piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 20 od Esper ,,Historia Willa''

Siemka! Znalazłam czas (wreszcie) na dokończenie rozdziału ;). Mogę dać szanse Freedom na rozwinięcie skrzydeł i dokończenie przez nią swojej półtorastronowej notki ;)
Ponadto dodałam kilka nowych piosenek do naszej listy. Może je znacie, może nie...ale zawsze watro podzielić się propozycjami :) 
Miłego czytania rozdziału! Dzisiaj najciekawszą rzeczą jest chyba ,,historia Willa'' jak wskazuje na to tytuł ;) Może bardzo się nie zanudzicie, czytając te wypociny.
* * * 

- Możemy wreszcie coś zrobić, czy będziesz tak siedział bezczynnie do końca dnia?- spytałam, chyba po raz setny.
Siedziałam w pokoju Willa. Noc minęła, a następnego dnia, tuż po śniadaniu, zabraliśmy się za projekt. ,,Zabraliśmy się'' znaczyło w tym przypadku, iż poszliśmy właśnie do pokoju Willa i mieliśmy wspólnie zastanowić się nad zadaniem. Jednak nie wszystkim zależy na wypełnieniu tego zadania- myślałam z goryczą. Will beztrosko usiadł sobie przy biurku i zaczął szkicować. A przynajmniej tak mi się zdawało, gdyż chłopak nie dopuścił mnie do swojego stanowiska. Przysiadłam na krześle tuż przy drzwiach i przez kilkadziesiąt minut okropnie się nudziłam. Oczywiście w pierwszej chwili spenetrowałam wzrokiem pokój Willa. Urządził się nader ciekawie. Pomieszczenie z pozoru przypominało ciemnię- światło pozostawało zgaszone, tylko pojedyncze lampki, umieszczone w kątach pokoju, dawały nikłe światło. Pod sufitem rozciągnięte były sznurki, na nich natomiast wisiały zdjęcia. Zaintrygowana, wyciągnęłam rękę, by obejrzeć choć jedno zdjęcie z kolekcji Willa, lecz ten skutecznie mi to udaremnił, zagradzając drogę i obdarzając lodowatym spojrzeniem.
Dopiero potem, kiedy moje oczy przywykły do panującego w pomieszczeniu półmroku, zauważyłam rozwieszone na ścianach obrazy- od najmniejszych, znajdujących się nad łóżkiem i za drzwiami, po ogromne, zajmujące niekiedy całą ścianę- a także maski, przypominające trochę afrykańskie dzieła. ,,Pochodzisz z Afryki?'', spytałam wtedy. Will, nie odrywając wzroku znad kartki, burknął coś pod nosem, co uznałam za skuteczną odpowiedź i zakończenie rozmowy. Wzruszyłam ramionami, gdyż również niezbyt miałam ochotę na pogawędkę, jednak pytań nigdy dość. Przyjemnie byłoby się czegoś dowiedzieć o Willu. Bądź co bądź, mamy wspólnie zrobić razem projekt, a to oznacza, że będziemy spędzać ze sobą więcej czasu. To do czegoś zobowiązuje.
Ponadto w pokoju znajdowało się łóżko, podobne jak u mnie, biurko zawalone kartkami, ołówkami i gazetami, szafa, niewielki stolik oraz krzesło, na którym w obecnej chwili siedziałam.
- Możesz się chociaż odezwać?- spróbowałam zagadnąć.- Albo odkleić się od tego cholernego biurka i zająć się na przykład osobą, z którą miałeś robić projekt?
Zauważyłam, że chłopak poruszył się nieznacznie, jakby próbując znaleźć wygodniejszą pozycję do siedzenia, po czym odpowiedział, nadal ze wzrokiem wlepionym w szkic:
- Nie.
Westchnęłam, głośno wypuszczając powietrze. Kiedyś przez niego zwariuję, warknęłam w myślach. A przecież spędziłam z nim zaledwie godzinę.
- Czasami zastanawiam się, jak twoja rodzina z tobą wytrzymywała. Z pewnością nie mieli łatwo- dodałam zgryźliwie.
Will odwrócił się w moją stronę, a w jego oczach dostrzegłam mieszaninę złości i smutku. Pokręcił przecząco głową, mówiąc:
- Nigdy nie miałem pełnej rodziny. Od lat znam tylko ojca.
Nieco szerzej otworzyłam oczy. Zaskoczyło mnie wyznanie chłopaka. Rozchyliłam usta, gotowa wyrazić swoje współczucie w związku z powyższą sytuacją, lecz prędko je zamknęłam. Stwierdziłam, że żadne słowa nie pomogą, a co więcej- mogą tylko bardziej rozeźlić. Wiedziałam to z własnego doświadczenia. To ciekawe, jak własne przeżycia znajdują odpowiedniki w życiu innych- stwierdziłam w duchu. Odezwałam się po chwili, chcąc przerwać panujące milczenie.
- Przepraszam, nie powinnam poruszać tego tematu.
Will potrząsnął głową, jakby chcąc wyrzucić konkretne wspomnienia, które akurat cisnęły mu się na myśl.
- To nie twoja wina- powiedział.- Nie wiedziałaś.
Zarzuciłam nogę na nogę, pochylając się lekko do przodu.
- Zawsze to lepiej, jeśli się komuś wygadasz- mruknęłam, siląc się na uśmiech. Pomimo wszystkiego, co do tej pory dał mi poznać o sobie Will, chciałam mu pomóc. Złe wspomnienia z przeszłości to niekiedy powód do zamknięcia się w sobie i totalnego odizolowania od świata. Jak w moim przypadku- uświadomiłam sobie z goryczą. Tyle że ze mną już raczej nic nie da się zrobić.- Jak coś, to możesz mi, no wiesz...powiedzieć, co cię gryzie. Możesz mieć pewność, że nikomu nic nie wygadam.
Chłopak nie odpowiedział. Wzrok miał utkwiony na jakimś niewidocznym dla innych punkcie w przestrzeni. Zapadła cisza. Nie miałam śmiałości przerwać mu rozmyślań. Przeniosłam spojrzenie na okno, znajdujące się nieco ponad głową Willa. Słońce najwyraźniej osiągało swój najwyższy punkt na niebie- promienie oświetlały drzewa i krzewy na zewnątrz z wielką mocą; do moich uszu doszedł śpiew ptaków, ukrytych przed skwarem w koronach wysokich dębów i buków. Tam świat cieszy się każdą minioną chwilą, przeżywa wszystko na nowo- każdy odgłos, każdy widok, każde nowe stworzenie, które wyłania się z cienia. A tutaj? Ja i Will. Siedzimy razem w pokoju, przywodzącym na myśl afrykańską ciemnię, panuje dojmująca cisza. Jak można porównywać te dwa kompletnie inne miejsca? Radość- smutek. Światło- mrok. A jednak coś podpowiadało mi, że znalazłam się we właściwym miejscu, że to właśnie w tym mroku i ciszy powinnam teraz siedzieć. Mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę Nadnaturalnego, siedzącego naprzeciwko mnie. Wyczułam, że zbierał się do wyznania mi czegoś. Podciągnęłam wyżej rękawy czarno-brązowej bluzki i czekałam.
- Przez całe życie pływałem z ojcem po morzu. Na statku- zaczął niepewnie, nadal wpatrując się w lakierowane panele podłogi swojego pokoju.- Tak naprawdę nie wychodziłem na ląd od...zawsze. Wciąż liczyło się tylko spanie w kajutach, dnie spędzone na pokładzie. Szczerze mówiąc, nie wytrzymywałem już- parsknął śmiechem i spojrzał na mnie.- Bo jak można trzymać człowieka przez siedemnaście lat w tym samym miejscu, nie dając mu swobody ruchu? - Pokiwałam głową i zachęciłam go gestem ręki, by mówił dalej.- W końcu, kiedy przybiliśmy do jakiegoś portu, po prostu uciekłem. Naprawdę chce ci się tego wszystkiego wysłuchiwać?- spytał z niedowierzaniem.- Może tylko niepotrzebnie się wysilam i tak masz to wszystko gdzieś.
Wstał i odwrócił się w stronę okna. Nie poznawałam Willa. Zdziwiło mnie to, że z aroganckiego, ponurego chłopaka w jednej chwili przemienił się w pokorną, skruszoną osobę, która bez problemu opowiada innym o swojej przeszłości. Zastanawiałam się nad tym, czy rzeczywiście mam ochotę dalej słuchać wywodów Willa. Serce podpowiadało mi, abym dała mu wolną rękę i niech się dzieje, co chce. Wygada się- będzie mu o wiele lepiej przeżyć tamte wydarzenia; nie będzie się już zamartwiał ani źle wspominał. Może warto zaryzykować?- spytałam samą siebie w myślach. Will ma prawo zrobić krok w stronę szczęścia.
- Mów- powiedziałam krótko. Chłopak odwrócił się w moją stronę z szeroko otwartymi oczami. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie. ,,Zmieniasz się w zastraszającym tempie''- mruknął pod nosem, co usłyszałam dzięki mojemu nadnaturalnemu słuchowi. Doprawdy? Spójrz na siebie- miałam na końcu języka, lecz powstrzymałam się od kąśliwego komentarza. Nie zrażaj go do siebie, pamiętaj.
- Więc jak mówiłem: uciekłem- podjął opowieść.- Mój ojciec zawinął do pewnego portu w...chyba gdzieś u wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej. Jak zwykle wystawił dwójkę swoich najbardziej zaufanych ludzi, aby pilnowali mnie, żebym nie robił głupstw- zaśmiał się krótko, niewesoło. Nie dziwiłam się, w końcu, kto nie ufa własnemu dziecku? Nie wypuszcza go spod swojej opieki, nie daje możliwości...rozwoju?- Wtedy miałem już serdecznie dosyć tego jego...pilnowania mnie, szpiegowania, łażenia za mną krok w krok. Dzień wcześniej zgarnąłem ze stołu w czasie kolacji nóż. Domyślasz się, po co mi on był?- skierował pytanie bezpośrednio do mnie. Otworzyłam szeroko oczy, bo dopiero kilka sekund później zdałam sobie sprawę z ówczesnych zamiarów Willa.
- Ty naprawdę chciałeś...?- ostatnie słowo zamarło mi w gardle. Pomimo całej mojej oziębłości i oschłości wobec świata zewnętrznego, nie wyobrażałam sobie nic gorszego niż zabicie kogoś. Niewinnego człowieka, który...może wcale nie chciał nic zrobić. Otrzymał tylko polecenie i starał się je dobrze wypełnić...
- Owszem, chciałem. I nawet to drobiłem- rzekł po chwili.- Myślisz, że nie jest mi wstyd? Wiesz, wobec własnej zachcianki zabiłem dwóch niewinnych ludzi, tu nie ma powodu do dumy.- Usiadł na krawędzi i oparł głowę na przedramionach.- Raczej nie ma wytłumaczenia dla moich czynów. Chociaż myślę, że nie zrobiłbym tego, gdyby nie mój ojciec. To przez niego wszystko się zawaliło, cały mój świat. Nie wiem, czy bym żałował, gdyby to on stał wtedy na miejscu swoich ludzi i pilnował mnie przed ucieczką. Przepraszam, że mówię ci to wszystko- westchnął i podniósł wzrok na mnie.- Możemy dokończyć projekt jutro? Albo chociaż po obiedzie?
- Pewnie- odparłam bez wahania. Zaczęłam się dziwnie czuć w obecności Willa. Wcześniej dominował w naszych relacjach chłód i dystans...Teraz myślę, że czuję do niego respekt, jak i ogromną złość. On zabił dwójkę niewinnych ludzi! Przecież nie zrobiłby tego ktoś zdrowy psychicznie! Ale z drugiej strony- zastanawiałam się. Przecież nie miał wyjścia. Ojciec dusił go na statku...Zaraz! Czemu ja w ogóle go usprawiedliwiam?! Nie ma usprawiedliwienia dla takiego zachowania. Ale przecież nadnaturalność...
Dość!- krzyknęłam na siebie w myślach.Przestań roztrząsać tą sprawę!
- To może ja już pójdę- powiedziałam szybko, nie wiedząc, ile tak już stoję w milczeniu.- Przyjdę po przerwie poobiedniej.
Chwyciłam za klamkę i czym prędzej otworzyłam drzwi. Wysunęłam się na korytarz i skierowałam w stronę łazienki, która umiejscowiona była na samym końcu korytarza. Moją uwagę przykuł jednak ruch, który zarejestrowałam ledwie kątem oka. Ktoś poruszył się niedaleko mojego pokoju. Czym prędzej ruszyłam w tamtą stronę, aby sprawdzić zaistniałą sytuację. Zaglądnęłam do pomieszczenia- pusto; tylko firanka powiewała, wprawiana w ruch przez delikatny wiosenny wietrzyk. Wzruszyłam ramionami i wyszłam. W samą porę, żeby zobaczyć postać Elliota, który opuszczał pokój Lorren.
- Byłeś u Lorren?- spytałam prosto z mostu, choć przecież odpowiedź była oczywista. Chłopak spojrzał na mnie, po czym powiedział:
- Nie. Znaczy tak. To znaczy- plątał się.- Byłem w jej pokoju, ale jej samej tam nie było. Chciałem z nią pogadać w sprawie tego projektu...- zawiesił głos.
- Nie było jej też na śniadaniu- mruknęłam.- Ciekawe czy w ogóle spędziła noc w Ośrodku- dodałam po chwili namysłu.
- Sugerujesz coś?- zapytał, jak zawsze podejrzliwy i ciekawski, Elliot. Uniosłam brew, zastanawiając się, czy wyznać moje przypuszczenia ośmiolatkowi. Co tam- westchnęłam w myślach. W końcu to też Nadnaturalny. A Lorren to jego siostra.
- Myślę, że wybrała się gdzieś z Tony'm- powiedziałam.- Może znaleźli portal do świata śmiertelników...albo gdzieś indziej.
Mój młody rozmówca skrzyżował ręce na piersi i zmarszczył czoło w geście zamyślenia. Uniosłam lekko kąciki ust, widząc jego zachowanie.
- W takim razie trzeba sprawdzić, czy Tony jest u siebie. Potem możemy zwerbować resztę adeptów i przeszukać Ośrodek. Co o tym myślisz?- zapytał.
- Myślę, że to świetny pomysł, Elliot.- Przywołałam na twarz cień uśmiechu, aby pokazać chłopakowi, że spodobał mi się jego pomysł.- Idziemy?
Elliot to naprawdę mądre dziecko- stwierdziłam w duchu. Jest prawie tak przenikliwy jak ja.
* * * 
- Chodźcie, chodźcie!- wołał Elliot, krocząc na czele czteroosobowej grupy, w której skład wchodził: Will, Clov, ja i on sam.- Idziemy szukać mojej siostry!
________________
Dotarliście aż do końca? Jesteście wielcy! Uwielbiam was! Cieszcie się końcem wolnego (kto miał, oczywiście) lub początkiem weekendu ;)
Pozdrawiam!

zasmucona końcem wolnego
Enough

7 komentarzy:

  1. Nie dobijaj mnie, Enough, już mi się śniło że zawaliłem test z polaka, a ty mi jeszcze przypominasz o końcu wolnego!
    No nie wiem, czemu sądzisz, że jest nudne. Wcale nie jest takie złe. Nawet bym powiedział, że dobre ;)
    Nom, wiem, że jestem wielki, wiem. Ale, że mnie uwielbiasz to nie wiedziałem :P (żart, oczywiście)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry...też to przeżywam :o
      Dzięki za komplement, Sagi ;) Ostatnio mam jakiś niż moralny w stosunku do mojej ,,twórczości''...Nie mam pojęcia, czemu.
      Heh, każdego, kto doszedł do końca tak oceniam :) Nie no dobra, nie będę się tu użalać nad sobą, od tego mam telefon i numer do Freedom.

      Usuń
    2. Spoko, może mnie żaden nauczyciel jutro nie zje :P
      No patrz, czasem nawet mi udają się komplementy ;) U mnie jeśli chodzi o morale to zależy z kim rozmawiam :P ale przeważnie mi się nie podoba to co napisałem.
      Jak coś to do mnie też masz ;)

      Usuń
    3. Wiem, że do ciebie też mam ;) Ale Freedom jest już przyzwyczajona do wysłuchiwania moich marudzeń xD

      Usuń
    4. A ja do marudzeń ogólnie więc jak coś to się nie krępuj :P

      Usuń
  2. Nie spodziewałam się tego noża... Takie to było dramatyczne. Jak zwykle rozdzial długi, ale jakoś wcale tego nie odczułam. Bardzo ciekawy. Czekam na więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa ;) Od razu robi mi się raźniej ;)

      Usuń