wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 28 od Lorren " Nic nie dzieje się przypadkiem "

Witam! Nie wiem jak wy, ale ja mam dziś dobry humorek, bo jutro ostatni raz idę do szkoły, a w przyszły poniedziałek wyjeeeeżdżam! W A K A C J E!  Ile ja na to czekałam! (Chociaż z drugiej strony troszeeeczkę mi smutnawo, że jutro już ostatni dzień...) W każdym raziem wstawiam rozdział, w którym mam nadzieję, chociaż częściowo odpowiedziałam na wasze pytania i coś się rozjaśniło.
Doszły mnie również słuchy, że Enough wyjeżdża gdzieś na długi weekend, więc za kilka dni możecie się spodziewać kolejnej notki ode mnie. A od 23- ego będzie o was dbała Enough, gdzyż mnie wtedy nie będzie jak juz wspominałam- wyjeżdżam :)
To by było na tyle. Aha- miłej lektury i pozdraiwam!!!
_________________________
*  *  *
     Kiedy wśliznęłam się do piwnicy w domku Antaniasza prawie wszyscy już byli obecni. Mistrz zwołał natychmiastową, tajną naradę… w swoich kolejnych zakamarkach, z pozoru malutkiej chatki. Ledwo trafiłam do dziwacznych pomieszczeń pod podłogą przedpokoju. Dziwił mnie sam fakt, że istniały, lecz ich wystrój był równie zaskakujący. W pokoju, gdzie miała odbyć się narada stał wielki stół, na około którego poustawiano krzesła. Na ścianach, które były z gołej cegły, wisiały małe kinkiety rzucające niewiele światła.  Podsunęłam się do jednego z wolnych krzeseł i omiotłam wzrokiem pozostałych. Dostrzegłam Tony’ ego, który siedział w najodleglejszym koncie stołu i wpatrywał się w podłogę z założonymi rękami. Obok niego siedział Will. Chłopak wydał mi się przygnębiony. W jego zielonych oczach zabrakło ponurej pewności siebie, spojrzenie wbite miał w sufit. Zaraz przy nim siedziała Esper. Postukiwała palcami o blat stolika i nerwowo przygryzała dolną wargę. Naprzeciwko niej miejsca zajął Elliot i Clov. Oboje pochłonięci byli w cichej rozmowie. Szeptali do siebie tak, że nie mogłam wychwycić słów, więc nie poświęciłam im zbyt wiele uwagi. Wszyscy milczeli, dlatego ja też milczałam i zachodziłam w głowę o co też chodzi. Antaniasz pierwszy raz odkąd tu jestem zachowywał się w taki sposób. Zresztą od dłuższego czasu zachowywał się nieswojo. A teraz nastąpił punkt kulminacyjny. Wiedziałam, że pojawił się tu jakiś Soah, domyśliłam się, że z nim związana będzie narada.
     Mędrzec zwołał nas tu wszystkich, lecz sam się jeszcze nie pojawił. Nie było też śladu Soah’ a. I jeszcze kogoś mi brakowało… Gdzie też podział się ten ludzki cień…? Rozejrzałam się raz jeszcze po piwniczce. Uważnie przeglądałam wszystkie cieniste kąty, do których nie docierało światło lamp aż w końcu spostrzegłam nikłą sylwetkę, opartą o róg ściany plecami. W sumie był to tylko ludzki kształt, przypominający jedynie zarysem człowieka, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że stoi tam Devid.
      Moją uwagę rozproszył tupot stóp na schodach. Po sekundzie do małej sali obrad wpadł Mistrz, a za nim młody chłopak. Mniej więcej w moim wieku. Miał kasztanowo- brązowe włosy i niesamowicie zielone tęczówki. Niemal świeciły w półmroku piwnicy. Myślałam, że to Will ma nienaturalnie jaskrawe oczy, ale ten Soah rozmył moje domysły. Ubrany był przeciętnie- w proste dżinsy, pomarańczową bluzę i trampki. Pospolity nastolatek, żaden tam tajny szpieg i wywiadowca, skądże znowu…
- Poznajcie Pabla- oznajmił Antaniasz dziwnym tonem.- Ma dla nas… ważne informacje.
     Soah został przywitany ogólnym pomrukiem ze strony adeptów. Po czym wraz z Mędrcem zasiadł do stołu. Wyciągnął z kieszeni kilka zmiętych kartek z notatkami i rozprasował je otwartą dłonią na blacie. Spojrzał na każdego z osobna, a kąciki jego ust mimowolnie się uniosły gdy zawiesił wzrok na Esper. Zastanowiło mnie to…
- Jak wiecie- odchrząknął, a wszyscy czekali w napięciu na jego kolejne słowa- pracuje dla Antaniasza. To ja pomogłem swego czasu Esper- niewinny uśmieszek- i to ja jestem jednym z głównych „dostarczycieli” adeptów.
- Jeden z moich najwytrwalszych szpiegów- wtrącił Antaniasz. Ktoś gwizdnął z udawanym podziwem. Wszyscy równocześnie zwróciliśmy się w kierunku dźwięku. Jego źródłem był Devid. Chłopka był już dobrze widoczny, odpychając się stopą od ściany i wysuwając się z cienia.
- Jeśli mam być szczery to mało obchodzi mnie kim jesteś- odparł oschle i utkwił swoje czarne oczy w młodym wywiadowcy.- Wszyscy czekamy na informacje, więc błagam nie gderaj tyle.
- Obawiam się, że te informacje nie są przeznaczone dla ciebie, kolego- odrzekł równie lodowato Pablo i spochmurniał mierząc Devida krytycznym wzrokiem.- Antaniaszu, kto to u licha jest?- zwracał się do Mędrca, ale nie spuszczał wzroku z chłopaka, który śmiał mu przerwać.
- Spokojnie, można mu ufać - zapewnił Mistrz i wykonał uspokajający gest ręką.
- Jesteś jednym z Czarnych Ludzi- nie odpuszczał Soah. W jego głosie słychać było wyraźnie oskarżycielską i nienawistna nutę.
- Nie?- skrzywił się tamten.- Już nie.
- Nie wierzę- przecedził przez zęby nasz informator.- Nazwisko, ranga, przełożony, funkcja, zainteresowania!!!- wywrzeszczał na jednym wdechu. Nie wiedział o co chodzi dopóki Devid nie udzielił równie szybkiej odpowiedzi, nawet nie mając chwili na zastanowienie się nad nią:
- Rouzier, kadet, Charlie, skrytobójca, fotografia!- wiązanka tych słów była dla mnie wielce niejasna, lecz Pabla ewidentnie zadowoliła. Jednak po chwili Soah zmarszczył brwi, jakby coś dotarło do niego z opóźnieniem.
- Powiedziałeś, że jakie masz zainteresowania?- jęknął cierpko, mrużąc oczy i mierząc nimi tamtego.
- Fo-to-gra-fia!- Devid wypowiedział każdą sylabę z namaszczeniem i obdarzył swego oskarżyciela kpiącą miną.- Coś jest niejasne?
- Tak, każdy pozbawiony skrupułów członek stowarzyszenia- zaczął Pablo.- W odpowiedzi na ostatnie bez zawahania powiedziałby, że para się mordowaniem. A ty powiedziałeś, że fotografowaniem…?
- Bo Devid rzucił stowarzyszenie! - przerwał to wreszcie Antaniasz i gniewnie pokręcił wąsem.- Skończcie to, bo obojgu się oberwie, czekamy na wieści, a wy tylko to bezsensownie przedłużacie!- zaczął zamaszyście gestykulować.- Devidowi, można ufać i koniec kropka!
- Ostrożności nigdy za wiele…- mruknął Pablo i pochylił się nad zapiskami.
- Do sedna, proszę- wtrącił się Tony z niepewną miną, nerwowo pocierając ramię.
- Dobra… nie będę owijał w bawełnę- zaczął Pablo i zrobił długą, napiętą przerwę.- Andy i Jassy… zostali porwani. Antaniasz wysłał mnie na pomoc wychowankom, gdyż zwrócili się do niego z taką prośbą.- Zmarszczyłam brwi w zdumieniu i spojrzałam pytająco na Mistrza, lecz ten zdawał się być nieobecny. Pogodziłam się z ta informacją z wielkim niesmakiem i poniekąd smutkiem…- Stowarzyszenie i wilkołaki uderzyli. Chicago i ta dwójka była ich pierwszym celem w rozpoczętej inwazji…
- W czyje ręce konkretnie wpadli?- przerwał mu z zaciekawieniem Devid. Pablo przeniósł na niego swoje zmęczone spojrzenie i milczał zanim udzielił krótkiej odpowiedzi:
- Żniwiarza.
       Devid słysząc ten przydomek syknął boleśnie i skrzywił się cierpko.
- Lepiej bym tego nie skwitował- westchnął Soah przygryzając wargę. Zerknęłam na Antaniasza, znosił to wszystko z kamiennym spokojem. Siedział na krześle niczym rzeźba wykuta z marmuru, jakby zupełnie nie ruszały go relacje Soah’ a, ale ja wiedziałam, że każde słowo zadaje Mistrzowi niewyobrażalny ból i cierpienie. Domyśliłam się także, że wspomniany Żniwiarz nie jest przyjemnym typem…
- Przynajmniej wiem, gdzie ich zabrano- ciągnął Pablo.- Śledziłem chwilę Czarnych. I opłaciło się. Andy i Jassy zostali pojmani do tajnej bazy stowarzyszenia, o której nie mieliśmy wcześniej pojęcia. Dlaczego? Bo leży na środku Trójkąta Bermudzkiego…
- Nie, to akurat już wiedziałem…- wciął się niespodziewanie Antaniasz unosząc znad blatu oczy.
- Ale…- zająknął się zbity z tropu chłopak.- Na pewno nie wiesz, że wyłapują po kilku Nadnaturalnych z każdego kraju, gdyż mają tam laboratoria… Badają różne rodzaje mocy. Głównie interesują ich osoby w wieku 10 do 20 lat. Przetrzymują ich w lochach, które…
- Są podzielone na Bloki. Jeden Blok dla każdego kraju- skończył za niego Mędrzec.- Wyżej są siedziby przełożonych i dowódców, na parterze są sale treningowe dla kadetów i ich kwatery, jeszcze wyżej są już laboratoria i magazyny. W sumie jest tam jakieś dwadzieścia pięter, w tym prawie połowa to lochy pod ziemią. To też wiem…
- Ale… ale… Skąd?!- wytrzeszczył oczy zaskoczony Pablo. Chyba właśnie do niego dotarło, że niepotrzebnie się poświęcał i narażał życie, by się tego wszystkiego dowiedzieć, a Antaniasz właśnie kolokwialnie mu to uświadomił…
- Od niego!- Mistrz kiwnął głową na Devida, który odpowiedział lekkim skinieniem i tym swoim zawadiackim uśmieszkiem. Pablo spiorunował go wzrokiem.
- Ale na pewno nie wiesz, że jeden Blok jest pusty- fuknął obruszony Soah.
- Który?- zapytał beztrosko Devid z miną niewiniątka.
- Blok USA- odparł tamten i ciężko oparł się o krzesło.
- Yyy… a dlaczego, że tak spytam?- skrzywił się Tony.
- Czeka na swoich przyszłych lokatorów- rzekł z powagą informator.- Na obecną tu trójkę Amerykanów. Potężne rodzeństwo, wybrane przez Angelo- mówiąc to spojrzał kolejno na mnie, Elliota i… Esper. Poczułam jak po plecach przebiega mi lodowaty dreszcz. Ale nie zlękłam się tego, że Lyx na mnie poluje… bardziej obawiałam się reakcji Esper na to, że jest siostrą moją i Elliota…
- Przepraszam… ŻE JAK?!- wrzasnęła Esper z lekka nie panując nad emocjami.
- Antaniaszu, nie powiedziałeś im!- zaszokował się Pablo i podskoczył na krześle.
- Mi powiedział…- odezwałam się niepewnie i nagle sklepienie piwniczki wydało mi się niezmiernie ciekawe, więc utkwiłam w nim wzrok.
- A mnie nie... siostrzyczko, tak!- warknęła do mnie ze zdenerwowaniem.
- Tak wyszło…- Antaniasz wydął policzki i zatoczył małe kółka dłońmi, plącząc się we własnych myślach. Usłyszałam za sobą stłumiony chichot Devida. Ale innym nie było do śmiechu. Elliot oparł się łokciami o kolana i patrzył nerwowo to na mnie to na Esper. Clov marszczyła brwi ze zmartwieniem, a Tony unosił jedną brew wyrażając swoje zaintrygowanie. Tylko Will zdawał się pochłonięty we własnych rozmyślaniach i kompletnie odciął się od rozmowy, więc mogę się założyć, że nawet nie wiedział o czym w tej chwili tak rozprawialiśmy.
- Doprawdy? Tak wyszło?- zapytała ironicznie Esper.- To ciekawe!
- Proszę, czy możemy wrócić do tego później- Antaniasz wstał z miejsca i uniósł ręce w obronnym geście.- Pablo chyba jeszcze nie skończył.
- Owszem…- mruknął chłopak poprawiając się nieswojo w krześle.- Więc… nie zdziwię się, jeśli wiesz Antaniaszu, że Lyx planuje inwazje- Mędrzec potaknął. No to już wiem, o czym tyle godzin rozmawiał z Devidem…- Chce rozpętać III Wojnę Światową. Dwie poprzednie nie dały mu wszystkich profitów, w tą również zaangażuje, Bogu ducha winnych, śmiertelników. Nadnaturalni, Soah’ owie, Czarni, Wilkołaki, śmiertelnicy… Wszyscy na wszystkich, każdy na każdego. To będzie istna rzeź. To jest istna rzeź, bo już się zaczęło. To działa jak łańcuszek, domino, lawina. To co się teraz dzieje na świecie to jak zakaźna choroba. W niektórych krajach już dochodzi do rozruchów politycznych, inne udało się już skłócić. Lyx marzy by wilkołaki rządziły światem, lecz najpierw musi pozbyć się Nadnaturalnych, w tym pomagają mu naukowcy…
- A nie Czarni Ludzie?- zapytał Tony marszcząc brwi i pocierając brodę.
- Nie – zaprzeczył mu stanowczo.- Stowarzyszenie wyłapuje wszystkich Nadnaturalnych żywcem, zabijają tylko tych sprawiających kłopoty, stawiających się lub zbędnych i mało wartościowych. To naukowcy wykańczają ich do reszty. Niszczą swoimi badaniami, wielu ich nie przeżywa, wyciągają z nich moc i „ chowają w słoiku”. To sadyści.
- Coś o tym wiem…- odpowiedział Tony i pomasował odruchowo żebra.
- Dowiedziałem się czegoś jeszcze- zagaił Pablo.- Wilkołaki wzniosły o wiele mniejszą, niepozorną siedzibę na lądzie, gdyż nie odpowiada im ciągła podróż na wyspę. Lyx jest wygodnicki.
       Słysząc to Antaniasz spojrzał zgniewany, oskarżycielskim wzrokiem na Devida. Chłopak stojący w kącie wzruszył ramionami w obronnym geście.
- Jestem dezerterem! - zaczął się bronić.- Kiedy jeszcze czynnie brałem udział w życiu stowarzyszenia Lyx nie miał lądowej bazy! Nic o tym nie wiedziałem, dlatego nic też nie wspominałem!
- Ha!- prychnął Pablo z zadowoleniem.- Jednak na coś się ryzyko opłaciło.
- Dobrze, to co usłyszeliśmy jest bardzo ważne- zwrócił się do wszystkich obecnych Antaniasz.- Sytuacja jest poważna. Wiecie, że jeśli inwazja się powiedzie, nie będzie już tak jak dawniej. Nie będzie już tego świata, który każdy z was poznała, nie będzie już śmiertelników. Kiedy Lyx ich wykończy i będzie już po wszystkim będzie też po nas, nami też się zajmie…
- I to szybciej niż myślisz, Antaniaszu- szepnął z grobową miną Pablo.- Szturm na Szkołę to pierwszy z priorytetów na liście Czarnych i Lyxa. Jesteście jego kolejnym celem. 

7 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, nic dodać nic ująć. Czekam na next! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) A kolejna notka już niedługo

      Usuń
  2. Kurcze, polubiłem Devida xD A tak poza tym, ta na górze dobrze gada :) zgadzam się z nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo! Polubiłeś Devida? (Powiem ci w sekrecie, że ja też go lubię... i nie tylko jako postać z mojego opka) A Enough go nieznosi, zresztą tak jak jej Esper...

      Usuń
    2. Przypadek? Nie sądzę :P

      Usuń
    3. Nic nie dzieje się przypadkiem...
      Jak ja lubię ten tekst! :P

      Usuń
    4. Jest niezły... ale znam lepsze ;) Na przykład "nadejdzie epoka ciemności i to my zgasimy światło"

      Usuń