Ułożyłam dłonie na barkach Willa i z całej siły odepchnęłam go w tył, gdyż sama nie mogłam się cofnąć z racji tego, że opierałam się o ścianę. Chłopak próbował skraść mi ostatnie pocałunki, aż wreszcie dał na wygraną i poddał się sile moich ramion. Myślałam, że się speszy, że wpatrzy się w swoje buty i będzie unikał rozmowy. Ten jednak stanął na szeroko rozstawionych nogach, uniósł dumnie głowę i spoglądał na mnie bez cienia zażenowania.
Na widok jego reakcji zaschło mi w ustach i w końcu z trudem zdołałam wykrztusić:
- Jeśli w taki sposób chcesz mnie przekonać do zmiany zdania, to grubo się mylisz.
Will uniósł wyżej brwi, co nadało mu zabawny wygląd. Serce nadal łomotało mi głośno w piersi po bliższym spotkaniu z jasnowłosym chłopakiem.
- Naprawdę, chciałabym ci pomóc, ale…nie potrafię. Nie umiem- dopowiedziałam. Chciałam, by wiedział, czemu odmawiam.
Will przeniósł spojrzenie na niebo, gładząc się po brodzie.
- Masz może jeszcze swój laptop…?
* * *
- Nie jestem pewna, czy cokolwiek znajdziesz- wyraziłam swoje wątpliwości.Will przeniósł wzrok znad ekranu laptopa, posyłając mi spojrzenie dające mi jednoznacznie do zrozumienia:, ,powtarzasz to po raz setny’’. Wzruszyłam ramionami. Blondyn znów pogrążył się w lekturze pewnej strony, ja natomiast potwornie się nudziłam. Westchnęłam, wpatrując się w sufit. Pomalować, pomalować- chodziło mi po głowie.
- Mam!- Ciszę przerwał triumfalny okrzyk Willa. Zerknęłam mu przez ramię, wczytując się w pierwszy akapit.
- To statek, którym pływałem- wyjaśnił.- Znalazłem stronę, na której nagłośnili moje zniknięcie, podali telefon i miejsce, gdzie ktokolwiek, kto mnie widział, ma się zgłosić. Zaprezentowali porty, w których statek będzie się zatrzymywał przez najbliższy miesiąc.
- Umiem czytać- sprostowałam.- I obrazki też widzę.
Chłopak znów postał mi mordercze spojrzenie. Po chwili jednak złagodniał.
- Odkryłem też coś jeszcze. I muszę to z tobą skonsultować, gdyż nie wiem, czy dobrze rozumuję…Zgadasz się?- spytał.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie.
- Czyli pocałunek zadziałał.- Na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
W odpowiedzi pchnęłam go lekko, dając mu do zrozumienia, że mam zamiar obrazić się za to stwierdzenie. Dziwnie się poczułam, gdy wysunął to stwierdzenie…lecz on zachowywał się tak swobodnie w tym temacie… Chyba nie wziął sobie do serca, iż odepchnęłam go, nie chcąc nadal kontynuować pocałunku. Choć z drugiej strony może jak dla niego trwał już wystarczająco długo…
- Mów- rzuciłam tylko.
Chłopak zatarł ręce, przełknął głośno ślinę.
- Słuchaj, tak naprawdę nie do końca wiem, co wydarzyło się tej nocy, gdy wypiłem ten eliksir, jak twierdzisz- zaczął.- Obudziłem się w lesie, strasznie bolała mnie głowa. Potem poszedłem na chybił trafił przez las no i trafiłem na ciebie.
- A potem mnie zignorowałeś- wtrąciłam.
- Mniejsza z tym- odparł szybko.- A więc…
- Jaka mniejsza z tym?!- oburzyłam się.- Najpierw mnie całujesz, a potem twierdzisz, że ignorowanie mnie to nic?
Chciałam zobaczyć reakcję Willa na moje wyolbrzymione oburzenie. Ten jednak nie zamierzał kontynuować słownej przepychanki, lecz przeszedł od razu do sedna.
- Masz rację, przepraszam. A więc- kontynuował.- Wyszukałem w Internecie, że mój ojciec… on kiedyś współpracował z Czarnymi Ludźmi. Wiesz, a w moim śnie…
- Wtedy, kiedy byłeś w lesie?- chciałam się upewnić. Will streścił mi tą historię, gdy szliśmy w stronę Uczniowskiego Domu. Zaintrygowała mnie, lecz i przestraszyła, a zwłaszcza fragment o dłoni zakończonej pazurami… Miałam nadzieję, że to był tylko sen i nic więcej. Żadnych sugestii do życia codziennego, żadnych przypuszczeń czy stwierdzeń na przyszłość. Tylko sen.
- Tak- potwierdził.- A widzisz jakieś powiązania pomiędzy Czarnymi a… pazurami?
Otworzyłam szeroko oczy. Nigdy w życiu nie pokusiłabym się na takie zestawienie… tyle że to miało sens. I dzięki tej informacji wiele rzeczy miałoby logiczne wytłumaczenie.
- Ale to przecież był tylko sen, prawda?- spytałam, zaniepokojona.- Nie możesz tego porównywać z życiem codziennym.
Will opuścił głowę i wpatrzył się w podłogę.
- Przekonamy się za kilka tygodni- szepnął, można by rzecz, do siebie.
- Co jes…- umilkłam. Poniewczasie zorientowałam się, co Will ma na myśli, jednak najwyraźniej chłopak chciał potwierdzić moje przypuszczenia.
- Pełnia- dodał, pozostawiając mnie bez najmniejszych wątpliwości. Instynktownie, moje serce przyspieszyło na samą myśl o tym, co może się stać podczas tej nocy za kilka tygodni. Przyrównałam siebie do dziewczyny we śnie Willa, która stanęła z nim oko w oko właśnie podczas jednej z tych ,,specjalnych’’ nocy. Potarłam przedramiona, czując, jak od środka paraliżuje mnie zimno. Od kilku tygodni mam wrażenie, iż moja moc coraz mniej daje o sobie znać. Ujawnia się tylko w sytuacjach, kiedy emocje biorą górę nad racjonalnym myśleniem. Co prawda, teraz tak nie było, lecz kiedy wyobraziłam sobie, co może się stać, kiedy Will… Wolałabym, żeby przypuszczenia chłopaka nie okazały się prawdą.
- A zamierzasz coś z tym… zrobić?- zapytałam. Blondyn uniósłszy głowę, spojrzał mi głęboko w oczy. Wiedziałam, że jest kompletnie przybity, ale te uczucia, które odbijały się w jego zielonych tęczówkach wyrażały bezdenną rozpacz i bezsilność. Gdybym znalazła się na jego miejscu, mogłabym się czuć nawet gorzej. Tak swoją drogą, to jestem niezmiernie ciekawa, jak został wilkołakiem. I kiedy. I czy w ogóle jego ojciec o tym wiedział? Musiał- odpowiedziałam sama sobie.
Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Will nawet nie drgnął, nadal obserwując niezmiernie ciekawy dywan w pomarańczowo-brązowe wzory. Poderwałam się z łóżka, lecz do pokoju już wparował rozgorączkowany Elliot, który nawet nie oczekiwał słowa ,,proszę’’ czy otworzenia mu drzwi. Zatrzymał się na środku pomieszczenia, próbował złapać oddech, gdyż najwyraźniej biegł przez dłuższą drogę.
- Ktoś przybył do Ośrodka- zdołał wykrztusić pomiędzy kolejnymi wdechami.- Jest na głównym placu i nie wiedziałem, co z nim zrobić, dlatego najpierw poszedłem szukać Lorren, ale jej nie znalazłem, więc poszedłem szukać ciebie no i cię znalazłem- mówił coraz szybciej, starając się przekazać jak najwięcej informacji w jak najkrótszym czasie.- Pomyślałem sobie, że pewnie będziesz wiedziała, co robić, bo ten chłopak chce się niezwłocznie widzieć z Antaniaszem, a ja przecież nie mam pojęcia, gdzie on może się teraz znajdować…
- Spokojnie, Elliot- zdołałam dojść do głosu, gdy ten zaczerpnął powietrza, by wygłosić kolejny monolog.- Mam pomysł. Ty możesz poszukać Lorren… Albo nie, nie, idź lepiej poszukaj Antaniasza, a ja tymczasem przywitam naszego niezapowiedzianego gościa.
Chłopiec kiwnął głową w odpowiedzi i czym prędzej wyszedł z pokoju, by rozpocząć poszukiwania Mistrza. Zerknęłam na Willa, który nie zmienił pozycji od czasu wtargnięcia Elliota.
- Idziesz ze mną?- zaproponowałam.
Wstał, nie udzieliwszy żadnej odpowiedzi. Wyszliśmy na korytarz i podążyliśmy nim, aby za chwilę znaleźć się na świeżym powietrzu i podążyć w stronę głównego placu. Will wlókł się niespiesznie kilka kroków za mną. W pewnej chwili poczułam ochotę, by złapać go za rękę, pociągnąć i szybciej dotrzeć do celu. Wtedy na myśl przyszedł mi nasz pocałunek i odrzuciłam od siebie chęć ponownego bliższego kontaktu z blondynem. Minęło zbyt mało czasu.
Kamienista dróżka wkrótce przeistoczyła się w brukowany okrąg osłonięty od zachodu przez las. Na skraju zagajnika dostrzegłam osobę. Z tyłu oświetlał ją blask zachodzącego słońca, dlatego nie zauważyłam szczegółów w jej wyglądzie. Zostawiwszy Willa z tyłu, podeszłam kilka kroków do przodu.
- Kim jesteś?- spytałam. Na początku zawsze trzeba się dowiedzieć, z kim ma się do czynienia, a wtedy na pewno będzie łatwiej się porozumieć. Postać drgnęła na dźwięk mojego głosu.
- Esper?
Uniosłam wysoko brwi, kiedy usłyszałam moje imię. Poza tym ten głos… Miałam wrażenie, że skądś go kojarzę. Czułam, że gdybym się postarała, potrafiłabym przypisać go do jednej ze znanych mi osób. Nieznajomy uczynił krok w bok, pozostawiając słoneczny blask po swojej lewej stronie.
Nie uwierzyłam własnym oczom. Miałam wrażenie, że to sen, który nigdy nie powinien zrodzić się w mojej głowie. Stałam tam i patrzyłam na chłopaka, który znajdował się przede mną, choć wcale nie powinno go tam być, na chłopaka, którego kilka miesięcy temu nienawidziłam, potem bardzo lubiłam, a następnie zostawiłam go samego w wiosce Eskimosów na pastwę losu z dala od rodzinnego kraju. To on odkrył moją nadnaturalność w Madrycie, on podążył za mną, kiedy zostałam porwana, on podjął ryzyko podążania ze mną do miejsca, w którym teraz się uczę…
- Bogowie, to ty?!- spytałam cichym głosem. Miałam łzy w oczach. Myślałam, że już go nigdy więcej nie zobaczę, że tamto pożegnanie pozostanie na zawsze, że nie będzie kolejnego…
Los dał nam szansę kolejnego spotkania. I dlatego stał przede mną ten sam chłopak o brązowych, zmierzwionych włosach, którego zielone oczy wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem połączonym z wielkim szczęściem.
Pablo Rodriguez.
Kierowały mną uczucia. Rzuciłam się w ramiona chłopaka, a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, który nie znikał z niej przez kilkanaście następnych minut. Naprawdę, nie wierzyłam, że mogę mieć takie szczęście, by zobaczyć Pabla ponownie.
- Też się cieszę, że cię widzę- wyszeptał mi do ucha, gładząc mnie po plecach. Nie odpowiedziałam, nadal zbyt zaskoczona niespodziewaną wizytą. Przez moment przyszło mi na myśl, jak może czuć się Will stojący gdzieś za mną i nie wiedzący o co chodzi, lecz szybko odrzuciłam to od siebie, oddając się chwili. Will był teraz nieważny, bo przecież z nim widuję się na co dzień. Pabla za to nie widziałam od miesięcy, a moje szczęście na jego widok nie miało granic. Nadal nie mogę uwierzyć, że znów się spotkaliśmy.
Pablo wypuścił mnie z uścisku i przyjrzał się mojej twarzy, co nieco mnie speszyło. Chcąc odwrócić uwagę ode mnie, spytałam:
- Dla… dlaczego tu jesteś?
Chłopak nadal się uśmiechał, lecz zauważyłam, że przez jego twarz przeleciał cień zaniepokojenia.
- To druga historia- stwierdził.- Chodzi o to, że muszę jak najszybciej zobaczyć się z Antaniaszem.
Kiedy już nieco ochłonęłam, dostrzegłam, że Pablo ściska w ręce zwinięty w rulon kawałek papieru obwiązany sznurkiem. Pewnie jakaś tajna wiadomość- myślałam. W końcu Pablo jest jednym z Soahów, a jak wiadomo, ci pomagają Mistrzowi. Poza tym chłopak nie spieszyłby się tak do Antaniasza, gdyby nie była to sprawa niecierpiąca zwłoki.
- Zaprowadzę cię do Antaniasza- zaoferowałam się.
- Nie ma takiej potrzeby- rozległ się głos za moimi plecami.- Tak się składa, że już tu jestem.
Bardzo fajny rozdział, jak zwykle z resztą. :D Jestem ciekawa co z tego wyniknie. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;) Mogę tylko powiedzieć, że powrót Pabla troszeczkę namiesza...
UsuńNajpierw Will całuje się z Esper, a teraz ona rzuca się na Pablo... Podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńBiedny Will jeśli jest wilkołakiem. Będzie miał ciężkie życie. Jestem ciekawa czy ten zwitek papieru to nie wiadomość o Andym. No bo w końcu coś się stać musiało.
Ach, obydwie zostawiacie zbyt dużo pytań. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nn... ^.^
Pozdrawiam ~ Luar Princesa ♥
Wielkie dzięki za komentarz :)
UsuńMiejmy nadzieję, że odpowiedzi na te pytania znajdziesz w kolejnym rozdziale Freedom ;)
kofffffffffffffam
OdpowiedzUsuńMisiu, czy w Rodriguez przypadkiem nie ma akceńciku graficznego? :P
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, przyznam że nie mogłem się doczekać powrotu Pawła - i wreszcie jest! :D