Mam zaszczyt przywitać się z Wami po raz ostatni... Z żalem wrzucam końcową notkę na tym blogu. Ciężko będzie mi się rozstać z Nadnaturalnymi, ale nic nie trwa wiecznie. Wszystko ma swój początek i koniec. Na nas też nadszedł już czas. Jeszcze raz, ostatni, chciałabym Wam wszystkim serdecznie podziękować, że wytrwaliście z nami przez te kilka miesięcy, że z zapałem dzieliliście się z nami swoimi opiniami, że wspieraliście Nadnaturalnych, odwiedzajac nas i czytając nasze opowiadania. Dzięki Wam nauczyłam się wielu ciekawych rzeczy. Nigdy nie zapomnę tej przygody, jaką było pisanie dla Was. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zetkniemy się w tym blogerskim świecie.
Pozdrawiam :*
Freedom
_______________________
Wiatr szumiał w koronach drzew,
zrzucając z nich wielobarwne liście. W jesienne popołudnie przemierzałam
powolnym krokiem cmentarne alejki. Tony ściskał moją dłoń dodając mi otuchy.
Wzięłam głęboki wdech, by wyrównać puls i spojrzałam na niego z wdzięcznością.
Mijał rok od czasu gdy zabiłam Lyxa,
przywódcę wilkołaków. Odkąd go zabrakło Stowarzyszenie zaczęło się rozpadać.
Wilkołaki nie znalazły nowej alfy. Zaczęły toczyć bitwy między sobą, nie
potrafiąc się dogadać. Wśród nich zapanowała mała wojna domowa, stali się
nieszkodliwi. Zabrakło im powodera, który podjudzałby ich i zmuszał do
działania. Manipulacje wojenne zostały zaniechane. Śmiertelnicy odkryli
istnienie Nadnaturalnych, a co najciekawsze stanęli po ich stronie. Nie zaczęli
ich tępić, za to zaczęli ścigać naukowców. Role się odwróciły, nareszcie
zapanowała sprawiedliwość. Wszyscy Nadnaturalni zostali zaakceptowani. Możemy
żyć normalnie. Nie musimy się ukrywać. Współpracujemy ze śmiertelnikami.
Jesteśmy normalną rasą, jak ciemnoskórzy, czy jasnoskórzy albo skośnoocy.
Do mnie też uśmiechnął się los. Tony
przeżył!!! Wyszedł bez szwanku z eksperymentu, który sabotował! Kiedy się z nim
po tym spotkałam moja radość była nie do opisana. To co wtedy czułam było
niewiarygodne. Nie dość, że udało mi się uciec, to uciekłam do ukochanego. Plan
się powiódł, mój chłopak pozbył się radioaktywności, lecz tym samym pozbył się
części mocy. Nie dysponuje już pełną gamą nadnaturalnych umiejętności. Ale
najważniejsze jest to, że żyje i jest ze mną. Wiem, że mnie nie opuści, zawsze
będzie stał przy mnie.
Tak jak w tej chwili. Kiedy weszliśmy na
cmentarz poległych podczas wojennych rozgrywek Lyxa. Ja się uratowałam. Nie
wiedziałam, że Esper i Elliotowi się nie udało. Dowiedziałam się tego dopiero
gdy wysiadłam z promu i stanęłam przed Antaniaszem i pozostałymi. To była
druzgocąca wiadomość. Długo przeżywałam żałobę. Stowarzyszeniu jednak udało się
odebrać mi moją rodzinę. Najpierw straciłam ojca, potem towarzyszkę, brata,
siostrę i przyjaciela. Dziś w rocznicę tego wydarzenia, przyszłam uczcić ich
pamięć.
W ciszy pomiędzy podmuchami wiatru
przechodziliśmy między nagrobkami. Widziała dużo nazwisk, które nie były mi
znane, lecz ja miałam na celu odwiedzić cztery miejsca pochówku. W pierwszej
mierze udałam się na grób ojca. Spędziłam tam chwilę, trwając w cichej
modlitwie. Tony rozpalił znicze i złożyliśmy kwiaty.
Potem udałam się do Devida Rouziera. To
on pomógł mi uciec, to on pomógł wyzwolić się Tony’ emu od radioaktywności. To
on poświęciła dla mnie swoje życie. To jemu jestem niezmiernie wdzięczna i to
za nim tęsknię. Był dobrym przyjacielem, wybaczyłam mu wszystkie błędy, ale
zrobiłam to chyba zbyt późno. Nie udało się go uratować. Lyx zadał mu zbyt
wiele, głębokich ran, chłopka stracił zbyt wiele krwi. Można powiedzieć, że
skonał mi na rękach. Pamiętam, że zapytał mnie jeszcze wtedy jak bardzo go
znienawidziłam. Pamiętam, że wybuchłam wtedy płaczem i zrobiłam coś czego nie
potrafię dzisiaj wytłumaczyć. To był impuls, coś wewnątrz zmusiło mnie do
przebaczenia mu wszystkiego, a jedyną formą podziękowania i okazania
wdzięczności na jaką mnie było stać, był całus jaki mu dałam. Pamiętam, jakby
to było wczoraj, że odwzajemnił pocałunek. I to była ostatnia rzecz jaką zrobił
w życiu.
Na końcu odwiedziłam malutki nagrobek
Elliota. Nie potrafiłam nad sobą zapanować i zaszlochałam spazmatycznie stając
przed kamienną płytą. Elliot był zbyt młody. Szczególnie on nie zasługiwał na
taką śmierć. Na takie cierpienie. Na odejście w katuszach. Tony pocieszyła mnie
bezgłośnie i objął dodając mi otuchy. Miałam niewiarygodne szczęście, że był
przy mnie.
Później poszłam do Esper. Wieść o jej
nieudanej ucieczce zwaliła mnie z nóg. Była jak cios młotem. Nie chciałam
wierzyć, że się jej nie udało… bo pomogła Clov, która do dziś ma wielkie
wyrzuty sumienia. Dziewczynka nie jest w stanie przeboleć, że gdyby nie Esper
skończyłaby w paszczy wilkołaka. Clov zawdzięczała jej życie, to fakt, ale nie
mogła się z tym pogodzić. Pablo także się załamał, długo przeżywał jej śmierć,
nie przyjmował przez długie miesiące do wiadomości tego, że Esper nie ma już z
nami. Andy, który widział to na własne oczy, również pogrążył się w żałobie.
Jego żal i smutek spotęgowany był także utratą Jassy, z którą tyle go łączyło.
Po części go rozumiałam, zdawałam sobie sprawę co czuł. Wszystkim brakowało
Esper. Wbrew pozorom byłam do niej wielce przywiązana i wieść o jej nagłej i
drastycznej śmierci przybiła mnie tak samo jak wiadomość o zmarłym Elliocie.
Tak, kochałam ją. Kochałam jak siostrę.
Czułam, że dłużej nie wytrzymam w tym
miejscu, więc poprosiłam w myślach Esper o wybaczenie, że dłużej przy niej nie
pozostanę, i zwróciłam się do Tony’ ego, byśmy wracali. Chłopak przystał na
moją propozycję i po chwili, w ciszy, wracaliśmy brukowaną alejką, między
bukami, w stronę bramy. Szłam przed siebie rozmyślając o poległych bliskich.
Wpatrywałam się w czubki własnych butów, i rozmoknięte liście, które deptałam.
Poczułam jak Tony otacza mnie swoim ramieniem, a po moim ciele rozlewa się
przyjemne ciepło. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego wdzięcznie. Pocałował
mnie czule w czoło.
Cmentarz pozostawiliśmy już za sobą i
wyszliśmy poza jego bramy. Jesienny wietrzy szumiał lekko między konarami,
śpiewając swoją żałobną piosenkę.
- Lorren FrostyBlast!- zawołał
ktoś za mną, jedwabistym głosem. Zwolniłam zdezorientowana i posłałam Tony’ emu
zdziwione spojrzenie. Kiedy odwróciłam się niepewnie, by sprawdzić kto mnie
woła ujrzałam za sobą młodego mężczyznę, którego otaczała świetlista aura. Miał idealną cerę, blond włosy. Ubrany była jak
przeciętny człowiek- na nogach nosił białe adidasy, miał białą koszulę oraz
czarną marynarkę i spodnie. Jedyną różnice stanowił, który dzierżył w jednej
dłoni i piękne, pierzaste skrzydła wyrastające z pleców. Poznałam go od razu,
lecz nadal niedowierzałam, że stał on przed nami.
-
A-angelo?- zająknęłam się z zawahaniem. Słyszałam jak Tony wciąga powietrze
nosem, na widok Wyroczni, by równie zaskoczony jak ja.
-
Witaj ponownie- uśmiechnął się do mnie słysząc własne imię.
-
Nie rozumiem…- ciągnęłam dalej oszołomiona.- Przecież objawiasz się każdemu
Nadnaturalnemu tylko raz w życiu. Czemu więc zaszczycasz mnie po raz drugi
swoją obecnością?
Angelo zaśmiał się beztrosko i zrobił
kilka kroków w przód.
-
Chciałem ci pogratulować- odpowiedział poważniejąc.- Świetnie poradziłaś sobie
z zadaniem, jakie dla ciebie przewidziałem, gdy się urodziłaś. Nieświadomie,
dzięki twoim czynom i decyzją jakie podejmowałaś wraz z Antaniaszem i jego
uczniami zapanował pokój. Wszyscy Nadnaturalni powinni być wam wdzięczni, lecz
to właśnie ciebie postanowiłem cię wynagrodzić, bo ty ucierpiałaś najbardziej.
-
Słucham.
-
Wskrzeszę - kontynuował patetycznym tonem- jednego z twoich bliskich, którzy
polegli podczas wojennych działań. Wybierz osobę ci najbliższą, masz tylko
jedną szanse. Podaj mi jedno imię.
Zawahałam się słysząc jego propozycję.
Przysłoniłam usta dłonią, jednak nie zastanawiałam się długo. Po chwili
wszystkie wątpliwości minęły i dałam mu prostą odpowiedź. Spoglądając Angelo w
oczy rzekłam:
-
Esper.