Witajcie! Powracam z nowym rozdziałem! Cieszycie się? Bo ja bardzo! Jak zwykle dodaję w nocy i z niejakim opóźnieniem, lecz mam nadzieję, iż opłacało się dłużej poczekać! :D
Zamurowało mnie. Nie
wiedziała, co zrobić. Nie, poprawka. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co
powinnam zrobić, lecz ściskający mnie ze wszech stron paraliżujący strach, nie
pozwalał na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Świadomość, że Will przed chwilą za
sprawą tajemniczego napoju stracił przytomność, przygwoździła mnie do ziemi.
Chciałam coś zrobić, chciałam podbiec do niego, ocucić go, spytać, co się
stało. Ale nie potrafiłam. Jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji,
aby ktoś, na kim mi zależy, znalazł się w potrzebie. Pewnie przyczyną tego było
to, iż na nikim mi nie zależało. Można by rzec, że byłam bez uczuć. Nie
obchodziły mnie losy członków rodzin, u których pomieszkiwałam, bo wiedziałam,
że za kilka miesięcy ponownie zmienię dom, a tamtejszą rodzinę stracę. Nie było
sensu przywiązywać się do czegoś, co miało bezpowrotnie zniknąć.
Lecz teraz sytuacja
przedstawiała się zgoła inaczej. Z Willem spędziłam trochę czasu; zdążyłam go
poznać i polubić. Nawet nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, że mogłoby mu
się coś stać. To byłoby po prostu… niedorzeczne. Teraz jednak zdałam sobie
sprawę z tego, że wszystko jest możliwe.
Otrząsnęłam się i
postąpiłam krok do przodu, by wejść do pokoju.
Myślałam, że umrę ze strachu,
kiedy poczułam na ramieniu dłoń. Miałam wrażenie, iż serce na moment mi
stanęło, krew przestała płynąć i transportować tlen, a ja stałam się blada jak
ściana, niezdolna do zaczerpnięcia powietrza. W ułamku sekundy odwróciłam głowę,
by spojrzeć prosto w twarz Antaniasza. O mało co nie krzyknęłam, widząc mroczne
oblicze Mistrza. Już chciałam zadać pytanie, lecz mężczyzna ubiegł mnie,
mówiąc:
- Sprowadź Lorren.
Zaczerpnęłam tchu w
kolejnej próbie odezwania się. Antaniasz skutecznie zakrył mi usta dłonią.
- Jest w altance.
- Ale Will…- zaczęłam,
próbując uświadomić Mistrza, że przecież chłopak leży w swoim pokoju,
nieprzytomny. Jednak mężczyzna zgromił mnie spojrzeniem, więc od razu
zamilkłam. Skinęłam posłusznie głową, obróciłam się na pięcie i pobiegłam
korytarzem do głównych drzwi prowadzących na dwór.
Kamyczki i żwir chrzęściły
mi pod stopami, kiedy szybkim krokiem przemierzałam tereny Ośrodka. Kilka
miesięcy spędzonych w Szkole sprawiły, że bezbłędnie potrafiłam trafić w
wyznaczone miejsce. Księżyc oświetlał swoim blaskiem ścieżkę przede mną, dając
mi wystarczająco światła, bym rozpoznała okolice. Kilka minut później
dostrzegłam zarysy niewielkiego drewnianego domku nad jeziorem.
Zbliżyłam się, lecz po
chwili stanęłam jak wryta. Wedle słów Antaniasza znalazłam Lorren. Tyle że wraz
z nią siedział tam również ktoś jeszcze. Dostrzegłam wysokiego bruneta o iście
bladej twarzy, połyskującej w świetle księżyca, ubranego w czarną skurzaną
kurtkę oraz bojówki wepchnięte niedbale do glanów. Zdziwił mnie widok chłopaka,
gdyż nie przypominałam sobie, żeby ktokolwiek nowy pojawiał się ostatnio w
Szkole… Antaniasz na pewno poinformowałby o tym uczniów.
Otrząsnęłam się z
pierwotnego szoku, po czym przybrałam zwykły wyraz twarzy, określany mianem
,,wykuty z kamienia’’. Zamaskowałam uczucia i niczym niewzruszona zaistniałą
sytuacją podeszłam bliżej pary.
- Antaniasz wrócił-
rzuciłam tylko. Powinno wystarczyć, aby zwrócić ich uwagę.
Zrobiłam kilka kroków w
tył, nadal obserwując Lorren i tego dziwnego faceta. Kiedy upewniłam się, że
zamierzają za mną pójść, puściłam się biegiem w stronę Uczniowskiego Domu.
Kątem oka dostrzegłam Lorren biegnącą po mojej lewej stronie. Dopadłyśmy do
drzwi i wspólnymi siłami pchnęłyśmy je, wpadając do środka.
- Nasz Mistrz nie jest w
dobrym humorze- szepnęłam, dając do zrozumienia Lorren, aby powściągnęła swoje
emocje w rozmowie z Antaniaszem.
- Cudownie- usłyszałam
odpowiedź, czemu towarzyszył przeciągły syk, kiedy dziewczyna wypuszczała
powietrze przez zaciśnięte zęby. Nie chciałabym być teraz na jej miejscu,
zwłaszcza, jeśli prowadzi ze sobą tego trupiobladego chłopaka.
W korytarzu ukazał się
Tony, a tuż za nim Antaniasz. Żywo ze sobą rozmawiali, chłopak wymachiwał
rękami na wszystkie strony, obrazując wypowiadane słowa. To Mistrz pierwszy nas
dostrzegł. Tony, kiedy ujrzał towarzysza Lorren, poczerwieniał ze złości. Warknął na dziewczynę, pytając o ,,znajomego’’.
- Devid- odezwał się Mistrz
lodowatym tonem.
- Antaniasz- odparł sucho
chłopak, miażdżąc mężczyznę spojrzeniem czarnych jak smoła oczu.
- Wy się znacie?!-
odezwała się Lorren nieco piskliwym głosem. Najwyraźniej była równie zszokowana
co reszta.
- Tak!- warknęli
jednocześnie, mierząc się wzrokiem. Mogliby stać tak całymi godzinami,
czekając, który pierwszy da za wygraną. Antaniasz powściągnął emocje, choć jego
twarz pozostała równie mroczna co przedtem.
- Zapraszam do mojego
gabinetu- rzekł, starając się zabrzmieć mile.- Porozmawiajmy jak cywilizowani
ludzie. Devid, Lorren, Tony- chodźcie.
Od razu zauważyłam, iż w
wymienionej trójce zabrakło mnie. Wzruszyłam ramionami, bo cóż obchodzą mnie
sprawy pomiędzy Mistrzem a tym dziwnym przybyszem. Bardziej martwię się…
- Will!- wykrzyknęłam,
zdając sobie sprawę, iż on mógł nadal nie odzyskać przytomności. Już po chwili
z hukiem otworzyłam drzwi do jego pokoju. Przeczesałam wzrokiem pomieszczenie,
lecz nie dostrzegłam śladów życia. W oczy rzuciło mi się jedynie otwarte okno z
powiewającą na wietrze firanką oraz blask księżyca, który padał na podłogę tuż
u moich stóp.
* * *
Śniadanie przebiegało w
milczeniu. W milczeniu, gdyż pojawiłam się na nim tylko ja. Nie wiedziałam, co
robią pozostali i nie trudziłam się nawet, by ich poszukać. Ze stoickim
spokojem przeżywałam ciemny chleb posmarowany dżemem, popijając go wodą
gazowaną.
Wieczorem Antaniasz zabrał
Lorren, Tony’ego i Devida na rozmowę do gabinetu. Nie próbowałam dociekać, co
będzie jej tematem, lecz pierwsze kilka godzin spędziłam wgapiając się w sufit
i próbując wychwycić najlżejszy odgłos pośród grobowej ciszy panującej w Uczniowskim Domu. Niestety, niczego
się nie doczekałam, a że byłam niezwykle zmęczona, dałam za wygraną, pogrążając
się we śnie.
Rano zbudziłam się tuż po
wschodzie słońca, więc nie spałam zbyt wiele, jednak nawet tak niewielki
odpoczynek dał mi dużo energii. Z nikłym uśmiechem na ustach ubrałam się i
umyłam, po czym udałam się na śniadanie.
Stołówka była pusta. Co prawda,
stół został odpowiednio nakryty, dokładnie na 6 osób, lecz tylko jedno miejsce
zostało zajęte. I pozostało tak aż do końca.
Po posiłku powlokłam się z
powrotem do pokoju. Wpatrywałam się w ziemię, kopiąc najróżniejsze kamyczki,
więc nie zauważyłam idącej z naprzeciwka postaci. Zwróciłam na nią uwagę
dopiero wtedy, gdy zderzyliśmy się, a ja zatoczyłam się do tyłu.
Podniósłszy wzrok,
napotkałam spojrzenie ciemnych oczu Lorren. Dziewczyna wskazała ręką za plecy i
mruknęła:
- Antaniasz cię wzywa.
Natychmiast.
Wyminęła mnie, nie
zważając na odpowiedź, jakiej udzielę. Wzruszyłam ramionami i powędrowałam w stronę
siedzimy Mistrza.
- Ciekawe, co też ma mi do
powiedzenia- zastanawiałam się na głos.
Słońce świeciło mi prosto
w oczy, dlatego musiałam osłaniać je dłonią, aby cokolwiek widzieć. W dodatku
było niemiłosiernie gorąco, a ja, ubrana w długie czarne dżinsy i białą bluzkę
bez ramion z wielkim numerem 37, ociekałam potem i marzyłam tylko o chłodnym
powiewie wiatru.
Wreszcie dotarłam do
niewielkiego drewnianego domku, położonego nad niewielkim jeziorkiem,
odetchnęłam z ulgą. Wcisnęłam się do wąziutkiego korytarza, kierując się w
stronę gabinetu Mistrza. W świetle dnia pomieszczenia po obu stronach nie
wyglądały tak groźnie jak ostatnio, kiedy tu byłam. Maski i obrazu wiszące na
ścianach dodawały wnętrzu uroku, a nie straszyły wędrujących korytarzem ludzi.
Dostrzegłam poszukiwane
drzwi. Podniosłam zaciśniętą w pięść dłoń, by zapukać, lecz ubiegł mnie głos
dochodzący z pokoju:
- Wejść.
Jak on to robi?-
przemknęło mi przez myśl.
Uchyliłam drzwi i weszłam
do środka. Tym razem chciałam dokładniej przyjrzeć się wnętrzu, zapamiętać
najdrobniejsze szczegóły, wyryć wszystko w pamięci i zapamiętać na długo.
Szkoda, że nie było mi to pisane.
Moją uwagę przykuła duża
tablica korkowa, którą zdobiły przeróżne zdjęcia. Po chwili zorientowałam się,
iż były to tylko zdjęcia młodych ludzi, mniej więcej w wieku osiemnastu lat,
którzy szczerzyli się do aparatu. Każde podpisane było imieniem i nazwiskiem.
Po prześledzeniu niektórych z nich, w samym rogu tablicy zauważyłam jedno znajome zdjęcie. Przedstawiało
ono chłopaka o naturalnie zmierzwionych szarych włosach, które osłonięte były
czapką z daszkiem tego samego koloru. Widać było kołnierzyk od brązowej kurtki,
a rękę wzniesioną do góry zrobiły liczne bransoletki. Podpis pod zdjęciem
brzmiał ,,Kayal Montrez’’.
- Czyli Kayal naprawdę się
tu uczył…- mruknęłam pod nosem, co jednak nie uszło uwagi Antaniasza.
- Hmm?- udał zdziwienie
moim stwierdzeniem.- Ach, tak. Tak, Kayal uczył się u mnie. Właśnie na jego
temat chciałem z tobą pomówić.
Zaintrygowało mnie to,
gdyż nie spodziewałam się takiego przebiegu wydarzeń. Owszem, rozmowa jak
rozmowa. Owszem, z Antaniaszem. Ale żeby o Kayalu? Myślałam, że nikt nie będzie
go wspominać, w końcu zniknął w wybuchu światła w wiosce Eskimosów i od tamtej
pory nie widziałam go już na oczy.
- Usiądź, proszę- odezwał
się Antaniasz. Posłusznie wykonałam jego polecenie.
- Pewnie dziwi cię fakt,
iż właśnie jego temat chcę poruszyć. Sprawa z Kayalem wydarzyła się kilka
miesięcy temu, wiem, że prowadził ciebie oraz Pabla do mojej szkoły, byś mogła
się tu uczyć. I to wszystko jest oczywiście dla ciebie zrozumiałe- zerknął na
mnie, szukając potwierdzenia swoich słów- kiwnęłam więc głową- lecz pozostają
jeszcze niewyjaśnione kwestie. Nie chcę owijać w bawełnę, bo wiem z własnego
doświadczenia, iż nie jest to najlepsze wyjście z sytuacji. Nie zastanawia cię
jednak fakt, jak Kayal was znalazł? Skąd znał drogę do mojej placówki? Skąd
wiedział, gdzie jest wejście do Naszego Świata? I co najważniejsze- CZEMU
rozpłynął się we mgle, jakby nigdy w ogóle nie istniał? Czemu ślad po nim
zaginął?
Zapadła niezręczna cisza.
Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, byłam zbyt zszokowana słowami
Mistrza.
- Przyszedł czas, abyś
wreszcie poznała prawdę- kontynuował.- Nie możesz żyć w kłamstwie, o nie-
Antaniasz przechadzał się po gabinecie.- To nie jest w porządku wobec ciebie.
Musisz poznać prawdę.- Mężczyzna stanął i przeniósł na mnie stanowcze
spojrzenie.- To byłem ja. Ja stworzyłem Kayala, aby sprowadził was do Szkoły.
Ten chłopak to była tylko iluzja, mój wytwór, moje dzieło. Wymyśliłem jego
historię, stworzyłem charakter, wpoiłem wspomnienia o nim połowie ludzi w
Ameryce Północnej. Wszystko po to, byście mogli dotrzeć tutaj. Żebyś mogła się
uczyć. Okiełznać moc. Poznać swoją przeszłość. Pamiętasz te słowa: Kiedyś miałem władzę nad ziemią, potem nad
powietrzem, a teraz została tylko iluzja?- zacytował.- Kayal nie panował
nad iluzją, to nie był jego żywioł. On sam był iluzją, stworzoną przeze mnie,
aby wam pomóc. Znał wejście do Naszego Świata, bo i ja je znałem. Niestety,
musiałem go usunąć, zanim przybyliście do Szkoły, nie było innego wyboru.
Przecież nie mogłem stanąć twarzą w twarz z samym sobą!- podkreślił głosem, w którym
pobrzmiewała desperacka nuta. Otworzył szeroko oczy i przekrzywił głowę na bok.
Po raz kolejny tego dnia
nie wiedziałam, co powiedzieć.
______________________
Rozdział jak rozdział, lecz mój dobry humor jest nieokiełznany! :D Chcecie następną notkę, co, chcecie? :D Nie no dobra, odwala mi, sorry...postaram się pohamować.
Życzę (równie dobrego jak mój) humoru na nadchodzący tydzień!
Pozdrawiam
wyluzowana
Enough
Dzięki, Enough :) Co prawda mój tydzień nie zapowiada się zbyt dobrze no ale cóż...
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Tylko co - ***** - z Willem?! Teoretycznie, jeśli Antaniasz stworzył iluzję, to mógł się z nią spotkać, tak jak Kayal mógł ubierać się w swoje iluzje i jeśli był iluzją to chyba raczej nie mógł przejść w ten cały trans, w który wprowadził go ten wilk... Zresztą nieważne, już sam się w tym pogubiłem xD
W każdym razie fajne.
Obyś jak najdłużej miała dobry humor ;)
To by było trochę dziwaczne gdyby gadał sam do siebie...
UsuńPoniekąd mógł :D W końcu nikt do końca nie ogarnął zdolności Antaniasza, a przecież Pablo i Esper nie zorientowali sie, że Kayal to iluzja. Więc teoretycznie Antaniasz mógł sprawić, że Kayal ,,wejdzie w ten trans'' albo po prostu będzie wyglądał jakby wszedł w ten trans.
Dobra, ja też się w tym gubie ;D
Trochę to zawiłe... ;)
Usuń