nim obojętnie przyglądałam się wszystkiemu dookoła, chciałam dokładnie zapamiętać rozplanowanie korytarzy i drogę do wyjścia… W końcu nigdy nie wiadomo kiedy może mi się przydać taka wiedza. Zauważyłam kilka oznaczeń na ścianach i podłodze. Były to strzałki wyryte w cegle, z podpisami typu: „Blok002PL” lub „Blok057D” domyśliłam się, że cyfra to zwyczajny numerek bloku, a litera to symbol danego kraju.
       Czułam się dziwnie odprężona i rozluźniona. To zadziwiało mnie samą… Nie potrafię wytłumaczyć swoich zachowań i odczuć, ale mogę zapewnić, że wszystko mi się pomieszało. Było mi obojętne co zaraz się ze mną stanie, czy mnie poćwiartują, powstrzykują dziwne narkotyki, każą coś wdychać. Zwisało mi to. Jedyne co zasiało w moim sercu niepokój to brak Elliota. Czemu nie wrócił z badań, skoro wywołano już mnie? Czy będą nas tam przetrzymywać dłużej niż kilka godzin? Może już nie wrócę do swojego bloku? Może do końca życia będę tkwiła na stole operacyjnym, przypięta do niego pasami i obserwowana przez szalonych doktorków?
       Szłam spokojnie, nie zaszczycając swym wzrokiem Czarnego.
- To ciebie miał zabić ten dzieciuch Rouzier?- zapytał mężczyzna spoglądając na mnie z ukosa.
- Tak- syknęłam, a słysząc nazwisko tego drania poczułam jak szron pokrywa mi paznokcie i palce.
- Nie chciałbym się znaleźć teraz w jego skórze- ciągnął dalej Czarny, był nad wymiar gadatliwy. Co mnie to obchodzi? Co mnie obchodzi los Devida?!- Lyx zgotował mu piekło. Skatował chłopaka, a potem zdegradował ze stanowiska skrytobójcy do zwykłego popychadła, które nosi czerstwy chleb więźniom. Nie obchodzi cię to?
- Nie.
     Czarny uniósł tylko brwi i zamilkł, gdyż korytarzem poniósł się wściekły pisk. Ktoś krzyczał i wiszczał. Czarny przyśpieszył, pociągając mnie za sobą i skręcając w boczną odnogę korytarza. Przeprowadził mnie przez czarny korytarz i powiódł na schody do góry. Naprawdę nie wiem czemu nie mogliśmy jechać windą?! Wrzaski się nasilały. Głos był już mocno nadwerężony i zmęczony. Ktoś kto piszczał był już mocno zmęczony. Przez głowę przemknęła mi tragiczna myśl… Co jeżeli to jakiś Nadnaturalny, który leży teraz na stole naukowców…? Co jeśli to Elliot? Zaschło mi w gardle. Tera samowolnie przyśpieszyłam, byleby jak najszybciej dotrzeć do źródła głosu. Mężczyzna przeprowadził mnie na jeszcze wyższe piętro. Oboje niemalże wybiegaliśmy po dwa stopnie. W końcu dotarliśmy do nowoczesnych partii budynku. Do pięter z laboratoriami. Czarny wprowadził mnie do przeszklonego korytarza. Widziałam wszystko pode mną, obok mnie, czułam się tak jakbym była w powietrzu. Co prawda miałam opory przed wstąpieniem na przeźroczystą podłogę, ale zrobiłam to już bez cienia zawahania, gdy usłyszałam kolejny przeraźliwy krzyk. Wtedy też, w dole, pod sobą, zobaczyłam czterech członków stowarzyszenia mocujących się z wściekła, wierzgającą dziewczyną. Przytrzymywali ją za nogi i ręce, unosząc w powietrzu. Ona gryzła ich, wrzeszczała i próbowała się wyrwać, kopiąc nogami. Domyśliłam się, że jest to jakaś Nadnaturlana. Wyglądała na osobę w moim wieku, może nawet młodszą, ciężko było stwierdzić. Miała ostry makijaż, ciemne włosy, o rażących, krwistoczerwonych końcówkach, w totalnym nieładzie, przez ciągłe miotanie się. Miała na sobie za duży, czarny podkoszulek jakiegoś zespołu, na nogach miała czarne, podarte rajstopy i dżinsowe szorty, lecz najbardziej moją uwagę przyciągnęły jej buty- żółte glany. Złapałam się na tym, że przykleiłam się do półokrągłej, szklanej ściany tunelu i gapiłam się na nieszczęśnicę bezczelnie.
- Znowu ona- warknął mężczyzna, stojący obok mnie.- Przeklęta Polka, sprawia najwięcej kłopotu! Już dawno mówiłem, żeby ją zabić, ale nie, naukowcy się nie zgodzili! Chodźże już!
      Pociągnął mnie dalej brutalnie.
      Przeprowadził jeszcze przez kilka podobnych korytarzy. Wszystkie wyglądały tak samo, szybko straciłam orientacje w terenie i nie mam pojęcia jak Czarny się tu odnajdował. W końcu doprowadził mnie do stalowych drzwi,  podobnych do tych, którymi wprowadzono nas do bazy. Mężczyzna wystukał dziwaczny kod na malutkiej klawiaturze obok i drzwi ze zgrzytem stanęły przed nami otworem. Stanęłam w sterylnym, szpitalnym  korytarzu. Dotarły do mnie dziwne krzyki i dźwięki maszyn. Poczułam się jak w poczekalni stomatologicznej. Przełknęłam ślinę. Dopiero teraz poczułam ucisk w żołądku i gule w gardle. Czarny wepchał mnie do środka i zrobił dwa kroki przede mnie, spoglądając w głąb korytarza. Otworzył usta by kogoś zawołać, lecz uprzedził go głos:
- Już idę, idę!
      Po chwili zza zakrętu wyłonił się młody chłopak o brązowych włosach i śniadej cerze. Miał duże, brązowe oczy, był wysoki i nosił biały fartuch. Chociaż nie wyglądał mi na naukowca.
- Isaac! Szybciej!- wrzasnął na niego Czarny i zgromił go spojrzeniem. Chłopak przyśpieszył.
     Podszedł do mnie z uśmiechem i poprosił bym poszła za nim. Nie miałam innego wyboru, więc podążyłam za nim. Nie odzywał się do mnie przez całą drogę, nawet nie sprawdzał, czy za nim idę. Kusiło mnie by zawrócić i pobiec ile sił w nogach, lecz moją ucieczkę udaremniono by zanim zdążyłabym zrobić choć dwa kroki. Isaac przeglądał jakieś dziwne wykresy i papierzyska, zapewne wyniki badań.
     Zatrzymał się przed jednymi drzwiami i zaprosił mnie do środka. Spojrzałam na niego nieprzychylnie i warknęłam, że jeśli mam wejść do środka, to musi otworzyć mi najpierw drzwi, gdyż jestem skuta. Wtedy oprzytomniał i oderwany od lektury, otworzył mi drzwi zmieszany.
     Weszłam do środka, tak jak postanowiłam, z uniesioną głową. Moim oczom ukazał się stół operacyjny i mnóstwo dziwacznych machin, które stały naokoło niego. Następnie spojrzałam wyniośle na naukowców i laborantów w białych kitlach, którzy zajmowali się mieszaniem jakiś dziwnych wywarów w probówkach, stali przy mikroskopach i nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi.
- Doktorze Odar, to obiekt 139USA, gotowy do badań.
      Ciekawe, czyli dla nich jestem obiektem nie osobą… Miło.
- Świetnie! Obiekt badamy pod kątem pokładów lodu?- zwrócił się do Isaaca doktor. Facet miał na nosie okrągłe okulary, które sprawiały, że jego twarz zdawała się jeszcze bardziej okrągła. Odar był dosyć pulchny… To mało powiedziane. Guziki od jego kitlu ledwo się dopinały na jego beczułkowatym brzuchu.
         Nagle z miejsca zerwali się pozostali naukowcy, którzy wcześniej nie zwrócili na mnie uwagi. Jeden z nich złapał mnie za ramiona i brutalnie pociągnął do stołu operacyjnego. Rozkuto mnie, lecz nadal przytrzymywano. Byłam osaczona. Instynktownie zaczęłam się wyrywać. Zaczęłam krzyczeć aby mnie zostawili. Nie wiem co sobie wyobrażali?! Że co?! Dam się im tak po prostu zbadać?! O, nie, nie ma mowy! Wierzgałam ze wszystkich sił, lecz naukowcy byli silniejsi. Jeden z nich spoliczkował mnie mocno. Policzki mnie piekły, ale nadal się wyrywałam, krzycząc o pomoc. Laboranci zdołali położyć mnie na stole operacyjnym i przytrzymywali mnie teraz ze wszystkich sił. Ja zaś wykorzystując wszelkie pokłady energii wyrywałam się i wrzeszczałam, dopóki nie wciśnięto mi knebla w usta. Napierali na mnie, a ja powoli się męczyłam. Dwóch mężczyzn w bieli zaciskało mi już metalowe okowy na nogach. Kolejni przygwoździli mi ręce, ale ja nadal próbowałam się wyrwać. Obok mnie stał doktor Odar i beztrosko gmerał w papierach. Spojrzałam na niego z zawiścią, lecz on tego nie mógł dostrzec.
- Isaac, możesz odprowadzić obiekt 140USA- zwrócił się do chłopca, przeglądając moje dane.
- Doktorze?- zawahał się tamten.- Ten obiekt nie przeżył ostatniego testu. Zmarł na stole operacyjnym.
- Doprawdy?- zdumiał się doktor, unosząc wzrok znad notatek.- Przypomnij mi kto to był.
- Powietrze, Elliot FrostyBlast. 

7 komentarzy:

  1. JAK MOGŁAŚ DAĆ TAKIE ZAKOŃCZENIE?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłam? A ty co planujesz, hm?! Chyba coś mocniejszego, z tego co pamiętam!

      Usuń
  2. Zgadzam się z Enough! Tak się nie robi! Nie dość, że uśmierciłaś Elliota to jeszcze przerywałaś w takim momencie! Grrrrrr...

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram górę!
    Opinia publiczna mówi że to złe zakończenie. A opinia publiczna ma zawsze rację. ;)
    No nie powiem że zakończenie mi się podobało. Nie lubię jak coś jest przesłodzone no ale bez przesady... mogłaś chociaż tak nie kończyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A swoją drogą... ta Polka nie wiedzieć czemu kogoś mi przypomina... ;)

      Usuń
    2. Czyżby przypominała ci bohaterkę mojej walentynkowej jednorazówki...???

      Usuń
    3. Nie... przypomina mi taką jedną znajomą...

      Usuń