Mogę już stąd wyjść?!- krzyczałam w myślach.
Ostatnie kilkanaście minut było dla mnie istną mordęgą. Z trudem siedziałam na miejscu, choć miałam ochotę zerwać się i wybiec z pomieszczenia na świeże powietrze. I prawdę mówiąc, miałam ochotę dać komuś w twarz. Najchętniej Devidowi, który zaczął mnie już porządnie denerwować tym swoim ironicznym uśmieszkiem.
Moja radość nie miała granic, gdy Antaniasz oznajmił, że możemy się rozejść, ponieważ chciał zamienić kilka słów z Pablem na osobności. Wstałam, przy okazji przewracając krzesło i szybkim krokiem skierowałam się do drzwi. Kątem oka zauważyłam Lorren, która zauważywszy mój ruch, chciała podążyć za mną. By uniknąć bezpośredniej konfrontacji z dziewczyną przyspieszyłam kroku. Podążyłam pochłoniętym w mroku korytarzem. Nie zastanawiałam się nad tym, gdzie idę, czy nie zabłądzę w tym istnym labiryncie- kierowałam się instynktem i właśnie dzięki niemu po kilku minutach wypadłam na ganek. Zbiegłam po schodkach i niewiele myśląc, puściłam się biegiem przed siebie.
Musiałam dać upust energii, która gromadziła się we mnie od czasu, gdy Pablo powiedział nam prosto w twarz, że jesteśmy rodzeństwem. Ja, Lorren i Elliot. Nie wiedziałam, co zrobić, jak zareagować na tą wiadomość. Udało mi się wykrztusić zwykłe ,,że jak?!’’, podczas gdy w moim wnętrzu toczyła się zażarta bitwa. Dodatkowo przybiły mnie słowa Antaniasza, który stwierdził, że ,,tak wyszło’’. Innego wytłumaczenie nie udało mu się znaleźć, a akurat to było najgorszym z możliwych. Mógł powiedzieć, że czekał na odpowiedni moment; że nie wiedział jak zareaguję na tą nowinę i nie chciał mnie nią obarczać… Ale ,,tak wyszło?!’’ Miałam ochotę rozerwać coś na strzępy, spożytkować energię, której nadmiar zgromadził się w moim organizmie.
Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno mną to wstrząsnęło. Nawet Lorren, która sama to przeżyła… Nie powiedziała mi! Uważałam ją za kogoś w rodzaju dobrej koleżanki… Można powiedzieć, że miałam z nią nieco lepsze relacje niż z pozostałymi adeptami. Nie licząc Willa, ponieważ wszystko, co jest z nim związane jest zupełnie inne. Nie podejrzewałabym, że akurat Lorren jest moją siostrą! Szczerze, to nie wiem, czy nie zniosłabym każdej innej osoby jako potencjalnego rodzeństwa… Oprócz Devida- jego nawet w dalszej rodzinie nie potrafiłabym zaakceptować. Wydaje się taki mroczny, jakby każdą jego myśl dogłębnie przenikała śmierć, a przy tym tak ironiczny i pewny siebie, że aż działa mi to na nerwy.
Zorientowałam się, iż biegnę już od kilkunastu minut. Zdziwiłam się, gdyż nic nie wskazywało na to, żebym miała jakąkolwiek zadyszkę. Zwolniłam do truchtu, a potem całkowicie stanęłam. Teraz już wyraźnie słyszałam głośny oddech dochodzący od strony drzew. Weszłam pomiędzy wysokie dęby. Po kilku krokach ujrzałam Willa, który siedział oparty o pień młodej wierzby. Najciszej jak umiałam, zaczęłam skradać się bliżej niego. Chłopak chyba nie był zbytnio pogrążony w rozmyślaniach, gdyż kiedy zrobiłam posunęłam się nieco do przodu, uniósł głowę, wypatrując źródła nikłego dźwięku. Gdy mnie zobaczył, znów wpatrzył się w ziemię.
Nie wiedziałam, że tak mnie zignoruje. Jeszcze bardziej wściekła podbiegłam do niego.
- Czemu tak mnie ignorujesz?- spytałam, stojąc przed nim na szeroko rozstawionych nogach. Will zerknął na mnie spod uniesionych brwi, po czym odparł bezbarwnym tonem:
- A czemu ty mnie ignorujesz?
Podniósł patyczek z ziemi i zaczął obracać go w palcach, nie spuszczając z niego wzroku.
W pierwszej chwili szok po usłyszanym pytaniu wziął górę i nie potrafiłam wydobyć głosu. Zastanawiałam się, jak można być takim kretynem, żeby uważać, iż go nie zauważam. Pomogłam mu odnaleźć prawdę, przyczyniłam się do tego, że wreszcie wie, kim jest naprawdę.
Potem jednak przypomniałam sobie, jak kompletnie go ZIGNOROWAŁAM, gdy Pablo przybył do Szkoły; jak pozostawiłam chłopaka w tyle, by przywitać się z dawnym przyjacielem. Fakt, miał racje- ignorowałam go, lecz zaledwie przez kilka minut. To nie powód, by teraz odpłacać mi się tym samym.
- Nie widziałam Pabla przez kilka miesięcy, chyba mam prawo cieszyć się z jego powrotu- oznajmiłam. Will nadal przypatrywał się patyczkowi, który złamał na pół; nic nie odpowiedział.- Wielkie dzięki za poświęconą mi uwagę!- warknęłam, nie panując nad emocjami.- Najpierw mnie całujesz, a potem olewasz, świetnie! Postępowałeś tak z każdą poprzednią dziewczyną?!
Blondyn wreszcie podniósł się z ziemi i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Mogę robić co chcę i kiedy chcę. Skąd wiesz, że naprawdę cię kocham? Przecież jeden pocałunek to jeszcze nie dowód. Może powinnaś skupić się teraz na FAKTACH, a nie tylko domysłach, jak na przykład zbliżająca się wojna.
Nie wierzyłam w to, co mówił. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógł tak mnie potraktować. Przecież widać było, że mu na mnie zależy… Lecz wszystko można zmyślić. Mógł tylko udawać, by zdobyć moje zaufanie, by dowiedzieć się czegoś ważnego, by… oddać mnie w ręce wroga.
- A więc z nimi współpracujesz, tak?- spytałam, roztrzęsiona.- To tłumaczy twoje zachowanie na naradzie. Byłeś taki milczący, nie zważałeś na słowa Antaniasza… Zupełnie jakbyś to wiedział. Wiesz, że Czarni Ludzie planują szturm na Szkołę, od początku to wiedziałeś. W końcu jesteś- zrobiłam krótką przerwę, by następne słowo wymówić z jak największą pogardą.- Wilkołakiem.
Twarz Willa nie wyrażała żadnych emocji. Nie wiedziałam, czy trafnie zinterpretowałam całą sytuację, czy było wręcz odwrotnie i moje zarzuty są bezpodstawne. Chłopak jednak nie miał zamiaru się bronić, nie odrzekł ani słowa, więc musiałam zdać się na własny osąd- musiałam zaliczyć go do wrogów.
Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie. Znów. Czy ja zawszę muszę biec, gdy coś mnie trapi? Kiedyś widziałam to jako ucieczkę przed wspomnieniami i złymi doświadczeniami, by spróbować żyć na nowo. Teraz mam wrażenie, że nic to nie daje, tylko pozwala spożytkować niepotrzebną energię. Wybiegłam z lasu, nie kierując się do konkretnego celu. Przypomniało mi się, jak kilka lat temu również biegłam, tylko że nie przed kimś, a do kogoś. Do kogoś, kto potem mnie zdradził. Do Isaaca.
- Esper, wszystko w porządku?- do mojej podświadomości dotarł obcy głos. Stanęłam, rozglądając się wokoło. Dostrzegłam Pabla, który szybkim krokiem szedł w moją stronę.
- Jak tam rozmowa z Antaniaszem?- spytałam cicho.
- Dobrze- chłopak uśmiechnął się.- Omówiliśmy całą sprawę, Lyx może dotrzeć do Szkoły najwcześniej za dwa tygodnie, jeśli dobrze pójdzie.
Jego uśmiech zgasł, gdy zobaczył, w jakim jestem stanie. Ze wszystkich sił starałam się zamaskować ból, rozgoryczenie, złość, żałość i smutek, lecz ten chłopak zbyt dobrze mnie znał.
- O co chodzi?- zapytał, przybliżając się. Miałam ochotę opowiedzieć mu o wszystkim: o Willu, jego zdradzie, o tym, jak wstrząsnęła mną wiadomość o rodzeństwie…
- Przepraszam, naprawdę przepraszam- zaczął, jakby wiedział, jaki jest powód mojego nastroju.- Nie wiedziałem, że nie masz pojęcia o Lorren i Elliocie… gdybym zdawał sobie z tego sprawę, powiedziałbym to inaczej… może wcześniej pogadałbym z wami na osobności… Naprawdę, przepraszam. Myślałem, że Antaniasz wam to powiedział.
- Nie ma sprawy, już mi przeszło- skłamałam.
- Jakoś tego nie widzę- mruknął.- No chyba, że to przez tą nadchodzącą wojnę… Ale możecie się na to odpowiednio przygotować…
Uniosłam lekko kąciki ust, widząc z jaką pasją Pablo opowiada mi o sprawach, które ustalił z Antaniaszem. W towarzystwie bruneta czułam się o wiele lepiej niż z Willem, a teraz akurat nie chciałam myśleć o tym przeklętym zdrajcy. Może warto poprawić sobie nastrój i zapomnieć…? Choćby tą krótką pogawędką z Pablem mogę odsunąć od siebie na chwilę nieprzyjemnie myśli.
- Jakim sposobem dowiedziałeś się, że Lorren jest moją siostrą?- spytałam. Pablo widząc, że trochę się już rozchmurzyłam, uniósł wysoko głowę, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Wiąże się z tym pewna historia…- zaczął, niepewny, czy mówić dalej.- Jeśli chcesz, mogę ci ją opowiedzieć.
Wiedziałam, że szykuje się coś dłuższego, lecz w tamtej chwili naprawdę pragnęłam z kimś porozmawiać. O czymś ciekawym. I nie dołującym.
- Pewnie, czemu nie. W końcu sam mówiłeś, że Lyx dotrze tu najwcześniej za dwa tygodnie. Twoja opowieść nie trwa chyba tak długo, prawda?- dodałam.
Pablo roześmiał się, widząc, że mój humor się poprawił.
- Nie- odparł.- Zaczęło się od tego, że zostałem sam w tej wiosce Eskimosów. Zupełnie nie wiedziałem, co dalej ze sobą zrobić…
Ostatnie kilkanaście minut było dla mnie istną mordęgą. Z trudem siedziałam na miejscu, choć miałam ochotę zerwać się i wybiec z pomieszczenia na świeże powietrze. I prawdę mówiąc, miałam ochotę dać komuś w twarz. Najchętniej Devidowi, który zaczął mnie już porządnie denerwować tym swoim ironicznym uśmieszkiem.
Moja radość nie miała granic, gdy Antaniasz oznajmił, że możemy się rozejść, ponieważ chciał zamienić kilka słów z Pablem na osobności. Wstałam, przy okazji przewracając krzesło i szybkim krokiem skierowałam się do drzwi. Kątem oka zauważyłam Lorren, która zauważywszy mój ruch, chciała podążyć za mną. By uniknąć bezpośredniej konfrontacji z dziewczyną przyspieszyłam kroku. Podążyłam pochłoniętym w mroku korytarzem. Nie zastanawiałam się nad tym, gdzie idę, czy nie zabłądzę w tym istnym labiryncie- kierowałam się instynktem i właśnie dzięki niemu po kilku minutach wypadłam na ganek. Zbiegłam po schodkach i niewiele myśląc, puściłam się biegiem przed siebie.
Musiałam dać upust energii, która gromadziła się we mnie od czasu, gdy Pablo powiedział nam prosto w twarz, że jesteśmy rodzeństwem. Ja, Lorren i Elliot. Nie wiedziałam, co zrobić, jak zareagować na tą wiadomość. Udało mi się wykrztusić zwykłe ,,że jak?!’’, podczas gdy w moim wnętrzu toczyła się zażarta bitwa. Dodatkowo przybiły mnie słowa Antaniasza, który stwierdził, że ,,tak wyszło’’. Innego wytłumaczenie nie udało mu się znaleźć, a akurat to było najgorszym z możliwych. Mógł powiedzieć, że czekał na odpowiedni moment; że nie wiedział jak zareaguję na tą nowinę i nie chciał mnie nią obarczać… Ale ,,tak wyszło?!’’ Miałam ochotę rozerwać coś na strzępy, spożytkować energię, której nadmiar zgromadził się w moim organizmie.
Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno mną to wstrząsnęło. Nawet Lorren, która sama to przeżyła… Nie powiedziała mi! Uważałam ją za kogoś w rodzaju dobrej koleżanki… Można powiedzieć, że miałam z nią nieco lepsze relacje niż z pozostałymi adeptami. Nie licząc Willa, ponieważ wszystko, co jest z nim związane jest zupełnie inne. Nie podejrzewałabym, że akurat Lorren jest moją siostrą! Szczerze, to nie wiem, czy nie zniosłabym każdej innej osoby jako potencjalnego rodzeństwa… Oprócz Devida- jego nawet w dalszej rodzinie nie potrafiłabym zaakceptować. Wydaje się taki mroczny, jakby każdą jego myśl dogłębnie przenikała śmierć, a przy tym tak ironiczny i pewny siebie, że aż działa mi to na nerwy.
Zorientowałam się, iż biegnę już od kilkunastu minut. Zdziwiłam się, gdyż nic nie wskazywało na to, żebym miała jakąkolwiek zadyszkę. Zwolniłam do truchtu, a potem całkowicie stanęłam. Teraz już wyraźnie słyszałam głośny oddech dochodzący od strony drzew. Weszłam pomiędzy wysokie dęby. Po kilku krokach ujrzałam Willa, który siedział oparty o pień młodej wierzby. Najciszej jak umiałam, zaczęłam skradać się bliżej niego. Chłopak chyba nie był zbytnio pogrążony w rozmyślaniach, gdyż kiedy zrobiłam posunęłam się nieco do przodu, uniósł głowę, wypatrując źródła nikłego dźwięku. Gdy mnie zobaczył, znów wpatrzył się w ziemię.
Nie wiedziałam, że tak mnie zignoruje. Jeszcze bardziej wściekła podbiegłam do niego.
- Czemu tak mnie ignorujesz?- spytałam, stojąc przed nim na szeroko rozstawionych nogach. Will zerknął na mnie spod uniesionych brwi, po czym odparł bezbarwnym tonem:
- A czemu ty mnie ignorujesz?
Podniósł patyczek z ziemi i zaczął obracać go w palcach, nie spuszczając z niego wzroku.
W pierwszej chwili szok po usłyszanym pytaniu wziął górę i nie potrafiłam wydobyć głosu. Zastanawiałam się, jak można być takim kretynem, żeby uważać, iż go nie zauważam. Pomogłam mu odnaleźć prawdę, przyczyniłam się do tego, że wreszcie wie, kim jest naprawdę.
Potem jednak przypomniałam sobie, jak kompletnie go ZIGNOROWAŁAM, gdy Pablo przybył do Szkoły; jak pozostawiłam chłopaka w tyle, by przywitać się z dawnym przyjacielem. Fakt, miał racje- ignorowałam go, lecz zaledwie przez kilka minut. To nie powód, by teraz odpłacać mi się tym samym.
- Nie widziałam Pabla przez kilka miesięcy, chyba mam prawo cieszyć się z jego powrotu- oznajmiłam. Will nadal przypatrywał się patyczkowi, który złamał na pół; nic nie odpowiedział.- Wielkie dzięki za poświęconą mi uwagę!- warknęłam, nie panując nad emocjami.- Najpierw mnie całujesz, a potem olewasz, świetnie! Postępowałeś tak z każdą poprzednią dziewczyną?!
Blondyn wreszcie podniósł się z ziemi i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Mogę robić co chcę i kiedy chcę. Skąd wiesz, że naprawdę cię kocham? Przecież jeden pocałunek to jeszcze nie dowód. Może powinnaś skupić się teraz na FAKTACH, a nie tylko domysłach, jak na przykład zbliżająca się wojna.
Nie wierzyłam w to, co mówił. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógł tak mnie potraktować. Przecież widać było, że mu na mnie zależy… Lecz wszystko można zmyślić. Mógł tylko udawać, by zdobyć moje zaufanie, by dowiedzieć się czegoś ważnego, by… oddać mnie w ręce wroga.
- A więc z nimi współpracujesz, tak?- spytałam, roztrzęsiona.- To tłumaczy twoje zachowanie na naradzie. Byłeś taki milczący, nie zważałeś na słowa Antaniasza… Zupełnie jakbyś to wiedział. Wiesz, że Czarni Ludzie planują szturm na Szkołę, od początku to wiedziałeś. W końcu jesteś- zrobiłam krótką przerwę, by następne słowo wymówić z jak największą pogardą.- Wilkołakiem.
Twarz Willa nie wyrażała żadnych emocji. Nie wiedziałam, czy trafnie zinterpretowałam całą sytuację, czy było wręcz odwrotnie i moje zarzuty są bezpodstawne. Chłopak jednak nie miał zamiaru się bronić, nie odrzekł ani słowa, więc musiałam zdać się na własny osąd- musiałam zaliczyć go do wrogów.
Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie. Znów. Czy ja zawszę muszę biec, gdy coś mnie trapi? Kiedyś widziałam to jako ucieczkę przed wspomnieniami i złymi doświadczeniami, by spróbować żyć na nowo. Teraz mam wrażenie, że nic to nie daje, tylko pozwala spożytkować niepotrzebną energię. Wybiegłam z lasu, nie kierując się do konkretnego celu. Przypomniało mi się, jak kilka lat temu również biegłam, tylko że nie przed kimś, a do kogoś. Do kogoś, kto potem mnie zdradził. Do Isaaca.
- Esper, wszystko w porządku?- do mojej podświadomości dotarł obcy głos. Stanęłam, rozglądając się wokoło. Dostrzegłam Pabla, który szybkim krokiem szedł w moją stronę.
- Jak tam rozmowa z Antaniaszem?- spytałam cicho.
- Dobrze- chłopak uśmiechnął się.- Omówiliśmy całą sprawę, Lyx może dotrzeć do Szkoły najwcześniej za dwa tygodnie, jeśli dobrze pójdzie.
Jego uśmiech zgasł, gdy zobaczył, w jakim jestem stanie. Ze wszystkich sił starałam się zamaskować ból, rozgoryczenie, złość, żałość i smutek, lecz ten chłopak zbyt dobrze mnie znał.
- O co chodzi?- zapytał, przybliżając się. Miałam ochotę opowiedzieć mu o wszystkim: o Willu, jego zdradzie, o tym, jak wstrząsnęła mną wiadomość o rodzeństwie…
- Przepraszam, naprawdę przepraszam- zaczął, jakby wiedział, jaki jest powód mojego nastroju.- Nie wiedziałem, że nie masz pojęcia o Lorren i Elliocie… gdybym zdawał sobie z tego sprawę, powiedziałbym to inaczej… może wcześniej pogadałbym z wami na osobności… Naprawdę, przepraszam. Myślałem, że Antaniasz wam to powiedział.
- Nie ma sprawy, już mi przeszło- skłamałam.
- Jakoś tego nie widzę- mruknął.- No chyba, że to przez tą nadchodzącą wojnę… Ale możecie się na to odpowiednio przygotować…
Uniosłam lekko kąciki ust, widząc z jaką pasją Pablo opowiada mi o sprawach, które ustalił z Antaniaszem. W towarzystwie bruneta czułam się o wiele lepiej niż z Willem, a teraz akurat nie chciałam myśleć o tym przeklętym zdrajcy. Może warto poprawić sobie nastrój i zapomnieć…? Choćby tą krótką pogawędką z Pablem mogę odsunąć od siebie na chwilę nieprzyjemnie myśli.
- Jakim sposobem dowiedziałeś się, że Lorren jest moją siostrą?- spytałam. Pablo widząc, że trochę się już rozchmurzyłam, uniósł wysoko głowę, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Wiąże się z tym pewna historia…- zaczął, niepewny, czy mówić dalej.- Jeśli chcesz, mogę ci ją opowiedzieć.
Wiedziałam, że szykuje się coś dłuższego, lecz w tamtej chwili naprawdę pragnęłam z kimś porozmawiać. O czymś ciekawym. I nie dołującym.
- Pewnie, czemu nie. W końcu sam mówiłeś, że Lyx dotrze tu najwcześniej za dwa tygodnie. Twoja opowieść nie trwa chyba tak długo, prawda?- dodałam.
Pablo roześmiał się, widząc, że mój humor się poprawił.
- Nie- odparł.- Zaczęło się od tego, że zostałem sam w tej wiosce Eskimosów. Zupełnie nie wiedziałem, co dalej ze sobą zrobić…
Spoko rozdział. Nie znalazłam bardzo poważnych błędów, szczerze to nie znalazłam żadnych;) Życzę miłych wakacji ja wyjeżdżam dopiero 24 lipca, ale za to do Grecji :3 nieważne :D Fajny rozdział
OdpowiedzUsuńDzięki za miły komentarz ;) Tobie też życzę udanego wyjazdu do Grecji (gdzie swoją drogą też chętnie bym pojechała xD)
UsuńNo fajnie ;) ja tam błąd zauważyłem, ale w sumie nie jakiś duży...
OdpowiedzUsuńMiłych wakacji - życzę na zapas bo nie wiem czy będę miał jeszcze okazję xD
Będziesz, będziesz miał ;) W końcu rok szkolny się jeszcze nie skończył...
UsuńAle do szkoły to już się nie chodzi co? :P
UsuńEchhh...takie rozleniwienie mnie wzięło ;)
UsuńPfff. Mi też się nie chciało a jakoś chodziłem ;)
UsuńJakoś zbytnio mnie nie ciągnęło do szkoły...ale teraz są wakacje!!!!
UsuńTak :D Ale misiu! Hiszpańskiego i tak trzeba się uczyć! ;)
UsuńFajny rozdział. :D Wspaniałych wakacji! :)
OdpowiedzUsuńI nawzajem ;3
Usuń