niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 30 od Lorren "Nic nie dzieje się przypadkiem"

Hejka, wstawiam teraz rozdział, ponieważ w tygodniu tego nie zrobię, bo jak dobrze wiecie- wyjeżdżam. Kolejnej notki ode mnie możecie się spodziewać dopiero w okolicach 30- ego czerwca, o ile wrócę w jednym kawałku. Za wczasu życzę wszystkim miłego ostatniego tygodnia szkoły i świetnych wakacji :)
____________________

- Lorren! Lorren!- wrzeszczał na mnie Tony, potrząsając mnie za ramiona. Był bliski płaczu.- Błagam, odezwij się wreszcie! Lorren! 
       Podniosłam na niego swoje zmęczone oczy i spojrzałam na niego tępo i bez wyrazu. 
       Milczałam od trzech dni. Nie jadłam od trzech dni. Od trzech dni powinnam być już martwa. Ale nie jestem. Dlaczego? Bo ten przeklęty zdrajca był tak wspaniałomyślny, że darował mi życie. Ale najpierw musiał mnie uprzedzić, że robi mi łaskę i jednak mnie nie zabija! 
        Nie załamałam się tak nawet na wieść o śmierci ojca. Nie znałam go, więc cios choć bolesny, był lżejszy. Teraz to co innego. Dowiedziałam się, że osoba której rzekomo nie byłam obojętna, chce mnie zgładzić. W głowie miałam mętlik. Jeden wielki wir myśli, których nie potrafiłam poskładać. Czułam się tak jakby to Devid własnoręcznie wbił mi nóż w plecy. Zaraz... Przecież właśnie to chciał zrobić, tylko nie wiedząc czemu zrezygnował!!! Zgubiłam wątek własnego życia. Nic nie rozumiałam. Devid zawsze był jedną wielką żywą zagadką. Ale to? Zdecydowanie, przesada! To nie na moją psychikę! Popadłam w bezdenną katatonię. Nie rozmawiałam z nikim. Jadłam z przymusu lub w ogóle tego nie robiłam. Sprawiałam wrażenie otępiałej, jakby jakiś demon wtargnął do mojego umysłu i skradł świadomość, tożsamość. Jednak tak nie było. Walczyłam z własnymi uczuciami. Walczyłam z własnymi myślami i rozwiązaniami, które podsuwał mi rozsądek. Jednak nie potrafiłam sobie wyjaśnić jego przesłanek. Jeśli chciał mnie zabić, to nic nie stało mu na drodze! Mógł to zrobić! Dla mnie byłoby stokroć lepiej! Wolałabym nie żyć, niż żyć z świadomością tego, że chłopak, któremu tak ufałam, który był moim jedynym wsparciem w dzieciństwie, który ponoć mnie kochał i sam mi to wyznał mimo, że jestem w związku z innym... że dostał zlecenie pozbycia się mnie. I wywalił mi to bezceremonialnie, prosto w twarz, bez najmniejszego przejęcia się. I zniknął nawet nie czekając na moją reakcję. Nienawidzę go! Nienawidzę go za to! Za wszystko co mi zrobił! Namieszał mi w głowie, rozkochał i rzucił. Bez skrupułów i sentymentów! Okłamał mnie, oszukał, a na koniec wyznał, że robił to wszystko tylko po to by w finale mnie zabić! Ale nie doprowadził do finału! Czemu?! Pytam czemu?! Dlaczego musze tak cierpieć!!!
         Nikt nie był w stanie mi pomóc. Odtrącałam pomoc. Wsparcie. Później nigdy nikomu nie opowiedziałam o tym co właśnie przeżyłam. Nie rozumiałam tego. Czułam się koszmarnie. Bezradność i niewiedza mnie dobijały, jakby ktoś obdarł mnie ze wszystkich umiejętności. Działałam tylko impulsywnie, instynktownie.
- Lorren, proszę cię- szepnął Tony, próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.- Co się stało?
          Nie powiedziałam nikomu o zdradzie Devida. Wszyscy zachodzili w głowę, czemu zniknął. Dokąd się udał. Tylko ja wiedziałam... i nie dzieliłam się tą informacją z nikim. Sama się z nią jeszcze nie pogodziłam, nie umiałam, nie chciałam. Najbardziej bolał fakt, że Devidowi się udało. Może nie zabił mnie fizycznie, ale psychicznie. Zabrał cząstkę mnie bezpowrotnie, dosłownie stłamsił moje wnętrze.  
           Usłyszałam skrzypnięcie na schodach i na stryszek w domku Antaniasza, gdzie mnie teraz trzymano, wszedł sam Mistrz. Otworzył powoli drzwi i zajrzał uważnie do środka. Zastał mnie, odrętwiałą, milczącą i oderwaną od rzeczywistości, kulącą się na wersalce. I Tony' ego, bezradnego, zdruzgotanego i przerażonego moim zachowaniem. W oczach mojego chłopaka dostrzegałam żal, gniew i bezsilność oraz strach. W moich oczach można było dostrzec jedynie pustkę, brak życia i emocji.
           Mędrzec przywołał na usta wymuszony uśmiech i podszedł powoli do Tony' ego.
- Odezwała się?- szepnął cicho kładąc mu dłoń na ramieniu. Tony tylko drętwo pokręcił głową.
- Idź już, daj sobie odpocząć - łagodnie przemawiał do niego Mistrz, a ja słuchałam wpatrując się w przestrzeń.- Odkąd znaleźliśmy ją nieprzytomną przy Lexi przesiadujesz z nią godzinami, daj wytchnąć jej i sobie. Może się odezwie. 
            Tony chciał zaoponować, lecz Antaniasz mu na to nie pozwolił i lekko wyprowadził z pokoju, zatrzaskując za nim drzwi.
- Martwi się o ciebie- mruknął do mnie odwracając się. Przeniosłam na niego swój smętny wzrok, reagując na jego głos, nie słowa.- Ja też się martwię. Wszyscy się martwimy, a zwłaszcza Tony i Elliot. Nie znane mi się twoje powody milczenia. Domyślam się, że to depresja... Powiedz mi, co ją spowodowało, straciłaś przytomność, podczas spaceru z wilczycą. Wybudziłaś się już w takim stanie. Dlaczego? Pozwól sobie pomóc. Proszę.
             Wpatrywałam się  w niego bez zrozumienia. Wiedziałam co chciał osiągnąć tą gadką, ale nie wiedziałam co mogę zmienić mówiąc mu to czego chciał. Mistrz milczał, czekając na jakikolwiek ruch z mojej strony. Miała nadzieję, że się odezwę, lecz ja tylko oderwałam od niego swoje beznamiętne spojrzenie i z powrotem utkwiłam je w nieokreślonym punkcie w przestrzeni.
              Antaniasz załamał ręce i skrył w nich pomarszczoną twarz pocierając skronie. Wstał z miejsca, widząc, że nic nie wskóra i ruszył do drzwi. Zaś ja widząc jego zrezygnowanie poczułam, że coś we mnie pęka. Bezsens znika. Przełknęłam ślinę, zbierając się na to, by powiedzieć mu o zdrajcy. Dotarło do mnie, że milcząc działam tylko na korzyść wroga.
- Devid - mruknęłam ochryple, nadal wpatrując się szeroko otwartymi oczami przed siebie. Kątem oka dojrzałam jak Antaniasz zastyga w bezruchu przy drzwiach słysząc mój głos.- To zdrajca. Był tu aby mnie zabić. I dopiął swego. 

* * * DEVID

- Idiota!- warknęła do mnie jedna z głów Cerbera- mojego towarzysza.- Powtarzam, jesteś  IDIOTĄ!
- Zamknij się!- odszczeknęła trzecia głowa.- Kierował się sumieniem- zaszczebiotała przymilnie.- Nie mógł wywiązać się z zadania, które powierzyły mu wilki, skoro powstrzymywały go uczucia. Zrobił słusznie, tylko moim zdaniem, kochany, mogłeś delikatniej jej powiedzieć o swoich motywach lub w ogóle jej nie wtajemniczać...
- Devid się zakochał, Lyxio będzie zły!- szczekała tępo druga głowa, kiwając się durnowato i zachodząc chrobotliwym śmiechem jak hiena. 
- Och, zamknijcie się już wszystkie!- krzyknąłem na Cerbera poirytowany. 
- Idiota...- szczeknęła jeszcze pierwsza głowa, posłałem jej nieprzychylne spojrzenie. 
       Lubię mojego towarzysza, nawet bardzo, ale tym razem już przeginał. Cerber jest wyjątkowy. Po pierwsze to wielki, trzygłowy dog niemiecki, po drugie każda głowa przedstawia inny charakter. Jedynka jest bezlitosną maszyną do zabijania, pozbawioną wyczucia i poczucia moralności. Dwójka, to tępy śmieszek, który nie ma zielonego pojęcia o świecie, jest niewyobrażalnie infantylny i gdyby nie fakt, że posiada wspólne ciało z pozostałymi głowami już dawno zginąłby przez swoją głupotę pod kółkami jakiegoś samochodu... Za to trójka... jest wrażliwa i troskliwa. Martwiąca się o wszystko i wszystkich, opiekuńcza i kochająca. Chyba ją lubię najbardziej.
     Ale teraz to nie istotne. Musiałem w pierwszej mierze znaleźć bezpieczną kryjówkę, do czasu, gdy Will zechce się ze mną spotkać i dać mi odpowiedź. Wcześniej, nie będę mógł wrócić do Lyxa. Nie wkupię się w jego łaski bez tego wilkołaka.
    Aktualnie siedziałem skryty w cieniu i jako cień, na stacji metra w Chicago. Postanowiłem w między czasie, oczekując na Nadnaturalnego, wyśledzić stowarzyszenie, które niedawno tu stacjonowało. Ciężko będzie mi tego dokonać, bo wszyscy członkowie są wyczuleni na szpiegów tak samo jak ja, ale skoro Soah' om udaje się nas podglądać, to dlaczego mnie miałoby to się nie udać?
     Czekałem akurat na metro, które nie wiedząc czemu się spóźniało, co było bardzo dziwnym zjawiskiem... Trochę mnie to zaniepokoiło, ale jak stwierdził Cerber- ostatnio jestem przewrażliwiony. Na przystanku zbierało się coraz więcej osób. Rozglądałem się po wszystkich uważnie. Po części robiłem to z przyzwyczajenia, po części z nudów.
   Wtem usłyszałem znajomy zgrzyt i szum nadjeżdżającego metra. Uśmiechnąłem się widząc już wyjeżdżający z tunelu pojazd. Przybrałem pełną postać, Cerber stał się kompletnie niewidzialny dla śmiertelników. Metro zatrzymało się, a ja podsunąłem się do drzwi, które za chwilę miały się otworzyć i wypuścić masy ludzi. Podniosłem głowę i zamarłem w bezruchu. Za szybą automatycznych drzwi zobaczyłem postawnego mężczyznę w czarnym podkoszulku, czarnych bojówkach i ciemnych okularach przeciwsłonecznych na nosie. Jego twarz wykrzywiała się w sztucznym uśmieszku przepełnionym ironią - Żniwiarz. Bez dwóch zdań. W popłochu, odwróciłem się na pięcie i zacząłem uciekać ku schodom. Usłyszałem za sobą dzwonek otwierających sie drzwi metra i nawoływanie zdezorientowanego Cerbera, który puścił sie biegiem za mną. Szybko rozwinąłem wampirzą szybkość i przemykałem ulicami miasta jako smuga, musiałem zgubić tego Czarnego, musiałem! Możliwe, że mnie nie zauważył, że mnie nie poznał. To było niepojęte abym miał takiego pecha i przedwcześnie natknął się akurat na niego! 
       Kiedy oddaliłem się już na sporą odległość od stacji metra, zwolniłem i przeszedłem do żwawego marszu. Próbowałem wyrównać oddech i tętno, kiedy Cerber zasypywał mnie bezsensowymi pytaniami. Odwróciłem się, żeby go uciszyć lub udzielić pośpiesznej odpowiedz, kiedy zobaczyłem, za sobą czarnego busa dostawczego, kierowanego przez równie mrocznych typów jak Żniwiarz. No to po mnie. Wpadłem! Dotarło do mnie, że wcale nie ja, a oni mnie obserwowali i śledzili. Zerwałem się w ostatnim odruchu do dalszej ucieczki, lecz wtedy jak spod ziemi wyrósł przede mną sam Lyx, we własnej ludzkiej osobie. 
- Doigrałeś się!- warknął na mnie, obnażając śmiercionośne kły.
      Zobaczyłem jeszcze jego pięść zbliżającą się do mojej twarzy w zastraszającym tempie.
      Poczułem tępy, przeszywający ból złamanego nosa.
      Śmiech Lyxa.
      Ciemność.

2 komentarze:

  1. och i znów Devid :) biedaczek ma pecha... i przyznam trochę mnie rozczarowałaś takim załatwieniem sprawy między nim i Lorren, liczyłam na jakąś walkę choćby słowną, heh może przy następnym ich spotkaniu się doczekam... Pozdrawiam - miłego wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cerber - kolejna fajna postać ;)
    Zgadzam się tam z górą. Mogłaś walnąć jakąś walkę. No ale cóż. Mówi się trudno. Poza tym fajnie ;)

    OdpowiedzUsuń