wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 29 od Esper ,,Pełnia''

Woho! Jestem z nowym rozdziałem ;) Mam nadzieję, że wam się spodoba, choć nie jest jednym z najweselszych...
Miłego czytania! :)


Piekło. Piekło na ziemi. Kłębiąca się masa ciemnych kształtów otaczała mnie ze wszystkich stron. Nie potrafiłam rozróżnić osób, nie wiedziałam, czy stoi przede mną kopia czy zwykły człowiek. Pośród bitewnego szału czułam się samotna i bezbronna, jakbym znajdowała się w zupełnie innym świecie. Dopóki przeciwnik nie skierował się w moja stronę, stałam i z przerażeniem wpatrywałam się w rozgrywającą się wokół mnie scenę.
Brązowe zwierzę pędziło w moją stronę. Z roztargnieniem wyjęłam strzałę z kołczana, założyłam ją na cięciwę i wystrzeliłam. Pudło. Połyskujący w świetle słońca grot minął wilkołaka o kilkanaście centymetrów. Zaklęłam pod nosem, wypuszczając kolejny pocisk. Trafił wilka w bark. Zwierzę zatoczyło się, skowycząc z bólu. Wpadło pod nogi biegnących ludzi i zniknęło w tłumie.
Miałam wielkie opory przed strzelaniem do wilkołaków. Zdawałam sobie sprawę z tego, że gdzieś pośród nich może znajdować się Will, którego niechcący mogę zranić. Pomimo tego że zdradził, nie wybaczyłabym sobie, gdybym zrobiła mu jakąkolwiek krzywdę.
Kątem oka dostrzegłam przerażającą scenę. Lorren została przygwożdżona do ziemi przez muskularnego mężczyznę, który szykował się, by zadać jej cios. Dziewczyna wyrywała się i szarpała, a Czarny tylko mocniej przytrzymywał ją w miejscu. Zrobiłam krok, by pomóc…siostrze. Tak, myślę, że mogę tak na nią mówić. Chyba nie ma nic przeciwko.
Tony mnie ubiegł. Ruszył jej na ratunek, przy okazji kalecząc kilku wrogów. Zamachnął się i z całej siły uderzył Czarnego nogą w bok. Mężczyzna, zaskoczony, upadł na ziemię, lecz prędko się podniósł i z zawziętą miną ruszył na Tony’ego. Chłopak wyjął nóż z pochwy i skierował go w stronę przeciwnika. Tamten z pogardą odbezpieczył pistolet i zamierzył się na Nadnaturalnego. Tony rzucił nożem, chybiając zaledwie o kilka milimetrów z uwagi na unik Czarnego. Został bez broni. Chyba chodziło mu tylko o to, by odwrócić uwagę od Lorren. Dziewczyna zaczęła się czołgać z dala od wroga.
Czarny strzelił. Chybił. Widać było, iż chce jedynie przykuć uwagę Tony’ego, który instynktownie uchylił się przed strzałem. Wtedy mężczyzna szybkim krokiem zbliżył się do chłopaka i zadał mu cios w tył głosy. Cofnął się, ogłuszony. Próbował utrzymać się na nogach, lecz bezskutecznie; upadł na ziemię.
Poczułam, jak ktoś chwyta mnie za nogę. Zrobiła szybki zwrot w tył, mierząc w potencjalnego przeciwnika łukiem. Wilkołak dostał ciężkim łęczyskiem między oczy. Wystarczył jeden strzał, by go dobić.
Znów zwróciłam wzrok w stronę Lorren. Leżała kilka metrów od zbliżającego się do niej Czarnego, widać było, że ma złapane niektóre żebra i ma za mało siły, by się podnieść. Mężczyzna kopnął ją brutalnie, po czym kiwnął na dwóch przebiegających nieopodal kolegów. Wskazał dziewczynę, a Czarni pochwycili ją za ramiona i ruszyli w stronę helikoptera, który zbliżał się do lądowania.
Tony’m zajął się sprawca całego zamieszania. Sprawdziwszy uprzednio, że chłopaka nadal nie kontaktuje, chwycił go pod pachy i zaciągnął do helikoptera.
Okręciłam się na pięcie, instynktownie wyczuwając czyjąś obecność. Zbyt późno. Ujrzałam jedynie wykrzywioną w szyderczym uśmiechy twarz członka stowarzyszenia, który wbijał mi w ramię niewielką strzykawkę. Czułam, jak trucizna rozprzestrzeniała się po moim organizmie. Po kilku sekundach straciłam czucie w dłoniach. Łuk upadł na ziemię z łoskotem. Ostatkiem sił spróbowałam chwycić przeciwnika, ugryźć go- cokolwiek. Jednak paraliżujący płyn działał zbyt szybko i nie zdołałam poruszyć już niczym.
- Z tym cackiem wykończymy ich w mgnieniu oka- rozległ się nade mną głos, zagłuszany przez wrzaski i krzyki dookoła.- Bierzemy ją. 
Poczułam silne dłonie, jedne chwytające mnie za ramiona, drugie za nogi. Czarni unieśli mnie w powietrze, zapewne przenosząc do helikoptera. Moja głowa zwisała bezwładnie na prawym ramieniu. Mężczyźni nie ograniczali mi pola widzenia, także doskonale widziałam, co dzieje się wokół. Niedaleko mnie dostrzegłam Elliota i Pabla, w tej samej pozycji, nieprzytomnych, prowadzonych w tym samym kierunku.
Jedynym wolnym Nadnaturalnym okazała się Clov, która dzielnie broniła jednego z dołów. Domyśliłam się, że znajduje się tam nasz Mistrz, a dziewczyna chroni go przed zagryzieniem przez wilkołaki. Rzucała w zwierzęta nożami, które jeden po drugim trafiały w cel. Lecz pomimo tego wszędzie znajdzie się luka w obronie. Clov traciła siły, brakowało jej broni, a przeciwników przybywało z każdą chwilą. Jeden z wilkołaków wykorzystał jej chwilową nieuwagę i mocno zacisnął zęby na jej nodze. Krzyknęła z bólu, gdy upadła na ziemię. Zwierzę brutalnie pociągnęło ją za pozostałymi Nadnaturalnymi.
- Ogłuszyć?- rozległ się pełen wątpliwości głos nade mną.
Odpowiedzi nie było. Ból głowy wzmógł się, gdy jeden z oprawców trafił mnie pięścią w potylicę.
* * *
Zamrugałam oczami, by wyostrzyć wzrok. Wnętrze helikoptera cuchnęło sierścią zwierząt. Chciałam przetrzeć ręką twarz, żeby odpędzić zmęczenie- napotkałam na opór. Ręce miałam przykute do podłokietników. Gdy rozejrzałam się na pozostałych, stwierdziłam, że są tak samo spętani. Siedzieliśmy po dwóch stronach po trzy osoby obok siebie. Bliżej pilota znajdował się jeszcze jeden fotel zajmowany przez jednego z Czarnych. Za sterem siedział również członek Stowarzyszenia. Przy ścianach zauważyłam różnego rodzaju sprzęt- od spadochronów, przez wielkie torby, po broń.
- Lądujemy- ciszę przerwał głęboki głos pilota. Poczułam, jak helikopter zaczął opadać. Płozy pojazdu dotknęły ziemi, a śmigło zwolniło, aż w końcu przestało wirować.
Drzwi się otworzyły. Mężczyzna podszedł kolejno do każdego z nas, odpinając kajdanki. Popchnął Pabla, a ten wpadł na Lorren. Czarny zarechotał cicho, gdy Soah przepraszał dziewczynę.
Wyszliśmy na świeże powietrze. Wokół nas rozciągał się ogromny kompleks wojskowy. W polu widzenia miałam długi, piętrowy budynek z mnóstwem okiem, który znajdował się naprzeciwko nas, nieco na prawo dostrzegłam dwa hangary. Staliśmy na lądowisku helikopterów, obok po dwóch stronach dostrzegłam jeszcze po jednym. Na lewo od głównego budynku wznosiła się ogromna antena satelitarna. Odwróciłam się, by ogarnąć wzrokiem resztę bazy Stowarzyszenia. Widziałam długi, półokrągły budynek i dwa inne w kształcie kopuły, pokryte metalową pokrywą podzieloną na trójkątne części.
Czarni związali nam ręce z tyłu i poprowadzili do największego z budynków, który stał centralnie przed nami. Szłam za Clov, a gdy skręciłam głowę w tył, dostrzegłam Pabla, który ze zbolałą miną podążał za mną.
Oprawcy co rusz nas pośpieszali, a my kompletnie nie wiedzieliśmy, czemu. I pewnie dlatego nadal szliśmy tym samym tempem.
Gdy nastąpiła kolejna komenda, by przyspieszyć, Elliot wyraził nasze wątpliwości. Mężczyzna, który prowadził całą grupę, przystanął i powoli odwrócił się w naszą stronę. Otworzyłam szerzej oczy, widząc jego szyderczy uśmiech.
- Dzisiaj pełnia- powiedział krótko.
Zaczerpnęłam głośno powietrza. Nikt nic nie odrzekł, wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co to oznacza. Nerwowo skierowałam spojrzenie na niebo, szukając słońca. Gdy nie odnalazłam go na sklepieniu, ogarnęła mnie panika. Napięcie opadło, kiedy dostrzegłam zachodzącą kulę ognia. Poczułam również, jak idąca na czele Lorren zwiększyła tempo. Pomimo skutków, jakie każdy z nas odczuwał po walce, zmobilizowaliśmy się. Zdecydowanie woleliśmy pocierpieć trochę bardziej niż zostać rozszarpanym przez wilkołaki.
Dotarliśmy do drzwi w chwili, gdy rozległo się pierwsze wycie. Dobiegało z daleka, lecz skutecznie zmroziło mi krew w żyłach. Nie śmiałam odwrócić głowy, wolałam pozostać w niewiedzy niż ujrzeć szarżujące w naszą stronę stado wilków.
Czarny wprowadził kod na tabliczce wrytej w ścianę i drzwi stanęły otworem. Pospiesznie wcisnęliśmy się do środka. Mężczyzna zamknął drzwi w ostatniej chwili- w szparze, która chwilę później została zniwelowana, ujrzeliśmy tylko jarzące się krwistoczerwone oczy.
- Prędko- odezwał się ten, który oddzielił nas od wilkołaków.- Niedługo im zajmie wyłamanie tych drzwi. Pchnął Tony’ego ręką, który stęknął cicho. Czarny wysunął się na prowadzenie, a my posłusznie podążyliśmy za nim. Sunęliśmy korytarzem, gdzie pomieszczenia rozmieszczone były po dwóch stronach. Dochodziły do nas donośne okrzyki zza ścian, niektóre z większą lub mniejszą nutą pijaństwa. W powietrzu unosił się zapach piwa.
Kolejny kod otworzył nam przejście na niższy poziom. Zeszliśmy po schodach, niżej i niżej.
Następny korytarz zdawał się nie mieć końca. Tutaj pomieszczenia znajdowały się tylko po jednej stronie, a drzwi wydawały się solidniejsze. Gdzieś nad nami rozległ się potężny łomot. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że do wilki wyłamały drzwi i zapewne już pędzą do kolejnych.
Wydawało się, że Czarny też to zauważył. Sprawdził pierwszy pokój- okazał się pusty. Wepchnął nas do środka i poprowadził do równoległej ściany, gdzie widoczne były kajdanki, przykute do ściany tuż nad ziemią. Sadzał każdego z nas i skuwał, podczas gdy jego kompan zabezpieczał wejście. Zgrzytnęła zasuwa, a potem kolejna. Obyśmy przetrwali.
- Nie przedrą się- powiedział mężczyzna, który przykuwał mnie jako ostatnią. Zupełnie, jakby odczytywał moje myśli.
Kiedy tylko się odezwał rozległ się kolejny trzask- wydawało się, że jeszcze głośniejszy niż wcześniej. Członkowie Stowarzyszenia popatrzyli po sobie, lecz nic nie rzekli.
Pokój okazał się więzieniem, lecz tylko tymczasowym. Jak mówił Pablo, powinni przenieść nas do poszczególnych bloków.
Warkot był coraz bliżej. Było go już wyraźnie słychać, a to oznaczało, że wilkołaki są w lochu. Lada moment mogą dotrzeć do nas.
Głuchy stukot rozlegał się, gdy wilki pędziły korytarzem. Słychać było, że niektóre z nich zataczają się, wpadając na ściany. I po chwili wszystko ucichło. Nastała przerażająca cisza. Skrzyżowałam spojrzenie z Lorren, siedzącej obok mnie. Miała oczy szeroko otwarte, podobnie jak ja. Była przerażona, jak my wszyscy.
- Może byście tak otworzyli drzwi?- rozległ się głos zza ściany. Tłumiła go przegroda, lecz wydawał się dziwnie czysty. Jednak prawdziwym pytaniem było- kto znajdował się na korytarzu?!
- Odpuść sobie, Lyx- rzucił pogardliwym tonem jeden z Czarnych i odchylił się na krześle, opierając o ścianę.- Są przykuci.
Gardłowy warkot.
- WY moglibyście mi otworzyć- ponowił prośbę.
- Odpuść sobie- powtórzył mężczyzna.- Nie damy się w to wrobić.
Gdy tamten był zajęty rozmową, drugi z Czarnych podniósł się z ziemi i podszedł do drzwi. Zamierzył się, by odsunąć zasuwkę.
- Nawet o tym nie myśl!
Ten, który rozmawiał z Lyxem, podbiegł do kompana i chwycił na koszulkę, odciągając od wejścia. Zmusił go, by usiadł na ziemi. Potem wymierzył mu siarczysty policzek.
- Otrząśnij się!- warknął.
Uderzony zamrugał oczami. Uniósł jedną brew geście niezrozumienia.
- No dalej…- przemawiał Lyx zza drzwi.
- Odejdź!- krzyknął mężczyzna na wilkołaka.- Znajdź sobie inną ofiarę.
Opadł na ziemię obok zdezorientowanego kompana.
Wściekły wilkołak uderzył pięścią w drzwi. Odszedł, powarkując na pozostałe wilki.
- O co chodzi?- wtrąciła Clov. 
Popatrzył na nią podejrzliwie. Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, a kiedy stwierdził, że nie przyczyni się ona do naszej ucieczki, odparł:
- Lyx umie manipulować wolą- wyjaśnił.- Zazwyczaj robi to tylko z podległymi sobie wilkami, ale w czasie pełni potrafi wpływać także na ludzi. Chciał przekonać Charles’a, żeby wpuścił go do środka, by miał łatwą ofiarę.
- Tylko on tak potrafi?- spytała ciekawa dziewczyna.
- Jest Alfą, więc tak. A w czasie pełni jego umiejętności wzrastają. Kilku naszych przyjaciół pożegnało się z życiem właśnie w ten sposób. Gdybym nie powstrzymał Charles’a, już byłoby po was.

4 komentarze:

  1. Ale dostali manto... szkoda, że ta walka tak szybko się skończyła... Czekam na dalsze rozwinięcie akcji i bardzo jestem ciekawa jak uda im się wydostać z niewoli. Bo chyba nie pozwolicie im wszystkim zgnić lub szybko zginąć w lochach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróg miał miażdżącą przewagę- walka nie mogła trwać zbyt długo...
      Zobaczymy, zobaczymy.... nie no, pewnie się jakoś wydostaną ;) Nic więcej nie powiem :D

      Usuń
    2. Enough, nie zgodzę się z tobą - bitwa pod Wizną, 1939 rok. Jeśli dobrze pamiętam, ok. 700 polskich żołnierzy walczyło przeciwko ok. 42 tysiącom żołnierzy niemieckich, dysponujących 350 czołgami, 600 moździerzami i wsparciem lotniczym Luftwaffe a trzymali się bodajże tydzień... Jak cię to interesuje to poczytaj o tym bo nie mam pamięci do liczb i pewnie gdzieś się pomyliłem.

      Usuń
  2. No fajnie... szybko ich załatwili, Esper zachowała się (bez urazy) jak idiotka - "o nie! Oni chcą zabić moją siostrę a ja mam łuk... ale co tam, postoję i popatrzę"...
    No a poza tym fajnie. Tylko nie widzę sensu w postępowaniu Lyxa no ale cóż...

    OdpowiedzUsuń