wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 22 od Lorren " Nic nie dzieje się przypadkiem"

Witajcie! Miałam dzisiaj jeden z najgorszych dni w życiu, ale co tam! Przeżyłam i mogę teraz dla was wrzucić kolejny przydługi rozdział (który i tak skróciłam XD)
Dedykuje tę notkę wszystkim skrycie zakochanym (to nie ma związku z je treścią, a raczej zmianami i wydarzeniami, które miały miejsce ostatnio w moim życiu... :P) Czasem warto postawić wszystko na jedną kartę i zaufać losowi, Enough! 
Zakręcona
Freedom
_____________________
- Lorren, nie wierzę!- mruknął chłopak z tym swoim francuskim akcentem, poluźniając uścisk na moim nadgarstku. Kąciki jego ust uniosły się w nieśmiałym uśmiechu, gdy wypowiedziałam jego imię.- Pamiętasz mnie?!- rzucił wesoło, lecz w jego głosie nadal pobrzmiewało niedowierzanie.
- Tak, ale… Devid, ty jesteś nadnaturalny?!- wykrztusiłam w końcu robiąc wielkie oczy.
- To ty o tym nie wiedziałaś?- zdziwił się rozkładając ręce i ściągając brwi.
- Kiedy się poznaliśmy nawet nie wiedziałam, że sama jestem nadnaturalna!- odpaliłam łapiąc się dłonią za czoło i przeczesując palcami grzywkę.
- Tak długo cię nie widziałem! No, chodź tu do mnie, a nie gadaj tyle!- zakrzyknął entuzjastycznie rozkładając szeroko ręce. Już po chwili tonęłam w jego mocnych objęciach, nie wiem jak to się stało. W sekundzie przypomniałam sobie ile razy te objęcia, te dłonie podniosły mnie na duchu, ile razy mnie uspokajały, dawały nadzieję i broniły mnie.
- Tyle lat, tyle lat…- szeptał cicho, sam do siebie. Po chwili mnie puścił, a ja nie potrafiłam powstrzymać ogromnego uśmiechu, który wykwitła na mojej twarzy. Devid był moim pierwszym, prawdziwym przyjacielem i pierwszą miłością, ale to mniej istotne… Więc jak mogłabym nie cieszyć się ze spotkania z nim po… chwila… pięciu latach? Tak, pięciu. Tym bardziej, że rozdzielono nas z dnia na dzień, bez możliwości pożegnania.
- Tak, jasne, spotkanie po latach, super, pięknie, ładnie, ale śpieszymy się, prawda Lorren?- nagle wciął się Tony i odciągnął mnie za ramię w tył. Ups… on cały czas przy nas stał. Dałam plamę reagując tak entuzjastycznie na widok Devida. Wpadka…? Zalały mnie wyrzuty sumienia. Tony i tak był już na mnie z tego powodu wkurzony… Zaczęłam jęczeć w myślach i lekko się skrzywiłam.
- No tak, oczywiście, rozumiem- odpowiedział zgaszony Devid całkowicie zbity z tropu.- A przepraszam, ty to…
- Jestem Tony, chłopak Lorren- przecedził przez zęby z syczącym naciskiem na dwa ostatnie słowa. Jednak na jego twarzy rozlewało się opanowanie, krył emocje, ale ja dobrze wiedziałam, że wewnątrz kipiał z wściekłości. Czyżby był zazdrosny…? Dałam mu ku temu powody? Chyba tak… Sondowałam ich obydwu wzrokiem. Co prawda Devid był nieco niższy od Tony’ ego, ale Tony wyglądał przy nim nad wyraz wątle… Chudy, wysoki, niczym wieszak, nie przypisałabym mu tyle krzepy i siły ile posiadał. Za to Devid robił wrażenie kogoś kto mógłby jednym ruchem złamać Tony’ ego niczym gałązkę. Byli swoimi kompletnymi przeciwieństwami.
Słysząc chłodne powitane Tony’ ego Devid w jednej sekundzie zmarkotniał i spochmurniał. Potarł ze zmieszaniem kark i odchrząknął:
- Miło mi- mruknął posępnie i wyciągnął dłoń do mojego chłopaka.
- A mnie nie- syknął Tony i spojrzał wzgardliwie na wysuniętą rękę.
- Tony!- zganiłam go i przepchałam się między nich.- Co ty wyprawiasz? Devid to mój przyjaciel z dzieciństwa.
- Doprawdy?- prychnął z niewesołym uśmiechem.- Czy tylko przyjaciel?
Rzuciłam szybko okiem na Devida, by sprawdzić jego reakcje. Unosił jedną brew w pytającym geście. Widziałam, że powstrzymuje ten swój figlarny uśmieszek.
- Owszem, przyjaciel- odparłam stanowczo zwracając się z powrotem do Tony’ ego.
- Ja nie chce robić kłopotu- odrzekł Devid zakładając ręce na piersiach i przenosząc ciężar ciała na jedną stopę.- Skoro się spieszycie, nie będę was zatrzymywał- spuścił głowę i wzruszył ramionami.- I tak miło było cię ponownie zobaczyć.
- Co to, to nie!- zaoponowałam. Skoro już go spotkałam nie przepuściłabym okazji, by móc z nim dłużej porozmawiać. Wiązałam z nim zbyt wiele wspomnień, był jedną z nielicznych osób, które darzyły mnie ciepłem. I nie obchodziło mnie to co w tej chwili myślał Tony. Musiał się pogodzić z tym, że chciałam zamienić słowo, bądź spędzić trochę czasu z najlepszym kumplem, którego nie widziałam lata, a tak wiele mu zawdzięczałam. Tony powinien to uszanować i zrozumieć!
- Devid idzie z nami!- zapowiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu, z poważną miną zwróciłam się do Tony’ ego. Na jego twarzy zagościła mieszanina żalu i złość.
- Wiesz w co ty nas pakujesz!?- wrzasnął na mnie obcesowo.- To jeden z Czarnych Ludzi!
- Ej, ej, chwila! Mała poprawka!- przerwał mu Devid.- Od tygodnia już nie!- Uśmiechnął się pobłażliwie, w jego oczach dostrzegłam błysk.- Jak już to jeden z BYŁYCH Czarnych Ludzi.
- Co za różnica!- warknął Tony.- Człowieku, wyszkolono cię na zawodowego zabójcę! Nigdy ci nie zaufam! I nie pozwolę swojej dziewczynie, żeby ci zaufała, nawet jeśli odszedłeś ze stowarzyszenia! Możesz zapomnieć, że weźmiemy cię ze sobą, nigdy tak nie zaryzykuje!
- Gdybym chciał już dawno zabiłbym was oboje, a ty nawet byś nie zauważył!- rzucił od niechcenia przechylając głowę. Słysząc jego słowa cofnęłam się automatycznie. Strach powrócił. Devid to spostrzegł i uśmiechnął się do mnie niewinnie, lecz dalej ciągnął stanowczo zwrócony do Tony’ ego.- Sam powiedziałeś, byłem zawodowym mordercą. A jakoś nadal stoisz tu cały i zdrów. Wiesz dlaczego? Bo rzuciłem tą fuchę. Zbiegłem, Lyx mnie ścigał, dlatego udałem się do Naszego Świata, tu wilkołak by mnie nie dopadł! Nie odwalam już za niego brudnej roboty! A poza tym… co na celu miałbym robiąc wam krzywdę?
- Masz broń?- zapytałam podejrzliwie. Nie mogłam uwierzyć, że Devid zboczył na taką ścieżkę. Tego się po nim nie spodziewałam, ale wierzyłam, że pomimo szkolenia jakie przeszedł jest gdzieś w nim cząsteczka starego Devida. W głowie mi się nie mieściło, żeby akurat on był zdolny do takich czynów. Na pewno z własnej woli nie przeszedł szkolenia. Nie wierzyłam w to, by mógł się tak zmienić! W końcu uciekł od wilkołaków… Jednak nie miałam takiej ochoty, by zabierać go ze sobą, do Szkoły. Jeszcze pod nieobecność Antaniasza. Tony miał po część racje. Niestety.
- Oczywiście, Lorren- odpowiedział z urażoną miną. A sposób w jaki wypowiadał „r” z tym swoim słodkim akcentem, tym razem nie wydał mi się taki uroczy.
- Oddaj- zażądał Tony.
Devid wzruszył ramionami. Schylił się i wyciągnął z cholewy buta sztylet (Hm, Tony też chował w butach broń, nawet teraz miął swój nóż w lewym wysokim adidasie). Chłopak rzucił ostrze pod nogi Tony’ ego. Sięgnął za pasek i wyciągnął dwa kolejne noże- jeden krótki do rzucania, drugi toporny, bardziej przypominający kuchenny, gruby nóż do chleba. Je również cisnął na ziemię. Potem sięgnął do wewnętrznych kieszenie kurtki i po kolei wyciągał kolekcje małych cienkich narzędzi, które mogły służyć nie tylko do zadawania śmiertelnych ran. Nadawały się do otwierania zamków itp., więc miały też swoją praktyczną stronę. Wyrzucił je także i zastygł w bezruchu. Tony spojrzał na niego pobłażliwie i wyciągnął rękę domagając się więcej. Devid przewrócił oczami i raz jeszcze sięgnął ręką za pasek od spodni, na plecach i wyciągnął smukły, czarny pistolet.
- Tego ci nie oddam- rzekł chłodno, przyglądając się małej broni palnej.- Jedynie to- wysypał naboje z pistoletu i wyciągnął zapasową paczuszkę z kieszeni spodni, po czym cisnął na ziemię.- No i niestety, nie wyjmę z siebie nadnaturalności- burknął zrzędliwie. Spojrzał na mnie z lekkim wyrzutem.
- A twoja moc?- spytałam łapiąc pod ramię Tony’ ego, który spojrzał na mnie ze satysfakcją i triumfem w oczach.
- Śmierć…?- rzucił krótko z przeciągłym „r”, jakie miał w zwyczaju wymawiać. Znowu uśmiechając się łobuzersko. Zemdliło mnie. To jedno słowo wywarło na mnie ogromne wrażenie. Mogę przysiądź, że zrobiłam się bledsza niż on sam. Nogi lekko mi zwiotczały. Nie docierało do mnie, nie dopuszczałam do siebie tej myśli, że ktoś kto się mną opiekował, kto dał mi nadzieję, kto zawsze był przy mnie, kto mnie wspierał… mógłby się tak zmienić. Tylko, że swoją moc miał od urodzenie. Śmierć. Nie dociekałam co się z tym wiąże, choć tysiąc pytań cisnęło mi się na usta.
       Wtedy coś za nami zaczęło pykać. A raczej pluskać: PLUM! PLUM! PLUM! Impulsy nasilały się. W mig pojęłam, że to portal. Na śmierć o nim zapomnieliśmy! Zamykał się. To był sygnał, że przejście zaraz nie będzie dostępne. Wymieniłam z Tony’ m naglące spojrzenia. Devid pokręcił smutno głową.
- No cóż… nie zatrzymuje was dłużej- westchnął cicho zawieszając na mnie swój wzrok.- Zresztą i tak narobiłem wam dużo kłopotu, namieszałam. No i rzeczywiście, nie byłbym w stanie odbudować waszego zaufania- spojrzał na kupkę śmiercionośnych ostrzy- Zrobić ten jeden błąd, potem wszystko się sypie… Myślicie, że jestem z tego dumny, najchętniej cofnąłbym czas. Najlepiej do tych dziecięcych lat we Francji…- jego akcent się nasilił.- Lorren… wiedz, że tęskniłem. I dalej będę tęsknić. Może się jeszcze kiedyś zobaczymy, o ile nie będziesz bała się do mnie zbliżyć, bo wątpię byś mi teraz ufała. Wiem, zmieniłem się, ale nie z własnej woli.
- Ufam- szepnęłam ledwo słyszalnym tonem podchodząc do niego bliżej. Tony obrzucił mnie miażdżącym spojrzeniem i już otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz odwzajemniłam się również niemiłym wzrokiem.
- Idziemy, kochana- odkaszlnął i ruszył w stronę portalu, nie zważając na moją reakcję. Nie byłam zadowolona z takiego obrotu spraw. Nie chciałam kłócić się z Tony’ m, był dla mnie najważniejszą osobą na świecie, zależało mi na nim jak na nikim innym. Byłam z nim szczęśliwa. Ponoć z miłością w parze idzie cierpienie. Może i racja. Bo właśnie cierpiałam. Mimowolnie raniłam Tony’ ego, zdawałam sobie z tego sprawę, ale byłam bezsilna. Nie byłam z tego dumna, lecz wymagałam od niego choć trochę wyrozumiałości w tej sprawie. Nie powinien być taki zaborczy. Jasne, martwił się o mnie, ale powinien dać mi trochę swobody w naszym związku i nie powinien tak się burzyć, lecz uszanować to i pozwolić mi zadawać się z kim chce, bez względu na to, co mnie z tym kimś w przeszłości łączyło. Myślałam, że wie, że kocham tylko jego. Czyżbym się myliła?
       Devid spoglądał na mnie z żalem. Mi też ciężko było tak po prostu odejść, skoro chwilę wcześniej się rozpoznaliśmy i odnaleźliśmy po latach. Wierzyłam w jego skruchę. Zawsze był szczery. W dzieciństwie mogłam na nim polegać, ufałam mu bezgranicznie. Dużo rzeczy przemawiało za tym, bym straciła to zaufanie. Ale najpierw wolałabym dowiedzieć się szczegółów. Jak został jednym z Czarnych Ludzi? Czy rzeczywiście wykonywał ich zlecenia? Przecież był taki młody… Przejść szkolenie to jedno, wykorzystać je w praktyce to drugie. Zresztą ja również zaczęłam bezwzględnie władać bronią. Łuk w moich rękach to nie zwykła zabawka, my również przechodzimy podobne szkolenie. Te i inne myśli przemknęły mi w głowie w ułamkach ułamków sekundy.
Wtedy wpadłam na desperacki pomysł. Korzystając z tego, że Tony był tyłem zdjęłam pośpieszni skórzaną bransoletkę.
- Masz towarzysza? Znajdzie mnie- pochyliłam się do Devida i wcisnęłam mu bransoletkę do ręki.- Aura przyciąga.
      Uśmiechnął się z nadzieję. Zrozumieliśmy się. Odwróciłam się i pobiegłam za Tony’ m. Zastanawiacie się co da mu ta bransoletka? Przeszła moim zapachem, moją aurą. Jeśli Devid ma towarzysza odnajdzie mnie. Towarzysz rozpozna aurę i ją odszuka. Stara sztuczka, której nauczyła mnie ciotka. Przydatna, prawda?
        Dogoniłam Tony’ ego i ostatni raz spojrzałam za siebie.
        Devida już nie było.
*  *  *
        Siedziałam po turecku, na pianinie w pokoju Tony’ ego i tłukłam się zeszytem po głowie. Chłopak siedział na podłodze, oparty o łóżko, a na kolanach trzymał laptopa. Lexi spała w kącie, koło perkusji. A ja nie mogłam skupić się na tym projekcie, cały czas rozmyślałam o akcji, jaką zrobił Elliot… Miej tu młodsze rodzeństwo… Zawsze cię wkopie! Zorganizował akcje poszukiwawczą! Narobił zapewne paniki. Zwerbował pozostałych adeptów i zmusił ich do przeszukania Ośrodka. Człowiek chce się dyskretnie wymknąć, a i tak cię zdemaskują. Choć tyle, że nie ma Antaniasza… Ale moja mina musiała być bezcenna, gdy wróciłam tu z Tony’ m i wszyscy nas oblegli zasypując pytaniami…
      Nie ważne. Istotne natomiast jest to, że „pogodziłam” się z Tony’ m. Już się na mnie nie wściekał, a nawet mnie przeprosił. Zdziwiło mnie to, bo byłam pewna, że jest na mnie śmiertelnie obrażony. Chyba postawił się w mojej sytuacji. Wybaczył mi moje zachowanie i reakcje. I przyznał się, że był zazdrosny. To wyznanie akurat było uroczę… Dodał też, że chyba zbyt pochopnie ocenił Devida. W końcu sam kiedyś, w przypływie niekontrolowanej nadnaturalności, można powiedzieć zabił grupkę niewinnych ludzi… i swoją rodzinę. Przyznał, że żałuje, iż nie zabraliśmy go ze sobą. Antaniasz mógłby być nim zainteresowany, a skoro Devid uciekł z stowarzyszenia, mógł być cennym uczniem i sprzymierzeńcem, który posiadał wewnętrzne informacje o poczynaniach Czarnych Ludzi i wilkołaków. O ile mniej musieliby ryzykować Soah’ owie…?
- Masz jakiś pooomysł…?- zapytał wyrywając mnie z zamyślenie i zamykając z trzaskiem laptopa. Spojrzał na mnie wyczekująco z znużoną miną.
- Nieee… nic mi nie przychodzi do głowy- odparłam kręcąc głową ze zwątpieniem.- Antaniasz nie mógł wymyślić niczego lepszego, naprawdę…
- Mamy stworzyć coś indywidualnego, tak?- zadał mi kolejne pytanie i położył się na podłodze, podpierając na łokciu, by sięgnąć po jedną z zabazgranych kartek. Taaa… po całym jego pokoju walały się papierzyska, arkusze, zeszyty z notatkami. Siedzieliśmy już nad tym kilka godzin, już któryś dzień pod rząd, odkąd wróciliśmy z Naszego Świata.- Coś co odda nasz charakter?
- Tak, ma powstać jakiś przedmiot, coś materialnego, co będzie odzwierciedlaniem osób z pary- odpowiedziałam i zaczęłam wertować kartki zeszytu z naszymi notatkami i próbnymi projektami. Elliot z Clov wczoraj skończyli. Im współpraca idzie najlepiej, jednak czekają na Mistrza z oddaniem pracy. Mój braciszek skrzętnie chowa swoje dzieło, nie wiem czemu, ale ma z tego niezły ubaw… już się boje, co takiego stworzyli. A Esper i Will… oni nie mogą się dogadać, stoją w miejscu, jak ja i Tony.
Nagle Tony zastygł w bezruchu, dostrzegłam to kątem oka. Ruch ustał, więc przykuło to moja uwagę. Spojrzałam na chłopaka. Unosił jedną brew i wystawiał czubek języka, jak to miął w zwyczaju robić, gdy nad czymś intensywnie myślał. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Wiesz, co…- odezwał się nie podnosząc na mnie wzroku znad kartek.- Chyba mam pomysł.
- Zamieniam się w słuch- rzuciłam szybko i zsunęłam nogi z pianina.
- Co nas łączy?- zadał mi pytanie podnosząc głowę i przygryzając koniuszek ołówka.
- Możesz to bardziej sprecyzować?- uniosłam obydwie brwi i przechyliłam głowę.- Mogłabym długo wymieniać…
- Dobra, chodzi mi o muzykę! - podpowiedział, a w jego oczach zaszalał błysk.- Zróbmy jakiś instrument. Połączmy nasze moce, włóżmy w to uczucia, pasje… nas.
      W tym momencie moje usta wykrzywiły się w ogromnym uśmiechu. To było genialne.
- A więc do roboty- odparłam zeskakując z pianina.
*  *  *
     Skończyliśmy. Udało się. Projekt z głowy.
     Późnym wieczorem wstąpiłam do domku Antaniasza po teczkę z instrukcjami, którą tam zostawiłam. W domku panował półmrok. Przeszłam ciemnym korytarzem i zaświeciłam światło w przedpokoju. Dziwaczne przedmioty straszyły po kątach. Wzdrygnęłam się na ich widok i ruszyłam w stronę gabinety Mistrza. Stanęłam przed drzwiami. Były uchylone. Dziwne. Pchnęłam je delikatnie, nawet nie skrzypnęły. Nie zapalałam światła, stwierdziłam, że blask z holu mi wystarczy. Czułam się trochę nieswojo. Wyczuwałam dziwną aurę, ale nie potrafiłam jej rozpoznać. Wpełzłam do środka i zamarłam w bezruchu. Księżyc wlewał swe światło do środka przez otwarte okno. Firanka zaczęła powiewać i trzepotać od przeciągu. Fotel Mędrca był obrócony tyłem. Zdrętwiałam dostrzegając pewien przedmiot leżący na biurku. Moja skórzana bransoletka.
     Podskoczyłam przestraszona, gdy fotel się poruszył.
     Serce skoczyło mi do gardła, gdy zobaczyłam siedzącego swobodnie w fotelu...
     … owszem, Devida.

6 komentarzy:

  1. Rozśmieszyła mnie jedna literówka. - ,,Jestem Tony, chłopka Lorren.,, :D
    A tak na serio to rozdział bardzo fajny. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie tu rozśmieszyło bardzo dużo rzeczy, ale muszę się zgodzić, że ta "chłopka" była najlepsza xD
    No cóż, boję się kolejnego rozdziału... Mam czego się bać? A poza tym fajne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję za szczerość, Sagi! Ale już niedługo. Poczekaj do 30 rozdziału, potem już nie będzie cię miało co śmieszyć...
      Tja... masz czego się bać. Kolejny rozdziała będzie wręcz przerażający...

      Usuń
    2. Czy to groźba? :P
      Przerażający? Hm... pod warunkiem, że będzie przerażający a nie "przerażający", czyli taki jak np. Hostel 2 to nie ma się czego bać. Bo Hostel 2 mnie nie przeraził, tylko zniesmaczył. Tak jak pewien blog... na którego już nigdy nie wrócę.

      Usuń
    3. Groźba? Nie... Raczej cierpkie stwierdzenie faktów. Mówiłam ci już kiedyś o tym, nie? Wiesz co będzie po 30 rozdziale, a raczej czego już nie będzie...
      Spokojnie. Wiesz, to z tym "przerażającym" to był taki delikatny sarkazm...

      Usuń
    4. No tak, wspominałaś a ja powiedziałem ci co o tym sądzę... W każdym razie nie wiem ile czasu ja tu będę i jak długo będę ciągnął mojego.
      To dobrze, bo nie lubię się bać :P

      Usuń